poniedziałek, 9 stycznia 2017

Do you remember... Rozdział 31

Cześć i czołem kluski z rosołem!!!
Jestem w końcu, myślałam, że nigdy tutaj nie trafię, ale jest! Udało się. 
Nie dość, że wszystko leci mi z rąk to jeszcze rozdział nie wygląda tak jak planowałam. 
Pisałam go fazami, co jakiś czas, bo naprawdę ostatnio nie mam siły, żeby cokolwiek sklecić w miarę poprawnie. Mam jednak nadzieję, że wam przypadnie do gustu. 
Oczywiście ja jak to ja mam zaplanowane do przodu, 
ale niewiele i nie byłabym sobą gdybym czegoś nie zdradziła.
 Podpowiedzi były w każdym ostatnim rozdziale, a tutaj jest 
ostatnia. Ostatni klocek czegoś na co czekałam od początku. Buhaha....
Tak więc zapraszam was do czytania, komentowania. Szczerego komentowania,
 a ja tymczasem lecę do was zostawić po sobie ślad.
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 *****

Czy skoro cieszę się ze straty, a nawet jestem z tego powodu szczęśliwa to znaczy, że coś jest ze mną nie tak? Ta radość chyba zależy od rodzaju straty i tego w jaki sposób ona odbija się na
naszej psychice. Pierwszy raz od paru miesięcy czułam się...wolna? Tak. Tak to uczucie mogłam nazwać.  Nie była to radość z pewnego rodzaju stratą Michaela, to dotyczyło czegoś innego. Każdy człowiek jest tym uwiązany jak pies do budy. Ta wolność objawiała się radością, bo nie co dzień można zacząć coś od nowa. Nawet nie miałam pojęcia co mi się stało, gdy całe to moje zadowolenie wyparowało, a na jego miejsce pojawiło się zupełnie inne uczucie, którego nie potrafiłam opisać. Choć to wrażenie przeważało to pojawiła się w mojej głowie myśl, która stopniowo wypierała wszystko inne.
Tym problemem będę  zajmować się później, a tymczasem  nie pozostało mi nic innego jak delektowanie się spacerkiem w promieniach marcowego słońca. Przemierzałam chodnik dosyć szybkim krokiem, ba prawie podskakiwałam.
Nie wiedziałam skąd się wzięła u mnie ta radość, bo jeszcze parę dni temu miałam wrażenie, że do serca wbito mi kolejną już szpilkę. Przecież nie codziennie odkrywa się tajemnice spiskowe. Wtedy chyba również też gdzieś szłam, ale nie pamiętam nawet gdzie. Nie zwracałam na nikogo uwagi, tylko szłam jak koń z klapkami na oczach. W pewnym momencie mignęła mi gdzieś w tle blond czupryna która nerwowo się poruszała. Na nią też nie zwróciłabym szczególnie uwagi, gdyby nie jeden szczegół. Za tą osóbką kroczył równie zdenerwowany mężczyzna. Miałam wrażenie, że skądś znam tą twarz, tylko nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie go widziałam. Nie zważając na nic ruszyłabym w swoją stronę, ale coś mi nie pozwalało. Patrzyłam za tamtą dwójką ze zmarszczonym czołem. Mój wewnętrzny głos mi mówił, że coś tu nie gra. Na moje nieszczęście ciekawość wygrała i poszłam w ślad za nimi niczym jakiś Bond w spódnicy. Przystanęli w pewnym momencie, a ja skryłam się za jakimś samochodem wychylając tylko głowę spo nad czerwonej maski pojazdu. Słyszałam tylko pojedyncze strzępki zdań wyrwanych z kontekstu.
  -Od trzech miesięcy wisisz mi z forsą. -złapał kobietę za łokieć, a ta się odwróciła. Myślałam, że padnę tam z wrażenia, bo właśnie w tym szarym płaszczyku, parę metrów ode mnie stała...Madonna. Nie miałam bladego pojęcia co ona tam robi, ale w jednym momencie chciałam  stamtąd uciec, ale pojawił się jeden problem. Siedziałem tam jak sparaliżowana.
  -Fakt wykonałeś robotę, ale ja dalej nie mam to czego chciałam. -powiedziała do mężczyzny.
  -To może byś się ruszyła, a nie na oklaski czekała?! -odpowiedział jej z dezaprobatą.
  -Wszystko w swoim czasie mój drogi… Ty otrzymasz swoje należne, ja dostanę przeznaczonego mi faceta i wszyscy będą zadowoleni. -facet opuścił bezradnie ręce obracając się wokół własnej osi.
  -Zaczynam dochodzić do wniosku, że ty za Chiny ludowe nie wiesz co zrobić, żeby go zdobyć.
  -Właśnie, że wiem. -zagotowała się ze złości.
  -Posłuchaj mnie kuzyneczko. Znamy się szmat czasu i oboje dobrze wiemy, że jesteś głupiutka jak but, a nawet gorzej.
  -Nie pozwalaj sobie Jack! -zaczęła go kąsać.
  -To ty sobie nie pozwalaj Mad. Zachowałaś się jak idiotka której zabrano prezent. Ty rozwaliłaś związek, bo Jackson nigdy by na ciebie nie spojrzał. -szczena mi opadła. W ich rozmowie zaczynałam się powoli gubić, ale blondynka postanowiła dołożyć do pieca.
  -Przypominam ci, że to ty się przyczyniłeś do mojego triumfu najbardziej.
  -Błagam nie rozśmieszaj mnie… -zaczął. Mad prychnęła pod nosem.
  -Nie ja się obściskiwałam na jego oczach z tą całą krawcową. -miałam wrażenie, że całe śniadanie podejdzie mi do gardła. Spojrzałam na mężczyznę przyglądając się jego twarzy. W jednym momencie w mojej głowie przewinął się obraz sprzed trzech miesięcy. Olśniło mnie. Ten cały Jack czy jak mu tam to on przyczynił się do tej całej pomyłki. Myślałam, że zaraz się przewrócę od ilości przetworzonych informacji. Było mi tak dziwnie nie dobrze, ale przynajmniej znalazłam odpowiedzi na pytanie, które mnie nurtowało. Tamtego pamiętnego dnia powiedział, że “Osiągnąłem to co chciałem.”, czyli że o to mu chodziło. Wiedziałam dwie rzeczy. Jedna to, że wytargam tej kobiecie kiedyś kudły jak ją spotkam,a druga to, że chyba wypada wcielić w życie coś o czym myślałam przez ostatni czas. Wystarczy mi tylko dwadzieścia sekund odwagi by to zrobić. Jeżeli mi się nie uda zaprzepaszczę wszystko, tak jak ostatnim razem, gdy chciałam coś zmienić.
Jakoś ciężko było nie myśleć o Michaelu. Był wszędzie gdzie tylko spojrzałam na plakatach, w telewizji, prasie po prostu wszędzie gdzie się dało pojawiała się jego twarz, nawet w moim sercu, gdzie cały czas zajmował szczególne miejsce. Nie potrafiłam go wyrzucić z siebie, zbyt mocno go kocham by to zrobić... Jedynie w co drugim wydaniu jakiejś gazety pojawiały się o nim niepochlebne artykuły. Nie potrafiłam zrozumieć jaki był powód co poniektórych plotek. Dajmy na to ostatnio trafiłam na coś dotyczącego koloru jego skóry i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Przecież nie powinien się liczyć wygląd zewnętrzny, ale z tego co widać po świecie prawda jest zupełnie inna. Ludzie kłamią na każdym kroku prosto w twarz i to bez mrugnięcia okiem. Okazuje się, że ci najbardziej święci mają najwięcej za uszami. Choćby dzisiaj. Jeszcze parę minut temu siedziałam na krześle przed szefostwem, a z jego ust usłyszałam:
  -Z powodu cięć jestem zmuszony panią zwolnić. -taaa… Z powodu cięć. Każdy w firmie wiedział, że wylatujesz tylko wtedy, gdy jakiś klient złoży na ciebie skargę. Cóż, więc kłamstwo jest wszędzie nawet na etykiecie butelki wody.
Do tego dołóżmy jeszcze dziwaczne zachowanie Sam. Widzę po niej, że coś kombinuje, ale gdy zapytam się o co chodzi to, albo mi nic nie odpowiada, albo dostaję krótką odpowiedź, która nie jest odpowiedzią. Zaskakuje mnie coraz bardziej, a ja myślałam, że ją znam. To samo Janet obydwie mnie pilnują jakbym miała zaraz skoczyć z okna. Choć przez chwilę mnie ta opcja korciła to na szczęście mi przeszło. Szeptają między sobą jakby co najmniej planowały włam stulecia. Tak jest dzień w dzień od dłuższego czasu, a zaraz się przekonam czy i dzisiaj.
Weszłam do domu gdzie pachniało świeżym ciastem. Rzuciłam w kąt wierzchnią część mojego ubioru. Dojrzałam stojąca nieopodal jakąś skrzynkę. Przyjrzałam jej się bardziej dokładniej. Walizka? Nie rozumiem z tego już nic. Doszła do mnie rozmowa dochodząca z salonu. Jeżeli Sam tam rozmawia z trupą cyrkową nie zaskoczy mnie to w żadnym razie. Weszłam do pomieszczenia gdzie trwała zażarta dyskusja i byłam jeszcze bardziej zdziwiona niż miałam zamiar. Na sofie ściśnięte siedziały Sam, Karen, która nie wiem skąd się tu wzięła i jeszcze jakaś kobieta którą pierwszy raz na oczy widziałam. Janet natomiast nerwowo chodziła po pokoju.
  -Jenn? Ty już? -wypaliła nagle Sam. Musiała mnie w końcu dojrzeć.
  -Jak widać… -nie wiedziałam co miałam powiedzieć. Wszystkie osoby się we mnie wpatrywały, naprawdę nie miałam pojęcia co mam z sobą zrobić czy siąść gdziekolwiek, czy stać po prostu jak słup soli. -Coś się stało, że jesteście tu wszystkie? -zapytałam w końcu.
  -Tak. Staliście się wy. -wytknęła mi Janet. -Ty i mój kochany braciszek jesteście tak uparci, że prędzej dinozaury zaczną chodzić po ziemi niż ze sobą pogadacie. -skończyła.
  -Dlatego myśmy za was opracowały genialny plan. -odezwała się Karen. Naprawdę już nie wiedziałam czy mam się zacząć bać czy jednak nie.
  -Że co? -musiałam wyglądać bardzo śmiesznie z moim wyrazem twarzy.
  -Dowiesz się w swoim czasie, a teraz ubieraj się, bo się spóźnimy.
  -Janet możesz mi powiedzieć na co? -stałam dalej nie ruszając się ani centymetr.
  -Na lotnisko.
  -Ale po co?
  -Mówiłam już. Dowiesz się w swoim czasie. -już u kogoś słyszałam te słowa, a po nich straciłam osobę bez której ciężko mi było egzystować. -Bill chodź pomóż, bo nigdy nie uda się uratować tego bajzlu. -wszedł do niewielkiego korytarza człowiek, który byłam pewna, że jest razem z Michaelem gdzieś w Europie.
  -Sorry szefowo, ale jeszcze trochę i załamiecie się oboje. -nie wiem czemu, ale wzrok tego mężczyzny przekonał mnie bardziej od słów moich przyjaciółek. Poszłam za nimi w ciemno. Wsiadłam do czarnego samochodu stojącego z tyłu domu, a w następnym momencie siedziałam w samolocie. Nie pamiętam nawet kiedy przymknęłam powieki na dosłownie minutę, a ta minuta zamieniła się w godzinę. Z mojego snu pamiętam tylko tyle, że zniknęłam…


*****

Człowiek może odczuwać brak wielu rzeczy. Zależy to od czynników bynajmniej nie pogodowych. Z
punktu widzenia osób trzecich miałem wszystko, ale tylko z ich punktu widzenia. Moimi oczyma wyglądało to nieco inaczej. Brakowało mi rzeczy, a raczej uczuć, które dla innych mogą być zwyczajne. Niestety dla mnie na ten moment były nieosiągalne. Miałem odczucie, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. Wszyscy wokół mnie patrzyli się na mnie z wpisanym współczuciem w oczach. Miałem dość wszystkiego. Wiedziałem, że prasa doczepi się wszystkiego. Od czasu incydentu z komorą tlenową był spokój. Do teraz…
Dostawałem tylko puste “wszystko będzie dobrze”. Dla mnie nie znaczyły one nic, były zbyt mało przekonujące, ale gdyby to powiedziała inna osoba, byłoby też zupełnie inaczej. Wszystko byłoby inaczej. Byłem praktycznie uziemiony. Każdy pilnował bym nie czmychnął gdzieś tak jak to było poprzednim razem. A to było dawno, przynajmniej dla mnie, wtedy nie było tej pustki która mnie niemiłosiernie teraz otaczała.
Skakałem po programach od niechcenia. Nudziło mi się bardzo, a nawet strasznie. Nie miałem co z sobą zrobić. To było coś na zasadzie, że chcę zrobić to i to, ale nie mam na to siły. Siedziałem więc zamknięty w czterech hotelowych ścianach. Parę ścian obok prawdopodobnie trwała libacja alkoholowa i mógłbym tam pójść, ale jak już wspominałem nie mam siły na nic, albo to po prostu lenistwo. Przynajmniej mogłem w spokoju pomyśleć.
Westchnąłem chcąc się pozbyć niewidzialnego ciężaru. Pomyśleć? Tylko o czym. Mignęła mi moja twarz na ekranie telewizora. Nawet nie byłem ciekaw co tym razem wymyślili. Pewnie i tak mija się z prawdą w dużej mierze. W końcu trafiłem na jakiś kanał gdzie leciał jakiś stary, czarno-biały film. Wyglądało to jak jeden z tych filmów gangsterskich, gdzie koniec końców, główny bohater zabija i połowę swojej bandy, i kobietę, która ponoć go zdradziła. Wydało mi się to dziwnie znajome, ale tylko w części. Włączyłem kolorowe pudełko i zapadła cisza. Cisza, którą przerywał dźwięk pojedynczego samochodu, który tędy przejeżdżał. O dziwo ta część Włoch była niezwykle cicha, albo mi się tylko wydawało. Spojrzałem na zegarek stojący na komodzie. Wskazywał godzinę grubo po północy. Teoretycznie mógłbym się położyć do łóżka próbując zasnąć, ale w tym fotelu było nazbyt wygodnie.
Uderzyła mnie pewna myśl. Połowa żeńskiej ekipy gdzieś zniknęła, a została tylko Sheryl. Właśnie ona mi powiedziała, że większość pojechała na pogrzeb babci Tatiany. Dziwne, bo z tego co pamiętam jej babcia zmarła już bardzo dawno. Nie tyle to wydało mi się podejrzane, ale i szepty pomiędzy personelem, jakby na coś czekali. Na moją śmierć na pewno nie. Gdy rozmawiałem z Sheryl wszyscy się jej przyglądali, jakby zaraz miała zdradzić największy sekret świata. Krew odpłynęła jej z twarzy. Jeszcze ta nerwowa wizyta Janet. Ona z pewnością coś ukrywa. Tylko co? Aż przywołałem w pamięci jeden incydent.
  -Nie musisz mi powtarzać, że to jest jedna wielka pomyłka. -fuknąłem na nią.
  -Najwidoczniej muszę ci to przypominać. -odburknęła.
  -Janet możesz mi powiedzieć co chcesz osiągnąć? -zapytałem starając się panować nad złością.
  -Zupełnie nic. -albo mi się wydawało, albo wyczułem w jej głosie ironię.
  -Janet… -widziałem jak się kuli w sobie by o coś się zapytać.
  -No bo… chodzi o to, że… ja chciałam wiedzieć czy… czy ty… -pierwszy raz odkąd pamiętam miała trudności w wypowiadaniu się.
  -Czy czuję się jak ostatni palant?
  -Co? Nie! -od razu zaprzeczyła. -Chcę tylko wiedzieć co ty byś zrobił gdyby Jenn teraz stanęła w tych drzwiach. -wypaliła na jednym wdechu. Tym pytaniem po części mnie wmurowała. Co bym zrobił gdyby… Pewnie pomyślałbym, że to jakiś sen, albo halucynacja, ale…
  -Nie wiem co bym zrobił Janet, ale byłbym najszczęśliwszym facetem w tym wszechświecie. -siostra uśmiechnęła się chytrze i miałem wrażenie, że ona naprawdę coś wykombinowała, że za dosłownie moment coś się stanie. Ale ona podeszła tylko do mnie i uśmiechnęła się poprawiając mi mankiety koszuli. Czy mam się bać?...
  -Uwierz mi już nie… -ugryzła się w język, jakby miała mi zdradzić największą tajemnicę świata. -Nieważne. -zostawiła mnie w totalnym osłupieniu. Właśnie takie zachowanie mnie niepokoiło. Ona coś kombinowała, ale nie chciała zdradzić co. Może mi się tylko wydawać, ale to mógł być tylko przypadek, że tak powiedziała, albo jest coś na rzeczy z tym “nieważne”, bo w końcu coś musi być ważne. Tylko co? A może to ja znowu szukam dziury w całym i doszukuję się podejrzeń tam gdzie nie trzeba, bo po prostu ich nie ma?
Wstałem z fotela na którym siedziałem i podszedłem do okna, z którego rozchodził się widok na miasto oświetlone światłem nocnych latarni. Kolejna noc, a sen nawet nie chce zawitać. Jakby sam chciał mnie zmusić do myślenia nad czymkolwiek. Nie wiem ile tak stałem oparty o framugę okna, ale zdążyłem naliczyć dość sporą grupkę nocnych kierowców. Z pewnością wracali późną porą do rodzin, śpiących dzieci i czekających na nich z utęsknienie
m żon. Mieli po co wracać, bo w ciepłym domu czekały na nich osoby ich kochające. W mojej głowie zrodziło się kolejne pytanie. Czy w rodzinnych stronach ktoś mnie wyczekuje? Serce zabiło mocniej, jakby chciało powiedzieć, że każdej nocy ktoś na ciebie czeka.


 "Boję się wszystkiego. Boję się tego, co zobaczyłam, tego, co zrobiłam, tego, kim jestem. A najbardziej ze wszystkiego boję się wyjść z tego pokoju i nigdy więcej w swoim życiu nie czuć się tak jak wtedy, kiedy jestem z tobą."
Dirty Dancing (1987)
~~~~~~~~~~~~ 
LITTLE OGŁOSZONKO!!! 
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Mój laptop zaczyna szwankować i najprostsza czynność do wykonania jest dla niego wyzwaniem. Z tegoż powodu w najbliższym czasie urządzenie będzie oddane do naprawy, a to się wiąże z tym, że następny rozdział nie wiadomo kiedy się pojawi (również nad tym ubolewam). Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie wykombinowała, dlatego zrobię co będzie w mojej mocy, by notka się pojawiła w najbliższym czasie (nawet jeśli czeka mnie długi spacer).
Za wszelkie utrudnienia przepraszam tzw. złośliwość rzeczy martwych.  


Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. :D

5 komentarzy:

  1. Hejka!
    Oni muszą być razem. Bez szczerej rozmowy się ranią nawzajem, jak im to możesz robić? Ale bitch z tej Madonny, dlaczego piorun nie spadnie i nie zabije jej tak jak Balladyny u Słowackiego xD. Trzeba ją unieszkodliwić, bo straty emocjonalne są przez nią duże. Najlepiej to bić i patrzeć cy równo puchnę. Przeklinam ją i tego Jacka, czy jak mu tam było za wsze czasy. Madonna zła. Ale wracając i nie denerwując się, fajnie by było, gdyby Jennifer i Michael się spotkali i porozmawiali jak cywilizowani ludzie. Szczęśliwi by może byli. Dobra ja już zmykam, życzę ci duuużo Weny i żeby twój laptop szybko wrócił ;)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. ;)
    Byłam strasznie ciekawa co tu będzie się dalej działo i proszę. Konspiracja! xD Super. :D Niech Jann Nie udaje, że nie ma pojęcia o co chodzi bo głupi sie tego domyśli po prostu. Rozwaliło mnie to z Madonną i kuzynkiem. :D Masakra jakaś patola. xD Ale jak to się mówi co w rodzinie to nie zginie. :D Podobni do siebie jak widać. I wciąż ten Jackson, co tu zrobić, żeby go sobie zdybać. Biedna kobita. :D Ale jakoś mi jej nie żal.
    A dalej, Michaelek tez dziwadło. Zresztą oni oboje zachowują się jak dziwadła, zamiast wykręcić po prostu numer. Ale to się tylko tak mówi. xD Dobrze, że mają Janet i resztę pod ręką. :D
    Rozdział bardzo mi sie podoba jak zawsze zresztą, choć mógłby być dłuższy troszeczkę, ale to nic. :)
    Czekam na następny, weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czejść ;*
    Ahhh Janet i te jej kombinacje :D Kocham to :P
    A to się Michaś zdziwi jak się dowie co ta jego kochana siostra kombinuje ��
    Szczerze? Jak ta Madonna jeszcze coś bedzie mieszać w ich życiu to ja jej nakopie do tych czterech liter!!!
    Także to by było na tyle mojego gadania��Więc no życzę weny i pozdrawiam cię ułomny Marsjanku ������
    ~Twój ułomny Chińczyk (Kate)������

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Ostatnio tyle do roboty mam, że na nic czasu kompletnie.
    Przeczytałam już dawno, no ale wracam spóźniona xD
    Ogólnie to mi smutno cięgle, że to miedzy nimi się tak potoczyło. Madonna to chyba dawno w zęby nie dostała, Jenn moim zdaniem powinna powiedzieć teraz o tym Michaelowi co usłyszała, a on powinien jej uwierzyć i coś z tym zrobić, bo takie akcje nie powinny zostać bez niczego. Niezłe upokorzenie by miała Madoncia nasza xD
    Janet jak zawsze w pogotowiu!
    Te jej kombinacje tylko na dobre teraz naszym zakochańcom wyjść mogą. Jestem ciekawa reakcji Michasia na swoją ukochaną, jak się potoczy ich rozmowa itd. No nic czekam na nexta! :D
    Weny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiem Ci historię mojego życia: Było już po 22... Wszędzie panowała ciemność. Pewna dziewczyna napisała ZARĄBISTY komentarz na blogu z fanfiction, które czyta. Gdy komentarz już był skończony, wszystko trafił szlak i się usunęło :)
    KONIEC!
    Dzień dobry... chociaż w sumie już wieczór... Noc!
    Kiedy przeczytałam pierwsze zdanie, myślałam, że muszę już kilof szykować, a jednak nie xD Przydała by się porządna walka. Ciągnięcie za włosy itp. To było by bardziej satysfakcjonujące, a jednak mam niemałą ochotę ją już zabić. Szczerze, tak bardzo o niej zapomniałam, że się nie spodziewałam jej tutaj. Cała żeńska część opowiadania w jednym pokoju. No ładnie... A ta męska ogląda sobie telewizje. Niech się jeszcze trochę pokłócą to wyjde stąd. Wyskocze z okna. Jak miło, że w końcu najbliższe otoczenie podjęło odpowiednie kroki... bo mam nadzieję, że to jest to, o czym myślę xD Zabiłabym... Gdyby to nie było to, normalnie zabiłabym... Ostrzegam!
    Ja dzisiaj nie zasiedzę zbyt długo, pozdrawiam i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń