piątek, 29 kwietnia 2016

Do you remember... Rozdział 3

    No witam was kochani!
Dzisiaj jest piątek weekendu początek i to długiego. Jakieś plany? Jak minął dzień? U mnie ciężko. Bałam się, że nie zdążę z notką, ale się wyrobiłam. Pisanie jeszcze raz nie uśmiechało mi się, ale cóż życie... nie? Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania mam nadzieję że będzie się wam podobać.
Pozdrowionka
Wecia
<3
~~~~~~~~~~~~~~~~

*****


    Cierpienie. Słowo, które kojarzy nam się jedynie z bólem, ale dlaczego doświadczają go małe niewinne istoty jakimi są dzieci. Co zrobiły światu, że je tak ukarał? Nie zaznają szczęścia. Dlaczego? Dlatego, że odejdą wcześniej, zabrane przez chorobę. Każdy rodzic powinien być dumny z takiego dziecka, które pogodziło się ze swoim losem, a może wie, że po drugiej stronie znajdzie wytchnienie i wieczną radość. Wracałam ze szpitala. Córka mojej przyrodniej siostry umiera na cichego zabójcę jakim jest nowotwór. Wykryty zbyt późno przekreślił jej szansę na szczęśliwą przyszłość.
    Weszłam do parku, aby choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie i jego problemach. Nie miałam ochoty wracać do domu. Błądziłam bez celu po zielonej okolicy. Co rusz wpadłam na przechodniów, którzy obdarzali mnie siarczystym przekleństwem, a z mojej strony było puste przepraszam. Gdzie oni tak gnają? Zatracają się we własnym świecie zapominając o najważniejszym. Spacerowałam tak od dobrej godziny więc postanowiłam udać się w stronę mojej oazy ciszy w pobliżu stawu. Skręcałam w kolejną alejkę drzew. Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, gdy nagle uderzyłam o coś miękkiego, a raczej o kogoś... Poczułam, że moja koszulka jest mokra i pachnie... pomarańczą?
  -Strasznie pana przepraszam. Powinnam patrzeć jak chodzę.
  -To ja powinienem patrzeć jak chodzę pani projektant.- po tym jak dotarły do mnie jego słowa uniosłam głowę i zdałam sobie sprawę z kim się zderzyłam. Tylko jedna osoba na tym świecie ma czekoladowe oczy, czarne, kręcone włosy i ten... ten niebiański uśmiech. -To ja powinienem przeprosić. Przeze mnie masz bluzkę ociekającą sokiem pomarańczowym.
  -Nic się nie stało panie Jackson, a poza tym lubię sok pomarańczowy.- brawo!! Jennifer właśnie zrobiłaś z siebie idiotkę roku.
  -Proszę mi mówić Michael, aż tak stary to ja nie jestem.
  -Jennnifer.- wyciągnęłam rękę i posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił tak jak uścisk dłoni.
  -To może w ramach przeprosin dałabyś się zaprosić na lody?- "Odmów mu. Spław kolesia, bo będziesz cierpieć"
  -No nie wiem.
  - Plooose.- zrobił minę pięciolatka proszącego mamę o zabawkę. Czyli, że pod tym względem się niewiele zmienił. -Obiecuję, że nic co jest zdatne do jedzenia nie wyląduje na tobie. -teraz mu ładnie odmówię i sobie pójdę. Chyba widział, że się waham, bo zrobił te swoje maślane oczka. I porwałam się z motyką na słońce. Wybuchłam śmiechem. Widziałam jak Mike stoi zdezorientowany. Wyminęłam go i ruszyłam przed siebie. Zrobiłam parę kroków, a następnie odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem.
  -No idziesz czy nie na te lody.- widząc moją reakcję podbiegł do mnie z bananem na twarzy. Ruszyliśmy w stronę lodziarni. Będę tego żałować do końca życia, że go okłamuje, ale dziwi mnie, że on mnie nie poznał. Przecież miałam się odseparować od przeszłości. Kobieto co ty wyprawiasz. W mojej głowie tłukły się myśli. Miałam wrażenie, że mi się przygląda.. Nie wydaje ci się. Nagle poczułam, że szturcha mnie w ramię. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
  -Mogłabyś?-wskazał na drzwi.-Nie chcę robić zamieszania moją osobą.
  -Jasne. -ruszyłam w stronę drzwi, gdy sobie o czymś przypomniałam. -Guma balonowa?
  -Tak.- odpowiedział krótko. Wydawał się być lekko zdziwiony.
"Ale wtopa."
Weszłam do środka znikając w tłumie ludzi...

*****

    Skąd ona to wiedziała? Nie przypominam sobie, abym wspominał o tym w jakimś wywiadzie. Nie wygląda na moją fankę i się tak nie zachowuje. Jest inna wyjątkowa. Ona miała w sobie to coś... nie wiem czym mogłoby być to coś, ale to ma. Te oczy takie znajome... Ach ta amnezja spowodowana wypadkiem na planie Pepsi. Spytam się Janet ona na pewno będzie wiedziała. Głupie wrażenie spotkania jej.
  -No panie King of pop schodzimy na ziemię. -stała przede mną uśmiechnięta. -Będziesz tak stał? Czy weźmiesz te lody?-i ma gadane. Ciekawe czy lubi oglądać bajki Disneya.
"Heloł... Jackson... Czyżbyś spotkał ideał kobiety?"
"Mógłbyś się przymknąć?"
"Teoretycznie bym mógł, ale nie mogę, bo ona widzi jak się na nią patrzysz, a w tym momencie pęka ze śmiechu." 
Podświadomość wyrwała mnie z rozmyślań.
  -Ej Jackson! Skończ się buforować bo lody się topią.
  -Co?-ponownie wybuchła śmiechem.
  -Lody się topią coś ci to mówi?
  -A tak...-lekko się speszyłem.- Wybacz. - właśnie sobie uświadomiłem, że się śliniłem jak szczeniak. Wziąłem od niej moją porcję i ruszyliśmy w stronę parku. Kątem oka przeglądałem się jej jak "pochłania" swoją porcję deseru jagodowego. Jagodowy... już ktoś je ze mną jadł... ale kto?
  -Mam coś na twarzy?-po chwili spytała. "Uuuu wkopałeś się Jackson."
  -Nie nie masz.
  -To na co tak spoglądasz?
  -Na pewną ładną kobietę.
  -Co?-zaczęła się rozglądać.-Gdzie ty ją widzisz?-uśmiechnąłem się pod nosem. Ruszyła dalej, a ja za nią.

*****

    Ja mu zaraz dam ładna to mu ten uśmieszek z twarzy zejdzie. Dokończyłam w pośpiechu swoje lody. Taka okazja trafia się raz w życiu. Postanowiłam zrobić mu na złość. Gdy przybliżał swój deser do ust 'lekko' popchnęłam jego ręce tak, że całą twarz miał upaćkaną lodami. Wybuchłam śmiechem.
  -Masz coś na twarzy? -wskazałam palcem na jego buźkę, nie mogąc przestać się śmiać.
  -Ty mała...-zaczęłam uciekać. Przeczuwałam co się święci. -Pożałujesz tego!-wykrzyknął w moją stronę. Słyszałam jego krzyki jaka to ja nie jestem zła i jak bardzo tego pożałuje. Z każdym krokiem biegłam coraz szybciej.
  -Złap mnie jeśli potrafisz!-rzuciłam w jego stronę, gdy kątem oka dostrzegłam, że się zbliża. Oj nie tak łatwo to on mnie nie złapie. Wspięłam się na najwyższe drzewo. Przycupnęłam na gałęzi i czekałam... Ile można czekać?! Po paru długich minutach zauważyłam jego sylwetkę idącą w kierunku drzewa, na którym siedziałam. Nie wiem jakim cudem mnie nie zauważył, ale chwała mu za to.
  -Jennifer... Weź wyłaź...-zbliżał się pod gałąź na której siedziałam.-Wygrałaś! Słyszysz?! Poddaje się!-matko boska on się poddaje, to nie w jego stylu, ale co mi tam i tak mam już przekichane. Zeskoczyłam z gałęzi krzycząc:
  -Orientuj się Jackson!- runęłam na niego. Ataku z powietrza to on się nie spodziewał. Leżałam na trawie wijąc się ze śmiechu.
  -Wariatka.
  -Dopiero teraz to stwierdziłeś?- uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów. Zrobiło mi się smutno na myśl, że go okłamuje. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu 10 nieodebranych połączeń od Sam. Ona mnie zabije.
  -Coś się stało?
  -Wybacz Michael, ale muszę się zbierać.-wstałam otrzepując się z trawy. Zarzuciłam torbę na ramię- To cześć.- Ruszyłam w stronę domu.
  -Do zobaczenia.-krzyknął za mną, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem.Na myśl o kazaniu przyjaciółki odechciewało mi się wszystkiego. Po 15 minutach weszłam przez furtkę. Spojrzałam na nasz domek. Wyglądał cudownie w maju, niczym z bajki. Z prawej strony obrośnięty bluszczem. Okna przez, które wpadało zawsze dużo światła i drzwi z kołatką dodawały mu niezwykłego uroku. Pomyśleć, że same na to wszystko zapracowałyśmy. Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam próg mieszkanka... i się zaczęło.
  -Gdzieś ty się podziewała?
  -Aaaaaa...byłam na spotkaniu z przeszłością.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
  -Kobieto, ale cztery godziny? Za to idziesz jutro ze mną na zakupy.-powiedziała to z tryumfującym uśmiechem.  
  -Za jakie grzechy?-uderzałam głową o ścianę. Zawsze tak robię, gdy jestem poirytowana.
  -A no za to, że twoja przeszłość ukradła mi cię na pół dnia!-jakby wiedziała, że ta przeszłość wisi u nie w pokoju na połowie ściany to inaczej by mówiła. Wymieniłam tę kąśliwą uwagę w myślach.-Co ty masz na bluzce?
  -Sok pomarańczowy.-posłała mi mordercze spojrzenie i wróciła do salonu.
    Ruszyłam w stronę swojego pokoju. Opadłam na krzesło przy biurku. Z rezygnacją  sięgnęłam po kartki, które czekały, aż na nich nakreśle szkic kolejnego stroju. Powłóczyłam się do łazienki zażywając szybkiego prysznicu. Położyłam się na łóżku i bezmyślnie gapiłam się w sufit. Nawet nie spostrzegłam kiedy zamknęłam oczy. Zorientowałam się dopiero gdy ukazał mi się Michael i jego ciemne oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dlaczego on musi być taki... taki idealny?
Otwarłam oczy i spojrzałam na zegarek... Co? Osiemnaście po trzeciej nad ranem? Ja wiedziałam, że z tym kolesiem czas szybko mija nawet w snach. Znowu wpatrywałam się w sufit, znam go chyba na pamięć... Usiadłam jak oparzona... dostałam olśnienia... od dwóch dni nic mi do głowy nie przychodzi, a tu spotyka Jacksona i BUM...wymyślam jego strój. Z szybkością światła zabieram się do pracy... Z pod ołówka zaczęły się ukazywać pierwsze zarysy mojego genialnego projektu. Już wiedziałam, że i tak nie zasnę...

*****

    Siedziałem na fotelu bezmyślnie wpatrując się w kominek. Cały czas miałem przed oczami tą nieziemską istotę o promiennym uśmiechu i tych oczach... Te oczy takie znajome, a jednak dalekie. Szarość przechodząca w błękit. Zmienne jak ich właścicielka.
"Jackson, weź się opanuj. Zachowujesz się jak szczeniak."
"I co z tego?"
"A no z tego, że jej nie spotkasz, bo uno: Pacan nie poprosił o jej numer. Dos: Nie wiesz gdzie mieszka."
"Mam swoje sposoby."
Wspominałem dzisiejszy dzień, gdy ujrzałem ją zamyśloną i gdy "przypadkiem" na nią wpadłem wylewając na nią sok. Nie moja wina, że miałem akurat przy sobie ten napój. Coś w środku mi mówiło, żeby na nią wpaść. Ciekawe co teraz robi?...
  -Jackson zbudź się.- z rozmyślań wyrwała mnie Elizabeth.-Stoję tu od piętnastu minut i nawet nie śmiałeś się ze mną przywitać. Masz może ciato czekoladowe.
  -Co?... A.. W kuchni na blacie. Tylko uważaj bo będę musiał futryny poszerzyć.
  -Grabisz sobie... Aż tak gruba nie jestem.- ruszyła w stronę kuchni, a ja rozmyślałem o mojej pani projektant. Wydawała się, że brzy mnie czuje się swobodnie, ale w pewnych momentach wyczuwałem, że się waha. Westchnąłem na myśl o niej.- Idź się przespać, bo z tego co widzę to nie pogadam z tobą.
  -Nie zrozumiesz...
  -Matko jedyna!- aż podskoczyłem.-Czy tyś się przypadkiem nie zakochał?
  -Wydaje ci się...-ruszyłem w stronę schodów do sypialni.-A poza tym w kim?
  -Więc wytłumacz mi... od kiedy twoja sypialnia znajduje się w schowku na miotły.-uderzyłem się w głowę ręką. Co ona sobie o mnie pomyślałam? Ruszyłem już we właściwą stronę rzucając ciche przepraszam. Usłyszałem za sobą "Co ja z nim mam?"
Niczym 5 latek wskoczyłem do łóżka. Przymknąłem oczy i rozmyślałem o kimś.. W końcu Morfeusz zabrał mnie w swoje objęcia i odpłynąłem w krainę snów...

"Bo w życiu nic nie dzieje się przypadkiem."

~~~~~~

I jak się podoba dzisiejsza notka? Ja wiem, że to trochę zagmatwane, ale się nie martwcie w końcu wyjdzie na prostą. Sorcia za jakiekolwiek błędy. Następna notka za tydzień.
Więc do następnego ;D

Pamiętajcie komentarze motywują. ;)

niedziela, 24 kwietnia 2016

Plany na niedzielny wieczór? Mam propozycję

Uwaga! Uwaga!
Jeżeli ktoś się dzisiaj nudzi w godzinie 20:00 i później to niech wpada na kanał Stars TV.
Pewnie się pytacie dlaczego? A dlatego, że od 20:00 leci pasmo Best of (i tu uwaga uwaga) Michael Jackson. Dowiedziałam się o tym dosłownie przed chwilą i dzielę się z wami tą wiadomością.


Z tego co wiem prawdopodobnie będą 4 klipy w pełnej wersji, ale to nie jest pewne.

Jak oglądać?
CYFROWY POLSAT # 185
nc+ # 160
TNK HD #86
ORANGE # 168
UPC Polska (STARS.TV HD) #Mediabox 773, Horizon i Kaon 707
MULTIMEDIA POLSKA (STARS.TV HD) # 200
VECTRA #603
TOYA # 722
INEA # 260
NETIA # 236

lub online na Video Star

Więcej informacji na 

Mam nadzieję, że miło spędzicie wieczór.😉Sory za taką małą reklamę ale nie mogłam się powstrzymać.

Co do notki to będzie dziwnie, bardzo dziwnie...
Do zobaczenia w piątek, albo wcześniej... 
Wecia

PS. Pisane z telefonu za wszelkie błędy przepraszam.

piątek, 22 kwietnia 2016

Do you remember... Rozdział 2


 No cześć i czołem? Dzisiaj jest piątek weekendu początek... Więc co tam u was, jak minął dzień i czy życie bardzo daje się wam we znaki? :D

Tak więc zapraszam na kolejną notkę...Nie wiem czy będzie ciekawie moim zdaniem jest do... nieważne. Jeszcze raz zapraszam. Liczę na komentarze i na to, że pozostawicie po sobie ślad.
 
Wecia

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


 *****

Ale tu są nudy... Siedziałem w gabinecie pana Harisona, na pierwszy rzut oka wydaje się być miły, ale jak to się mówi pozory mylą. Moje zainteresowanie spoczęło na zabawce "odstersowującej". Te pięć kuleczek i jak się puści pierwszą to ta ostatnia odskakuje i na odwrót. Po kolejnych pięciu minutach zdążyłem przeszukać cały gabinet w poszukiwaniu czegokolwiek co powiedziałoby kim jest ów projektant, który ma się zająć strojem do klipu Bad. Już kiedyś zamawiałem tutaj kurtkę do Thirella i Beat it, ale nie mogłem osobiście porozmawiać z tajemniczym projektantem. Ostatnio wymówką była choroba. Siedziałem w wygodnym fotelu, gdy wszedł szef tej firmy i oznajmił, że "pani projektant zjawi się za piętnaście minut". To znaczy, że to ONA. Z rozmowy przeprowadzonej z gospodarzem, bo chyba tak go mogę nazwać wnioskowałem iż ów pani projektant jest na zaległym urlopie. Jakie to szczęście, że jestem Michaelem Jacksonem, Królem Popu i w ogóle to ma swoje plusy dajmy na to pracownik wraca z urlopu specjalnie dla mnie, ale nie zapominajmy również o minusach. Wracając... Siedziałem sobie w tym miękkim fotelu, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Pan Harison odpowiedział "proszę". Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi.
  -Dzień dobry panie Harison. Mówił pan abym się niezwłocznie zjawiła.- odwróciłem się do przybyłej osóbki. Miała niezwykle anielski głos, w którym można było wyczuć nutkę zdenerwowania.
  -Tak, tak witaj... Jennifer poznaj pana Jacksona.- machinalnie podała mi rękę. Na co wstałem i odwzajemniłem uścisk. Wyglądała tak znajomo... Jednak nie potrafiłem sobie przypomnieć, gdzie ją widziałem.- panno Bauern proszę zabrać pana Jacksona do gabinetu i wysłuchać jego zlecenia.
  -Oczywiście.- odparła, po czym zwróciła się do mnie.-Zapraszam proszę pana. -pożegnałem się z panem Harisonem i wyszliśmy na korytarz. Widziałem jak próbowała zachować spokój.
  -Przepraszam na chwilę.- podeszła do biurka sekretarki, która uważnie lustrowała mnie wzrokiem. Wydawało mi się czy zanim tu przyszedłem ta miła blondynka miała zapięte wszystkie guziki swojej koszuli. Wzięła od niej jakieś papiery. Zamieniła słówko z sekretarką i wróciła do mnie. -Możemy iść.- wskazała na drzwi windy. Weszliśmy do środka. Nacisnęła przycisk, który miał nas zaprowadzić na piąte piętro. Oparła się o ścianę windy. Zmarszczyła lekko brwi jakby się nad czymś ważnym zastanawiała. Nie powiem, że nie ale wyglądała całkiem ładnie. Ciekawi mnie tylko nad czym tak zawzięcie myślała...


*****
Spodziewałam się każdego, ale serio musiało trafić na niego? Już raz się wymigałam od spotkania parę lat temu i tu była bardzo dobra wymówka. Czy on musi mi się tak przyglądać? Dlaczego? Mam tylko nadzieję, że mnie nie poznał... Chociaż...
"Nie! On jest schowany w pudełku przeszłość do której nie wracamy."
Tak moja podświadomość jest kochana. Z moich genialnych kłótni wewnętrznych wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi windy. Przeszliśmy przez cały korytarz do mojego gabinetu, oczywiście nie obyło się bez wścibskich spojrzeń kolegów po fachu. Gdy widziałam jak jedna ze znajomych zemdlała na widok Michaela próbowałam się powstrzymać od śmiechu, aby nie wyjść na wariatkę. Gdy dotarliśmy na miejsce otworzyłam drzwi szanownemu Królowi Popu, zaprosiłam do środka i wskazałam miejsce, aby usiadł.


*****
Wydawała się być naprawdę miłą osobą mimo tego wyczuwałem, że stara się mnie trzymać na dystans. Miała niezwykłe oczy, które przechodziły z szarości w błękit w zależności od padającego światła. Na jej plecy opadały ciemne, lekko falowane włosy. 
"Jackson skup się!"
Odezwała się moja podświadomość. Nie moja wina, że wyglądała naprawdę ładnie.
"Ładnie to mało powiedziane."
Uśmiechnąłem się do siebie. Takie konwersacje są naprawde ciekawe.
Podeszła do szafki, z której wyciągnęła zielony segregator opatrzony... moim nazwiskiem? Położyła go na biurku. Wyciągnęła z niego parę kartek projektów, których nie widziałem. Przed oczami mignęła mi kurtka z Thrillera. Czyli, że to ona od początku robiła dla mnie stroje? Na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
  -Wszystko dobrze? -zapytała z troską w głosie.
  -Nie wiedziałem, że to pani projektuje moje stroje sceniczne.
  -Więc teraz pan już wie. -odpowiedziała z lekkim dystansem. -A teraz do rzeczy. Czy ma pan jakieś szczególne uwagi do nowego stroju?
  -Oczywiście. -zacząłem jej opowiadać, że kreacja mogłaby być w stylu niegrzecznego chłopca, bądź szefa jakiegoś gangu. Tym samym przeglądałem się jej twarzy. Lekko marszczyła czoło, gdy coś zapisywała. Miałem dziwne wrażenie, że ją znam. Im bardziej się przeglądałem jej twarzy tym bardziej wydawała się być znajoma. Musiała poczuć na sobie mój wzrok. Spojrzała na mnie swoimi błękitnym oczami i powróciła do zapisywania moich uwag. 
  -Projekt będzie gotowy za trzy tygodnie. -czy mi się wydawało czy ona specjalnie trzymała mnie na dystans. Dodatkowo te dziwne wrażenie że ją znam.
  -Czy mogę zadać pani pytanie?
  -Oczywiście.
  -Czy my się już kiedyś spotkaliśmy


*****
  -Czy my się już kiedyś spotkaliśmy?-cholera. I co ja mam powiedzieć? Tak byliśmy przyjaciółmi przez dziesięć lat?
  -Nie wydaje się panu.-co ja najlepszego zrobiłam. Pożegnał się ze mną po czym wyszedł. Opadłam na krzesło bezsilne po czym uderzyłam pięściami o piórko. Zawsze, ale to zawsze coś zepsuje nie wiadomo co, ale zawsze coś. Inaczej sobie wyobrażałam spotkanie po latach. Steff przyniosła papierkową robotę i oczywiście musiała mnie uraczyć pogadanką jak to Jackson nie jest przystojny... Szalg mnie zaraz trafi. Dałam znać Sam, że nie wrócę dziś na obiad. Zadajmy sobie pytanie czy w ogóle zdążę na kolację. Stos plików piętrzył się przede mną no cóż samo się nie wypełni. Przymknęłam lekko oczy, aby ogarnąć moje myśli. A ponieważ wyobraźnia mnie kocha wykreowała sobie obraz pewnego mężczyzny o śnieżnobiałym uśmiechu i zniewalającym spojrzeniu, który ma na imię Michael... Potrząsnęłam głową, aby go z niej wyrzucić. Zabrałam się do pracy. Coś w środku mi podpowiadało, że spotkam go jeszcze...i to nie raz...


"Przeszłość wróci w najmniej spodziewanym momencie"


 
*****
PS. Tak wiem przynudzanko było i to porządne.  Za wszelkie błędy przepraszam.
Do następnego hej. <3


piątek, 15 kwietnia 2016

Do you remember... Rozdział 1

 *
Tym razem Samantha prze-sa-dzi-ła. Kto normalny budzi ludzi waląc go poduszką po głowie. No właśnie nikt, ale ja z Sam to dwie wariatki, które się dobrały jak nikt inny.
  -Sam! Już wstaje...-ponownie opadłam na poduszkę. Kątem oka dostrzegłam Sam powoli zbliżającą się ze szklanką wody w ręku.- Ani mi się waż! I wypad z tą wodą, bo prysznic potrafię wziąć sama.
  -Dobra, dobra... Tylko się rusz, bo kawy sama pić nie będę.
  -Pięć minut.- i jak to ja na pożegnanie rzuciłam w nią poduszką. Chcąc nie chcąc musiałam w końcu zwlec się z łóżka... Chwila! Jeżeli dzisiaj jest poniedziałek to znaczy... to znaczy, że zaczyna się mój upragniony urlop. W podskokach poszłam do łazienki cały czas się uśmiechając. Przeczesałam włosy, aby choć trochę opanować mój artystyczny nieład. Ubrałam ulubione czarne spodnie, luźną, białą koszulkę z lekkim dekoltem. Jeszcze tylko trampki i gotowe. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy wpadłam na iście szatański pomysł. Po krótce...Mój pokój znajduje się nad kuchnią, czyli wyjdę przez okno, zejdę po pnącym bluszczu i wystraszę Samanthe. Chwilę później schodziłam po roślinie, co nie sprawiło mi żadnych problemów... Ach te dzieciństwo, gdybym mogła chociaż jeden dzień z nim pogadać...
"Jennifer!!! Skup się... To jest już przeszłość."
"Zamknij się podświadomość. Nie chce kolejnego konfliktu wewnętrznego."
Więc na czym to ja...aaa tak. Sam za chwilę powinna wyjść na taras więc...Jest! Puściłam się rośliny...
  -Jennifer Alice Bauern! Czy już całkiem siadło ci na mózg?! Chcesz, żebym na zawał zeszła?!-wybuchłam gromkim śmiechem. Zwijałam się na deskach tarasu. Zauważyłam urażoną minę przyjaciółki.
  -Ej... Sam... No weź... Nie udawaj obrażonej... Następnym razem proszę o delikatniejszą pobudkę.
  -Przypomnij mi ile ty masz lat??
  -29 będzie za miesiąc.
  -Właśnie 29, a mam z tobą jak z dzieckiem!- tym razem już obie wybuchłyśmy śmiechem. Jak to miło jest pośmiać się z rana.
  -Dobra, dobra... To co będziesz robić w czasie urlopu??- Zapytała siadając obok mnie, tym samym podając mi talerzyk z rogalikiem i kubek z parującym napojem.
  -Nie wiem... Może znajdę sobie jakieś zajęcie odstresowywujące, ale znając życie za parę dni zadzwonią, że mam wracać bo nie potrafią sobie poradzić.
  -I dlatego to ty powinnaś nimi rządzić- kolejny raz wybuchłyśmy śmiechem. Nasi sąsiedzi najwidoczniej się przyzwyczaili, bo inaczej służby porządkowe z mieszkały by z nami. - Nie miałabyś nic przeciwko jakby moja siostra wpadła na parę dni, gdy się zaczną wakacje?
  -No coś ty, niech przyjeżdża nawet dzisiaj... Eeee Sam?
  -Czy nie widziałam twojego naszyjnika? Tak widziałam leży na komodzie.
  -O nie w moim domu mieszka telepatka!!! Ludzie ratujcie!!!- posłała mi mordercze spojrzenie, na co ja się wyszczerzyłam. Siedziałyśmy w ciszy delektując się śniadaniem oraz zapachem kwiatów dolatującego z naszego ogródka. Przymknęłam powieki i pozwoliłam, aby słońce swoimi promieniami muskało moją twarz. Zatopiłam się we własnych myślach. Moja wyobraźnia zabrała mnie na dalekie krańce swej krainy. Na moje nieszczęście z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu.
  -Czyli wracamy do pracy...- Z niechęcią wstałam i weszłam do środka naszego domku. Podeszłam do komody znajdującej się w holu.- Jennifer Bauern. Słucham...
  -Witaj Jennifer. Z tej strony pan Harison.
  -O co chodzi szefie? - a o co mogło chodzić, przecież gdy dzwoni to znaczy, że mam wracać.
  -Przyszedł klient, który chciał złożyć zamówienie.
  -Więc w czym problem?
  -Uparł się że musi osobiście porozmawiać z projektantem. Tłumaczyłem mu, że masz urlop, ale nie chciał słuchać.
  -Rozumiem... Będę za 15 minut. Do widzenia.
  -Do zobaczenia.
Odłożyłam słuchawkę. Z westchnieniem oparłam się o komodę. Wzięłam do ręki błyszczący naszyjnik, zawiesiłam go na szyi, a serce schowałam pod bluzkę.
  -Sam wzywają mnie.
  -A będziesz na obiad?
  -Niczego nie obiecuję.-zrezygnowana sięgnęłam po okulary przeciwsłoneczne, których używam jako opaski do włosów. Z garderoby wyciągnęłam czarną, skórzaną kurtkę. Sięgnęłam po torbę i przerzuciłam przez ramię. Wyszłam z domu, ruszyłam w stronę parku. Najszybsza, jedna z bezpieczniejszych dróg do biura. Są jeszcze dachy, ale jakoś nie było czasu na wspinaczkę. Po 10 minutowym spacerkiem biegiem przeszłam przez drzwi firmy i skierowałam się w stronę windy. Nacisnęłam na 6 piętro. 
"Jak dorwe tego gościa co przez niego musiałaś rezygnować z urlopu to... to mu nogi z dupy powyrywam''
"Wiesz za co cię kocham moja podświadomości? A za to, że podsuwasz wspaniałe pomysły"
Drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem, tym samym musiałam zakończyć zajmującą rozmowę z samą sobą.
  -Hej Steff- przywitałam się z sekretarką.- A coś ty taka wesoła?
  -Jenn nie uwierzysz dla kogo będziesz projektować...- miałam wrażenie, że zaraz mi tu zejdzie ze szczęścia.
  -Jakoś nie mam ochoty wiedzieć.- odparłam i ruszyłam korytarzem w stronę biura szefa. Delikatnie zapukałam. Po chwili usłyszałam dobrze mi znane ''proszę''. Powoli nacisnęłam klamkę. weszłam do gabinetu, tym samym naszyjnik zaczął mi dziwnie ciążyć. Przy biurku siedział mój szef. Starszy pan o lekkiej łysinie, który każdego pracownika obdarza uśmiechem. Zauważyłam, że na jednym z foteli siedzi mężczyzna odwrócony do mnie tyłem, z burzą czarnych loków opadających na ramiona. Poczułam dziwny ucisk na żołądku, a w głowie usłyszałam ciche "przecież jeszcze się spotkamy". Mogłam się spodziewać każdego, ale on był ostatnią osobą o której pomyślałam...

~~~~~~~~~~~~
No hej. Powracam z pierwszym rozdziałem. Nie obraźcie się ale nie chce żeby doszło do szybkiego rozwinięcia akcji i socia, że się rozpisuje z opisami i dialogami, ale chcę mieć świadomość, że czytacie tak jak mam to ułożone w głowie  oraz sory za wszelkie literówki. Następny rozdział za tydzień. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania. Do następnego...
Wecia ;)
 

piątek, 8 kwietnia 2016

Do you remember... Prolog

Cześć i czołem. Dopiero zaczynam, ale to opowiadanie będzie dotyczyć naszego ukochanego Michaela Jacksona. Notki postaram się wstawiać co piątek. To chyba tyle ogłoszeń parafialnych. Zapraszam do komentowania.....To motywuje..... Więc nie przedłużając zapraszam do czytania ;)

Wecia

PS. Na śmierć zapomniałam... Opowiadanie będzie pisane z dwóch perspektyw Michaela i Jennifer.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
*
  -Mike, ja.... Ja muszę wyjechać.- mówiłam to równocześnie pilnując się, aby nie uronić żadnej łezki. - Tata dostał jakąś posadę. Nie wiem gdzie, nawet nie wiem jaką... - Nie wytrzymałam i strumyczki łez płynęły po moich policzkach. Mike widząc to podszedł do mnie, chwycił za brodę i podniósł lekko moją głowę aby mógł spojrzeć w moje oczy
  -Jenni, nie płacz. Może nie będzie tak źle? - czy on zawsze musi widzieć wszystko w kolorowych barwach?- Zresztą my też się niedługo przeprowadzamy... Miałem ci powiedzieć ale jakoś tak to wyszło...
Dlaczego ten świat mnie nienawidzi i zawsze rzuca kłody pod nogi. Z Michaelem znamy się od zawsze... Odkąd pamiętam... W tym momencie mamy po 10 lat, a na tym chodniku wyglądam na dużo starszych. 
  -Jenni's no weź nie płacz... Przecież się jeszcze spotkamy... kiedyś. 
  -Właśnie... kiedyś... A życie jest za krótkie na kiedyś.
  -Od kiedy ty jesteś taką pesymistką? Co? - Lekko się uśmiechnął, obdarzając mnie tym samym swoim śnieżnobiałym uśmiechem. - Dobra.. Mniejsza o to. Chciałem ci to dać już wcześniej i wydaje się, że to jest odpowiednia okazja. - sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej pudełeczko. Czerwone, małe pudełeczko. Wręczył mi je, a ja je otwarłam powoli, uważając żeby nie zepsuć. Moim oczom ukazał się łańcuszek, do którego było przyczepione złote serce. Dosyć duże złote serce. Z jednej strony było wygrawerowane "Best friends forever", a z drugiej było miejsce na klucz. Dookoła było pełno ślaczków, wzorków i Bóg wie czego jeszcze. - Jenn, serce jest dla ciebie, a ja mam klucz który je otwiera. Gdy się spotkamy poznamy się właśnie po tym. - Włożył kluczyk do zamka i przekręcił. W środku było nasze wspólne zdjęcie z przed roku, na którym siedzieliśmy obok siebie na niewysokim murku, z uśmiechami od ucha do ucha. Powoli zamknęłam serduszko. Zacisnęłam rękę na wisiorku i bardzo mocno przytuliłam Michaela. 
  -Będę tęsknić - tylko tyle z siebie potrafiłam wydusić.
  -Ja też Jenn. Do zobaczenia.
Przytulił mnie po raz ostatni i zaczął odchodzić. Jednak w ostatnim momencie odwrócił się i wręczył mi bukiet niezapominajek. Uśmiechnęłam się po raz ostatni do przyjaciela, aby chwilę potem oglądać jego znikającą sylwetkę. Stałam jeszcze chwilę na chodniku zatopiona we własnych myślach. Z zadumy wyrwał mnie głos matki która zawołała mnie na kolację. Jedna myśl nie dawała mi spokoju "Dlaczego powiedział do zobaczenia?" przeczucie, a może obietnica spotkania w najmniej spodziewanym momencie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że prolog się podoba... Tak wiem, zanudziłam was straaaasznie, a dlaczego? Żeby później było lepiej. Do następnego za tydzień ;)