piątek, 15 kwietnia 2016

Do you remember... Rozdział 1

 *
Tym razem Samantha prze-sa-dzi-ła. Kto normalny budzi ludzi waląc go poduszką po głowie. No właśnie nikt, ale ja z Sam to dwie wariatki, które się dobrały jak nikt inny.
  -Sam! Już wstaje...-ponownie opadłam na poduszkę. Kątem oka dostrzegłam Sam powoli zbliżającą się ze szklanką wody w ręku.- Ani mi się waż! I wypad z tą wodą, bo prysznic potrafię wziąć sama.
  -Dobra, dobra... Tylko się rusz, bo kawy sama pić nie będę.
  -Pięć minut.- i jak to ja na pożegnanie rzuciłam w nią poduszką. Chcąc nie chcąc musiałam w końcu zwlec się z łóżka... Chwila! Jeżeli dzisiaj jest poniedziałek to znaczy... to znaczy, że zaczyna się mój upragniony urlop. W podskokach poszłam do łazienki cały czas się uśmiechając. Przeczesałam włosy, aby choć trochę opanować mój artystyczny nieład. Ubrałam ulubione czarne spodnie, luźną, białą koszulkę z lekkim dekoltem. Jeszcze tylko trampki i gotowe. Już miałam wychodzić z pokoju, gdy wpadłam na iście szatański pomysł. Po krótce...Mój pokój znajduje się nad kuchnią, czyli wyjdę przez okno, zejdę po pnącym bluszczu i wystraszę Samanthe. Chwilę później schodziłam po roślinie, co nie sprawiło mi żadnych problemów... Ach te dzieciństwo, gdybym mogła chociaż jeden dzień z nim pogadać...
"Jennifer!!! Skup się... To jest już przeszłość."
"Zamknij się podświadomość. Nie chce kolejnego konfliktu wewnętrznego."
Więc na czym to ja...aaa tak. Sam za chwilę powinna wyjść na taras więc...Jest! Puściłam się rośliny...
  -Jennifer Alice Bauern! Czy już całkiem siadło ci na mózg?! Chcesz, żebym na zawał zeszła?!-wybuchłam gromkim śmiechem. Zwijałam się na deskach tarasu. Zauważyłam urażoną minę przyjaciółki.
  -Ej... Sam... No weź... Nie udawaj obrażonej... Następnym razem proszę o delikatniejszą pobudkę.
  -Przypomnij mi ile ty masz lat??
  -29 będzie za miesiąc.
  -Właśnie 29, a mam z tobą jak z dzieckiem!- tym razem już obie wybuchłyśmy śmiechem. Jak to miło jest pośmiać się z rana.
  -Dobra, dobra... To co będziesz robić w czasie urlopu??- Zapytała siadając obok mnie, tym samym podając mi talerzyk z rogalikiem i kubek z parującym napojem.
  -Nie wiem... Może znajdę sobie jakieś zajęcie odstresowywujące, ale znając życie za parę dni zadzwonią, że mam wracać bo nie potrafią sobie poradzić.
  -I dlatego to ty powinnaś nimi rządzić- kolejny raz wybuchłyśmy śmiechem. Nasi sąsiedzi najwidoczniej się przyzwyczaili, bo inaczej służby porządkowe z mieszkały by z nami. - Nie miałabyś nic przeciwko jakby moja siostra wpadła na parę dni, gdy się zaczną wakacje?
  -No coś ty, niech przyjeżdża nawet dzisiaj... Eeee Sam?
  -Czy nie widziałam twojego naszyjnika? Tak widziałam leży na komodzie.
  -O nie w moim domu mieszka telepatka!!! Ludzie ratujcie!!!- posłała mi mordercze spojrzenie, na co ja się wyszczerzyłam. Siedziałyśmy w ciszy delektując się śniadaniem oraz zapachem kwiatów dolatującego z naszego ogródka. Przymknęłam powieki i pozwoliłam, aby słońce swoimi promieniami muskało moją twarz. Zatopiłam się we własnych myślach. Moja wyobraźnia zabrała mnie na dalekie krańce swej krainy. Na moje nieszczęście z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu.
  -Czyli wracamy do pracy...- Z niechęcią wstałam i weszłam do środka naszego domku. Podeszłam do komody znajdującej się w holu.- Jennifer Bauern. Słucham...
  -Witaj Jennifer. Z tej strony pan Harison.
  -O co chodzi szefie? - a o co mogło chodzić, przecież gdy dzwoni to znaczy, że mam wracać.
  -Przyszedł klient, który chciał złożyć zamówienie.
  -Więc w czym problem?
  -Uparł się że musi osobiście porozmawiać z projektantem. Tłumaczyłem mu, że masz urlop, ale nie chciał słuchać.
  -Rozumiem... Będę za 15 minut. Do widzenia.
  -Do zobaczenia.
Odłożyłam słuchawkę. Z westchnieniem oparłam się o komodę. Wzięłam do ręki błyszczący naszyjnik, zawiesiłam go na szyi, a serce schowałam pod bluzkę.
  -Sam wzywają mnie.
  -A będziesz na obiad?
  -Niczego nie obiecuję.-zrezygnowana sięgnęłam po okulary przeciwsłoneczne, których używam jako opaski do włosów. Z garderoby wyciągnęłam czarną, skórzaną kurtkę. Sięgnęłam po torbę i przerzuciłam przez ramię. Wyszłam z domu, ruszyłam w stronę parku. Najszybsza, jedna z bezpieczniejszych dróg do biura. Są jeszcze dachy, ale jakoś nie było czasu na wspinaczkę. Po 10 minutowym spacerkiem biegiem przeszłam przez drzwi firmy i skierowałam się w stronę windy. Nacisnęłam na 6 piętro. 
"Jak dorwe tego gościa co przez niego musiałaś rezygnować z urlopu to... to mu nogi z dupy powyrywam''
"Wiesz za co cię kocham moja podświadomości? A za to, że podsuwasz wspaniałe pomysły"
Drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem, tym samym musiałam zakończyć zajmującą rozmowę z samą sobą.
  -Hej Steff- przywitałam się z sekretarką.- A coś ty taka wesoła?
  -Jenn nie uwierzysz dla kogo będziesz projektować...- miałam wrażenie, że zaraz mi tu zejdzie ze szczęścia.
  -Jakoś nie mam ochoty wiedzieć.- odparłam i ruszyłam korytarzem w stronę biura szefa. Delikatnie zapukałam. Po chwili usłyszałam dobrze mi znane ''proszę''. Powoli nacisnęłam klamkę. weszłam do gabinetu, tym samym naszyjnik zaczął mi dziwnie ciążyć. Przy biurku siedział mój szef. Starszy pan o lekkiej łysinie, który każdego pracownika obdarza uśmiechem. Zauważyłam, że na jednym z foteli siedzi mężczyzna odwrócony do mnie tyłem, z burzą czarnych loków opadających na ramiona. Poczułam dziwny ucisk na żołądku, a w głowie usłyszałam ciche "przecież jeszcze się spotkamy". Mogłam się spodziewać każdego, ale on był ostatnią osobą o której pomyślałam...

~~~~~~~~~~~~
No hej. Powracam z pierwszym rozdziałem. Nie obraźcie się ale nie chce żeby doszło do szybkiego rozwinięcia akcji i socia, że się rozpisuje z opisami i dialogami, ale chcę mieć świadomość, że czytacie tak jak mam to ułożone w głowie  oraz sory za wszelkie literówki. Następny rozdział za tydzień. Pozdrawiam i zapraszam do komentowania. Do następnego...
Wecia ;)
 

2 komentarze:

  1. O ja!<3
    Ja już wiem kto jest tą burzą loków ;3 Kurde, to już wiadomo dlaczego chciał osobiście porozmawiać ze swoim projektantem :D Nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji, pisz kurde trochę dłuższe bo czuję niedosyt teraz no xD
    A serduszko dziwnie zaczęło ciążyć... Wszyscy wiemy już dlaczego ;3
    Jak to się mówi: "stara miłość nie rdzewieje." - więc myślę a raczej jestem pewna, że bieg lat nie osłabił ich przyjaźni i przywiązania, które teraz powinno eksplodować w jeszcze dalszą stronę :D
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz ty co??? Czy ty myślisz, że ja poszłabym na taką łatwiznę?? Myślisz, że Mike.... Cholera prawie się wygadałam. Powiem tylko, że przypuszczenia z burzą loków są prawdziwe, ale więcej nic nie powiem. Nie i wcale nie jestem wredna. Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń