środa, 31 sierpnia 2016

Do you remember... Rozdział 15

Hej kochani!
Przybywam w ten ostatni dzień wakacji. Ja nie chcę do szkoły. 
Wolę się byczyć ile wlezie. Ale cóż mam nadzieję, że ta notka poprawi wam nieco humor, bo na końcu coś jest. Taki spontan ode mnie.
A teraz sprawa organizacyjna.
Nie wiem kiedy pojawi się następna notka, gdy spojrzałam na plan szkoły muzycznej zatkało mnie doszczętnie. Jeszcze jutro reszta. Wychodzi na to, że będę musiała pisać w wolnych chwilach, choć jest ich mało. Więc zobaczymy ten tydzień, żeby się wbić, a później z górki.
Na pocieszenie wam powiem, że mam przygotowanego suprajsa, ale ciiii...
Powiem tyle będzie fajnie.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania, bo się rozgadałam, a ja lubię gadać, więc jak zacznę to wiecie....
Anonimowców proszę o pozostawienie po sobie śladu w postaci komentarzu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Znasz to uczucie, gdy przy jednej osobie w twoim brzuchu miota się stado motyli, miękną ci nogi i ta osoba jest całym twoim światem? Znasz to prawda? Wiesz również co to za uczucie. To miłość czyż nie? Ale co zrobić, gdy ukochany jest dla ciebie nieosiągalny? Masz tą świadomość, że może mieć dosłownie każdą, do wyboru do koloru. A ty nie możesz nic zrobić, nie powiesz mu co czujesz, bo boisz się ośmieszenia. Żyjesz więc dalej będąc dla niego tylko przyjaciółką i to się raczej nie zmieni, bo przecież on nie spojrzy na ciebie jak na kobietę. Ale serce nie sługa ono nigdy nie wybiera, więc może powinnam nauczyć się żyć ze świadomością, że mój książę jest nieosiągalny...
Mam silną potrzebę porozmawiania z kimkolwiek, ale Sam zacznie wszystko wyolbrzymiać i wmawiać mi, że wszystko jest możliwe, ale z doświadczenia wiem, że to nie jest do końca prawda. Janet? Zapewne by się cieszyła i zaczęła by planować ślub do którego raczej nigdy nie dojdzie. Koniec końców zaczęły by się bawić w swatki, które za wszelką cenę dojdą do obranego celu. Potrzebowałam porozmawiać z kimś neutralnym, który wie jak doradzić tylko na podstawie opowiastki. Tym będę się martwić później, bo na razie mam inny problem na głowie. Mianowicie muszę znaleźć sposób by opanować moje myśli, bo nie wiem ile jeszcze tak pociągnę. Obstawiałabym miesiąc, albo dwa, a później załamanie nerwowe i...

wtorek, 23 sierpnia 2016

Do you remember... Rozdział 14

Hej kochani!
Jestem... w końcu. Ja wiedziałam, że prędzej czy później wstawię ten rozdział, ale nie myślałam, że to będzie później.
Tak to jest gdy cię wywożą a ty nawet nie wiesz kiedy.
Rozdział jest jaki jest i nic na to nie poradzę. W mojej głowie wyglądało to lepiej. No ale cóż, ja zawsze mam jakieś "ale" do  tego co robię.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania.
Proszę o pozostawienie po sobie nawet nikłego śladu typu "Do kitu. Czytałam/em lepsze." 

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 *****

Zazdrość jest powodowana wieloma czynnikami. Jednym z nich jest tak zwany konkurent
przystawiający się do obiektu naszych westchnień. Mówi się, że zazdrość to uczucie negatywne, ale może wcale tak nie jest. Fakt czasami rozpadają się przez to długoletnie związki, ale czy to uczucie nie scala ludzi, pokazuje, że jednak tej drugiej osobie zależy bardziej niż myślimy.
Gdy zobaczyłam go z Madonną miałam wrażenie, że świat mi się zawala. Nie rozumiałam mojego zachowania. Przecież jesteśmy tylko, a może aż przyjaciółmi i tak powinno zostać?
Łapałam się jakiejkolwiek pracy byleby nie myśleć o tym co wczoraj widziałam. Umyłam już chyba wszystkie okna, zrobiłam gigantyczne pranie, a to nadal wracało.
   -Nieźle rano przydzwoniłaś w ten stolik skoro teraz biegasz jak potłuczona. -akurat Sam mogłaby się teraz nie odzywać i nie wypominać mi dzisiejszej pobudki.
   -Ja przynajmniej nie obudziłam się w lodówce. -odbiłam piłeczkę.
   -Tsaaa... Dalej nie wiem co tam robiłam.
   -I raczej nikt się nie dowie. -skwitowała.
   -Najlepsza na kaca jest... -dodałam, gdy przyjaciółka z szafeczki nad zlewem wyciągała jakieś proszki.
   -Wiem, wiem, praca ale te proszki działają już po pięciu minutach. -wyjrzałam przez okno i już wiedziałam jak będę odganiać od siebie "natrętne" myśli. Przyjaciółka spojrzała w ślad za mną. -Ty teraz chcesz kwiatki plewić?
   -A czemu by nie? -spytałam.
   -Tylko mnie w to nie mieszaj. Przez najbliższe parę godzin jestem w stanie nieużywalności. -powiedziała poważnie.
   -Ciekawe jakiej nieużywalności. -popatrzyłam na nią.
   -Na pewno nie takiej o jakiej myślisz.              
   -Skąd wiesz o czym ja myślę Sam?                  
   -No wiesz... Ciężko stwierdzić, bo to mogą być różne myśli. -podparła brodę łokciem. -Biorąc pod uwagę, że do tej pory byłaś singielką i raczej nią nie przestaniesz być wnioskuję, że brakuje ci kogoś kto zaspokoi twoje potrzeby. Więc mogą to być myśli tego dotyczące.
   -Ciekawe jakie potrzeby?
   -Jesteś aż tak nie domyślna?
   -Więc mnie olśnij.
   -A idź kwiatki plewić. -machnęła na mnie ręką i wróciła do ubolewania nad swoją głową.
   -Było tyle pić?
   -Niczego nie żałuję. -dodała, a ja z uśmiechem ruszyłam wykonać  zamierzaną czynność. W drzwiach minęłam się z moją siostrą.
   -A tej co tak wesoło? -spytała Hazel
   -Poszła kaca leczyć, ale wydaje mi się, że nie o to tu chodzi. -w głosie Sam dało się słyszeć filozoficzne zamyślenie. -Może chodzić o jej skomplikowaną egzystencję. -tak. Sam na kacu jest nie do poznania, zachowuje się jak nie ona. Zabrałam się do pracy i szło mi to całkiem sprawnie. Nawet zapomniałam jaki był główny cel paprania się w ziemi. Ale jak wszystko kiedyś się musi skończyć, tak skończyła się moja chwila ciszy.
   -Jennifer ktoś do ciebie! -usłyszałam za sobą krzyk siostry.
   -Powiedz, żeby przyszedł na taras! -odkrzyknęłam. Nie wiem dlaczego, ale przypuszczałam, że odwiedzi mnie Michael. Z jednej strony się cieszyłam, ale z drugiej jakoś nie miałam ochoty się z nim widzieć. Chociaż jakby nie patrzeć nic takiego nie zrobił. Jednego nie rozumiałam. Dlaczego ja myślę o tej chorej sytuacji. To nie moje życie tylko jego, więc nie powinno mnie zbytnio interesować co robi i z kim robi...
Weszłam po drewnianych schodkach na taras. Nawet nie pamiętam kiedy ruszałam się sprzed grządki kwiatów. Podniosłam wzrok na mojego gościa.

wtorek, 2 sierpnia 2016

Do you remember... Rozdział 13

Hej kochani!
Przybywam chociaż były problemy i to meeega problemy. Martyśka wie o co chodzi, ale i tak zrobiłam inaczej niż na początku miałam zamiar.
Dzisiaj jest trochę krótko.
Następna powinna się ukazać pod koniec tygodnia, ale nie wiem jak to wyjdzie w praniu.
Zapraszam was do czytania i komentowania.
A anonimowców proszę o ujawnienie się, każda opinia się liczy nawet ta najgorsza, bo chyba od tego są, żeby się uczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Muzyka. Dla niektórych parę dźwięków i tekst połączony w jedną całość, ale dla mnie jest to coś więcej. To sens życia, opowieść przekazana za pomocą melodii. Wystarczy, że
usłyszę choć skrawek jakiejkolwiek kompozycji, a przenoszę się zupełnie do innego świata. Mojego świata, gdzie jestem wypełniony od głowy, aż po koniuszki palców harmonią dźwięków.
Tak było i teraz. Nie myślałem gdzie postawić następną nutę. Jak wysoko zaśpiewać. Gdy człowiek kocha to co robi i oddaje w to serce czuje się spełniony, a co najważniejsze szczęśliwy.
Z muzycznego letargu wyrwały mnie czyjeś słowa.
   -I to rozumiem. Jakbyś cały rok tak pracował i niespodziewanie nie wychodził ze studia, bo pan romantyk zapomniał o ran de vu to płyta dawno byłaby już wydana. -swoje spostrzeżenia wyraził Q.
   -To nie była żadna randka. Musiałem coś załatwić. -chyba do końca życia będą wypominać mi moje nagłe wyjście.
   -Mnie się nie tłumacz, ja swoje wiem. Ale jak tu wpadnie Frank, to chłopie... Radziłbym ci wiać.
   -Dramatyzujesz. -hardo stwierdziłem. Rozumiem, że terminy nas gonią, ale dla chcącego nic trudnego.
   -Gdzie, on jest. -z korytarza dało się słyszeć wściekły głos. -Tutaj jesteś. -do pomieszczenia wpadł Frank. -Dzisiaj to ty się nie ruszasz zza mikrofonu.
   -Dzisiaj to będziemy go siłą musieli wyrzucić ze studia. -prowadzili rozmowę jakby wcale mnie tu nie było.
   -Czyżby coś mu się nagle odwidziało? -DiLeo spojrzał na mnie podejrzliwie, a Quincy odwrócił się przodem do mojego menedżera i bezgłośnie coś mu powiedział. W taki sposób, że nie dane mi było usłyszeć szczegółów przekazanej wiadomości.
   -Achaaaa... Więc tak to wygląda. -przeniósł swój wzrok na mnie. -Mam nadzieję, że długo będzie cię tak trzymać.
   -W takim tempie zdążymy nagrać nawet dwa albumy.
   -Nie przesadzaj Q, bo dzisiaj też się zrywam.