wtorek, 2 sierpnia 2016

Do you remember... Rozdział 13

Hej kochani!
Przybywam chociaż były problemy i to meeega problemy. Martyśka wie o co chodzi, ale i tak zrobiłam inaczej niż na początku miałam zamiar.
Dzisiaj jest trochę krótko.
Następna powinna się ukazać pod koniec tygodnia, ale nie wiem jak to wyjdzie w praniu.
Zapraszam was do czytania i komentowania.
A anonimowców proszę o ujawnienie się, każda opinia się liczy nawet ta najgorsza, bo chyba od tego są, żeby się uczyć.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Muzyka. Dla niektórych parę dźwięków i tekst połączony w jedną całość, ale dla mnie jest to coś więcej. To sens życia, opowieść przekazana za pomocą melodii. Wystarczy, że
usłyszę choć skrawek jakiejkolwiek kompozycji, a przenoszę się zupełnie do innego świata. Mojego świata, gdzie jestem wypełniony od głowy, aż po koniuszki palców harmonią dźwięków.
Tak było i teraz. Nie myślałem gdzie postawić następną nutę. Jak wysoko zaśpiewać. Gdy człowiek kocha to co robi i oddaje w to serce czuje się spełniony, a co najważniejsze szczęśliwy.
Z muzycznego letargu wyrwały mnie czyjeś słowa.
   -I to rozumiem. Jakbyś cały rok tak pracował i niespodziewanie nie wychodził ze studia, bo pan romantyk zapomniał o ran de vu to płyta dawno byłaby już wydana. -swoje spostrzeżenia wyraził Q.
   -To nie była żadna randka. Musiałem coś załatwić. -chyba do końca życia będą wypominać mi moje nagłe wyjście.
   -Mnie się nie tłumacz, ja swoje wiem. Ale jak tu wpadnie Frank, to chłopie... Radziłbym ci wiać.
   -Dramatyzujesz. -hardo stwierdziłem. Rozumiem, że terminy nas gonią, ale dla chcącego nic trudnego.
   -Gdzie, on jest. -z korytarza dało się słyszeć wściekły głos. -Tutaj jesteś. -do pomieszczenia wpadł Frank. -Dzisiaj to ty się nie ruszasz zza mikrofonu.
   -Dzisiaj to będziemy go siłą musieli wyrzucić ze studia. -prowadzili rozmowę jakby wcale mnie tu nie było.
   -Czyżby coś mu się nagle odwidziało? -DiLeo spojrzał na mnie podejrzliwie, a Quincy odwrócił się przodem do mojego menedżera i bezgłośnie coś mu powiedział. W taki sposób, że nie dane mi było usłyszeć szczegółów przekazanej wiadomości.
   -Achaaaa... Więc tak to wygląda. -przeniósł swój wzrok na mnie. -Mam nadzieję, że długo będzie cię tak trzymać.
   -W takim tempie zdążymy nagrać nawet dwa albumy.
   -Nie przesadzaj Q, bo dzisiaj też się zrywam.

   -I wszystko szlag trafił. -czasami nie wiem czy Q żartuje, czy mówi wszystko na serio. -Ty, to może przyprowadzisz tą twoją koleżankę. Jak jej tam Jessica? I wtedy nigdzie nie będziesz musiał się zrywać.
   -Może weźmiemy się w końcu do pracy? -zaproponowałem. Bez słowa wróciliśmy do poprzednich czynności z przed rozmowy. Śpiewałem w kółko jedną piosenkę. Za każdym razem coś mi nie pasowało więc trzeba było to poprawić.
   -Mike weź się w końcu w garść, bo do usranej śmierci tego nie nagramy.
   -To musi być idealnie.
   -Okej. Nagrywamy ostatni raz, więc daj z siebie wszystko. -ponownie zasiadłem za mikrofonem i tym razem dałem z siebie naprawdę wszystko. -I o to chodziło. Dobra ludziska na dzisiaj koniec i widzimy się jutro. -cała ekipa przesiadująca ze mną w studio wyszła. Zostałem tylko ja.
   -Nie idziesz? -spytał Q.
   -Zostanę jeszcze chwilę i dopracuję to nagranie. -tym razem zostałem całkowicie sam i oddałem się pracy. Miałem jakieś dwie godziny do umówionego spotkania w domu Jenn. Sam i Janet organizowały dla nie niespodziankę. Byłem zadowolony z efektu końcowego.
   -Przepraszam, myślałam, że nikogo już nie ma. -w drzwiach stała blond kobieta. Ubrana w koszulkę, która odsłaniała jej brzuch kusiła. Kusiła swoim ciałem i słodkim, niewinnym uśmiechem. Mój umysł chcąc się bronić przed zakleszczeniem w jej sidłach przywołał obraz Jennifer. Ta kobieta jej nie dorównywała. Jenn była naturalna we wszystkim co robiła i jak się ubierała. A ona? Zdawać by się mogło, że przybrała maskę i odgrywa już wcześniej ustaloną postać.
   -Nic się nie stało. Sam zamiar miałem wychodzić. -poczułem silną potrzebę ulotnienia się z pomieszczenia. Nieznajoma weszła do środka.
   -Madonna Ciccone. -wyciągnęła w moją stronę dłoń. Jak przystało na dżentelmena uścisnąłem ją.
   -Michael Jackson. -nie wiedziałem po co się przedstawiam. Przecież na pewno mnie zna.
   -A więc to ty. -udała zdziwioną. -Słyszałam, że tu nagrywasz, ale nie sądziłam, że cię spotkam.
   -Natomiast ja nie widziałem cię tu wcześniej.
   -Dopiero co przyjechałam i stwierdziłam, że wypadałoby się rozejrzeć co gdzie stoi i jak to wygląda. -z jej twarzy nie schodził uśmiech. Krótka wymiana zdań przerodziła się w dość długą rozmowę. W pamięci starałem się przypomnieć jakiekolwiek informacje na jej temat. Ale były to niestety wiadomości z pierwszych stron gazet, które nie były zbytnio pochlebne. Naszą dyskusję przerwał dzwonek mojego telefonu.
   -Przepraszam na chwilę. -wyszedłem na korytarz i odebrałem połączenie od... mojej siostry. -Halo...
   -Mike, o której zamierzasz stawić tu swój królewski tyłek?
   -Też się cieszę, że cię słyszę siostra. A co u ciebie?
   -Mike skończ i powiedz o której będziesz, bo Sam kończą się pomysły gdzie jeszcze wysłać Jennifer. -na te słowa zachichotałem. One naprawdę się starają wyprowadzić ją w pole.
   -Postaram się być za pół godziny.
   -Tylko się nie spóźnij.
   -Tak, tak, ale pamiętajmy, że rozmawiasz z królem punktualności.
   -Dobra braciszku ja muszę kończyć. Sam! Ogarnij swojego faceta, bo nic nie zostanie z tych koreczków. -rozłączyła się. Czasami myślę, że Janet powinna założyć firmę organizującą przyjęcia urodzinowe. Wróciłem do mojego gościa. -Wybacz, że tyle musiałaś czekać.
   -Nic się nie stało. -zdawało mi się, że kubek z sokiem zmienił swoje położenie.
   -Miło mi się z tobą rozmawiało, ale za chwilę będę spóźniony.
   -Rozumiem. -poderwała się z krzesła. -Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
   -Zapewne. -odpowiedziałem. Wyszła cicho zatrzaskując za sobą drzwi. Dopiłem sok pomarańczowy i również skierowałem się do wyjścia. Niosłem do recepcji klucze zamkniętego już studia, ale czułem, że coś jest nie tak. Wzrok w jednej chwili stawał się rozmazany, by za chwilę znów się wyostrzyć. Nogi miałem jak z waty. Miałem wrażenie, że jeszcze krok, a się przewrócę. Oddałem klucze recepcjonistce, która jak zwykle miło się uśmiechała. Skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych. Po paru krokach miałem wrażenie, że się przewrócę, a ja nie jestem sobą tylko kimś innym.
   -Michael? Wszystko gra? -nie wiem skąd obok mnie znalazła się Madonna. Wydała się zmartwiona, ale jej oczy zdradzały coś innego. Zdawały się mówić, że ona tylko na to czekała. -Chodź, zajmę się tobą w dość przyjemny sposób. -mój mózg nie myślał racjonalnie. Nie wiedziałem co jest jawą, a co halucynacją. Ostatnie co pamiętam to blask fleszy, śmiech kobiety, która mnie prowadziła i zdawała się coś do mnie mówić oraz jakiś samochód. A później? Później zapadłem się w ciemność, a pośród tej nicości dojrzałem błękitno szare oczy, w których się zakochałem.


*****

Człowiek jest istotą niezwykle zmienną. W jednej chwili potrafi zmienić jedną decyzję w coś zupełnie innego z myślą, że tak będzie lepiej. Zastanawiam się czasami, że skoro jest taki zmienny to jak udaje mu się znaleźć partnera na całe życie. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jednak...Posiadając tą jedyną osobę, z którą dzieli życie nie ogląda się za potencjalnym zastępswtem tego "modelu". Ponieważ "model" ten jest dla niego całym światem i poza nim nie widzi nic innego. Czym to jest spowodowane? Może najlepszym komputerem w historii ludzkości jakim jest mózg? A może uczuciem do tej drugiej osoby? Jest wiele tłumaczeń tej teorii, ale chyba najpiękniejsze jest to drugie, które mówi o uczuciu jakim jest miłość. Miłość, która zasiała ziarenko w moim sercu i powoli wzrastało.
Przemierzałam uliczki LA. Właśnie wracałam z pracy i byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Marzyłam tylko o ciepłej kąpieli i kimś z kim mogłabym pogadać bez przeszkód i żadnych podtekstów. Pierwszą osobą jaką mi przyszedł do głowy był... Michael. Coraz częściej o nim myślałam. Jadłam śniadanie zastanawiałam się czy już wstał, czy jeszcze śpi? Jak minęła mu noc? Siedzę w pracy więc myślałam co porabia. Takich myśli w ostatnim czasie było coraz częściej. Może czas spojrzeć prawdzie w oczy i stwierdzić, że się...
Z moich rozmyślań wyrwał mnie uporczywy dzwonek telefonu. Najwidoczniej ta osoba dobijała się do mnie od dobrych kilku minut, a ja tego nie zauważyłam. Zapewne nie zauważyłabym też wybuchy bomby jądrowej, czy tego, że potrącił mnie samochód.
   -O kim tak zawzięcie myślałaś, że nie łaska odebrać, co? -w słuchawce rozległ się wesoły głosik mojej przyjaciółki.
   -Sam za chwilę będę w domu, więc spokojnie mi powiesz co się stało.
   -Nie!
   -Co nie? -spytałam zdziwiona.
   -Nie przyjdziesz do domu bo... -najwidoczniej starała się coś wymyślić. -Bo... Skończyły się płatki czekoladowe do mleka.
   -To jutro pójdę je kupić. 
   -Nie. -najwidoczniej starała się mnie trzymać jak najdalej od domu. -Mam ochotę na płatki teraz.
   -To idź i sobie kup. W ciąży jesteś, że zachcianki masz? -spytałam żartobliwie.
   -No Jenn. Proszę. Dla twojej wiadomości w ciąży nie jestem.
   -Ale pracujemy nad tym. -dało się słyszeć stłumiony głos Paula.
   -Przymknij się Paul. -zganiła mężczyznę. -Wracając. Jenn to tylko jedna paczka moich kochanych płatków.
   -Gdzie ja ci o tej porze znajdę całodobowy?
   -Wiedziałam, że się zgodzisz.
   -Chyba zbytnio wyboru nie mam, co?
   -Masz rację. Widzimy się później. -rozłączył się, a ja ruszyłam na poszukiwania jakiegoś sklepu całodobowego. Błądziłam po mieście nie wiem ile, ale wystarczająco długo by zaczęły mnie boleć stopy. W końcu ktoś u góry się nade mną zlitował i wspaniałomyślnie zesłał mi całodobowy sklep monopolowy. Załatwiłam co trzeba i wracałam do domu, bo naprawdę było już późno. Przy okazji kupiłam parę paczek tych przeklętych płatków. W czasie drogi powrotnej nie obyło się bez spotkania z tutejszymi dresiarzami.
   -Ej mała! But ci się rozwala! -usłyszałam za sobą krzyk. Takiego podrywu to ja w życiu nie słyszałam. Zbyłam ich milczeniem, jakoś nie miałam ochoty na nocne przygody. Niczym nie znużona dotarłam do miejsca mojego zamieszkania, a w głowie miałam plan jak zemścić się na mojej współlokatorce. Niczym się nie przejmując nacisnęłam klamkę drzwi. Weszłam do domu, ale zastałam cieszę.
   -Sam jesteś?! -nic zero reakcji z jej strony. Najwidoczniej gdzieś poszła. Zapalenie światła również poniosłam fiaskiem. Najwidoczniej wywaliło korki. A mówiłam tej tępocie, żeby uważała z tą lokówką.  Posuwałam się powoli naprzód uważając o nic nie zahaczyć. W ten sposób dotarłam do salonu. W jednym momencie oślepił mnie błysk zapalonego światła i ogłuszył krzyk "niespodzianka". Na środku pokoju stały wszystkie osoby które znałam.  Ale i tak nie potrafiłam skojarzyć po co się tutaj spotkali. Musieli dostrzec moją nietęgą minę.
   -Kochani, ona zapomniała. -dało się słyszeć.
    -O czym to ja miałam pamię... -uderzyłam się w czoło.
   -Chodź tu do mnie mój sklerotyku.  -podeszłam do Sam i się zaczęło składanie życzeń. Trwało to dosyć długo.
   -Hazel! Ty tu? -nie spodziewałam się jej w tym miejscu?
   -Nie mogłam sobie odpuścić urodzin mojej siostrzyczki. -wzięła mnie w ramiona. -Joey wyłącz ten zakichany telewizor.
   -Chwila. Tu jest bardzo ciekawa wiadomość. No po prostu romans wszech czasów. -na ekranie odbiornika pojawił się... Michael? Ale nie to było najgorsze obok niego szła Madonna. Czyli dopięła swego. Zdawali się być szczęśliwi, szczególnie on. Kamera towarzyszyła im dopóki nie zniknęli w samochodzie. Miałam wrażenie, że ktoś na mnie wylał zimny kubeł wody.
   -Ja... pójdę dorobić koreczków. -w szybkim tempie nastąpiła moja ewakuacja do kuchni. Stałam przed blatem chwilę wpatrując się w noc za oknem.
   -Ja ci to obiecuję. Mój braciszek jutro nie będzie umiał się ruszyć. -za mną przyszła Janet.
   -Oj nie bądź taka brutalna.
   -A widziałaś co on zrobił?
   -Nic nie zrobił. -chyba zaczęłam go bronić.
   -Jenn nie broń, go. A dzwoniłam do niego i mówił, że zaraz będzie. Ale najwidoczniej nie tam gdzie trzeba.
   -Janet, przesadzasz i to mocno.
   -Dlaczego ty jesteś temu taka obojętna? Z daleka widać jak na niego patrzysz. -odłożyłam nóż, którym w między czasie kroiłam ser.
   -Widziałaś go? Był szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy, a Madonna w końcu ma czego chciała.
   -Co?!
   -Błagam nie dzisiaj. -naprawdę nie miałam ochoty na tą rozmowę.
   -Dobrze, jak chcesz. A teraz chodź, bo nam się towarzystwo zdążyło chyba upić. -pociągnęła mnie za sobą. Od tej pory zabawa trwała w najlepsze. Nie czułam żalu, czy złości. Przecież po takiej ilości alkoholu człowiek nic nie czuje. Ale jednak gdzieś tam w sercu czułam ból. Ból tak dobrze znany wszystkim kobietom. Ból powszechnie nazywany zazdrość...

"Zazdrość -jedna z wielu objawów miłości"
 ~~~~~~~~~~
I jak wrażenia? Za błędy przepraszam, a  co do notki. Zostawię to bez komentarza.

Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. ;D

6 komentarzy:

  1. Niceeeee, tylko wiesz co? Zastanawiam się, kiedy dopaść Madonne i zrobić jej Thrillera. Albo co gorsza, dopaść Ciebie... Co ona mu w ogóle podała!? Jak śmiała? Niech najlepiej skoczy z krawężnika... Ale przyznam, że niezły pomysł. Obawiam się, że Madonna go tak łatwo nie puści. Niech jeszcze posłuchają trochę plotek, telewizji, to Jen na pewno mu nie wybaczy.
    Weny i żeby się takie krótkie notki nie pojawiały zbyt często.
    KaraMJ <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O taki efekt mi mniej więcej chodziło xD Ale spokojnie Mike się zreflektuje w bardzo ciekawy sposób

      Usuń
  2. Nie, no kurwa, ja cię chyba zabije. xD No jak! Jak mogłaś! xD Dobrze chociaż, że pinda nafaszerowała go czymś, a nie że on sam z siebie. Boże. xD Ciekawa jestem jego miny jak się obudzi. :D Ciekawe czy będzie cokolwiek pamiętał. I to, że się zakochał w oczach... No błagam. W JEJ oczach się zakochał? A może chodzi o to, że jego otumaniony mózg podsunął mu oczka Jenn? xD Może powinnam sie wściekać, ale śmiać mi sie chce. Madonna. :D Teraz koło Jenn powinien sie jakiś zakręcić i cacy. :D Nie ma to jak kosmiczne nieporozumienie i potem tańczą dookoła siebie xD
    No nic czekam na kolejnego i na pewno będą emocje. xD
    Pozdrawiam cieplutko. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xD Nie no ja z was nie mogę :D Na początku chciałam zrobić, że on sam z siebie, ale jakoś tak mi przeszło. xD Oczy ach te oczy to nie były raczej oczy Mad. W następnej coś czuję, że zwymiotuję tęczą.
      Również pozrdawiam ;)

      Usuń
  3. Cześć Kochana!
    To się porobiło, ta debilka musiała dosypać coś Miśkowi do soku. Jak Michael się wytłumaczy Jennifer. Madonna nie tą jedyną dla Michaela, tą jedyną jest Jenn. Dobra wymówkę wymyśliła Sam, aby doprowadzić wszystko do ładu, biedna Jenny musiała naginać pół miasta po płatki. Rozwaliło mnie to sugerowanie,że Sam jest w ciąży i ma zachcianki XD.
    Pozdrawiam i buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz kurwa wpierdol

    ~Martyśka, ale nie chcę mi się logować XD

    OdpowiedzUsuń