niedziela, 4 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 27

Hejka wszystkim!!!
Przybywam dzisiaj z rozdziałem i jestem tym zaskoczona, 
bo nie myślała, że się z nim wyrobię.
Miał być o wiele bardziej pozytywny niż jest, ale chyba coś mi nie wyszło.
Pomimo tego jestem zadowolona, jak nigdy, choć swoją długością nie powala. 
Ale cóż lepszy rydz niż nic.
Nie przedłużając bezsensownej paplaniny, zapraszam do czytania i komentowania.
Za wszelakie błędy z góry przepraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 *****
Czasami reakcje ludzi nas zaskakują. Przeważnie odbiegają od przetartych ścieżek zachowań. Są inne i zastanawiamy się czy przypadkiem z tą osobą jest dobrze. Czy skoro na daną wiadomość czy zdarzenie zareagowała tak a nie inaczej to oznacza, że ją to nie ruszyło? Że się tym wcale nie przejmuje? Większość pewnie odpowie, że nawet jeśli zdarzyłoby się to drugi raz, to i tak nic sobie z tego dany człowiek nie zrobi.
A co jeśli wcale tak nie jest? Psychika ludzka jest niezbadana i do tej pory zaskakuje, więc może ta osoba w tym momencie toczy wewnętrzną wojnę. Stara się zapomnieć, ale jej się nie udaje, bo za każdym razem wszystko chce przeanalizować krok po kroku, a to co odeszło w zapomnienie wraca jak bumerang. Trzeba się więc zastanowić co zrobić, żeby ten bumerang nie wracał. Najlepiej go połamać i rzucić gdzieś daleko, ale on jest zbyt twardy byśmy samemu go zniszczyli. Potrzebna jest nam pomoc…
Sprawiałam wrażenie, że nic mnie nie obleciało. Właśnie, sprawiałam tylko wrażenie, że wszystko jest dobrze. Ktoś kto mnie bardzo dobrze zna by to dostrzegł. Na moje szczęście Michael znał mnie nazbyt dobrze. Choć do niczego nie doszło, nic się nie stało to jednak podświadomość nie dawała mi spokoju. Miałam myśl co gdyby… Co gdybym nie rozmawiała wtedy z Michaelem? Co gdyby był daleko? Co gdyby doszło do najgorszego? I nie mam tutaj na myśli samego gwałtu. Miałam taką chwilę w ciągu dnia kiedy się na chwilę wyłączałam, dostawałam pewnego rodzaju zawiasu. Po prostu stałam w miejscu patrząc za okno i gdybałam.
W takich chwilach wkraczał on. Mój rycerz, może nie na białym koniu, ale był moim rycerzem. Dobrze wiedział jak mnie z tego wybudzić. Nie miałam znowu jakiegoś skomplikowanego systemu zakodowanego w mózgu. Wystarczyło tylko, żeby ktoś mnie przytulił. Naprawdę. Może się to wydać dziwne, ale jak ktoś mnie obejmował czułam się lżejsza, a znowu Michael musiał wyczuwać taką potrzebę u mnie podświadomie.
Leżałam na miękkim dywanie w bibliotece, wpatrując się w sufit. Nie miałam co z sobą zrobić, bo Michael pojechał na ostatnią próbę przed trasą i nie ma go od rana, prawdopodobnie wróci późno. Nie chcąc przeszkadzać nikomu zaszyłam się w bibliotece w celu przeczytania jakiejś lektury, ale moje plany spełzły na niczym. Zaczęłam rozmyślać o wszystkim i o niczym. Niestety na fotelu, na którym się usadowiłam było mi trochę niewygodnie, a dywan kusił swoją miękką fakturą. W głowie miałam pustkę, jedną wielką czarną plamę. Po dłuższej chwili rozległ skrzyp otwieranych drzwi pomieszczenia, a pokój wypełnił zapach męskich perfum. Dobrze wiedziałam kto tutaj wszedł.
  -Co tutaj robisz? -spytał, nie wiem czemu ale nie podniosłam na niego wzroku. Może mi się nie chciało.
  -Analizuję sufit. -odpowiedziałam na co zachichotał. Podszedł powoli przyglądając mi się cały czas. Usiadł na podłokietniku skórzanego fotela.
  -Coś cię gryzie. -to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Chociaż jakby przeanalizować ton jego głosu, to by się okazało, że…
Położył się obok mnie.
  -A ty nie na próbie? -zapytałam po chwili ciszy.
  -Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć, żeby swój czas poświęcać sufitowi? -parsknęłam śmiechem.
  -Zazdrosny?
  -O ciebie zawsze. -położył się obok mnie. Przebadał mnie chyba już na wylot swoim spojrzeniem. Praktycznie cały czas się mi przyglądał. Trochę było mi z tym ciężko, a może to co innego się mnie teraz uczepiło. -Chcesz się przytulić? -zapytał znienacka.
  -Tak. -odpowiedziałam tylko, a on zaraz mnie do siebie zagarnął. Jakoś tak od razu zrobiło mi się lżej, gdy mogłam się schować jak mała dziewczynka w jego ramionach.
Właśnie o tym mówiłam. Nie wiem jak on to robił, ale rozumiał co się ze mną dzieje i czego potrzebuję podświadomie. Zastanawiałam się co ja bez niego zrobię jak już pojedzie w trasę. Podjęłam pewną decyzję w związku z zaproponowanym wyjazdem, ale on chyba nie był z tego zbytnio zadowolony.
  -Ale powiedz mi dlaczego? -spytał już kolejny raz. Przeczesałam sobie ręką włosy i westchnęłam ciężko.
  -Zrozum Michael nie i koniec. -naprawdę nie miałam ochoty się teraz tłumaczyć.
  -Podaj mi jeden powód dlaczego nie chcesz ze mną jechać. -skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
  -Dla ciebie może jest to wszystko proste, bo jesteś do tego całego zgiełku przyzwyczajony. Ja się w tym po prostu nie odnajdę. A poza tym nie mogę rzucić pracy na tak długo. -przerwałam na chwilę. -Decyzję podjęłam i jej nie zmienię. -skończyłam twardo.
  -Zawsze mogę pogadać z twoim szefem i… -weszłam mu w słowo.
  -Oj nie mój drogi. Co to to nie. Nawet mi się nie waż podnosić słuchawki i do niego dzwonić. -nie chciałam wykorzystywać wpływów Michaela, ale on się chyba zbytnio nie przejął moimi słowami. Zaraz zaskoczył mnie kolejnym pytaniem.
  -Nie boisz się, że może się powtórzyć ta cała ostatnia sytuacja? Co wtedy zrobisz? -lekko podniósł głos.
  -Nic nie zrobię, bo sam mi mówiłeś, że tego faceta ujęli…
  -Jest jeszcze twój brat, który z pewnością ponownie złoży ci wizytę. -naprawdę jeżeli myśli, że tymi argumentami cokolwiek ugra to się myli.
  -Mojego brata w to nie mieszaj, bo aktualnie siedzi w ośrodku odwykowym. -wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zresztą nie tylko on był zdziwiony, gdy się o tym dowiedział. Prychnęłam pod nosem.
  -Że co? -zapytał nie dowierzając.
  -Dostałam pismo z prywatnego ośrodka, że Mark przebywa na oddziale odwykowym. -powiedziałam to tak jakbym mówiła o pogodzie. Ta wiadomość zrobiła chyba na nim niemałe wrażenie. Zresztą sama byłam zdziwiona, gdy otworzyłam ten list. Naprawdę wszystko po to, żeby… Brak mi słów po prostu.
Michael chyba w głowie wymyślał kolejny argument, bo jego odciągnąć od postanowionej myśli jest naprawdę trudno.
  -Więc wytłumacz mi, bo dalej nie rozumiem dlaczego nie chcesz ze mną…
  -Nie będą nic tłumaczyć. Taka jest moja decyzja kropka koniec do widzenia. Nie przekonasz mnie Michael i nawet nie próbuj. -naprawdę nie miałam ochoty na ciągnięcie tej bezsensownej rozmowy. On zacisnął się tylko w sobie i wyszedł z salonu idąc do jakiegoś pomieszczenia. Gdy wszedł tam gdzie zamierzał usłyszałam głuche trzaśnięcie drzwiami. Pięknie. Chyba uraziłam jego królewską mość. Nie mogę wiecznie robić tego co on chce, bo zgubi i mnie i jego.
Sama skierowałam się do kuchni by zaspokoić pragnienie. Znając życie zaraz do mnie przyleci i będzie próbował wszystkiego byle bym zmieniła zdanie. Uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl. Nalałam sobie do szklanki chłodną wodę. Upiłam z naczynia łyk i poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. Mogłam się tego spodziewać prędzej czy później. Po chwili zaczął składać na moim ramieniu pojedyncze pocałunki. Powoli przeszedł z nimi na moją szyję, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
  -Co ty kombinujesz? -zapytałam cicho.
  -Nic. -wyszeptał mi do ucha drażniąc swoim oddechem skórę w tamtych okolicach. -Chcę ci tylko okazać to jak bardzo cię kocham. -musiałam się powstrzymać by się nie zaśmiać. -Ale fakt masz rację jest w tym tak jakby drugie dno. -teraz już zaśmiałam się na głos.
  -Mogłam się tego domyślić. -powiedziałam bardziej do siebie. Odwrócił mnie przodem do siebie dzięki czemu mogłam opleść ręce wokół jego karku. Spojrzałam w jego oczy, które usilnie wpatrywały się w moją twarz. Nie wyrażały czegoś konkretnego. Wyglądały tak jakby były koktajlem uczuć, które przybrały barwę czekolady. -Będziesz się tak na mnie patrzył czy w końcu mnie pocałujesz? -zapytałam na co się tylko uśmiechnął i przyciągnął jeszcze bardziej do siebie. Złączył nasze usta w czułym pocałunku, który za oddałam z zachłannością. Teraz jak i zawsze wypełniała mnie ekstaza z przyjemnym dreszczem, gdy dłonią błądził po moich plecach, która wypełniała mnie po czubki palców. Nie wiem co będzie jak go zabraknie, albo ja znajdę się daleko, naprawdę bardzo daleko.

*****

Byłem bezradny i nic nie potrafiłem wskórać. Mam wrażenie, że Jennifer jest bardziej uparta ode mnie. Uparła się, że nie pojedzie i koniec. Ja się jednak tak łatwo nie poddaje. Praktycznie cały czas maltretowałem ją na ten temat, ale ile można. Wreszcie dałem sobie spokój.
Postanowiła i nic już tego nie zmieni. Czasami mam wrażenie, że ona postępuje według wcześniej ułożonego w jej głowie, którego nie potrafi zmodyfikować.
To, że będę gdzieś tam na końcu świata nie będzie znaczyło, że nie będę jej miał na oku. Jakoś nie ufałem temu papierzysku dotyczącym jej brata. Tak samo sam zająłem się ujęciem gościa, który na nią “napadł”.
Miałem dzisiaj wyjechać i jakoś zbytnio się do tego nie paliłem. No cóż, ale praca ode mnie tego wymagała. Zresztą uwielbiałem śpiewać przed morzem ludzi, które śpiewa razem ze mną. Wtedy powstaje energia, która unosi się na scenie. To jest coś nie do opisania. Nie mogłem się już tego doczekać. Z niecierpliwości powoli zaczęło mnie nosić.
Zbytnio nie miałam planu na resztę dnia, bo wylot miałem dopiero wieczorem. Postanowiłem, że spędzę te ostatnie chwile z Jennifer. Szukałem ją po mojej posiadłości. Mogła być dosłownie wszędzie, ale ostatnio zauważyłem, że jest jakby bardziej spokojna, wyciszona. Przez swoją zmianę preferowała również cichsze miejsca. Dlatego miałam pewną myśl gdzie mogła się zaszyć. Nie tylko stała się bardziej spokojna, ale patrzyła na wszystko inaczej, analizowała każdy ruch. Nie miałem pojęcia co spowodowało tę zmianę w jej zachowaniu.
Rozglądałem się uważnie czy przypadkiem gdzieś nie idzie. Idąc ścieżką podziwiałem krajobraz który stworzyłem. Był idealny, ale czegoś mu brakowało, pewnej beztroski jaką miały dzieci.
Po chwili dojrzałem ją wychodzącą z pawilonu z ptakami. Upodobała sobie jedną papugę, która chyba zbytnio za mną nie przepada. Jennifer szła zamyślona jakby była w zupełnie innym miejscu. Ostatnio również wpadała w takie stany, które  musiałem po prostu przeczekać. Zerwałem różę z pobliskiego krzewu tych kwiatów. Podszedłem do niej powoli lustrując ją wzrokiem od dołu do góry. Wyglądała pięknie, zresztą jak zawsze. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi gdy się tak do niej zakradłem. Stanąłem za nią wyciągając przed nią kwiat. Pochwyciła go i uśmiechnęła się odwracając się do mnie.
  -Kiedy wylatujesz? -zapytała bez wyrazu.
 -Dopiero wieczorem. -odpowiedziałam, a ona tylko westchnęła. -Mam dla ciebie pewną propozycję. -zacząłem zagadkowo.
  -Jaką? -pochwyciła.
  -Zapraszam panią na bardzo długi spacer. -wyciągnąłem do niej rękę, którą od razu pochwyciła. Nie miałem konkretnego celu gdzie moglibyśmy pójść. Po prostu chciałem się cieszyć chwilą kiedy była ze mną.
Akurat przechodziliśmy obok basenu i do głowy wpadła mi naprawdę szalona myśl. Nie czekając na nic wcieliłem swój plan w życie. Chwilę później słyszałem pisk ukochanej i chlupot wody.
  -Oszalałeś?! -krzyknęła gdy wynurzyła się na powierzchnię. Stałem przy brzegu wpatrując się w nią ze śmiechem.
  -Na twoim punkcie. -odpowiedziałem zadowolony z siebie. Pochyliłem się do niej podpłynęła bliżej.
  -Jak ja teraz wyglądam?
  -Bardzo korzystnie. -odpowiedziałem bez zastanowienia. Zmierzyła mnie wzrokiem przymrużając oczy.
  -Na nic nie licz. -powiedziała twardo.
  -Ale ja nie liczę, bo kochanie dobrze wiemy, że ty mi się nigdy nie oprzesz. -niezdarnie wyszła siadając na brzegu. Może naprawdę to był zły pomysł, żeby ją wrzucać do wody. Patrząc teraz na nią musiałem zaprzeć się w sobie by się do niej nie dobrać. Ona sama mi w tym nie pomagała. Próbowała choć trochę wycisnąć wody z koszulki tym samym odsłaniając wilgotną skórę na jej brzuchu.
  -I kto tu się nie może komu oprzeć, co? -spojrzała na mnie triumfalnie podnosząc się z miejsca.
  -Ej, a ty dokąd? -zapytałem prawie krzycząc.
  -Przebrać się. -odpowiedziała z uśmiechem. Podniosłem się i pobiegłem za nią. Niby nie specjalnie przyspieszyła kroku tym samym znikając mi z oczu. Złapałem ją gdy wchodziła z suchymi ubraniami do toalety. Bez jakiegokolwiek zaproszenia wepchnąłem się za nią.
  -Nie za dużo sobie pozwalasz? -spytała gdy przyciągnąłem ją do siebie.
  -Ja dopiero mogę sobie zacząć pozwalać. -swoje zainteresowanie przeniosłem na jej szyję. Jedną rękę wsunąłem pod materiał koszulki muskając tym samym jej ciepłą skórę.
  -Michael możesz wyjść? -zagadnęła po chwili.
  -A co wstydzisz się mnie?
  -Nie, ale chcę zapobiec pewnym ewentualnością. -naprawdę ciekawe jakim. Gdy dalej sobie nic nie robiłem z jej słów złapała mnie za kołnierz i wpiła się w moje usta. Do tego stopnia, że na moment mnie zamroczyło. Nawet się nie zorientowałem kiedy zamknęła mi przed nosem drzwi, zakluczając się przy okazji. Westchnąłem ciężko. Co za kobieta. Przeszło mi przez myśl.
Musiałem zająć czymś swoje myśli, kiedy ona tak sobie siedziała zamknięta w łazience. Chyba będę musiał dorobić zapasowy klucz. Rozejrzałem się po sypialni. Praktycznie nie miałem co z sobą zrobić w tamtej chwili. W końcu wyszła do mnie uśmiechnięta.
  -I na co ci było to, że się zamknęłaś?
  -Przynajmniej mogłeś choć trochę ochłonąć bo jeszcze gorączki byś dostał i co wtedy? -odpowiedziała niewinnie.
  -Musiałabyś pomóc mi ją zbić. -pochwyciła w rękę poduszkę.
  -A idź. -rzuciła nią we mnie.
  -Musisz się nauczyć celnie rzucać. -odparłem uchylając się od pocisku. Roześmialiśmy się oboje.
  -Panie Jackson za chwilę ruszamy. -rozległ się męski głos zza drzwi. Leniwie wstałem i podszedłem do niej. Ona sama nie czekała długo i się rzuciła w moje ramiona.
  -Masz wszystko? -zapytała z troską.
  -Najważniejsza rzecz zostaje tutaj, z czego nie jestem zbytnio zadowolony. -uśmiechnęła się lekko.
  -Tylko uważaj mi tam na siebie.
  -Dobrze mamo. -powiedziałem żartobliwie.
  -A i pamiętaj, że jak będziesz sprowadzał sobie panienki to nie pierwsze lepsze z brzegu. -nie wiem czy próbowała obrócić wszystko w żart czy co.
  -Się wie. Tylko te z tej najwyższej półki. -szliśmy przez chwilę w milczeniu korytarzem. Nie mogłem po prostu nie mogłem jej nie pocałować. Zatrzymałem się w pół kroku i namiętnie pocałowałem. Wplotła dłoń w moje włosy przeczesując je. -Jakbym mógł kogokolwiek zapraszać kiedy żadna ci nie dorówna.
  -Mam rozumieć że to był komplement?
  -Tak, dokładnie. -uśmiechnąłem się łapiąc ją pod rękę. W końcu wyszliśmy przed dom, na którego podjeździe stał już czarny samochód. Zawahałem się przez chwilę.
  -Zadzwoń jak znajdziesz czas. -skierowałem swój wzrok na właścicielkę tego głosu.
  -Dla ciebie zawsze i wszędzie. -ostatni raz musnąłem jej usta jakbym chciał zapamiętać ich smak. Wtuliła się we mnie dosłownie na sekundę odrywając się później niechętnie.
  -Panie Jackson niech pan już jedzie my się nią tu odpowiednio zajmiemy. -odezwała się gosposia.
  -W to nie wątpię. -zwróciłem się ponownie do Jennifer. -Ty też na siebie uważaj. -spojrzałem na nią ostatni raz. Jaki ostatni przecież miałem wrażenie, że właśnie to jest ostatni raz kiedy ją widzę. Wsiadłem do pojazdu i zza przyciemnionych szyb obserwowałem ją jeszcze chwilę nim nie zniknęła mi całkiem z oczu. Będę za nią tęsknił, a serce się będzie do niej rwało, ale to nie będzie najstraszniejsze. Najgorsze jest to, że nie będę mógł przytulić się do niej wieczorem, kiedy będę leżał już w łóżku.

 "Życie to jedna, wielka seria pożegnań, ale najbardziej rani brak chwili do pożegnania."

Czytasz? Zostaw komentarz to motywuje. :D

5 komentarzy:

  1. Hejka Kochana!
    Ja już ci chyba powiedziałam kilka słów na temat tego posta, za pośrednictwem fejsa, ale zrobię to jeszcze raz. Rozdział pomimo tego,że jest krótki wyszedł ci super. Dlaczego ona nie pojechała z Michaelem, było by tak uroczo. Ale z drugiej strony to może lepiej,że Jenny została w LA. Ten jej brat coś jeszcze wywinie, czuje to w kościach i będzie z tego nie mały dym. Zabije go widłami jak jej coś zrobi xD. Ja już czekam na następny rozdział.
    Życzę duuużo Weny!!!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Czytając sam początek posta, myślałam, że będę musiała na Ciebie nakrzyczeć :D A tu popatrz, nie muszę.
    Będę w 100% szczera- zrobiło mi się autentycznie przykro pod koniec... Pożegnania są okropnie trudne, nie ważne co :/ Czasami tylko szybciej zaczynamy tęsknić... To było takie słodkie (wiem, powtarzam się), a jednocześnie smutne. Szkoda, że Jenn nie pojechała... Naprawdę. Mogliby przeżyć piękne chwile w innych krajach- razem. Trochę nie rozumiem i jak najbardziej rozumiem jej decyzje. Jest do tego miejsca przywiązana, ma swoje obowiązki, ma swoje zdanie, ale z jednej strony to mogła być taka szansa na pozwiedzanie świata. (oczywiście pozostaje jeszcze kwestia Dangerous i HIStory World Tour ;D) Hm... Jenn jest teraz w niebezpieczeństwie. Jej brat może siedzieć, ale kto wie czy nie ma swoich ludzi, gdzieś... W sumie środek odwykowy to nie więzienie. Myśl Michaela, dała mi trochę niepewności. Może i ten list jest ściemą, żeby uśpić ich czujność. Wszystko jest możliwe. Ten człowiek posunie się do wszystkiego. Czuję, że podczas tego wszystkiego stanie się coś złego. Życie to nie bajka, a ja już mam umysł pełen spisków xD
    Pozdrawiam, dużo weny (żeby mi rozdziały nie były krótkie)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Mam sporo nauki na jutro więc nie za dużo czasu, walę szybkiego koma:D
    Rozdział super, tylko trochę zła jestem na Jenn, bo nie mam też pojęcia czemu nie chce jechać z MJ. Sama się wystawia na zagrożenie, nie potrafi też nawet odpowiedzieć Michasiowi na pytanie CZEMU. Moim zdaniem jak podejmuje taką decyzje, to Mike zasługuje na wyjaśnienia i jej obowiązkiem jest zrobienie tego. No ja jakbym zaproponowała facetowi coś takiego i by powiedział że nie chce bo nie, to poczułabym się naprawdę chujowo a wręcz pomyślała, że coś jest nie tak (może nie kocha, albo inną ma?). Dziwi mnie, że sama nie próbuje zrobić wszystkiego, aby być z nim jak najbliżej. Na tym chyba miłość polega,nie?
    No nic czekam na nexta:)
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka! Dosyć szybko się tu pojawiłam.

    Smutny ten rozdział. Pożegnania to coś strasznego, zwłaszcza jeżeli chodzi tu o ukochaną osobę. Trasa bad trwała podobno jakieś 1,5 roku a to rzeczywiście długo. Szczerze współczuję Jennifer, bo z doświadczenia wiem jak dotknąć potrafi taka rozłąka. Zwłaszcza z tak wspaniałą osobą jak Michael.

    Nie no, obawiam się tego Marka. Niby jest na odwyku, ale przecież wszystko może się zdarzyć. Papiery też nie przekonują, a mam złe przeczucia. Barodzi złe.

    No to żegnam się z tobą, życzę weny i pozdrawiam.

    Mezzoforte

    PS Jak ona sobie bez Michaela poradzi?!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Teraz ja mam sklerozę. xD
    Tak wiec, o to tak szybko pozamiatane? Ja myślałam, że on tu ją będzie nachodził, a tu widać chyba szykujesz coś innego. :D Chyba,, że to zmyła to jeszcze lepiej. x]
    Ja nie wiem czemu ona nie chciała z nim jechać. Na chłopski rozum to powinna uczepić się sama jego gaci. Kurde, a jak naprawdę coś się stanie?:D
    Rozdział super, więc życzę weny, żeby cię nie opuszczała. I pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń