poniedziałek, 28 listopada 2016

Do you remember... Rozdział 26

Hej kochani!!!
To jest dosyć dziwna pora jak na nowy rozdział, ale jak to się mówi lepiej późno niż wcale, choć nie wiem jak to się ma do pory dnia, ale cóż. Ważne, że w końcu pojawiło się cokolwiek. Mogłabym się tłumaczyć i w ogóle, ale kto chce tego słuchać? Tak myślałam. Przechodząc do meritum. Rozdział wygląda jak wygląda, ale o dziwo mi się podoba. Nie ma tragedii. Mam tylko nadzieję, że lubicie niespodzianki.
Za wszelakie błędy przepraszam. Tak, więc bez zbytniego przedłużania zapraszam do czytania i komentowania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****
Poranki mogą być piękne, gdy budzimy się obok ukochanej osoby. Otworzyć oczy i czuć się kochaną, to jest właśnie ta radość, która rozpierała mnie od środka. Nie chciałam, nie chcę
zbyt wiele, a życie dało mi więcej szczęścia w postaci jednej osoby niż tego oczekiwałam. Nie chciałam być samolubna w tym uczuciu dlatego starałam dzielić, oddawać jak najwięcej uczuć którymi mnie obdarowuje.
Obudziłam się dosyć wcześnie, ale nie otwierałam oczu. Cieszyłam się chwilą, a przyjemne ciepło wypełniało jeszcze mój umysł jak i ciało. Czułam na swoich plecach delikatny ruch ręki, która rysowała niewidzialne wzory na skórze. Poruszyłam się nieznacznie. Zdałam sobie sprawę, że głowę miałam ułożoną na jego klatce piersiowej. Oboje leżeliśmy na niewielkiej kanapie. Nie wiem jak się na niej zmieściliśmy, a tym bardziej skąd się wziął koc, którym byliśmy okryci. Chcąc nie chcąc w końcu uniosłam powieki. Pierwsze co to rzuciły mi się w oczy porozrzucane ubrania i względny nieład. Gdy już omiotłam spojrzeniem pokój  przeniosłam swoje zainteresowanie na mojego ukochanego, który myślał nad czymś usilnie wpatrując się w sufit. Wsparłam się na łokciu u musnęłam jego policzek. Potrząsnął głową budząc się z myślowego amoku. Dostrzegłam w jego spojrzeniu dwie tańczące iskierki.
  -Nad czym tak myślisz? -zapytałam po chwili.
  -Nad tym jak bardzo boli mnie kręgosłup. -uśmiechnął się, utwierdził mnie w przekonaniu, że zebrało mu się na żarty.
  -Wiesz, że gwiazdorzysz i to bardzo? -pstryknęłam go w nos.
  -Wolno mi. Bycie gwiazdą ma swoje plusy, na przykład to ty za mnie posprzątasz ten cały bałagan.
  -Już nawet kobiety wykorzystujesz. Z kim ja się związałam. -to było czysto retoryczne stwierdzenie.
  -Z najprzystojniejszym facetem na świecie. -skwitował i tu nie mogłam się z nim nie zgodzić. Pogładził mnie czule po plecach, a sama wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Tą przyjemną chwilę wytchnienia i spokoju przerwał dzwonek mojego telefonu. Niechętnie po niego sięgnęłam.
  -No wreszcie ktoś raczył odebrać. -w słuchawce usłyszałam poirytowany głos Janet. -Nie wiesz co robi mój brat, że nie raczy do mnie oddzwonić? -spojrzałam na niego lekko przygryzając wargę.
  -Aktualnie nic.
  -Już sobie wyobrażam to nic, ale mniejsza. Słuchaj mam dzisiaj wolne i może wyskoczyłybyśmy na kawę i małe zakupy. -już sobie wyobrażam te jej małe zakupy. -W końcu trzeba zacieśniać więzi z przyszłą szwagierką nie?
  -Nie pozwalaj sobie za dużo Janet. -upomniałam ją. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przy okazji poprawiając koc który ze mnie zjechał. Niektórym osobom nie było to chyba na rękę. -Dobra to o której będziesz? -zapytałam w końcu.
  -Za jakąś godzinkę powinnam dojechać do tej twierdzy, więc przekaż Michaelowi, żeby nie zatrzymywał cię niepotrzebnie. -nacisnęła na ostatnie słowo i się rozłączyła. Odłożyłam, przynajmniej starałam się odłożyć telefon w uprzednie miejsce, ale coś nie wyszło. Westchnęłam cicho. Nie miałam ochoty się stąd ruszać.
  -Co chciała? -zapytał po chwili nawijając sobie na palec pasmo moich włosów.
  -Zaprosić mnie na kawę, a zapowiadała się, że za dokładnie godzinę tutaj będzie, więc trzeba się ruszyć. -przytrzymując sobie nakrycie na dekolcie sięgnęłam po spodnie leżące o dziwo nieopodal.
  -Jednym słowem mamy jeszcze trochę czasu dla siebie. -nim się obejrzałam zawisł nade mną, gdy tylko mnie pociągnął z powrotem na kanapę. Zmierzył mnie wzrokiem z lekkim uśmiechem na twarzy, na co się zarumieniłam. -Mówiłem ci, że we wszystkim ci pięknie?
  -Tak i to nie raz. -nie wiedziałam do czego zmierza, choć jedna myśl narodziła się gdzieś z tyłu głowy.
  -Ale najpiękniej i najbardziej pociągająco wyglądasz bez tych wszystkich fatałaszków. -niespodziewanie musnął moje usta.
  -Co za dużo to niezdrowo proszę pana. -ponownie podciągnęłam koc, który znacznie się ze mnie zsunął.
  -Jak to się mówiło. -zmarszczył na chwilę czoło. -Mniejsza z tym. -znów zachłannie mnie pocałował i znów się rozpływałam. Euforia wypełniła całe moje ciało. Nie potrafiłam pojąć jak to się działo, że za sprawą jednego mężczyzny tracę zmysły.
  -Kocham cię. -wyszeptałam, gdy o siebie nasze czoła.
  -Ja ciebie bardziej. -uśmiechnęłam się lekko i ponownie oddałam się uczuciu, które towarzyszyło jego dotykowi. Coś czuję, że Janet jeszcze trochę poczeka, jakoś się tym nie interesowałam, bo teraz mój umysł zaprzątała tylko jedna osoba. Pomyśleć tylko, że wszystko może trafić, to całe szczęście i magię jedno małe głupstwo, czy nieporozumienie. Tylko skąd ta myśl się nagle u mnie wzięła?
  Tak jak było ustalone Janet i odpowiedniej godzinie zgarnęła mnie z Rancha. Oczywiście nie obyło się bez jej dziwnych spojrzeń posyłała w naszą stronę. Michael ulotnił się na próbę przed trasą, ale widziałam po nim, że nie był z tego powodu szczęśliwy.
  -Janet, a ta? -zapytałam wskazując na delikatny materiał ubrania. Moja przyjaciółka ze zrezygnowaniem odwiesiła na wieszak kolejną sukienkę.
  -To jest bez sensu. Nie potrafię nic dla siebie znaleźć, a nie mogę pokazywać się w jednym i tym samym. -powiedziała pod nosem. Co z tego, że cała jej szafa była wypełniona wieczorowymi kreacjami i tak musiała znaleźć coś nowego.
  -Jak nie tu to gdzie indziej będzie trzeba znaleźć coś co cię zainteresuje. -przytaknęła mi tylko. Skierowałyśmy się do wyjścia, a następnie obrałyśmy kierunek w stronę kolejnej wystawy sklepowej. I tak nie miałam zbytnio nic do roboty, więc powłóczyć się po sklepach nie zaszkodzi.
  -Chodźmy na kawę. -wypaliła nagle, gdy przechodziłyśmy obok niewielkiej kafejki. Nie czekając weszłyśmy do środka zajmując miejsca w zacisznym kącie. Do moich nozdrzy doleciał zapach parzonej kawy i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie odczuwałam do tej pory głodu. -Ej zawiesiłaś się?
  -Co? -spytałam zaskoczona. -Wybacz tak trochę się zamyśliłam. -uśmiechnęłam się lekko.
  -To może i dobrze. Za ciebie złożyłam zamówienie i żebyś ty widziała jak ten kelner się na ciebie patrzył.
  -Jeżeli nic mu nie przyjdzie do głowy to niech patrzy na zdrowie.
  -Ja nie chcę nic mówić, ale…
  -Ale co? -spojrzałam na nią z politowaniem. -Jedyny facet na którego zwracam uwagę akurat teraz tańcuje.
  -No wiem przecież tak tylko mówię. -po chwili postawiono przed nami gorące napoje z kawałkiem słodkiego ciasta. -Widziałam, że praktykujecie poranne spacery. -zaczęła tajemniczo. Już ja wiedziałam co ona chce osiągnąć.
  -Ruch to zdrowie prawda? -mrugnęłam do niej z uśmiechem leniwie mieszając parującą ciecz.
  -Tsaaaaa… -ton głosu jakim to wypowiedziała zdawał się jakby zdradzać to, że miała na myśli zupełnie co innego. -A tak z innej beczki. Jedziesz z nim w trasę?
  -Nie wiem. Naprawdę ciężko jest mi podjąć jakąkolwiek decyzję. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Każda z możliwych odpowiedzi ma swoje plusy jak i minusy. Tylko czego jest więcej. Posiedziałyśmy jeszcze trochę w tym lokalu. Rozmawiałyśmy bardzo dużo, przy okazji śmiejąc się z niedorzecznych zachowań co poniektórych osób. Po dopiciu swojego napoju Janet stwierdziła, że musi się już zbierać. Sama zaś stwierdziłam, że spacer do domu dobrze mi zrobi, więc nie spiesząc się ruszyłam w stronę miejsca mojego zamieszkania. Choć ostatnio coraz rzadziej tam przebywałam.
Idąc sobie spacerkiem rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Może nie do końca o niczym, bo rozmyślania nawet o kolorze kwiatu, czy o tym, że świeci słońce już były o czymś. Moje przypuszczenia wewnętrzne co jest czym przerwał już ponownie tego dnia mój telefon.
  -Co robi moja druga połówka, za którą tęsknię? -usłyszałam gdy tylko odebrałam połączenie. Na te słowa nie mogłam się nie uśmiechnąć.
  -Michael, a ty nie powinieneś mieć teraz próby?
  -Pierwszy zadałem pytanie, więc powinienem dostać na nie odpowiedź. -jego ton głosu sugerował, że jest w wyśmienitym humorze. Sama w takowym byłam. Miałam wrażenie, że jestem leciutka, a wszystko stoi przede mną otworem.
  -A czy to ważne co aktualnie robię?
  -Dla mnie bardzo, bo mogę sobie wyobrazić jak wtedy uroczo wyglądasz.
  -Bo się jeszcze zarumienię.
  -Ładnie ci, gdy się rumienisz. -dodał po chwili.
  -Michael weź…
  -Co mam wziąć? -on i te jego gry słowne.
  -Nic. Zresztą nieważne. -nie sądziłam, że podczas rozmowy z nim droga do domu minie mi naprawdę szybko. Akurat otwierałam furtkę. -Wracając, jak to z tą próbą w końcu jest?
  -Zarządziłem przerwę. -dało się słyszeć nutę samozadowolenia.
  -Aż tak źle, że zrobiłeś przerwę?
  -Nie, jest świetnie, ale stęskniłem się za pewną panią i no musiałem do niej zadzwonić. -zachichotałam cicho wchodząc do kuchni. Sam musiała gdzieś wybyć, muszę jej chyba przypomnieć, że coś takiego jak drzwi wejściowe się jednak zamyka na klucz.
  -Miło mi.
  -A czy ja mówiłem o tobie? -dodał żartobliwie.
  -Śmieszne, wiesz? Nawet bardzo.
  -No wiem. Taki żartowniś że mnie. -tak i to nie mały. Ciekawe co by było, gdybym wszystkie te jego “żarciki” brała na poważnie. -Ale wiesz, że żartowałem, nie?
  -Tak wiem. -odpowiedziałam. Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i ktoś wtarabanił się do środka. -Poczekaj chwilę, bo Sam właśnie wróciłam. -odłożyłam telefon na blat stołu. Cała uśmiechnięta wyszłam do mojej przyjaciółki. -Sam nie sądzisz, że nas kiedyś… -spojrzałam w miejsce, gdzie teoretycznie powinna stać Sam, ale w praktyce wyglądało to nieco inaczej. Głos momentalnie ugrzązł mi w gardle. -Mark? -spytałam prawie szepcząc. -Co ty tu robisz?
  -Przyszedłem po to co moje. -powiedział obojętnie. Ten człowiek mnie przerażał zdawał się spokojną maską zakrywać swoją psychopatyczną naturę.
  -Ale przecież termin mija…
  -Nie obchodzi mnie żaden termin. -gorączkował się. -Wiedząc, że jesteś uparta i tak bym nie dostał tych pieniędzy, więc co za różnica, czy jestem teraz czy później? -nie odpowiedziałam. Mój umysł jaki i ciało było zdrętwiałe. Starałam się zrobić cokolwiek, nawet uciec, ale nie potrafiłam się ruszyć.
  -Dla ciebie nigdy nic nie miało znaczenia. -wypowiedziałam te słowa naprawdę cicho, ale i tak je usłyszał.
  -Właśnie nie ma znaczenia. -zamilkł na chwilę. -A teraz mam do ciebie prośbę. Zajmij się odpowiednio twoim gościem. -zamurowało mnie.
  -Że co?!
  -Jest twoja. -zwrócił się do mężczyzny, który do tej pory stał na zewnątrz i wyszedł. Ze strachem spojrzałam na to co mnie czekało, nie chciałam by do najgorszego…

*****

Obawy są normalne, jak wszystko zresztą, ale co jeżeli coś nam podpowiada, że naprawdę może
być źle. Przerwa dobiegała powoli końca, a ja ze słuchawką cierpliwie czekałem aż ponownie usłyszę głos Jennifer w słuchawce. Właśnie, ponownie usłyszę… Rozumiem, że kobiety potrafią długo rozmawiać, ale bez przesady, a może to ja się zbytnio niecierpliwie? W pewnym momencie usłyszałem zduszony krzyk, a zanim połączenie zostało przerwane zdążyłem jeszcze usłyszeć coś co przypominało tłuczenie szkła i… męski głos?! Może mi się wydawało, bo pierwszą myśl zbagatelizowałem, ale jakbym teraz dostał olśnienia. Czyjś krzyk, jakiś mężczyzna, przerwane połączenie, za tym wszystkim mogła stać tylko jedna osoba… Nie oglądając się za nikim, wybiegłem z hali, w który akurat były przeprowadzane próby. Ktoś za mną krzyczał przeklinając siarczyście. Trudno konsekwencjami będę przejmować się później, teraz ważniejsze było co innego. Na łeb na szyję gnałem przez puste ulice miasta. Swoich ochroniarzy również zostawiłem w niemałym osłupieniu. Próbowałem ponownie się do niej dodzwonić, ale nic. Zero odpowiedzi, jakby to był… Nie mogę tak myśleć. Starałem się jak mogłem skupić na drodze, ale nie potrafiłem w głowie miałem jedną myśl. “Byle zdążyć.” To cud, że nie rozwaliłem się na pierwszym lepszym drzewie, czy lampie. Im bliżej byłem u celu tym bardziej narastała we mnie panika.
Jak strzała wyskoczyłem z pojazdu i w dosłownie dwóch susach pokonałem odległość dzielącą mnie od drewnianych drzwi. Nawet nie musiałem ich otwierać, nie były do porządku zamknięte. Wparowałem do środka i usłyszałem cichy pisk i dźwięk tłuczonej porcelany. Skierowałem swoje prosto do salonu, a moje pięści momentalnie zacisnęły. Nie potrafię zdzierżyć, gdy kobieta jest źle traktowana, ale gdy to jest kobieta, którą kocham… wpadam w wściekłość, a to i tak mało powiedziane. Dojrzałem ich pod ścianą. Próbowała go odepchnąć na wszelkie wszelkie sposoby, lecz jej starania nic nie dawały. Na podłodze leżały kawałki potłuczonego wazonu. Nie czekając na nic przemierzyłem pokój i pociągnąłem za szmaty gościa, którego pierwszy raz na oczy widzę.
  -Co jest?! -zareagował dosyć późno. Praktycznie wywlokłem go na zewnątrz ciągnąc za sobą niczym worek z ziemniakami. Zanim zaliczył bliskie spotkanie z kostką brukową, postawiłem go do pionu. Spojrzał na mnie jakby zobaczył ducha. Nawet nie pamiętam kiedy wymierzyłem idealny cios w jego twarz. Zatoczył się, łapiąc za bolący nos, z którego pociekła strużka krwi. Upadł, a praktycznie resztę załatwiła za mnie ziemia i beton. -Stary zluzuj, o co ci chodzi? -podniósł się, a przynajmniej próbował to zrobić. Podszedłem do niego i musiałem się naprawdę pohamować by znowu mu nie przyłożyć.
  -Posłuchaj mnie uważnie kolego, bo nie będę się dwa razy powtarzać. -złapałem go za kołnierz kurtki. -Zawiniesz się stąd łaskawie i więcej mi się nie pokażesz na oczy. Żeby mi to było ostatni raz, że dobierasz dobierasz się do mojej kobiety. -w jego oczach mogłem dojrzeć strach. No cóż nie codziennie Michael Jackson spuszcza komuś lekkie manto. Zostawiłem go z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem. Gdy wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi już go nie było.
Wróciłem z powrotem do salonu, którego środku stała Jennifer. Nerwowo pocierała dłońmi. W końcu spojrzała na mnie wystraszona. Nie powinienem jej się wcale dziwić. Podszedłem do niej powoli. Stanąłem naprzeciwko niej, a ona tylko oparła głowę o moją klatkę piersiową. Objąłem ją jak najciaśniej, a sama jeszcze bardziej się do mnie przysunęła.
  -Jestem idiotką. -odezwała się cicho. Lekko zdziwiły mnie te słowa. -Od początku miałeś rację, jak ze wszystkim.
  -Ej, nie mów tak. -złapałem ją za podbródek i lekko uniosłem by spojrzała na mnie. -Ważne, że nie zrobił ci krzywdy prawda? -uniosła delikatnie kąciki ust.
  -Nie, nie zrobił całe szczęście. -chwilę się jakby wahała. -Gdyby nie ty nie wiem co by się stało.
  -Nie roztrząsaj tego dobrze? Ważne, że wszystko jest w porządku. Gdybanie w niczym tu nie pomoże. -przytaknęła tylko na znak zgody i ponownie się we mnie wtuliła.
  -Dziękuję. -wyszeptała cicho muskając przy tym mój policzek. Staliśmy jeszcze chwilę w tym uścisku, czułem jak Jennifer nieznacznie drży. Ona zawsze udawała, że nic nie robi na niej najmniejszego wrażenia, zgrywała twardą, a tak naprawdę… Naprawdę była jak roślina, jak kwiat, który może przetrwać wszystko, odrodzić się za każdym razem, ale bardzo łatwo ją skrzywdzić, zranić. Ciężko jest się później przebić przez otoczkę, którą wokół siebie wytworzy. Chyba, że będzie miała osobę, w której znajdzie oparcie.
  -A co to się tutaj dzieje? -po pomieszczeniu rozległ się wesoły głos Sam.
  -Posprzątam to. -powiedziała cicho moja ukochana. Fakt na podłodze dalej leżały kawałki potłuczonego wazonu. Najwidoczniej potraktowała, a przynajmniej chciała potraktować swojego napastnika. Przyglądałem się jak zbiera z ziemi kawałki porcelany, a ręce niewyobrażalnie jej drżą. Właśnie o tym mówiłem… Wyminęła blondwłosą dziewczynę, która bacznie jej się przyglądała i zniknęła w kuchni.
  -Stało się coś. -swoją uwagę skierowała w swoją stronę. -Pokłóciliście się?
  -Nie, chociaż wolałbym to niż to co przed chwilą tu zaszło. -naprawdę wolałbym się z nią pogryźć niż, żeby miała doświadczyć krzywdy w jakikolwiek inny sposób.
  -Po tym jak się zachowywała to coś o czym mówisz, musiało nią nieźle wstrząsnąć. -przytaknąłem jej tylko. Co miałem jej odpowiedzieć. Zresztą dowie się o wszystkim w swoim czasie. -Idź ją przytul czy coś. Uwierz mieszkam z nią już szmat czasu i to jej pomoże uwierz. Ja już się jej nie przydam w tym temacie, bo od tego ma teraz ciebie. -mrugnęła do mnie.
  -Dzięki. -odpowiedziałem niemrawo.
  -Głowa do góry i wszystko będzie dobrze. -uśmiechnęła się pokrzepiająco. -No pójdziesz w końcu do niej, czy sama mam cię tam zaprowadzić. -powiedziała żartobliwie. Ruszyłem się z miejsca i poszedłem w stronę kuchni. Zanim wszedłem głębiej do pomieszczenia oparłem się o framugę drzwi i przyglądałem się jej postaci. Wyglądała przez okno, nie robiła nic po prostu stała. Nie czekając dłużej podszedłem do niej i objąłem. Wzdrygnęła się nieco, ale zaraz się do mnie uśmiechnęła. Sama się we mnie wtuliła, co mnie cieszyło jeszcze bardziej. Jej nie trzeba było wiele by móc na nowo zacząć egzystować.
  -Kocham cię. -nie mogłem się powstrzymać by tego nie powiedzieć.
  -Mówisz mi to już dzisiaj drugi raz.
  -Tak i będę powtarzał już zawsze po milion razy dziennie. -odpowiedziałem. Pomyśleć, że dzień zaczynał się słonecznie, a potem nadeszło niespodziewane załamanie pogody, teraz na szczęście znów było pogodnie. Lecz na jak długo? Ile jeszcze to wszystko wytrzyma w takiej harmonii? Niektóre pytania wychodzą na wierzch pod wpływem pewnych sytuacji, ale jedno, dosłownie jedno zatruwało teraz mój umysł. Co będzie jeżeli kiedyś nie będę w stanie jej ochronić? Będę zbyt daleko by cokolwiek zrobić?  Co gdy jej zabraknie?
   

~~~~~~~~~~
I jak? Mam nadzieję, że choć trochę się podobało. Następna już starym tokiem powinna być w weekend.

Teraz coś o co jest mi głupio prosić naprawdę. Nie chcę wyjść na osobę, która wymusza cokolwiek na innych. Przechodząc. Jednym z głównych powodów mojej nieobecności był konkurs. I po co ja wam o tym mówię co nie? A no po to, że chcę prosić o głos jeden, jedyny głos, na zbiór opowiadań, którego jestem współautorem. Jeżeli nie chce wam się to nie,wiem, że jest wiele innych zbiorów tego typu w tym konkursie. Nie wymagam czy coś. Ale odsyłam razem z linkiem. Jeśli sami braliście w tym udział to podeślijcie link, czy tytuł waszej książki.

Czytasz? Zostaw komentarz to motywuje. :D

5 komentarzy:

  1. Hej!
    Moja pierwsza myśl ,,Kocham niespodzianki''. Moja druga myśl ,,Chyba jednak nie...''
    Janet chyba ma kamerki na Ranczu. Gdzieś, jakieś ukryte, szpiegowskie. Zawsze zadzwoni w najlepszym momencie xD Poza tym oni są tacy słodcy ^-^ (czemu nie dziwi mnie to co napisałam?) W ogóle bym się nie spodzewała takiej akcji. Szczerze- zaskoczyłaś mnie. Jak można być tak bezdusznym...? I to jeszcze wobec własnej rodziny. Dla takich jest specjalnie miejsce w piekle, zaraz obok człowieka, który wymyślił niestrzelającą folię bąbelkową. Aż mnie krew zalewa. Ciśnienie skacze... Nie wiem co by było, gdyby Michael nie interweniował. Mogłoby dojść do najgorszego. Podziwiam Jenn, że ona to w miare spokojnie przeżyła.
    Pozdrawiam <3
    PS. Głos oddany

    OdpowiedzUsuń
  2. I jestem!
    Początek był cudowny <3
    Ogólnie nie ma to jak poranki po upojnej nocy ;3
    Ty wiesz, że mnie się Twój hocik mega podobał! :D
    No a potem? Masakra jakaś.
    Dobrze, że Mike wiedział kiedy w porę zadzwonić i mu się czerwona lampka od razu zapaliła. Powinien ją zabrać do siebie z tego domu, byłaby pod stałym nadzorem Pana Jacksona wtedy, a to znaczy, że byłaby w najlepszych rękach! :D
    Mike powinien cos z tym zrobić. Ten psychol powinien mieć teraz sądowy zakaz zbliżania się do Jenn, liczę że nasz Michaś już o to zadba. Oby kolejny rozdział był bardziej pozytywny, bo w tym to strachu co nie miara :D
    Uciekam już, nie rozwlekam się bo nauka na mnie czeka, zrobiłam tylko małą przerwę na przeczytanie Twojego cudeńka :D
    Buziaki i czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej 😃 jesli chodzi o twoja prośbę to nie ma sprawy 😊 juz zrobione. Na telefonie gowno widac ze tak powiem wiec jak już dostane z powrotem komputer to się w tym bardziej zagłębie 😃 wracając do rozdziału. Masakra co to było??? 😃 cale szczęście ze Mike zdążył bo juz myślałam że będzie lipa. Brzydzą mnie takie rzeczy tak nawiasem mówiąc. Ale ogolem bardzo fajnie jak zawsze 😃 co ja mam tu jeszcze powiedzieć. Czekam na następny i pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka!
    Notka ci wyszła idealnie.Mam jedno pytanko. Czy chcesz, abym na zawał serca padła xD? Gdybym miała spotkać tego całego Marka na ulicy, to bym oczy chyba wydrapała. Jak można być tak podłym w stosunku do własnej siostry? Nie do pojęcia normalnie. Dobrze,że Michael szybko zareagował, gdy ten koleś do Jenny się dobierał. Nie wyobrażam sobie co było, gdyby ten psychol zrobił coś Jennifer. Bardzo dobrze,że Michael go zlał, należało się. Wyobrażam sobie mine tego gościa gdy Michael go pobił, będzie co wnukom opowiadać na starość xD. Janet zawsze przerwie w ważnym momencie, ale taka już jest jej chyba mania :D. Czekam już na nexta. Życzę duuuużo weny.
    Pozdrawiam cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!

    Przeklęty Mark... Nigdy nie lubiłam tego imienia i jego pochodnych form, ale teraz to już w ogóle. Pomyśleć, że tego psychola łączy z Jennifer pokrewieństwo. Masakra jakaś. Jak można być tak wstrętnym i bezdusznym człowiekiem? ( I psuć humor po wspaniałej nocy ? :D )

    Michael taki BAD xD Chodzi mi tu o słuszne obicie Markowi buźki, bo jakże by inaczej. Już wyobrażam sobie minę tego wariata po bliskim spotkaniu z jego pięścią i twardym chodnikiem xD

    Ja już się żegnam, bo zaczynam chyba pisać głupoty. Notka oczywiście super, czekam więc na kolejną

    Buziaki ;*

    Mezzoforte

    PS Nie podoba mi się ten komentarz. Bardzo mi się nie podoba. Tak, ja i moja logika...

    O i jeszcze jedno - głos oddany :)

    OdpowiedzUsuń