wtorek, 1 listopada 2016

Do you remember... Rozdział 23

 Hej kochani!
Spodziewaliście się mnie dzisiaj? Nie? Ja siebie też dzisiaj się nie spodziewałam.
 No ale skoro się napisało to czemu nie wstawić. Jak człowieka wena chyci to ino z niej korzystać. 
Notka na razie jest sielankowa, ale już powoli zaczynam wdrażać w życie mój tajny plan xD
Za błędy przepraszam jakoś nie chce mi się sprawdzać (przyznaję się bez bicia). Tak więc zapraszam wszystkich do czytania i komentowania wszystkich bez wyjątku.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 *****
Niespodzianki uwielbia chyba każdy. Czy to dziecko, czy dorosły zawsze miło jest dostać coś niespodziewanego. Lecz żeby coś takiego doszło do skutku trzeba  to planować w wielkiej
tajemnicy. Jeżeli jest chodzi o niespodzianki urodzinowe należy odciągać odbiorcę od miejsca wręczenia prezentu.
Tak było i teraz. Urodziny Michaela były lada dzień. Wszystko było zaplanowane. Moim zadaniem było odciągnięcie go od głównego domu w Neverlandzie. Najwidoczniej mi się to udało, bo od dwóch godzin idziemy poprzez jego Rancho, a biedaczysko szło za mną jęcząc i stękając.
  -Ile będziemy jeszcze tak szli? -zapytał gdy przystanęłam na chwilę. Wyczekiwałam wiadomości od Janet, która miała dać mi znać gdy wszystko będzie już gotowe.

  -Nie byliśmy jeszcze za tamtym pagórkiem. -wskazałam na wzniesienie przed nami.
  -Wykończysz mnie kobieto. -zrezygnowany westchnął.
  -Jeszcze nawet nie zaczęłam. -zaczął kręcić się wkoło szukając miejsca by sobie usiąść.
  -Będę miał odciski. -gwiazdor… Przeszło mi przez myśl. Usiadł na trawie, a ja dosiadłam się do niego. Z tego miejsca rozpościerał się widok na polanę usianą najróżniejszymi kwiatami. Na niebie było parę obłoczków, które leniwie wędrowały po niebieskim sklepieniu.
  -Nie marudź tak. -zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Nie wiem ile jeszcze uda mi się go tu tak trzymać.
  -Co ty tak na telefon ciągle patrzysz. -spytał po chwili.
  -Godzinę sprawdzam. -odparłam z uśmiechem. Przysunął się bliżej mnie.
  -Godzinę powiadasz. -skinęłam głową w odpowiedzi. -A datę też sprawdziłaś? -myśli, że zapomniałam. Na jego szczęście jest odwrotnie.
  -Michael czy ty do czegoś zmierzasz? -zapytałam gdy zbliżył się do mnie.
  -Gorąco dzisiaj, prawda? -po części miał rację, ale temperatura nie wzrosła od słońca na bezchmurnym niebie, a od zupełnie czego innego. Skupiłam się na jego ciemnych oczach, w których dostrzegłam błysk. To nie była zwykła gra światła, a blask pochodzący z jego wnętrza. Jego wzrok mnie przeszywał na wylot. Nie peszyło mnie to wcale, ale wręcz przeciwnie. Mój rozum przyćmił nagły pocałunek, który odebrał mi dech w piersi. Działo się tak za każdym razem, gdy mnie całował lecz tym razem było w tym coś niezwykłego. Magia, która spowiła nasze dusze. Wplotłam palce w jego włosy. Pocałunek stał się coraz bardziej namiętny, a my daliśmy się porwać chwili. Przysunął mnie do siebie jeszcze bardziej. Czułam jego dłoń wędrującą wzdłuż mojego uda. Ja sama zajęłam się guzikami jego koszuli, które zaczynały mnie drażnić. Odchyliłam głowę na bok tym samym dając mu dostęp do szyi, na który znaczył ścieżkę złożoną z pocałunków. Westchnęłam cicho… Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Cholera, że też w takim momencie komuś zachciało się do mnie dobijać. Sięgnęłam po urządzenie, ale Michael nie robił sobie z denerwującego dźwięku aparatu.
  -Halo? -spytałam trochę mętnym głosem. Tymczasem Michael zsunął sobie ramiączko bluzki z mojego ramienia tym samym zajmując się tą częścią mojego ciała.
  -Gdzie ty jesteś? -to chyba była Janet. Nie docierało to mnie wiele bodźców. Wypsnęło mi się jedno westchnienie. -Dobra. Nie wiem co wy tam robicie, ale daj mi mojego brata do telefonu! -prawie krzyknęła.
  -Michael… -mruknął w odpowiedzi. -...twoja siostra do ciebie. -podałam mu aparat. Nieznacznie się ode mnie odsunął poprawiając włosy i oblizując wargę.
  -Michael ja rozumiem, że ci się na amory wzięło, ale jesteś tutaj potrzebny. -dało się słyszeć z słuchawki. Już dobrze wiedziałam do czego jest potrzebny.
  -Janet nie może to poczekać?
  -Nie, nie może. -Janet chyba nie zdawała sobie sprawy, że wszystko słychać. -Masz pięć minut, żeby się stawić w głównej części domu i nie obchodzi mnie na jakim etapie wam przeszkodziłam… -zakończył połączenie ponownie się do mnie dobierając.
  -Z tego co słyszałam to siostra cię potrzebuje. -mówiłam prawie przez śmiech.
  -Poczeka…
  -A jak to coś poważnego? -spojrzał na mnie podejrzliwie. Wymagało ode mnie wielkiego zaparcia w sobie bym się przez przypadek nie roześmiała. -No chodź. -praktycznie zmusiłam go by wstał.
  -Obiecuję, że kiedyś zatłukę Janet. -odezwał się po chwili marszu.
  -Tak, tak. I tak tego nie zrobisz. -wywróciłam oczami.
  -Fakt jej nic nie zrobię, ale ty się przygotuj kochanie. -uśmiechnął się chytrze.
  -Na co? -podchwyciłam myśl.
  -Zobaczysz. -dodał tajemniczo. Moja wyobraźnia sama podsunęła mi parę obrazów. Wyrzuciłam je z głowy. O dziwo do miejsca, w którym miała być wręczona niespodzianka dotarliśmy dosyć szybko. Nie powinnam być zaskoczona, bo przecież Michael zna różne skróty znajdujące się w tym miejscu.
Zgodnie z planem, o którym Michael oczywiście nie wiedział wszyscy mieli być zgromadzeni w salonie.
  -Słyszałaś? -odezwał się. Przez moment stanęłam nieruchomo. Całe przedsięwzięcie mogło się paść, bo ktoś odchrząknął. Na tyle głównie by usłyszeć to z korytarza.
  -Wydaje ci się. -starałam się brzmieć naturalnie.  Wszedł pierwszy do pomieszczenia, które było nieco przyciemnione. W jednym momencie wszystkie światła rozbłysły, a tłum gości wykrzyknął tradycyjnie “Wszystkiego najlepszego”.
  -Kiedy wyście to zorganizowali? -nie krył zaskoczenia. Uśmiech sam mu się cisnął na usta.
  -Podziękuj Jennifer, bo to ona cię świetnie wyprowadziła w pole. -dało się słyszeć głos LaToyi. Ciemnooki zwrócił się w moją stronę obdarzając mnie spojrzeniem pełnym ciepła. Przysunął mnie do siebie i zatopił się w moich ustach już kolejny raz tego dnia.
  -Ej, bo ją jeszcze pożresz. -rzucił Marlon żartobliwym tonem.
  -A co, zazdrościsz? -odgryzł się Michael, a przez pokój przetoczyła się salwa śmiechu. Marlon jedynie skrzyżował ręce na piersi i udał obrażonego.
  -Weźcie się odklejcie od siebie, bo jeszcze cukrzycy dostaniemy.
  -Oj zamknij się Randy. -Janet zgrabnym słowem zamknęła mu usta. Dalej wszystko potoczyło się swoim torem. Jeżeli już się potoczyło jak się potoczyło to oczywiście towarzystwo nie poprzestało na samej kawie.

*****

Jak to się dzieje, że jedna osoba potrafi sprawić, że jesteśmy szczęśliwi? To jest coś niesamowitego, taka magia o której zapominamy. Mówimy o niej jak o zwykłym zjawisku. A to
jest niezwykłe samo w sobie. Tego nie da się opisać słowami to trzeba poczuć, a będzie się wiedziało o co chodzi, co się czuje.
Praktycznie nie mogłem się od niej nie oderwać. Najchętniej podziękowałbym wszystkim za przybycie i spędził z nią trochę czasu sam na sam. Niektórym mogłoby się wydawać, że po pewnym czasie może mi się znudzić, ale tak nie będzie. Wiem to podświadomie.
  -Wy coś ze sobą ten teges? -zaczął jeden z moich braci, gdy dziewczyny poszły do kuchni. Pewno nie tylko ja będę musiał zdać całościowe sprawozdanie z naszego związku.
 -W jakim sensie? -zapytałem niewinnie. Jakbym w ogóle nie wiedział na jaki temat zejdzie ta rozmowa.
 -No czy wy razem… -Jackie zawzięcie gestykulował, by wytłumaczyć o co im chodzi. -...No spaliście? -choć spodziewałem się tego pytania to i tak zakrztusiłem się gorzką cieczą.
  -Nie powinny cię interesować takie rzeczy braciszku. -pociągnąłem łyk kawy z filiżanki.
  -Zdradź choć rąbka tajemnicy. -myślałem, że go strzelę. Jakim prawem myślał o nas, o mnie, a tym bardziej o Jennifer.
  -Znajdź sobie kobietę to nie będę musiał ci zdradzać żadnych tajemnic. -naburmuszył się i bardzo dobrze. Nie przeszkadzało mi to wcale.
  -Pamiętaj Jackie, że Michael się nie podzieli z tobą niczym. -odezwał się Jerm. -Zapomniałeś już jak to było z koszulą w cekiny? -nie ma to jak na takim spotkaniu rodzinnym wywlekać stare dzieje.
  -Nie macie co robić tylko wypominać sobie błędy przeszłości? -spytała Janet, która weszła do pokoju z półmiskami w rękach.
  -Siostra ale my nic nie wywlekamy. -zaprzeczył Randy.
  -Fakt wy tylko szukacie sposobu by dobrać się do barku z alkoholem. -mimowolnie buchnąłem śmiechem. Wstałem z miejsca kierując się do kuchni.
  -Ej nie ucieknie ci przecież. -puściłem tą uwagę pomimo uszu. Czasami ich żarty doprowadzały mnie do szału i choć jesteśmy rodzeństwem tego nie odczuwam. Zatrzymałem się przed wejściem do kuchni by przysłuchać się rozmowie prowadzonej wewnątrz.
  -Liczyłam na to, że będziesz z Michaelem. -powiedziała moja matka. -Myślałam, że do końca życia będzie skazany na samotność. Co jest o wiele lepsze niż inne kobiety z jego kręgu.
  -No wie pani co? Przecież one w głowie nie mają tylko pieniędzy. -odpowiedziała Jennifer żartobliwym tonem. Obie się roześmiały.
  -Fakt są jeszcze kosmetyki. -dokończyła moja mama. Sam miałem ochotę się zaśmiać, ale nie chciałem im przeszkadzać. -Starzeję się.
  -Co pani mówi. Jest pani w kwiecie wieku i jeszcze wiele w życiu panią spotka. -mógłbym przysiąc, że znajdują się w szczerym uścisku.
  -Po pierwsze Jennifer to nie pani, bo czuję się jeszcze starzej, a po drugie chciałabym się doczekać wnuków.
  -Przecież już zostałaś wiele razy babcią. -dało się słyszeć krojenie nożem.
  -Oj kochana już ty dobrze wiesz o co mi chodzi. -parsknęły cicho. Postanowiłem wkroczyć do akcji.                 
  -Co robią moje dwie jedyne kobiety w życiu? -objąłem je od tyłu.
  -Ja już wam nie będę przeszkadzać droga młodzieży. -Katherine wyszła z tajemniczym uśmiechem na ustach.
  -Podsłuchiwałeś. -zaczęła Jennifer. Od razu dobrałem się do jej szyi.
  -Nie prawda. -na jej obojczyku składałem pojedyncze pocałunki.
  -Prawda, prawda. Za dobrze cię znam. -odwróciłem ją do siebie przodem.
  -Ale możesz poznać bardziej. -uśmiechnąłem się szelmowsko. Zarzuciła mi ręce na kark.
  -Yhymmm… Brzmi bardzo ciekawie. -wyszeptała tuż przy moich ustach. Docisnąłem ją do blatu zatapiając się w jej ustach. Były słodsze niż jakakolwiek czekolada czy owoc na świecie.
 -Kochani nie chcę wam przeszkadzać, ale jest problem. -oparłem głowę o jej ramię.
 -Co się stało? -odwróciłem się w stronę Rebbie, która nam przeszkodziła.
 -Schlali się. -pięknie. Jeszcze tego mi było trzeba. Nieprzytomnych braci schlanych do nieprzytomności. Musiałem zrobić z nimi porządek. Co zajęło mi parę godzin.
Zmęczony wręcz rzuciłem się na łóżko, na którym już siedziała Jennifer.
  -I co? -spytała po chwili ciszy.
  -Wsadziłem ich do taksówek, które odwiozły ich do domów. -przewróciłem się na plecy. -Mam dość.
  -Oj przestań nie było chyba tak źle. -pochyliła się nade mną.
  -Masz rację zawsze mogło być gorzej. -skwitowałem. Położyła mi na klatce piersiowej jakiś przedmiot.
  -Otwórz. -spojrzałem na nią pytająco. -Nie dostałeś ode mnie nic, więc teraz pora i na mnie. -wziąłem pudełeczko i pociągnąłem za wstążkę. Zdjąłem wieczko a moim oczom ukazało się puste wnętrze. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc. -Puste prawda? -spytała zagadkowo. -Bo to co miało znaleźć się w środku jest tutaj. -wskazała na swoje serce. -Nie jestem w stanie tego co czuję zamienić na jakąkolwiek rzecz materialną. nie musiała mi nic dawać, ale to co od niej dostałem było najcenniejsze. Przytuliłem się do niej, a ona sama jeszcze bardziej do mnie przywarła.
  -Kocham cię. -wyszeptałem jej na ucho.
  -Ja ciebie bardziej.
  -Chcesz się kłócić? -spytałem uśmiechając się do niej.
  -Z tobą zawsze i wszędzie. -cmoknęła mnie w nos. Niewiele potrzeba do szczęścia. Jeżeli ktoś uważa, że tlen jest jedyną rzeczą potrzebną do życia to się myli i to grubo. Tlen nie wystarczy. Umrzemy jeżeli nie będziemy mieli osoby, do której możemy się przytulić i zasnąć w jej ramionach. Póki Jennifer była przy mnie nie potrzebowałem wiele wystarczyła ona i jej uśmiech.

"Do szczęścia tak niewiele trzeba, czasem wystarczy tylko dłoń..."


~~~~~~~~~~~
I jak?
Mam nadzieję, że się podoba. Jak los pozwoli widzimy się w weekend.

6 komentarzy:

  1. Hej. xD Już się dzisiaj 'widziałyśmy'. :D
    I co tak krótko? Miałam nadzieję, na jeszcze raz taki. xD I no kurde. Co za podchody no! Wziąłby się za nią porządnie w końcu. Albo ona za niego jak on nie potrafi. xD Braciszek ostatnimi czasy ucichł. Ale pewnie długo ten spokój trwał nie będzie, tak mi sie wydaje. Czy to z tym ma coś wspólnego ten twój niecny plan? :D Jestem bardzo ciekawa. :D
    Nie wiem co jeszcze napisać, zastrzeżenie mam tylko jedno: KRÓTKOOO! Ja więcej chcę. xD
    Życzę weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Mogę ci powiedzieć, że wszystko mam rozplanowane w czasie i przestrzeni xD więc na wszystko znajdzie się miejsce nawet na niechcianego barciszka i sprawy ponad programowe ;)

      Usuń
  2. Hejka!
    Szkoda,że tak krótko, ale rozdział i tak jest wporzo. Hehehhe, mogło być tak piękne tylko Janet przeszkodziła xD. Fajna niespodzianka dla Miśka przygotowana przez rodzinę i Jenny, włącznie z barkiem alkoholowym. Najważniejszy prezent dla Michaela to całe serce Jennifer i to jest piękne. Co to Jackie'go jakie relacje łóżkowe mają Jennifer i Michael. To jest ich sprawa. Najlepsza akcja z pijanymi braćmi, Michael na chwilkę już wyszedł, a oni się upili. No jak z dziećmi xD. Ja już czekam na nexta :).
    Życzę duuuużo weny!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No heeeej!
    Czy Ty kobieto chcesz mi podpaść? Czy Ty naprawdę chcesz sobie u mnie nagrabić? Co takie krótkie?! No musze Cie porządnie zterroryzować... :)
    Miiiłoooość rooośnie woookół naaaasss... Widzę, że związek ładnie rozkwita i narazie (raczej) nie będzie jakiś wielkich problemów. Bracia... tam to tylko Sam brakowało xD Nawet nie chce sobie tego wyobrażać. Proszę, powiedz mi, jak można upić się przez 5 minut? Jak?! Trzeba być poważnie dobrym xDD
    E-khem... No to dłuższe te rozdziały... ;) Pozdrawiam, weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    No, niespodziankę mi tu zrobiłaś tym rozdziałem. ( tak samo jak Jenn Mikowi xD ) Wyobrażam sobie jego minę, kiedy Janet przeszkodziła mu w amorach, haha xD.

    Co do przyjęcia, to bracia Michaela zachowali się jak typowi... no nieważne. Tak czy inaczej, (jak to na nich przystało) musieli się porządnie schlać, w końcu impreza, nie? :P

    Zastanawia mnie tylko, co ma Jackie do ich prywatnych spraw. Gościu jest możliwie niemożliwy. Idealne określenie.

    Rozdział krótki, ale bardzo mi się spodobał. W końcu coś się zaczyna dziać, dobrze wiesz o czym mówię.

    Pozdrawiam i życzę żeby Ci weny nie brakowało
    ( tak jak mi na przykład :( )

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  5. Wróciłam!
    Ale mnie tutaj dawno nie było!
    Jak widać po powrocie do PL żyję i mam się dobrze :D
    Myślałam, że po 3 miesiącach nieobecności wiecej bd mieć nadrabiania, ale niestety widzę nie było tego aż tak wiele (częściej mendo pisz!).
    No ale wiem sama po sobie, że czasem czasu czy weny po prostu brak.
    Co do historii to tyle się wydarzyło!
    W końcu są razem, kochają się i naprawdę pięknie to pokazujesz. Tylko ten jej zasrany brat mnie wkurza. Mam nadzieję, że jego wątek skończy się równie szybko jak się zaczął.
    Ja wgl czekam teraz na jakieś gorętsze akcje (ja jak zawsze niewyżyta xd) liczę, że niedługo coś mi zaserwujesz tutaj!
    No dobra, chyba na tyle póki co. Powinnam czytać i komentować teraz w miarę regularnie, jednak mogę być czasem z mini opóźnieniem, bo mam też inne blogi do nadrobienia jeszcze, do tego zaczęłam swój nowy prowadzić z fanfic o MJ to jeszcze do szkoły czas wrócić.
    Studia nie znają litości xD
    Buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń