poniedziałek, 26 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 30

 Witam zbłąkane dusze!!
Jestem z najkrótszym rozdziałem ever. Myślałam, że żygnę jak to pisałam, ale jest.
 Nie chciałam robić znowu jakiegoś skoku w czasie, bo nie byłoby ani ładu, ani składu.
 Jest cokolwiek.Kurcze nawet nie mam weny wstępu napisać. 
Mogę, więc tylko powiedzieć, że spotkamy się albo w sylwestra, albo w Nowy Rok.
 A teraz jeszcze specjalna informacja dla Lidki: szykuj sobie widły ;D
Nie pozostało mi nic innego jak zaprosić do czytania i komentowania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Chcesz coś zrobić, ale wiesz, że to jest niemożliwe. Nie posiadasz mocy, a tym bardziej maszyny, która pozwoliłaby się cofnąć w czasie, by coś zmienić. Naprawić cokolwiek, uratować utracone.
Masz wrażenie, że jesteś bezradny w całym tym bałaganie i zdajesz sobie z tego sprawę, że sama się o to prosiłaś. Fakt, faktem jest taki, że poszłam po całości. Analizując później to wszystko, leżąc na łóżku, doszłam do wniosku, iż chyba się nie nadaje. Nie nadaje się do czegoś takiego jak związek z kimś. Może to kolejny mój wymysł, bo przecież każdy ma w sobie pewną cechę, która stawia go na spalonej pozycji. Niektórzy starają się ją zwalczyć, a ja… ja nie wiem. Już niczego nie wiem, nie wiem co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, a może rok. Staram się żyć rzeczywistością jak kiedyś, bardzo dawno temu, ale nie potrafię. Nie potrafię sprawić by było jak kiedyś, po prostu nie chcę, a może chcę tylko się boję. Nie potrafię zrobić nic, dosłownie nic szczególnie teraz, gdy brak mi JEGO.
Wszystko straciło jakby swoją barwę. Kolory stały się jakby wypłowiałe. A może to wzrok mi się mąci. Natomiast czas, on jakby przestał się liczyć, stał się jakby gładki, niezmącony niczym, on po prostu sobie płynął. Pewnie to kolejna sprawka mojej podświadomości, która stara się mimo wszystko przypominać o wszystkim. Wiem, że po części to wszystko moja wina, zdaje sobie z tego sprawę, ale… ale właśnie co? Raczej nic specjalnego. Nic -trzy litery połączone w wyraz oznaczający pustkę, brak czegokolwiek. Właśnie takie “nic” czułam teraz w sercu.
Bardzo często przywoływałam słowa tego mężczyzny, który mnie zaczepił. “Osiągnąłem co chciałem”, “dowiesz się w swoim czasie”. Zastanawiające… Czyżby ktoś to wszystko zaplanował?
Zauważyłam też ostatnio bardzo dziwną rzecz. To jest dziwne, dziwne jest też to, że cokolwiek zauważyłam. Mianowicie Sam ostatnimi czasy dostaję bardzo dziwne telefony. Odbiera takie połączenie i jakby sprawdza czy przypadkiem nie podsłuchuje. Nawet mnie to nie interesuje z kim rozmawia i o czym, ale parę dni temu weszłam w środek takiej rozmowy. Akurat wtedy wróciłam z pracy i cichutko za sobą zamknęłam za sobą drzwi.
  -No mówię ci przecież, że znam ją jak własną kieszeń. -odezwał się jakiś kobiecy głos w słuchawce. Nie potrafiłam go skojarzyć, bo był mocno zdeformowany, ale gdzieś z tyłu głowy kogoś mi przypomniał. -Tak, tak pilnuje jej o to się nie martw. Co? Janet chyba nad wszystkim czuwa. -że co? Czyżby próbowały zawiązać jakiś spisek. Nie wiedziałam zupełnie o co w tym chodzi. -Żartujesz… On też? Wiesz ona to dusi w sobie i nikomu nie pozwala się domyśleć jak to naprawdę jest. -wygląda na to, że tematem ich rozmowy były jakieś dwie osoby, albo jedna, które pozostają jak do tej pory anonimowe. Nagle nieumyślnie oparłam się o półkę. Mój oddech sprawił, że drobinki kurzu poderwały się w powietrze, co skutkowało nieuniknionym kichnięciem. Oczywiście jak na moje szczęście nie potrafiłam go zatrzymać. Blondynka nerwowo spojrzała w moją stronę, ale na szczęście mnie nie widziała.
  -Już jestem! -krzyknęłam udając, że dopiero co weszłam. -Gdybyś widziała ten tłok w centrum, jak nigdy. -zaczęłam powoli ściągać wierzchnie okrycie z siebie.
  -Muszę kończyć Jenn przyszła. -wyszeptała prawie niesłyszalnie do telefonu. Weszłam jak gdyby nigdy nic do kuchni.
  -Kto dzwonił? -zapytałam niby to od niechcenia, niby to z ciekawości. Widziałam jak nerwowo zagryza wargę próbując wymyślić coś na szybko.
  -To tylko Paul pytał czy czegoś nie potrzebuje. -jasne. Skomentowałam w duchu. -Mam dla ciebie wiadomość. -podekscytowała się.
  -Jaką? -nie kryłam zaciekawienia.
  -Hazel ma wpaść z wizytą. -cała promieniała i szczerze się do mnie szczerzyła.
  -Ooo… -chciałam brzmieć jako tako naturalnie, bo mogłam się spodziewać dlaczego składa taką wizytę. -Mówiła dokładnie kiedy? -nalałam sobie do szklanki soku jabłkowego.
  -Coś tam napomknęła, ale wiesz jak to ona nigdy jej się nie da zrozumieć. -coś kręciła z dokładną datą jej przyjazdu, ale cóż nie będę wnikać.
  -Zupełnie jak ty. -odpowiedziałam cicho. Przystawiłam sobie szklankę na wpół wypełnioną cieczą do policzka. Może ta szklanka nie jest na wpół pełna, tylko pusta? Co jeśli to nie jest dokładna połówka, a minimalnie większa, bądź mniejsza. Jeżeli w tym często zadawanym pytaniu znajduje się jakieś filozoficzne stwierdzenie, to niech mnie ktoś olśni. Chyba, że...chyba, że szklanka jest tylko metaforą, która ma za zadanie ukazać…
  -Jennifer do jasnej Anielki mówię do ciebie, kobieto!
  -Co? -wyrwała mnie z zamyślenia.
  -Jajco zacięłaś się znowu, powiesz mi co się dzieje? -zapytała z troską.
  -Nic, zupełnie nic. -ruszyłam się z miejsca. -Idę do siebie. -rzuciłam na odchodnym.
  -Za dobrze cię znam by stwierdzić, że wszystko jest z tobą w porządku. -przystanęłam w miejscu. -Tęsknisz za nim i to widać gołym okiem. Obydwoje też jesteście uparci jak osły, ale Jennifer po co być upartym w tej sytuacji? -nie odpowiedziałam nic tylko ruszyłam przed siebie, jak rzecz bez uczuć. Może miałam uczucia, ale nie potrafiłam siebie odnaleźć w tym wszystkim. Nawet nie wiem czemu nie potrafiłam nazwać go Michael. W rozmowach, nawet Sam używa słowa on. Dlaczego właśnie ten zaimek jest użyty? Dlaczego jest tyle pytań bez odpowiedzi?
Usiadłam przy biurku zapalając niewielką lampkę stojącą na nim w oczy rzuciła mi się ramka ze zdjęciem. Zdjęciem, na którym nie byłam sama, bo byłam z Nim, z Michaelem. Patrzyłam się na ten obrazek tak bezmyślnie, ale część mózgu analizowała to co widzi. W następnej chwili przeniosłam swoje zainteresowanie na telefon leżący nieopodal. Wzięłam go w ręce i machinalnie wpisałam numer, który znałam praktycznie na pamięć. Palec zatrzymał się tuż przy guzikiem z zieloną słuchawką, który wręcz kusił bym go nacisnęła. Nacisnę i co wtedy? Odczekam ileś tam sygnałów, po czym albo odbierze, albo nie, bo będzie czymś zajęty. Nawet jeśliby odebrał to co wtedy? Co takiego mogłabym powiedzieć, by coś zmienić? Czy w ogóle by to wszystko coś zmieniło? Czy warto cokolwiek robić? Każdy pewnie by powiedział, że warto, a ja przecież zaliczam się do tej grupy. Tylko, żeby coś zmienić najpierw trzeba zacząć od siebie, a później...później to już los zdecyduje.

******

Co zrobić by zapomnieć o czymś choćby na chwilę? Większość uciekłaby pewnie w alkohol, ale właśnie ja nie jestem ta większość. Zaliczam się do zupełnie innej grupy ludzi i też inaczej muszę
sobie radzić z zapomnieniem, jeżeli da się coś z tym zrobić. Pochłonąłem się całkowicie pracy przy trasie. Próby odbywały się nawet pomiędzy koncertami i właśnie na nich wyładowywałem swoją frustrację. Niektórzy zaczynali się martwić moim zmęczeniem, ale wcale taki zmęczony na jakiego wyglądam nie byłem. W dzień jakoś to wszystko szło, układało się. Po prostu przestawały niektóre sprawy istnieć, jakby rozpływały się w powietrzu i żeby tak mogło być wieczorami. Wtedy było chyba najgorzej. Wracałem do pustego apartamentu i zdawałem sobie sprawę, że nie mam z kim porozmawiać. Pomimo tego, że wokół mnie kręciło się mnóstwo ludzi to nie potrafiłem rozmawiać szczerze z nikim. Naładowany energią, nie miałem komu zdać relacji z całego dnia, podzielić się wypełniającą mnie euforią. Niestety musiałem żyć dalej i nauczyć się radzić w tej sytuacji. Do tej pory w trasę jeździła ze mną rodzinna, a teraz? Teraz jestem zdany wyłącznie na siebie.
  -Jesteście siebie warci. -usłyszałem pewnego dnia w garderobie, gdzie szykowałem się do kolejnego koncertu.
  -Co? -zapytałem nie rozumiejąc o co chodzi.
  -Ta cała chora sytuacja. -Karen zgarnęła parę loków z mojej twarzy i spięła je z tyłu. -Nie żebym teraz ciebie za to wszystko obwiniała czy coś, ale serio ty też się nie popisałeś. -spojrzałem na odbicie w lustrze stojącej za mną dziewczyny.
  -Dzięki. -odpowiedziałem z przekąsem.
  -Ależ nie ma za co królu złoty. Gotowe. -dodała po chwili. -A teraz idź na scenę i wyśpiewaj wszystko co czujesz, podobno to pomaga. -uśmiechnąłem się do niej.
  -Jesteś wielka.
  -No wiem muszę ograniczyć słodkości, ale czekolada nie pyta, ona zrozumie.
  -Nie zgubiłaś czegoś po drodze? -zapytałem powstrzymując śmiech. Zastanowiła się przez chwilę.
  -Raczej nie. wszystko mam ze sobą.
  -A piąta klepka? -zapytałem tym samym uciekając przed jej słownym ostrzałem wyrażającym mojej osobie. Sama później stwierdziła, że mam szczęście, iż tego wieczoru dawałem kolejny popis.
Scena była miejscem, gdzie mogłem zapomnieć o wszystkim na te parę godzin. Byłem tylko ja, muzyka i publiczność. Metalowa konstrukcja jakby oddzielała szarą rzeczywistość od tej artystycznej. Sam tą niesamowitą zmianę odczuwałem, gdy schodziłem z podestu jakby opuszczała mnie cała magia towarzysząca mi na scenie. Tak samo było i teraz, w jednym momencie całe “otępienie” i amok muzyczny mnie opuścił, a na ich miejscem weszło coś zupełnie innego, coś czego nie umiałem określić. I ponownie uderzyło mnie powietrze przesycone zdenerwowaniem.
Gdy ponownie ogarnęło mnie zmęczenie również się uruchamiał tryp rozmyślań. Za każdym razem dochodziłem coraz bardziej do jednego wniosku, który wprowadzał mnie w stan przygnębienia. Powoli dochodziła do mnie myśl, że ta cała sytuacja z Jennifer jest jedną wielką pomyłką. W tej całej sytuacji wina leży po obu stronach, każde z nas albo powiedziało za dużo, albo nie dopowiedziało czegoś ważnego, co mogłoby pewnie zaradzić na to wszystko. Teraz nasuwa się pytanie jak to wszystko zmienić, tak by nie spieprzyło się bardziej...

 "Wściekamy się na siebie, ale czasem warto sobie zadać pytanie: czy gdyby tej osoby zabrakło jutro, czy ja będę tęsknić?"
ks. Jan Kaczkowski

5 komentarzy:

  1. Hahahaha! Ja wiedziałam, że tak będzie. :D A więc przechodzimy w tryb 'co by było gdyby'. xD
    A tak w ogóle to hej. :)
    Rozdział choć krótki i tak mi się bardzo podoba. Bałam się tu jakiegoś huraganu, czytałam wiele opowiadań gdzie przy takich okazjach robiła się makabra, jeden zdradzał niby, drugi potem puszczał się z pięcioma innymi, a ten pierwszy niewinny w odwecie przygruchał sobie dziesięciu innych. xD Ja mam nadzieję, że ty mi tu takiego kotła nie zrobisz. :D Ten rozdział mówi mi, że chyba nie, ale kto to tam wie, to dopiero początek. xD
    I to nieśmiertelne zastanawianie się co się zrobiło nie tak i czy coś tam by coś dało... Trzeba było sie zastanawiać zanim dał upust głupiźnie. :D No ale bez tego nie było by akcji. I teraz oczywiście przez 50 odcinków będą tańczyć dookoła siebie. xD Jakie to piękne jest. :D
    No nic, czekam na nexta, życzę masy weny, udanego Sylwestra i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dotarłam w końcu :D
    Ah te głupole zamiast pogadać to gdybają i się męczą.
    Dobrze, że Mike zaczyna dostrzegać swoją winę i brak zrobienia czegoś co może uratować ich związek. Nie powiem, bo bronię go trochę bo myślę że każdy widząc coś takiego by tak zareagował. Kiedy wybucha nasza własna bomba zegarowa to jesteśmy w amoku, ból nas rozsadza i nie chcemy słuchać nikogo ani niczego.
    Myślę, że dużo zalezy od Jenn teraz. Ona nie jest winna bo nic nie zrobiła, jednak skoro jest pewna swojej racji to powinna mu powiedzieć za wszelką cenę. Nie każę błagać bo winny się tłumaczy godzinami, ale jedno wyjaśnienie musi dać, a czy Mike uwierzy to jego własne sumienie.
    Buziaki, pisz nexta ale DŁUŻSZEGO!
    I Szczęśliwego Nowego oczywiście! <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Siemano kolano, tęskniłaś? Jasne, że tak ;D
    Ok, ok... Analizuję to, co przeczytałam. Stwierdzam, iż dostałam depresji przez te wszystkie wywody ,,a co jeśli?". W końcu dostrzegają swój błąd. Myślałam, że ze sobą zerwą czy coś... Ostrzyłam już łyżki, a tu? Chcą jeszcze wszystko uratować. I słusznie, bo zachowali się jak dzieci. Któreś w końcu musi się wyłamać. Nie mogą żyć w totalnej ciszy i złości. Obydwoje cierpią, ale duma robi swoje, niestety... Już się nie mogę doczekać, aż się w końcu spotkają... i oby pogodzą. W każdym opowiadaniu potrzebna jest nutka dramatu, jakaś kłótnia, ale co to za zakończenie jej, bez happy endu?
    Pozdrawiam, dużo weny i DŁUŻSZYCH ROZDZIAŁÓW <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka
    Widły są gotowe do użycia, pamiętaj o tym. No i widzisz, teraz smutają bez siebie, jak ty tak możesz? Chociaż Mike widzi swoją winę i chcę to wszystko naprawić. Dlaczego Jenn nie zadzwoniła do Michaela? Ja się pytam co ma znaczyć? By tak nie cierpiała, jak cierpi. Życzę Ci duużo weny i dłuższych rozdziałów.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!

    O to, że rozdział krótki się nie martw, bo taka ja na przykład jeszcze krótsze pisze ;).

    Stary filozof jest bardzo zadowolony z rozdziału :D Świetne są te opisy, też tak chcę pisać <3 Lubię czytać opowiadania z nutką refleksji, THIS IS IT!

    Oni jak się będą na siebie fochać, to długi nie wytrzymają. Tęsknota jest silniejsza, niż może się wydawać. Michael wróci kiedyś z trasy i co wtedy? Przecież nie może mieć Jennifer za.. no właśnie. Powinien ją wspierać, gdy sprawa z bratem nie została do końca rozwiązana, a zamiast tego oboje pogrążają się coraz bardziej... To źle.

    Widzimy się zatem pewnie już w Nowym Roku, życzę Ci więc dużo, dużo weny, żeby Twoich szalonych pomysłów było coraz więcej ;D

    Pozdrawiam
    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń