sobota, 22 października 2016

Do you remember... Rozdział 21

Hej kochani!!!!
Przybywam z kolejnym rozdzialikiem. 
Może niektórzy liczą w najbliższym czasie na coś więcej, ale niestety muszę was zmartwić jakieś BUM się nie szykuje. Znaczy BUM jest, ale inne. Mogę was
jednak zapewnić, że wszystko jest rozplanowane i 
na wszystko znajdzie się czas oraz miejsce.
Takie moje pytanie jeszcze:
Co wam nie pasuje w tej Madonnie, przecież to taka miła osoba jest? (żart)
 Tak więc zapraszam do czytania i komentowania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 *****
Po tym świecie chodzą ludzie, którzy kierują się egoizmem. We wszystkim pragną tylko i wyłącznie
korzyści dla siebie, czasami nawet ze szkodą dla innych. Lecz nie potrafię pojąć osób, które nawet uczycie jakim jest miłość potrafią wykorzystać dla swoich celów. Brzydzę się takimi ludźmi i zastanawiam czy oni ze wszystkiego muszą czerpać zysk. Jedną z tych osób była ona. Królowa, jak zwykli o niej mawiać. Kojarzono ją tylko i wyłącznie ze skandalem, a wywoływała ich pełno. Nie spodziewałam się jednak, że złoży mi niespodziewaną wizytę, a na dodatek osobiście zjawi się u mnie w pracy.
Wszystkie projekty już oddałam, a moje myśli krążyły wokół jednej osoby. Na kartce bezmyślnie kreśliłam ołówkiem czarne kreski, które łączyły się w jeden abstrakcyjny rysunek. Wtem do pomieszczenie wpadła wściekła… Madonna?!
  -Co ty sobie wyobrażasz, co? -z hukiem oparła ręce na biurku.
  -Przepraszam, bardzo, ale jakim prawem wpada tu pani nie proszona i atakuje? -wiedziałam, że ta kobieta może mieć nie po kolei w głowie, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam co ją do mnie sprowadza.
  -Jakim prawem zbliżyłaś się do Jacksona? -no i wszystko się wyjaśniło.
  -Nie powinno panią interesować z kim Michael się prowadza. -powoli wstałam i gniewnie spojrzałam mojej “rywalce” w oczy. -Jeżeli przyszłaś tu tylko po to łaskawie proszę stąd wyjść i nie psuć ludziom zdrowia.
  -Nie będziesz mi mówić co masz robić! -uniosła głos. -Posłuchaj mnie kochana masz zakończyć tę znajomość, bo inaczej… -tak to ja się traktować nie pozwolę.
  -Oj nie moja droga, nie będziesz mi mówić co ja mam robić. Nie twoja sprawa kto z kim się prowadza, a już na pewno nie powinno cię interesować w jakim towarzystwie przebywa Michael i stwierdzam, że z pewnością jest lepsze niż twoje. -miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie, a z uszu poleci jej para. -A teraz panią żegnam, bo nie ukrywam spieszę się. -z obruszeniem odwróciła się na pięcie kierując się w stronę drzwi.
  -Pożałujesz, wszyscy dowiedzą się, że puszczasz się z Jacksonem. -w jednym momencie cienka nitka wytrzymałości psychicznej pękła.
  -Przynajmniej ja nie weszłam do łóżka połowie Los Angeles. -nabrała ze światem powietrza, obróciła się i wyszła klnąc pod nosem i rzucając na mnie klątwy. Pożegnało mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Stałam jeszcze chwilkę, gdy do pomieszczenia weszła osoba, o której miałam przyjemność chwilę temu rozmawiać.
  -Minąłem wkurzoną Madonnę. Mam się bać? -spytał z uśmiechem.
  -Jak na razie nie, ale jeśli coś z nią wywiniesz nawet ucieczka do Chin ci nic nie da. -uśmiechnął się tylko. Nie wiem czy rozumiał powagę sytuacji, ale dla mnie to było straszne. Przychodzi do ciebie kobieta i mówi, że masz zakończyć znajomość ze swoim chłopakiem, bo inaczej pożałujesz. Żałować to będzie Madonna jeżeli jeszcze raz mi się napatoczy. Przez chwilę miałam jednak myśl, że może się pojawić ta druga. Co wtedy? Nie wiem, ale z pewnością Michael nie byłby zdolny by mieć na boku jakąś inną.
Więcej nie miałam takich niespodzianek, ale mój braciszek z upływem czasu dawał o sobie znać. Tym razem listy były przez niego podpisywane lecz dalej były wykonane z wycinków gazet. Każdy z nich lądował w koszu na śmieci.
  -Co tam dostałaś? -spytał pewnego razu, gdy czytałam jedną z wiadomości. Czym prędzej złożyłam papier, by nie widział co to jest.
  -To tylko rachunki. -odparłam.
  -Ale rachunków nie składa się byle jak. -oplótł ręce na mojej talii i przyciągnął do siebie popierając nosem mój policzek.
  -Przykro mi, ale ja tak robię, gdy się okazuje, że mam płacić fortunę. -zaśmiał się. Może to nie była prawdziwa odpowiedź, ale jemu wystarczyła. Nie chciałam go okłamywać, ale mówiąc mu prawdę naraziłabym go jeszcze bardziej. Przeszłość Marka jest zawiła i usiana ludźmi, z którymi nie nikt nie chciałby mieć styczności.
Kolejny dzień pracy minął mi dosyć szybko. Szłam jednym z korytarzy do czasu, gdy na jednym z rozwidleń ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął w przeciwnym kierunku do tego, który obrałam. Nie wiedziałam co się dzieje. Postać przygwoździła mnie do ściany. Nie minęła sekunda, a na swoich ustach poczułam gorący pocałunek, który o mało nie zawalił mnie z nóg. Tylko jedna osoba potrafiła sprawić bym się w tej jakże niewinnej czynności straciła oddech.
  -Mmm...Michael co ty tu robisz? -spytałam gdy odsunął się niechętnie.
  -Stęskniłem się. -uśmiechnął się szczerze.
  -Nie dałbyś rady jeszcze chwilę poczekać, co? Dobrze wiesz, że już kończę i…
  -I dlatego jestem tutaj teraz, ponieważ za dokładnie… -spojrzał na swój zegarek. -...pięć minut i dwadzieścia trzy sekundy jesteś wolna, więc zabieram cię do siebie.
  -Zawsze tak dokładnie sprawdzasz czas? -uśmiechnął się szelmowsko i dodał z powagą w głosie.
  -Co dzień odliczam każdą sekundę by znów się zobaczyć. -jeżeli jeszcze trochę postoimy na tym korytarzu w uścisku Michael napisze piosenkę.
  -Wariat. -tym razem to ja się uśmiechnęłam.
  -Którego bardzo kochasz.
  -Nawet nie wiesz jak bardzo. -stykaliśmy się czołami. -Idziemy?
  -Gdzie? Przecież przyjemnie się stoi, nieprawdaż?
  -Niestety mój drogi, ale za chwilę zamykają.
  -I co z tego? -specjalnie się ze mną droczył i jeszcze ta warga, którą non stop przygryza.
  -A to, że będziemy musieli siedzieć tu całą noc. Całkiem sami z manekinami do towarzystwa.
  -Zawsze można ten czas zagospodarować w ciekawy sposób. -poruszył zabawnie brawami.
  -Mógłbyś uściślić swoją wypowiedź? -spytałam niewinnie.
  -Mogę ci ją nawet zaprezentować. -wyszeptał tuż przy moich ustach. W oczach miał błysk, który spotykałam u niego coraz częściej.
  -A nie boisz się, że ktoś mógłby nas przyłapać? -spytałam od niechcenia.
  -Nawet jeśli to co? -on chyba nie miał zamiaru dać za wygraną.
  -Tak tylko mówię. -rozległ się dźwięk nienaoliwionych kółek wózka sprzątaczki. -Chodźmy lepiej. -pociągnęłam go za sobą. Czasami nie było z nim lekko, ale cóż na niego nic nie poradzę. Nie chcę by się zmieniał, jest niezwykły gdy jest w stu procentach sobą.
Wyszliśmy z budynku kierując się w stronę jego samochodu. Cały czas miał rękę na mojej talii. Nie przeszkadzało mi to w cale. Wystarczyło, abym mogła być blisko niego i tyle. Niby takie dziecinne pragnienie, ale jednak ma w sobie coś niezwykłego. Jak zwykle otworzył mi drzwi pojazdu. Nie musiał tego robić, ale widocznie to było dla niego na porządku dziennym, zresztą musiał tak zostać wychowany.
  -Ale mieszkam w drugą stronę. -odezwałam się po chwili jazdy.
  -Wiem. -nie odrywał wzroku od drogi.
  -Coś kombinujesz. -zmrużyłam oczy chcąc go w jakiś sposób rozszyfrować. O ile miał co do ukrycia.
  -Chcę spędzić z tobą trochę czasu. -spojrzał na mnie z uśmiechem.
  -Uważaj, bo moje towarzystwo ci się jeszcze znudzi. -dodałam cicho, ale musiał to usłyszeć. Nie powiedziałam tego tak po prostu. Wiele związków rozpadło się przez nadmierne spędzanie ze sobą czasu. Obawiam się tego, że w końcu będzie miał mnie dość i powie mi to prosto w oczy. Czasami przejmuję się takim błahostkami, ale powiedzmy sobie szczerze. Jestem lewa, w niektórych sprawach i zdarza mi się polegać na opinii innych, co nie zawsze się może dobrze kończyć.
  -Ty nigdy mi się nie znudzisz. -złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko oczy odkrywając tym samym spojrzenie od jezdni. -Przez ciebie spowoduję wypadek. -dodał z rozbawieniem w głosie.
  -Przykro mi, ale to ty prowadzisz, a nie ja, więc nie szukaj w tym mojej winy.
  -Jak mam prowadzić skoro przez twoje oczy nie potrafię się na niczym skupić. -dzięki naszej dosyć dziwnej wymianie zdań humor mi się polepszył.
 -To w nie nie patrz. -skwitowałam, na co on przygryzł wargę. -Oj nie, nie rób tak.
 -Jak? -spytał nie wiedząc o co chodzi.
 -Nie przygryzaj tej wargi. -prawie krzyknęłam.
 -Dlaczego?
 -Bo nie. -nie miałam zamiaru mu odpowiadać, ale chyba bardzo chciał mnie sprowokować.
 -Podaj jeden sensowny powód bym tego nie robił. -myślałam, że go zatłukę w tym aucie.
 -Emmmm… Ponieważ… -nie potrafiłam znaleźć żadnego sensownego powodu, aby odpowiedzieć. -...ponieważ czasami mało brakuje bym na ciebie się po prostu rzuciła. -odwróciłam się w stronę okna. Poczułam, że policzki zaczynają mnie powoli palić. No pięknie. Jeszcze tego brakuje, żebym była czerwona bardziej od buraka.
  -Kto tu się musi bardziej pilnować… -myślał, że jeżeli powie to na prawdę cicho to nie usłyszę.
  -Mówiłeś coś? -zwróciłam się do niego z uśmiechem.
  -Nie nic. -odpowiedział. Widziałam, że powstrzymuje się od śmiechu. Zresztą mnie samej chciało się śmiać z naszej dość dziwnej wymianie zdań. Nawet nie zauważyłam kiedy przejechaliśmy pojazdem przez bramę Neverlandu. Lubiłam tu przyjeżdżać. Panowała tu niezwykła aura, która nie pozwalała się zamartwiać. Sama ostatnio dostrzegłam, że jestem tu częściej niż u siebie w domu, a to wszystko za sprawą pana, który siedział obok mnie. Widziałam, że czasami robi wszystko, żebym została z nim na noc, a dla niego to najchętniej mogłabym się stamtąd nie ruszać i być blisko niego. Mogę się spodziewać, że dzisiaj będzie podobnie.


*****
W zachowaniu człowieka kryją się różne ukryte przekazy, które trudno nam dostrzec. Lecz wnikliwy
obserwator potrafi je zaobserwować i zrozumieć co one znaczą. Byłem pewny, że moją ukochaną coś trapi, zżera od środka jak jakiś pasożyt. Zdarzyło się parę razy, że przez parę chwil uśmiechała się wymuszenie i nerwowo zaciskała ręce w piąstki. Niby szczegóły niewarte uwagi, ale musiały być kluczowe. Nie powiedziała mi nigdy czy coś się dzieje złego. Zresztą rzadko mówi o swoich problemach. Chowa je w swoim wnętrzu i stara samemu rozwiązać. Najwidoczniej musiała się tego nauczyć po stracie rodziców. Gdybym wiedział dokładnie co się dzieje na pewno bym jej pomógł.
Nie potrafiłem wysiedzieć w studio i myśląc o niej równocześnie. Wydanie płyty już puka do drzwi, a z samego rana ma pójść do dystrybucji. Jakby spojrzeć na to wszystko z biegiem czasu, po części pomogła mi wybrać te dziesięć utworów.
  -Twoja płyta? -spytała pewnego wieczoru, wchodząc do mojego biura. Musiała dosłownie przed chwilą przyjechać. Wzięła do ręki zapisaną kartkę.
  -Yhymm… -musiała zauważyć moją nietęgą minę.
  -Dobra, więc o co chodzi, bo wyglądasz jakbyś miał podjąć decyzję o swoim życiu. -oparła się o podłokietnik fotela na którym siedziałem. Miała na sobie bardzo gustowną koszulkę uwydatniającą jej atuty.
  -Mam wybrać piosenki. -odburknąłem.
  -Też mi problem. -wzięła ołówek i zasłoniła sobie oczy. -Ile ich ma być?
  -Dziesięć. -odpowiedziałem z rozbawieniem. Zaczęła w ciemno zaznaczać poszczególne tytuły. -Nie wierzę, że wybierasz w ten sposób.
  -To uwierz. -oddała mi kartkę gdy już skończyła. -To jest bardzo skuteczny sposób na dokonanie, niektórych wyborów. -spojrzałem z uśmiechem na nią. Jej podejście do niektórych spraw było niezwykłe, ba ona sama w sobie była niezwykła.
Tak samo teraz, gdy suszonymi owocami dokarmiała papugę. Bił od niej spokój, a twarz jej promieniała. Zauważyłem również, że nie jest zwykłą kobietą. Zadowala ją zwykły pocałunek w policzek, czy to żebym ją tylko przytulił.
Podszedłem do niej i objąłem ją w pasie od tyłu.
  -Jackson to idiota. -zaskrzeczał ptak i odfrunął do swojego gniazdka.
  -Co takiego nagadałaś tej papudze? -spytałem całując ją w szyję.
  -Same dobre rzeczy. -zaśmiała się. -Łaskoczesz.
  -Co tam mówisz? Nic nie słyszę bo się śmiejesz. -zacząłem ją coraz bardziej dotykać palcami w miejscach, gdzie była najbardziej wyczulona na łaskotki.
  -Michael przestań. -mówiła przez śmiech. Odtrącała moje dłonie gdy zbliżały się do jej ciała. -Proszę. -po policzkach spłynęła jej łza.
  -Ej coś się stało? -musiałem wyglądać na przerażonego.
  -To ze śmiechu. -wytarła ją sobie. -Masz tu coś. -wskazała na moje czoło.
  -Wcale, że nie.
  -A właśnie, że masz. Taką czarną plamę, pewno z czekolady. -przetarłem czoło dłonią. -Głupoty się nie wytrze panie Jackson. -powoli skierowała się w stronę domu. Porwałem ją na ręce i przerzuciłem ją sobie przez ramię, by dać jej nauczkę. Miny moich pracowników błagały o zrobienie im zdjęcia, gdy szedłem poprzez rancho. -Billy! -musiała dostrzec mojego ochroniarza. -Powiedz swojemu szefowi żeby mnie puścił! -krzyknęła w jego stronę, a ten się tylko zaśmiał i powiedział coś w stylu duże dzieci. Gdy tylko przekroczyłem próg domu skierowałem się do kuchni. W lodówce zacząłem szukać bitej śmietany. -Ej czego szukasz, może ci pomogę. -cały czas miałem ją przewieszoną przez ramię, więc zadanie miałem nieco utrudnione.
  -Za chwilę zobaczysz. -w końcu udało mi się wyciągnąć opakowanie bitej śmietany w sprayu. Postawiłem ją na ziemi i wysmarowałem śmietaną. -Teraz ty masz coś tu, tu i tu. -wskazałem na jej dekolt, twarz i włosy.
  -Ale za co to? -spytała z oburzeniem.
  -Za plamę czekolady na czole. -nim się obejrzałem sam byłem w bitej śmietanie. -Co to ma być?
  -To za bitą śmietanę. -chwilę później w powietrzu latały wszystkie  produkty spożywcze jakie udało nam się znaleźć w kuchni. Od mąki  i jajka po wodę. Wszystkie meble, stoły oraz podłoga były w lepkiej papce. -Wygrałeś!
  -Ja zawsze wygrywam. -uśmiechnąłem się z satysfakcją.
  -To teraz patrz coś ty zrobił.-wskazał na przestrzeń dookoła nas. -Nawet ja jestem z cała w wodzie i jajkach.
  -Taki był zamysł od początku. -podszedłem do niej i praktycznie zacząłem z jej policzków zlizywać resztki bitej śmietany. -Słodka jesteś.
  -Ty również. -patrzyłem się przez chwilę jakbym szukał jakiegoś przyzwolenia. Nasze twarze dzieliły dosłownie milimetry gdy…
  -Boże jedyny! Dopiero co podłogę pastowałam. -dało się słyszeć krzyk gosposi. -Kto to zrobił? -zapytała z furią w oczach.
  -Ona. -wskazałem na Jennifer, która mogłaby mnie spokojnie zabić wzrokiem.
  -My obydwoje wiemy kto za to jest odpowiedzialny panie Jackson. -wskazała na mnie palcem. -I już wiemy kto to będzie sprzątać. -powinienem się bać tej kobiety…
Nie miałem pojęcia, że kręgosłup może tak poleć od wycierania podłóg.
  -Już posprzątałeś? -spytała Jennifer, która stała oparta o futrynę drzwi. Dalej była cała mokra przez co ubranie opinało jej ciało.
  -A ty dobrze się bawiłaś popijając herbatkę z Matyldą. -tak zagoniły faceta do roboty. Kobiety to zło bez którego mężczyźni by nie przeżyli.
 -Powiem ci, że herbatka była całkiem dobra. -mówiła jak gdyby nigdy nic.
 -Przegięłaś dzisiaj. -zbliżyłem się do niej. -Przekroczyłaś dzisiaj wszelkie granice.
 -Ciekawe jakie. -uśmiechnęła się chytrze.
 -A takie, że wyjątkowo kusząco wyglądasz w tej koszulce.
 -Pragnę ci przypomnieć, że to ty mnie tak urządziłeś. -zgrabnie odbiła piłeczkę.
 -W ramach rekompensaty pragnę zaprosić panią na przyjemny wieczór w moim towarzystwie. -poruszyłem zabawnie brwiami.
 -Niech będzie, ale bez żadnych sztuczek. -gdy tylko znaleźliśmy się u mnie w sypialni z garderoby wyciągnąłem dla niej jedną z moich koszul, a sama zniknęła w łazience. Po chwili rozległ się dzwonek jej telefonu.
  -Michael odbierzesz? -spytała zza drzwi. Nie czekając na nic odebrałem połączenie od nieznanego numeru.
  -Przypominam ci, że ma być zero policji i Jackson ma o niczym nie wiedzieć. -dało się słyszeć z słuchawki ochrypły głos mężczyzny. -W przeciwnym razie pożałujesz. -jedyne co później słyszałem to dźwięk przerwanego połączenia. Byłem w szoku. Musiałem z nią o tym porozmawiać. Akurat wyszła z toalety i na moment zapomniałem co od niej chciałem.
  -Kto dzwonił? -wyrwała mnie z otępienia spowodowanego jej wyglądem.
  -Z pewnością wiesz. -popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. -Ktoś kto ci ostatnio wygraża. -dla mnie stało się jasne dlaczego spinała się z nerwów. Tak samo teraz ścisnęła palce w piąstki, aż te jej zbielały.
  -To musiała być pomyłka. -powiedziała, ale w jej głosie słyszałem drżenie.
  -Jennifer nie chcę się kłócić, ale się martwię o ciebie. Chodzisz czasami znerwicowana i rozglądasz się często jakbyś patrzyła czy ktoś cię nie śledzi. -patrzyła na mnie przez chwilę. Powoli zbliżyła się do mnie ze spuszczoną głową. -Powiesz mi czy to też jest wielka pomyłka?
  -To był mój brat. -spojrzała na mnie szklistymi oczami. Tym razem to ja wyglądałem jakbym co najmniej zobaczył ducha. Skierowała się w stronę łóżka i usiadła na nim. Patrzyła się w swoje stopy. -Od pewnego czasu dodawałam listy z pogróżkami i głuche telefony. Jakiś tydzień temu przyszedł do mnie i zażądał rekompensaty za śmierć ojca. Okazało się, że to on wszystko wysyłał. -praktycznie dostałem odpowiedź na wszystkie pytania, które chciałem zadać. Nurtowała mnie jeszcze tylko jedna kwestia.
  -Ile od ciebie chciał? -usiadłem obok niej.
  -Sześćdziesiąt tysięcy. -nie miałem pojęcia, że ludzie mogą być, aż tak zawistni. -I nie dam ich mu.
  -Dam ci je. -spojrzała zaraz na mnie.
  -Nie.
  -Dlaczego co? Tylko mi nie mów, że masz to gdzieś.
  -Nie mam, ale wróci po pewnym czasie Michael i zażąda więcej. -usiadła przede mną.
  -Wtedy również ci dam. -nie obchodziło mnie ile będzie trzeba zapłacić. Dla mnie najważniejsze było to, aby była bezpieczna i nic się jej nie stało.
  -Nie możesz. -widziałem po niej, że się zaczyna denerwować. -Kategorycznie ci zabraniam.
  -A ja i tak zrobię po swojemu. -odpowiedziałem.
  -Michael posłuchaj. Wiem, że się martwisz, ale to jest moja rodzinna sprawa. -wzięła moją twarz w dłonie i zbliżyła się do mnie. Mógłbym przysiąc, że w jej oczach szkliły się łzy. -Wszystko będzie dobrze. -przytuliła się do mnie, a sam przyciągnąłem ją do siebie. Nie przeżyłbym gdyby coś jej się stało. Nie dałbym rady bez niej żyć gdyby kiedyś coś… Ufałem jej we wszystkim co robiła, ale tym razem musiałem działać, chronić ją jak najlepiej. Musiałem działać po cichu nic jej nie mówiąc, bo znając ją pewnie dostałbym ochrzan, dlatego już wiedziałem co zrobić aby ją chronić, w taki sposób by o niczym nie wiedziała.

"Miłość jest wtedy, gdy dbasz bardziej o osobę, którą kochasz niż o siebie."

~~~~~~~~
I jak?
Wiem czcionka trochę lata. Przepraszam.

Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. :D

4 komentarze:

  1. Hej. :)
    Hahahaa! xD Konspiracje. :D Uwielbiam to. Zresztą świat polega na tym, że jeden nie wie co za jego plecami robi drugi. :D Rozdział świetny jak zawsze, ja jestem ciekawa co on wymyśli. Osobiście to uważam, że zanim jej jeszcze zaproponował tą pomoc pieniężną, powinien przełożyć ją sobie dla odmiany przez kolano i natrzaskać na dupę, najlepiej gołą. xD No jak można nie mówić o czymś takim najbliższej osobie? No nie wiem do czego to porównać. xD
    Rozdział jak zawsze bardzo mi się podobał i czekam z utęsknieniem na następny. :D
    Weny życzę i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Nie muszę chyba mówić,że rozdział wyszedł ci świetnie. Papuga rozwaliła system. Normalnie wywiad można z nią przeprowadzić xD. Ale Jenny pojechała Madonnie, nie dziwię się, też bym tak zrobiła, gdyby mi ktoś kazał zakończyć znajomość z kimś na kim mi zależy. Ja nie lubiłam Madonny, nie lubię i nie będzie lubić. Sądzę, że ona w tym opowiadaniu będzie nie szczęśliwa. Dobrze,że Michael dowiedział się o tym ,co dolega Jennifer. Misiek ją obroni.
    Życzę duuuużo weny!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Papuga wygrywa rozdział xD
    Czy Madonna naprawdę nie może ogarnąć swojej "królewskiej" osoby? Czy naprawdę nie może dać im spokoju? Czy naprawdę musi mi skakać ciśnienie, gdy czytam to opowiadanie? Czy naprawdę nie może zniknąć raz na zawsze?
    Oooo, ta rozmowa w samochodzie taka słodka... Jenn nie ma się co martwić. Na pewno się nie znudzi Michaelowi. Nie ma co się zajmować takimi glupotami, bo ma większe problemy, jak chociaż jej brat. Niech Michael bierze sprawy w swoje ręce, bo ona sama nic nie zrobi. Wiem, że czasami poprostu się nie chce pomocy, no ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nawet się cieszę, że to on odebrał ten telefon.
    Pozdrawiam i dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!

    Nie no, nie mogę... Czy Madonna nie potrafi przyjąć do wiadomości, że nie powinna już zawracać im gitary? Z nią na serio jest coś nie tak, tak czy inaczej nie dostanie tego czego chce. Głupia baba, niech się weźmie za kogoś innego...

    Michael i Jenn - Boże, jacy oni są słodcy <3 Misiek odkrył źródło zmartwień Jennifer, więc powinno być wszystko dobrze. A mam wrażenie, że nie jest. Boję się, że niedługo nastąpi jakiś zwrot akcji i brat Jenn ( jakkolwiek się zwał ) znowu coś wymyśli. Póki co jest pięknie, ładnie, tylko czy na długo...

    Notka była super, czekam na kolejną
    ( o ile wytrzymam poczekać kolejny tydzień ) , a tymczasem pozdrawiam i życzę weny :*

    Mezzoforte

    PS papuga- geniusz xD

    OdpowiedzUsuń