Hejka kochani!!!!
Co tam u was słychać? Pewnie staro bida jak to się mówi.
Przechodząc do meritum przybywam do was z tą oto notką, która nie zachwyca...chyba. Pisane po nocy więc może być pełno błędów, literówek i innych tekstowych przeszkadzajek. Mam jednak nadzieję, że będzie się podobać wytwór mojej wyobraźni, chorej wyobraźni.
Zapraszam wszystkich do czytania i poświęcenia kilku minut swojego życia oraz w miarę możliwości pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Osoby nas kochające potrafią zrobić wszystko byśmy byli i czuli się bezpiecznie. To jest troska, którą okazuje się bezinteresownie tak po prostu. Nie oczekujemy wtedy za to żadnej zapłaty. Oczywiście jest wynagrodzenie, ale innego wymiaru. Nie liczy się go w pieniądzach, bo pieniądz jest ludzką walutą, która prowadzi do niezgody oraz zawiści. Chodzi o uśmiech i zwykłe, a raczej niezwykłe “dziękuję ci kochanie”.
Rozumiałam to, że się martwił to było normalne. Nie okazywał tego tak bardzo, dopóki nie dowiedział się, że Mark ma powiązania i styczność z grupami przestępczymi. Oczywiście suszył mi głowę jaka to ja jestem nieodpowiedzialna i lekkomyślna. Przysięgam, że na wszelkie sposoby próbował mnie zatrzymać na swoim Rancho, nawet siłą.
-Michael do jasnej cholery puść mnie. -próbowałam się mu wyrwać, ale ten jak zawsze był ode mnie silniejszy. Niósł mnie jak jakąś figurkę. -Słyszysz co do ciebie mówię? -no chyba sobie przypomniał, że figurka jest żywa.
-Nigdzie nie idziesz. -powiedział stanowczo. Fakt nie szłam, bo on mnie niósł. W końcu odstawił mnie na podłogę w bibliotece.
-Możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? -spytałam.
-Zostaniesz tu przez jakiś czas, dopóki wszystkiego nie załatwię. -mój wewnętrzny głos żartobliwie go naśladował. Widziałam w jego oczach troskę, ale bez przesady.
-I mam tutaj siedzieć cały ten czas, mam rozumieć? -założyłam sobie ręce na biodra.