niedziela, 5 czerwca 2016

Do you remember... Rozdział 8 part 1


 "Pozory mylą."

Kolejny ciepły, słoneczny dzień w leśnym zakątku. Czy w takie dni wszyscy powinni być szczęśliwi i cieszyć się życiem, jak i pogodą? Nie w tym miejscu. Wąską dróżką otoczoną zielenią krzewów szła dziewczyna. Jej podkrążone oczy świadczyły o morzu wylanych łez i bezsennych nocach. Delikatne podmuchy wiatru muskały jej bladą twarz, a włosy powiewały igrając z powietrzem. Wyglądała inaczej niż kilka dni temu, jakby osowiała, bez chęci do życia. Prawą dłoń zacisnęła w piąstkę, tak aby nie zgubić przez przypadek białych, podłużnych tabletek. Wokół niej nie było słychać nic prócz szumu liści, który chciał ją zawrócić, odwieść od miejsca do którego zmierzała. Była tu całkowicie sama. Odcięta od świata. Czy nikt z jej bliskich nie zorientował się, że nagle zniknęła? Najwidoczniej nie. Kierowała się w stronę leśnego jeziorka. Usiadła pod jedną z wielu płaczących wierzb, które rosły przy samej tafli wody. Swoim smutnym wzrokiem omiotła to co ją otaczało, jakby się żegnała z tym miejscem, jakby już nigdy nie miała go zobaczyć. Rozchyliła dłoń na której leżały tabletki. Cztery...tyle powinno wystarczyć do zakończenia...ale czego? Spojrzała przed siebie zastanawiając się po co to właściwie robi. Czy nie po to, żeby skończyć z cierpieniem? Niewiele myśląc przytknęła dłoń do ust...połknęła. Połknęła lek, który ma jej ulżyć. Oparła się o drzewo, wyprostował nogi. Po kilku minutach jej powieki stawały się coraz cięższe. Nie potrafiła dłużej walczyć z nadciągającym snem. Ostatnia, samotna łza spłynęła po jej bladym policzku. W jednym momencie jej ciało stało się odrętwiałe. Głowa opadła bezwładnie na ramię, a powieki już się nie podniosły. Wyglądała tak jakby życie uleciało z niej całkowicie. Zasnęła...a wokół zapanował przerażający spokój. Jedynie drzewa zdawały się wołać o pomoc...

*****
Od pięciu dni przesiadywałem w LA. Nie opłacało mi się wracać do Neverland'u, gdy tylko po dotarciu tam byłbym wzywany z powrotem do studia. Poświęciłem się pracy. Wydanie albumu się zbliża, a brakuje jeszcze jednej piosenki. Siedziałem w wynajętym apartamencie razem z Janet. Postanowiłem zrobić jej małe przesłuchanko.
  -Wiedziałaś.
  -Ale o czym? -było widać, że coś kręci.
  -Nie udawaj, że nie wiesz siostra. Sama się przyznałaś, że spotkałaś Jennifer.
  -Może się spotkałam, a może nie.
  -To w końcu tak czy nie. Hę? -podniosłem jedną brew. 
  -No dobra. Spotkałam ją z LaToyą w centrum handlowym jakiś miesiąc temu. -przyjrzała mi się. -Dowiedziałeś się? -to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
  -Tak dowiedziałem, tylko szkoda, że z nagrobka. 
  -A mówiła, że trzyma rękę na pulsie. -wymamrotała.
  -Mogłyście mi powiedzieć, a nie bawić się w tajemnice.
  -Nie wiedziałam, że to się tak potoczy więc skąd miałam wiedzieć?
  -Normalnie to sekrety wygadujesz całemu światu. 
  -Weź się odczep. -chodziła za mną wzrokiem. -Usiądź bo dziurę wychodzisz.
  -Nie mogę.
  -Dlaczego?
  -Bo czekam na telefon.
  -Można wiedzieć od kogo?
  -Kochanki.
  -Ty i kochanka? Żartujesz, prawda? -no tak naprawdę czekałem na telefon od Jennifer. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że chciałem aby mi wszystko wytłumaczyła, co chciała zyskać ukrywając prawdę? Zresztą moja reakcja nie była lepsza, że też jej wcześniej nie poznałem. Przez pierwsze dwa dni targały mną różne emocje od wściekłości po radość. To pierwsze wiadomo dlaczego, ale radość ? Może dlatego, że w końcu się znalazła. Do wypadku na planie Pepsi byłem pewny, że zginęła, bo w spisie ludności nie było takiej osoby, a ona po prostu zmieniła nazwisko. Parę razy trzymałem telefon w dłoni, już chciałam dzwonić, ale coś mnie powstrzymywało. Przecież sama mogła umówić się. Ale dlaczego nie chciała się wytłumaczyć?  Czyżby zrezygnowała z naprawienia czegokolwiek? To nie jest w jej stylu. Z tego co pamiętam to zawsze dążyła do celu. Postanowiłem jakby jeszcze raz przeanalizować tamten dzień. I jakby teraz przypomniało mi się co robiła w tym szpitalu i czemu siedziała zapłakana na korytarzu. Gdzieś z oddali do mojej podświadomości docierał głos mojej siostry.
  -Ja rozumiem, że jesteś Królem, ale żeby gość musiał otwierać drzwi? -potrząsnąłem głową, aby się ocknąć. Rzeczywiście ktoś usilnie dobijał się do drzwi. -To brzmi jak dziewczyna z którą byłeś umówiony na randkę, ale chyba zapomniałeś. -dodała znikając za ścianą. 
  -To było naprawdę śmieszne. -i pomyśleć, że jesteśmy rodzeństwem. Janet otworzyła drzwi. Osobą próbującą się tu dostać rzeczywiście była kobieta. 
  -Gdzie on jest? -dało się słyszeć kobiecy głos, który starał się imitować spokojny. 
  -Kto? Michael? -odezwała się Janet.
  -Nie kuźwa święty Alojzy... Tak Michael. -z głosu tej osoby można było wywnioskować, że jest ona zdenerwowana.
  -W salonie. -moja siostra jest serio stuknięta wypuściła tu dziewczynę, której nie zna. Za chwilę miałem się przekonać, kto raczył mnie odwiedzić. Do salonu wyparował nie kto inny jak...Sam? Było po niej widać, że biegła dłuższy dystans niż schody prowadzące tutaj. Jej blond włosy były w artystycznym nieładzie, a jej wzrok... Wzrok miała rozbiegany. Jakby się czegoś obawiała. Nerwowo rozejrzała się po salonie z nadzieją, że kogoś tu znajdzie. 
  -Sam? Jak tu weszłaś? Przecież nikt nie wie, że tu jestem. -chyba zdała sobie sprawę, że stoi naprzeciw mnie w odległości paru metrów.
  -Ty... -wskazała na mnie palcem, przy czym powoli zaczęła się zbliżać. -Powiedz, że tutaj jest.
  -Ale kto? -nie miałem pojęcia o kim mówi. Postanowiłem ponowić moje pytanie. -Jak tu weszłaś?
  -O to niech cię główka nie boli. Pół miasta wie, że tu jesteś. -potarła nerwowo czoło. -Skoro nie ma jej tu... To nie wiem... -opadła bezsilnie na kanapę. Była cała w nerwach. Janet patrzyła się na mnie jakby chciała cokolwiek zrozumieć.
  -Sam...-spojrzała na mnie załzawionymi oczami. -...na spokojnie opowiedz co się stało. -wyprostowała się.
  -Powiedz kiedy ostatni raz widziałeś Jennifer?
  -Pięć dni temu.
  -Matko boska pięć dni... -kołysała się w przód i tył. -Nie ma jej rozumiesz? -nie wiedziałem o co jej chodzi. -Wróciłam godzinę temu. Dom był pusty. Cisza spokój jakby nikogo nie było. Na lodówce znalazłam to. -wręczyła mi karteczkę. -Gdzieś pojechała bez słowa, nic zero znaku życia. -przyjrzałem się karteczce.  

"Sam!
 Jeżeli to czytasz to pewnie jeszcze nie wróciłam. Wyjechałem odpocząć przemyśleć kilka spraw. Rozumiesz, że ten Bóg którego tak wszyscy kochają odebrał nam Emilly, ale i tak to nie jest najgorsze. Miałaś rację, że ranię ludzi. Michael mnie nienawidzi, więc jest po prostu ŚWIETNIE... Zraniłam go i to potwornie. Następnym razem jak będę chciała kogoś oszukać zasadź mi porządnego kopa. Zresztą nie będzie już następnego razu. No masz miałam napisać krótką wiadomość, że wyjeżdżam, a tu proszę. Nie martw się o mnie, niedługo wrócę. Jeszcze jedno nie stawiaj na nogi wszystkich oddziałów policji w Los Angeles. ;)
Jenn <3"
Na kartce było widać ślady zaschniętych łez. -Wybacz, że ci zawracam głowę, ale nie wiedziałam co robić. W końcu możesz być na nią wściekły. 
  -Nie przepraszaj dobrze. Dobrze zrobiłaś. -zmarszczyłem brwi próbując coś wymyślić. W ciągu tych pięciu dni mogło wydarzyć się wszystko dosłownie wszystko. -Sprawdzałaś jej pokój? -jej oczy się rozszerzyły. 
  -Cholera. Ona jest zdolna do wszystkiego. Nawet do tego, żeby się zamknąć w czterech ścianach i przez dłuższy czas nie wychodzić. 
  -Czyli postanowione. -zerwała się z kanapy, a ja zwinąłem ze stolika kluczyki. Przy drzwiach czekała Janet. -A ty gdzie się wybierasz?
  -Jeżeli myślisz, że będę stała sobie z boku i przyglądała się waszym poszukiwaniom to się grubo mylisz. -zamknąłem apartament na cztery spusty. W trójkę zeszliśmy na parking, by chwilę później jechać moim Bentley'em przez zatłoczone ulice LA. Gdy tylko zaparkowałem przed ich domem Sam niczym strzała wystrzelił z samochodu i pognała do środka. Razem z Janet poszliśmy w ślad za nią. Miałem cichą nadzieję, że Jennifer będzie jednak w domu. Dołączyliśmy do Sam siłującej się z drzwiami do pokoju Jenn.
  -Zamknięte. -powiedziała zrezygnowana. Janet sięgnęła po coś na półce.
  -Od czegoś są klucze. -pomachała nim przed oczami. Włożyła przedmiot do zamka i przekręciła. W miarę spokojnie weszliśmy do środka. Cała nadzieja prysła. W pokoju nie było nic prócz pudła na krześle i porozrzucanych wokół rzeczy.
  -Przeszukaj to, a ja popytam sąsiadów. -jak tylko skończyła swoją myśl wyszła. Zostałem z moją siostrą sam.
  -Sprawdź TV może coś o niej tam mówią. -teraz stałem na środku pokoju zupełnie sam. Podszedłem do biurka, na którym było coś rozłożone. Okazało się, że to mapa z zaznaczonym miejscem "Cichy Azyl". Miejsce znajdujące się w samym środku lasu, z dala od ludzi, idealne wręcz do najgorszego... Tą ostatnią myśl wyrzuciłem szybko z głowy. Przecież nie mogła tego zrobić. Przestudiowałem drogę do prawdopodobnego miejsca jej pobytu. Do pomieszczenia weszła Sam.
  -Sąsiedzi widzieli ją parę dni temu jak wyjeżdżała na Betty.
  -Kto to Betty? -stanęła obok mnie. Szperał przez chwilę w pudle. Wyciągnęła z niego fotografie, na której była Jennifer oraz jakiś mężczyzna, byli na niej szczęśliwi.
  -To jest Betty. -wskazała na maszynę stojącą obok nich. Odłożyła ją z powrotem na miejsce. -A ty znalazłeś coś?
  -Chyba wiem gdzie może być. -wskazałem na mapę przede mną. Dołączyła do nas Janet.
  -W mediach cisza. -popatrzyła na nas. -Macie coś?
  -Prawdopodobnie jest tu. -Sam wskazała głową na biurko.
  -To na co czekamy? -Janet szykował się do wyjścia.
  -Wy tu zostajecie.
  -Co? -odpowiedziały niemal jednocześnie.
  -Zostajecie na wszelki wypadek, gdyby wróciła. -teraz już nie miały nic do gadania.
  -Tylko wiesz wy tam sami będziecie i nie zmalować mi niczego. -popatrzyłem na Janet. -No co? Z tego co opowiadała mi Toya to jak mieliście po dziesięć lat to ciągnęło was do siebie jak pszczołę do miodu.
  -To nie czas na żarty. A poza tym to było dawno.
  -Dawno i nieprawda. A słyszałeś powiedzenie stara miłość nie rdzewieje.
  -Masz zamiar się teraz ze mną o to kłócić?
  -Weźcie się uspokójcie! Michael miałeś tam jechać, a nie stać tu i się kłócić co było dziewiętnaście lat temu. -wtrąciła się Sam.
  -Będę w kontakcie. -rzuciłem na odchodnym. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku znanym mi tylko z mapy. Po godzinnej jeździe wokół mnie rozpościerało się leśne pustkowie. Na jednej z leśnych zatoczek znajdowała się stacja benzynowa, na której spytałem się czy w ostatnim czasie nie widziano dziewczyny na harleyu. Na moje szczęście odpowiedziano mi twierdząco. Jechałem dalej, przez kolejne półtorej godziny, asfaltową drogą. Z mapy wynikało, że za mostem należy skręcić w lewo. Tak też zrobiłem. Wjechałem Bentleyem do lasu. Przez konary drzew przebijały się promienie słońca. Nie powiem, że nie ale się martwiłem. Nieopodal pobliskiego zagajnika dostrzegłem dach budynku o dziwo droga też tam prowadziła. Zaparkowałem pod samymi drzwiami, wysiadłem z samochodu rozglądając się po okolicy. Pod jednym z okien dostrzegłem motor ze zdjęcia. Była tu. Nadzieja odżyła. Postanowiłem wejść do środka. O dziwo drzwi były otwarte. Po wejściu zastał mnie tam przejmujący spokój.
  -Halo jest tu kto? -od ścian odbijał się mój głos. Było cicho zbyt cicho. Udałem się do salonu. Moją uwagę przykuła buteleczka tabletek nasennych stojąca na stoliku. Wziąłem ją do ręki. Przeraziłem się...była pusta. W domu jej nie było więc musi być gdzieś w lesie. Czym prędzej wybiegłem na zewnątrz.
  -Jennifer! -krzyknąłem najgłośniej jak tylko mogłem. Nic zero odzewu. Ciszę przerwał przerażający krzyk dochodzący gdzieś z oddali. Włosy zjeżyły mi się na karku. Skierowałem się w tamtą stronę. Pomiędzy drzewami coś migotało, jakby woda. Nie pozostało mi nic innego jak to sprawdzić. Pełen obaw ruszyłem w tamtym kierunku. W głowie dźwięczały mi słowa przysięgi:
"-Obiecujesz mi, że się nią zajmiesz jak mnie zabraknie?
  -Obiecuję.
  -Na mały palec?
  -Na mały palec."
Nie mogłem zawieść Emilly, nie mogłem zawieść dziewczyn czekających na jakąkolwiek wiadomość, nie mogłem zawieść samej sprawczyni tego zamieszania, nie mogłem zawieść siebie...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej!
Dzisiaj rozdział wyjątkowo krótki. Za co bardzo przepraszam. 
Małe problemy przy pisaniu. Pomimo długości mam nadzieję, że się podobał. Następny będzie jak się napisze. Wiem co chcę ukazać, ale brakuje mi słów. Pod koniec miesiąca planuję niespodziankę, o której była tu już mowa. 
Jak mogliście już zauważyć dodałam zakładkę z opisem bohaterów. 
To chyba na tyle mojej gadaniny. Aaaa...byłbym zapomniała. Zdanie na początku pozory mylą jest swojego rodzaju podpowiedzią co tego co się będzie działo dalej. Ktoś odgadnie? Zostawiam to waszej refleksji.
Zapraszam do komentowania i ukazania się anonimowców. :D
Liczę na szczere opinie.
Wecia
<3<3<3
Czytasz? Zostaw komentarz to motywuje ;)

6 komentarzy:

  1. Wow. Naprawdę fajnie, tyle niedopowiedzeń, utajonych rzeczy, wyobraźnia buzuje. :D No cieszę się, że Michael chociaż odrobine ochłonął. W stanie silnego wzburzenia raczej nie mówi się tego co naprawdę się myśli, myśli się raczej o tym, żeby komuś dowalić tak, że się w buty nie zmieści. Ale na jego miejscu to ja bym się nie spodziewała tak zbytnio odzewu od tej dziewczyny. :D W końcu musi być jej chyba wstyd, co nie?
    Rozdział świetny, życzę dużo weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd to mało powiedziane. Cieszę się, że rozdział się podoba, bo serio miałam co do tego pewne wątpliwości. Powiem tyle będzie ciekawie...chyba ;)

      Usuń
  2. Jestem!
    Kurde, ale się dzieje :D
    Mam nadzieję, że faktycznie nic jej nie jest ale skoro nie jest tak jak to wygląda... to nadzieja zostaje:)
    Cieszę się że Michasiowi przeszło trochę... Widac że nie jest ona mu obojetna, wiec powinien dac jej wyjasnic i wysluchac. Liczę, że to uczucie zwycięży w końcu będą razem, tym razem bez kłamstw bo to zawsze wszystko niszczy.
    Uraza jest, wiadomo. Ale bądz co bądz nie chodziło jej o to aby go zranic. Raniła, ale nieświadomie. Pogubiła się po prostu.
    Szybko nn dawaj i tym razem dłuższy i oby był bardziej pozytywny<3
    Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Strony mi się pomyliły i zamiast skomentować tą notkę, poszłam wstecz XD
    Jenn uciekła... W sumie to ją rozumiem... Musiała sobie wszystko poukładać, ale ona i samobójstwo? Niee... To nie w jej stylu xd niech ją Majkuś szybko znajdzie i niech wreszcie będą razem. ^^
    Co do tytułu: pozory mylą. Albo sobie powiedzą o wszystkim, albo Michaelowi nie przejdzie...
    Czekam na nn. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tytułem byłaś blisko, ale ciutke tak tyci tyci nie trafiłaś.

      Usuń