Hej kochani!!!
To jest dosyć dziwna pora jak na nowy rozdział, ale jak to się mówi lepiej późno niż wcale, choć nie wiem jak to się ma do pory dnia, ale cóż. Ważne, że w końcu pojawiło się cokolwiek. Mogłabym się tłumaczyć i w ogóle, ale kto chce tego słuchać? Tak myślałam. Przechodząc do meritum. Rozdział wygląda jak wygląda, ale o dziwo mi się podoba. Nie ma tragedii. Mam tylko nadzieję, że lubicie niespodzianki.
Za wszelakie błędy przepraszam. Tak, więc bez zbytniego przedłużania zapraszam do czytania i komentowania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Poranki mogą być piękne, gdy budzimy się obok ukochanej osoby. Otworzyć oczy i czuć się kochaną, to jest właśnie ta radość, która rozpierała mnie od środka. Nie chciałam, nie chcę
zbyt wiele, a życie dało mi więcej szczęścia w postaci jednej osoby niż tego oczekiwałam. Nie chciałam być samolubna w tym uczuciu dlatego starałam dzielić, oddawać jak najwięcej uczuć którymi mnie obdarowuje.
Obudziłam się dosyć wcześnie, ale nie otwierałam oczu. Cieszyłam się chwilą, a przyjemne ciepło wypełniało jeszcze mój umysł jak i ciało. Czułam na swoich plecach delikatny ruch ręki, która rysowała niewidzialne wzory na skórze. Poruszyłam się nieznacznie. Zdałam sobie sprawę, że głowę miałam ułożoną na jego klatce piersiowej. Oboje leżeliśmy na niewielkiej kanapie. Nie wiem jak się na niej zmieściliśmy, a tym bardziej skąd się wziął koc, którym byliśmy okryci. Chcąc nie chcąc w końcu uniosłam powieki. Pierwsze co to rzuciły mi się w oczy porozrzucane ubrania i względny nieład. Gdy już omiotłam spojrzeniem pokój przeniosłam swoje zainteresowanie na mojego ukochanego, który myślał nad czymś usilnie wpatrując się w sufit. Wsparłam się na łokciu u musnęłam jego policzek. Potrząsnął głową budząc się z myślowego amoku. Dostrzegłam w jego spojrzeniu dwie tańczące iskierki.