sobota, 9 lipca 2016

Do you remember... Rozdział 11

 Hej kochani! 
Tak jak obiecałam notka jest dzisiaj, czyli przed niedzielą. 
W związku z tym, że jutro wyjeżdżam notek nie będzie przez dwa tygodnie. Nie znaczy to, że komentarze się u was nie pojawią.
I pomyśleć, że rok temu na tym samym obozie spotkałam inną fankę Michaela, ale był ubaw. 
Niektóre osoby zabiją mnie za tą notkę. Tak mowa tu to tobie Jelonku (jak to czytasz) i paru innych osobach.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania. A anonimowcy wiecie co macie robić?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 *****

Ostatnio jakby częściej się uśmiecham. Nawet Sam to zauważyła, a myślałam, że ona nie zwraca uwagi na nic co nie jest związane z imprezowaniem. Mam wrażenie, że unoszę się nad ziemią i nawet deszcz nie zmąci mojego radosnego spojrzenia na świat. Zastanawiające jest dzięki komu tak się dzieje, bo jeszcze niedawno chodziłam przygaszona. Ta osoba coraz częściej "zatruwa" moje myśli. Czasami nie czekam na nic innego tylko na osobę o kruczoczarnych włosach i sarnich oczach, które tak uwielbiam. Wystarczy, żeby się pojawił i jak ręką odjął znikają wszystkie zmartwienia. Tak, tak właśnie czuję się przy Michaelu. Sama jego obecność sprawia, że czuje się bezpieczniej, a gdy ma wrócić do siebie chciałabym zatrzymać go przy sobie. To jest trochę samolubne, ale to nie moja wina, że on tak działa na ludzi. Ma coś w sobie co przyciąga każdego...
  Siedziałam pochylona przy maszynie do szycia i jak zawsze musiałam odlecieć na chwilę z moimi myślami, co spowodowało, że źle zszyłam materiały. Nic innego do roboty dzisiaj nie miałam, a wypadało by wziąć się za strój. Mam o tyle dobrze, że mogę pracować w domu. Ponownie wstawiłam w ruch igłę, która tym razem nie zrobiła mi psikusa. Sięgnęłam po klamry, aby je doszyć i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że ktoś stał przed drzwiami mojej mini pracowni.
  -Mówiłam ci, żebyś go nie przyprowadzał. -to z pewnością była Sam. Mówiła lekko ściszonym głosem, jakby się bała, że ktoś ją usłyszy.
  -Nie moja wina, że gdy usłyszał, że do ciebie idę to się musiał przyczepić. -tak to był Paul i ewidentnie kłócili się ze sobą. Odłożyłam nożyce na bok i dalej przysłuchiwałam się ich rozmowie.
  -To nie trzeba było opowiadać mu Jenn. -teraz nie rozumiałam o co chodzi, ale wydawało mi się, że ta dwójka zakochańców wrobiła mnie w niezłe bagno.
  -Sama mówiłaś, że potrzeba jej faceta.
  -Ale nie miałam na myśli twojego brata. -albo mi się wydawało, albo jednak dobrze wywnioskowałam, że chcą mnie z kimś zeswatać. -Ona prawdopodobnie już kogoś sobie znalazła.
  -Właśnie. Prawdopodobnie, a może będą ze sobą.
  -To powiedz mi, Jenn będzie, którą z kolei? -Paul się chyba zapowietrzył, bo dość długo zwlekał z odpowiedzią.
  -Czwartą. -pomimo tego, że szeptali powiedział to naprawdę cicho. Stwierdziłam, że wypadało by podejść w końcu do tych drzwi.
  -Czwartą w tygodniu? -spytała Sam z wyczuwalną kipną w głosie.
  -W miesiącu. -odpowiedział jej chłopak, który zapewne był skruszony. Gdyby tylko wiedzieli, że stoję tuż koło nich z uchem przyklejonym do drzwi.
  -Oni do siebie nie pasują. -stwierdziła stanowczo moja przyjaciółka, a ja coraz bardziej nie potrafiłam pohamować śmiechu.
  -Weź. Sami. -zaczyna zdrobniale mówić to znaczy, że jest źle. -Co im szkodzi spróbować?
  -A to, że przez twojego durnego brata na pewno będzie cierpieć. I nie mów do mnie Sami.
  -Jeszcze nawet nie spróbowali ze sobą, a co ja się ciebie pytam. Jenn sama zdecyduje. -chyba trzeba wkroczyć do akcji.
  -O czym mam zdecydować, Sami?  -po otwarciu drzwi stanęłam przed nimi uśmiechnięta. Oparłam się o framugę.
  -Tylko nie Sami. -oj tak, ona nie lubi gdy się na nią tak mówi. -Z czego się cieszysz?
  -Nie cieszę tylko śmieję z was. A tak poza tym to dlaczego szepczemy? -spojrzeli na siebie.
  -Bo nie chcemy, żeby mój brat nas usłyszał.
  -A dlaczego nie chcemy by usłyszał?! -wydarłam się, wcale nie specjalnie.
  -Ćśś... -uciszyli mnie. Jak ja lubię ich wkurzać. -Mogłabyś zejść i usiąść z nami?
  -Mogłabym, ale nie chce mi się.
  -No proszę. Moje pudełko lodów jest twoje.
  -Dwa czekoladowych i robisz zakupy przez tydzień.
  -Umowa stoi. -podałam dziewczynie rękę na znak zgody. Uwielbiam się z nią targować. Nie miałam ochoty siedzieć tam na dole z nimi, bo z tego co zdążyłam usłyszeć to facet nie ma co u mnie szukać. -Ej czy to nie koszula Michaela?

  -Wydaje ci się. -wykręciłam się i ruszyłam schodami w dół do salonu. Fakt miałam ubraną na sobie jego koszulę, ale nie moja wina, że gdy podwinęłam rękawy, a dodatkowo ta czerwień to idealnie komponowała się z moim dzisiejszym strojem. Weszłam do salonu gdzie na kanapie siedział brunet z lekkim zarostem, a na sobie miał skórzaną kurtkę i bezczelnie oparł nogi na stoliku. Wiedziałam jedno, nie za kumplujemy się. -Czy łaskawie mógłbyś ściągnąć nogi ze stolika? Jak nie masz gdzie ich dać to spróbuj na lampę.
-wycedziłam przez zęby.
  -I zadziorna. Lubię takie.
  -Ale ja nie lubię takich. -wskazałam na niego palcem.
  -Kotku nawet nie zdążyliśmy się poznać, a ty już skreślasz naszą znajomość. -uśmiechnął się cwaniacko. Znam człowieka niecałe pięć minut, a już mu życzę śmierci.
  -Trzymajcie mnie bo nie wytrzymam. -potarłam czoło ze zdenerwowania odwracając się przy okazji do dwójki moich przyjaciół i to był błąd.
  -I z tyłu też niczego sobie. -powiedział z zadowoleniem.
  -Czy mogę mu rąbnąć? -zwróciłam się do Paula.
  -Mówiłam, że tak będzie to nie chciałeś mnie słuchać. -Sam najwidoczniej również była oburzona. Za to Paul wzruszył tylko ramionami i wyszedł na taras. No po postu wziął i zostawił nas na polu bitwy. -To może chodźmy na zewnątrz? -zaproponowała przyjaciółka. ''Królewicz'' ruszył się z miejsca i wyszedł za swoim bratem.
  -Dlaczego ja się na to zgadzałam? Mogłam siedzieć i dalej szyć. -mamrotałam pod nosem.
  -Nie marudź przeżyjesz. -Sam poklepała mnie po ramieniu w geście wsparcia. Dołączyłyśmy do mężczyzn. Wszyscy usiedliśmy przy ogrodowym stoliku. Na nieszczęście brata Paula zajęłam miejsce obok Sam. Zaczęła się rozmowa, w której zbytnio nie brałam udziału, a byłam jedynie zwykłym słuchaczem. Czułam na sobie palące spojrzenie pożądliwość kolesia na przeciwko mnie. Zastanawiałam się jak czmychnąć z tego miejsca. Sama się w to wpakowałam to teraz sama muszę sobie z tym poradzić. Chyba nawet wpadłam na genialny pomysł.
  -Ja może zrobię sałatkę. -zaproponowałam, a raczej stwierdziłam z nienacka. Nawet nie czekałam na ich odpowiedź, czy w ogóle są głodni. Wstałam ze swojego miejsca i szybkim krokiem ruszyłam w stronę kuchni. W głowie miałam tylko jedną myśl ''Byle jak najdalej od tego faceta.'' Nawet nie znałam jego imienia co zbytnio mnie nie obchodziło. Otworzyłam lodówkę w nadziei na znalezienie odpowiednich składników. Najwidoczniej muszę zrobić moją specjalną sałatkę "coś z niczego". Umyte warzywa zaczęłam kroić w kostkę, dopóki nie poczułam na swojej talii czyś rąk.
  -Teraz jesteśmy sami. -wyszeptał mi do ucha, drażniąc przy okazji moją szyję swoim zarostem. Nie podobało mi się, że stał tak blisko mnie. Z sekundy na sekundy narastała we mnie panika. Postanowiłam grać twardą i obojętną wszystkiemu.
  -Sami nie jesteśmy, bo powietrze jeszcze jest.
  -Powietrze mi w niczym nie przeszkadza. -wydawało mi się, że jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami, co było trochę niemożliwe. -Coś ty taka spięta, co?
  -Nie twój interes. Przypomnij mi jak się nazywasz? -spytałam z udawaną ciekawością.
  -Will jestem.
  -Tak więc Will. Łaskawie weź swoje łapska z mojej talii. -to chyba był błąd zjechał dłońmi na moje uda. Obrzuciłam go morderczym spojrzeniem.
  -Kotek zabawimy się troszkę, co?
  -Bawić to ty się możesz w piasku. -miałam powoli dość chciałam się poddać. Z jeden strony panika i strach, z drugiej natomiast determinacja pozbycia się go z tego domu. Próbowałam oderwać się od niego co trochę mi nie wychodziło, bo był silniejszy ode mnie. Pozostało mi czekać, aż znudzi mu się ta zabawa, w co szczerze wątpiłam. W duchu błagałam, żeby ktokolwiek wszedł do tej kuchni i przerwał moje katorgi. Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane, bo po pomieszczeniu rozniósł się zapach dobrze mi znanych męskich perfum...


*****

Czasami mam dość mojej sławy. Chciałbym się chociaż na chwilę odciąć od tego zgiełku wokół mojej osoby. Kocham to co robię i kocham moich fanów, ale zdarza się, że to mnie przerasta. Niektórzy z moich fanów są zbyt natarczywi, postrzegają mnie jako bóstwo, którym i tak nie jestem. Jestem tylko zwykłym człowiekiem, który kocha to co robi, oddając przy tym część siebie.
Dzisiejszy dzień zbytnio nie różnił się od poprzednich. Wychodziłem właśnie ze studia, w mojej głowie odtworzyło się wspomnienie wczorajszego ranka...

Obudziło mnie łaskotanie na moim policzku, było niezwykle przyjemne, ale również nieco drażniąc. Z niechęcią podniosłem powieki, a moim oczom ukazała się roześmiana twarz Jennifer. Smyrała mnie po policzku jednym z moich pasm włosów.
  -Nie nudzi ci się? -spytałem przeciągając się przy okazji.
  -Nie. -wyglądała uroczo siedząc obok mnie po turecku, z lekko przydużawą koszulką i kurzym gniazdem na głowie. -Co ty mi się tak przyglądasz?
  -Byłaś ostatnio w kurniku?
  -Nie. -spytała nie rozumiejąc o co mi chodzi.
  -A mi się wydaje, że byłaś bo na twojej głowie zamieszkała kura.
  -Co? -jak strzała wyskoczyła z łóżka i podeszła do lustra. Gdy zobaczyła swoje odbicie uśmiechnęła się, poprawiła włosy.
  -Lepiej? -usiadła na ponownie na łóżku, a ja podniosłem się do pozycji siedzącej.
  -O niebo. Nie wiesz która godzina?
  -Wydaje mi się, że po szóstej, więc chyba będę się zbierać.
  -Gdzie ty się chcesz zbierać? -byłem zdziwiony.
  -No wiesz jak dziewczyny się obudzą, a mnie nie będzie, kto wie co sobie pomyślą. -podeszła do drzwi i za nimi zniknęła. -Dzięki za przenocowanie. -ponownie zobaczyłem jej uśmiechniętą twarz w futrynie drzwi, a później nie widziałem jej aż do śniadania. Stwierdziłem, że wypadało by ruszyć swoje cztery królewskie litery. Odbyłem poranną rutynę i wyciągnąłem z szuflady biurka zapisaną w nocy kartkę. Prześledziłem zapisane słowa wzrokiem. To było to. Nieskończone, ale to co czułem. Moją chwilę ciszy przerwało wtargnięcie moich braci do pokoju. Byli bardzo zaskoczeni.
  -Czy Jenn z tobą spała? -wypalił Jackie.
  -Tak.
  -Ale razem z tobą na tym łóżku? -zapytał Marlon.
  -Tak razem ze mną na tym łóżku coś jeszcze? -spytałem poirytowany. W jednej chwili część z nich otwarła usta ze zdziwienia, by chwilę później uśmiechnąć się do siebie dwuznacznie. Jedynie Jermanie próbował zabić mnie wzrokiem.
  -To my się zmywamy, a ty tu ochłoń? -wszyscy jak jeden mąż opuścili pomieszczenie. Pomyśleć, że jesteśmy rodzeństwem.  Chwilę później zszedłem na śniadanie. Zastałem moją rodzinkę, która wesoło o czymś rozmawiała. Zaraz za mną weszły moje siostry wraz z Jennifer, której dzisiaj dopisywał humor. Oczy moich braci zwróciły się na nią.
  -Coś ze mną nie tak? -spytała, a oni tylko się uśmiechnęli i spojrzeli na mnie.
  -Wszystko w porządku. -Janet i LaToya posłały mi uśmiech tryumfu, jakby spełniły swój złowieszczy plan. I nagle mnie olśniło, one specjalnie wykurzyły Jenn do mnie. Tą myśl pozostawiłem dla siebie i postanowiłem wykorzystać ją w późniejszym czasie. Reszta dnia minęła bezproblemowo. Oczywiście po południu musiałem wpaść do mojej przyjaciółki, na co mój ochroniarz stwierdził, że dosyć często do niej wpadam.

Nawet nie zauważyłem kiedy wsiadłem do samochodu. Billy wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
  -To gdzie jedziemy szefuńciu? -spytał, gdy ja dłuższą chwilę milczałem. Spojrzałem na niego. -Czyli tam gdzie zawsze. -stwierdził i odpalił pojazd. Powoli sunęliśmy przez zatłoczone ulice LA.
  -Gdzie ty mnie wieziesz?
  -To twojej przyjaciółki. -na słowo przyjaciółka zrobił niewidzialny cudzysłów w powietrzu.
  -Czy mógłbyś złapać łaskawie kierownice, bo chcę jeszcze żyć. -jechaliśmy w całkowitej ciszy. Wpatrywałem się w przewijający obraz betonowej dżungli dopóki nie zatrzymaliśmy się przed domem.
  -Jesteśmy. -podziękowałem kierowcy i już miałem wysiadać, gdy nagle złapał mnie za rękaw. -Do kobiety w gości bez kwiatu się nie idzie. -wręczył mi białą różę.
  -Zrób sobie dzisiaj wolne do końca dnia. -uśmiechnąłem się do niego, a chwilę potem ruszyłem w stronę frontowych drzwi. Do środka wszedłem bez pukania. Jenn sama mi mówiła, że mogę wchodzić kiedy chcę, bo dla mnie drzwi zawsze stoją otworem. Gdy tylko udałem się w głąb korytarza usłyszałem nerwowe stukanie noża o deskę do krojenia. Ruszyłem w stronę kuchni, gdzie ją znalazłem. Stała przed blatem kuchennym. Ubrana w krótkie spodenki, które odsłaniały jej wyjątkowo zgrabne nogi w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. Zdawała się być zdenerwowana. W oczy rzuciła mi się moja czerwona koszula, którą miała na sobie. Na ten widok się uśmiechnąłem, ale już po chwili moja mina zrzedła.
  -Weźmiesz te łapska czy ten nóż ma wylądować w tobie? -ostro gestykulowała w stronę jakiegoś mężczyzny.
  -Nie denerwuj się tak bo ci żyłka pęknie. -odpowiedział jej tamten.
  -Jakby pękła przynajmniej nie musiałabym się z tobą zadawać. -odepchnęła go na moment, a ten ponownie do niej przylgnął. Coś się we mnie gotowało, powoli pękała pewna bariera. Tak wiele uczuć czułem w sobie w tym momencie. -Koleś ja nie lubię się powtarzać więc się odwal. -ten dalej sobie nic nie robił z jej słów. Dłużej nie mogłem pozwolić na takie zachowanie względem Jenn. Nie podobało mi się, że obcy facet dotyka ją mimo tego, że ta sobie nie życzy. Wściekłość we mnie narastała z każdą chwilą. Widziałem, że jeszcze chwila a da za wygraną i się podda. Odłożyłem różę na pobliski stolik i powoli zbliżyłem się w stronę tej dwójki. Niechciany osobnik zauważył mnie i momentalnie odsunął się od dziewczyny. Ja mimowolnie uśmiechnąłem się tryumfująco. Jak gdyby nigdy nic podszedłem do niej i złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku. Odwróciła głowę w moją stronę. Była lekko zaskoczona, ale zaraz potem uśmiechnęła się serdecznie ukazując rządek śnieżnobiałych perełek. Rzuciła mi się na szyję prawie powalając mnie na ziemię.
  -Nic ci nie zrobił? -szepnąłem jej do ucha.
  -Nie, ale dzięki za wybawienie. -wyszeptała mi do ucha. Ja posłałem mordercze spojrzenie zza szkieł moich okularów mężczyźnie, który się w nas wpatrywał. Jenn oderwała się ode mnie i powróciła do krojenia warzyw. Chłopak nachylił się w jej stronę i wyszeptał coś do ucha, po czym odrzucił mnie lekceważącym spojrzeniem i wyszedł.
  -Zawsze zdobywam to co chcę. -Jenn nagle wypaliła zabawnie imitując głos mężczyzny.
  -Kto to był? -nie kryłem zaciekawienia.
  -Brat Paula. -widać było po niej, że jest zmęczona tym co tu się działo, ale lekkie wory pod oczami zdradzały, że mało spała. Odwróciła się w moją stronę. -Mam do ciebie taką tyci tyci prośbę.
  -Zamieniam się w słuch.
  -Mógłbyś ściągnąć okulary?
  -A to dlaczego? -na jej twarz wkradł się lekki rumieniec.
  -Bo... -przyciągnęła samogłoskę. -wolę patrzeć w twoje oczy niż na kawałek szkła. -posłusznie spełniłem jej prośbę. Zaczęła wrzucać pokrojone warzywa do miski, a ja w tym czasie przypomniałem sobie o kwiecie zostawionym nieopodal. Sięgnąłem po niego i wręczyłem go dziewczynie.
  -Ty głupi czy jaki? Nie trzeba było. -wzięła ode mnie kwiat i wstawiła do wazonu. Ponownie tego dnia uwiesiła się mojej szyi. Chyba muszę podziękować Billemu. -Dziękuję. -powiedziała i musnęła wargami skórę na policzku. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
  -Czy to jest moja koszula?
  -Pożyczyłam ją sobie, a co? 
  -Nic, nic. -nie kryłem rozbawienia, na co ona pokręciła tylko ze zrezygnowaniem głową.
  -Chodź sprawdzić czy przypadkiem Jenn przypadkiem nie zabiła mojego brata.
  -Oj nie zdziwiłabym się gdyby tak było. -do kuchni wszedł mężczyzna, a za nim Sam. Znieruchomiał gdy mnie zobaczył, a później przeniósł wzrok na Jenn.
  -Popatrz nie jadłem jeszcze twojej sałatki, a już mam zwidy.
  -Ej. -Jennifer rzuciła w niego ścierką. Sam uśmiechała się tylko z zadowoleniem.
  -Paul mówiłeś coś, że idziemy do kina. -chłopak wydał się nieco zmieszany.
  -Ale ja nic nie... -Sam sprzedała mu porządną sójkę w bok. -A teraz sobie przypomniałem podobno jakiś dobry film grają. -skończył szybko jakby zaskoczył o co chodzi jego dziewczynie.
  -I kto teraz zje sałatkę?
  -Nic nie jadłem od południa więc... -nie dane było mi skończyć.
  -Widzisz znalazłaś osobę, którą możesz otruć, a teraz chodź Paul. -pociągnęła chłopaka za sobą, a ten tylko spojrzał się na nas i zniknęli z pola widzenia.
  -Głodny?
  -Jak wilk. -Jenn podała mi miskę. -Ty nie jesz?
  -Nie jestem zbytnio głodna. -nim się obejrzałem pochłonąłem zawartość naczynia.
  -A ja myślałem, że to ja robię najlepsze dania na świecie.
  -Widzisz nie można być we wszystkim najlepszym. To co robimy? -dodała po chwili.
  -Masz może jakieś filmy?
  -Poszukaj w szafce pod telewizorem, a ja zrobię przekąski. Tylko proszę żadnych komedii romantycznych. -otwarłem usta by coś powiedzieć. -Horrory też odpadają. -zachichotałem i poszedłem wykonać powierzone mi zadanie. Już po chwili Jenn dołączyła do mnie z dwiema miskami przekąsek. -Co tam wybrałeś?
  -Komedię nie romantyczną. -usiedliśmy na kanapie wpatrując się w ekran telewizora. Cały seans śmialiśmy się do rozpuku. Nie rozumiałem jednego, dlaczego dopiero teraz zauważyłam jaki ona ma piękny śmiech...

"Miłość nie przyjdzie do ciebie i nie powie "Hej, to ja miłość!", tylko powoli będzie ukazywać ci się w szczegółach."
~~~~~~~~~~
I jak wrażenia? Wyjątkowo nie jestem zadowolona z tej notencji. Mogłam to lepiej rozegrać, ale jak to stwierdził mój ekspert "Jedyne co masz poprawiać to błędy." Eh... A niektórzy to się tu o Madonnę i Harrego martwili xD
No nic widzimy się za dwa tygodnie tutaj, a u was wcześniej.

/Buziaki :***
Wecia
 Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje ;D

10 komentarzy:

  1. Hej!
    Jej. :D Nie no, gościu torpeda po prostu. Will czy jak mu tam. Nie lubię gości ,który w głowie zamiast mózgu mają radar i wydaje im się, że absolutnie każda dziewczyna padnie przed nimi na ziemię. :/ Żal. I on z tych samych. :D Obrzydlistwo takie obłapianie. I wejście Michaela. :D To mi się podobało. Chociaż myślałam w pierwszej chwili, że nowy 'kolega' Jenn dostanie w zęby. Ale pełna kultura. xD
    Ja nie wiem co tu ci sie nie podoba, może mogłoby być tylko nieco dłuższe, ale poza tym dla mnie cacy. :)
    Więc życzę weny, miłej zabawy i pozdrawiam! X]

    OdpowiedzUsuń
  2. No hej ;)
    Ja mam nadzieję że ten facet się już tu nie pojawi bo jak tak to wejde do opowiadania i osobiście Skopie mu tyłek !!! Ja sie nie zgadzam na kolejna osobę która może namieszać między Michasiem a Jenn !!! Rozdział świetny ale mógłby być dłuższy :*
    Pozdrawiam i życzę weny ;*
    Jak ja wytrzymam dwa tygodnie :( ?! /Kate ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć misia!
    Ten brat Paula, typowy kobieciarz. Nie znoszę gości, którzy myślą,że żadna dziewczyna im się nie oprze. Nie powinien tak się zachowywać w stosunku do Jenn, zna ją tylko 5 minut, a już dotyka. Dobrze,że Michael pojawił się w tej, bo nie wiem co by się stało. Jak taki rycerz na białym koniu. Te wspomnienia z ranka. Najlepsze było to, kiedy jego bracia zrobili najazd na pokój Mike'a, lub kiedy Jearmaine chciał go zabić wzrokiem za to,że spał z Jennifer, pomyśleć,że gdyby brat Michaela miał oczy jak Bazyliszek, to by mieli darmowy pomnik Michaela XDDD. Nie no, ale nikt nie chciał by, aby to była prawda. Nie mogę się już doczekać następnej notki.
    życzę dobrej zabawy na obozie i dużo weny.
    Pozdrawiam <3
    Buziaki <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No i powracam!
    Londyn zostawiłam za sobą, a teraz czas na mega nadrabianie na bloggerze - mam tego sporo xD
    Ależ tutaj się dzieje <333
    W końcu po rozwianiu tajemnicy zaczyna porządnie iskrzyć. Bez kłamstw budują relację, która przybiera widać ciągle na sile. Szkoda tylko, że widzi to każdy z ich otoczenia oprócz nich samych...
    Mega podobało mi się jak wparowała mu w nocy do pokoju xD No i potem ten przytulasek w nocy <3 Nie ma nic piękniejszego niż spanie obok ukochanej osoby. Jesteśmy w końcu wtedy całkowicie bezbronni, a więc okazujemy jak wielkie zaufanie mamy do tej osoby.
    A ten brat Paula to mnie rozjebał xD Taki typowy lovelas, dobrze że Mike go pogonił. To była akcja na zasadzie: ' zostaw, to moja zwierzyna ' xD
    Mega mi się to podobało, ciutek zazdrości tam nawet widać po Michasiu było. Może sam nie jest do końca tego świadomy, ale kierowały nim różne emocje i siły xd :D
    No nic spadam dalej nadrabiać.
    3maj się i aż do moich praktyk w Grecji znów postaram się być na bieżąco <3
    Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział! Kocham, kocham, kocham. Całość zaczyna się pięknie układać. Michael i Jenn są coraz bliżej, między innymi wszystkich dookoła nich. Fragment z braćmi Michaela mnie zabił. Aż wyobraziłam sobie, jak później patrzyli na Jenn haha! :D
    Mój stan czytelniczego uniesienia rozmył fragment z bratem Paula. Jak on mnie zirytował. W sensie ten człowiek. Nie wiem czemu, ale przed oczami miałam takiego jednego kolegę. No nieważne. Na szczęście chwilę później pojawił się Michael i znowu moje serducho napełniło się radością. Kocham czytać jak spotyka się z Jenn. To jest takie naturalne, nieprzesadzone i słodkie, po prostu.
    Podsumowując ten rozdział był świetny, zresztą podobnie jak poprzednie. Troszkę szkoda, że czekają nas aż dwa tygodnie rozłąki z Twoją twórczością. No nic, nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać.
    Miłego obozu, a następnie duuuużo weny przy pisaniu rozdziałów.

    Love,
    Chelle

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć skarbie!
    A weź spierdalaj z tym Willem, bo osobiście tam pójdę i mu kurna nakopę. Jak on mógł Jenn dotykać. Dobrze, że przybył nasz bohater, bo nie ręczyłabym za siebie.Na początku bałam się, że ten ciul ją zgwałci i już miałam ci wpierdol spuszczac.Na szczęście Misiek i uratował ciebie, Jenn i Willa.Weny i wstawiaj mi tu nn :**
    /Buziaki
    Martysia ♥♥♥♥

    Ps; Masz gg albo coś w podobie, to byśmy pogadały o tym jak zabić Willa?

    OdpowiedzUsuń
  8. No i jestem XD
    Ten Will... Wkurwia mnie... Ledwo się znają, a ten już z amorami...
    Co do Michasia.
    Też nie lubię, jak ktoś go idealizuje... No bo serio... Można powiedzieć, że był nieśmiały i wgl, ale wkurza mnie jak ktoś twierdzi, że to lekarze go uzaleznili od leków. Tak gdzieś czytałam takie stwierdzenie...
    Aj Ci bracia Michaela. XD są genialni, ale... I tak ich nie lubię. XD Wgl mało osób z rodziny MJ lubię, so...
    Marlon taki ciekawski... Niech może się jeszcze zapyta, czy byli razem w łazience... XD
    czekam na nn. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, hej, witam, cześć.
    Pierwsze co powiem- kocham całą historię. Przesiedziałam dobrą godzinę nocą, żeby przeczytać wszystko i ogromnie mi się podoba <3 Piszesz na takim luzie, co jest fajne. Prawie płakałam ze śmiechu czytając niektóre rozdziały.
    Will, proszę wyjdź. Zawsze- w każdym serialu, opowiadaniu, filmie- jest ktoś kto jest typowo denerwujący. Mamy zwycięzce xD
    Pisz dalej, błaaaagam
    -KaraMJ <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń