poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Do you remember... Rozdział 39

Hej wszystkim ;D
Co tam, jak tam? Czas szybko biegnie, a ostatnio to nawet zbyt szybko. Zaiwania to wszystko nie wiadomo nawet gdzie. Dlatego też.... albo nie. Mają być pewne niespodzianki, więc niech to tak pozostanie. Co ma być to będzie.
Co do tego czegoś... Moje zdanie jest podzielone na kilka części. Pewne rzeczy mi się podobają, drugie znowu nie. Takie to pomieszanie z poplątaniem. Musiałam się zabrać za to od dupy strony (dosłownie), więc w niektórych miejscach wygląda to jak wygląda.
Sądzę jednak, że pewnym osobom spodoba się się to co tutaj jest. Nie jestem złą osobom i no pod wpływem pewnych osób jest COŚ. Tak więc cieszcie się i radujcie ewentualnie linczujcie. 
Nie przedłużając zapraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Mieć siłę równocześnie jej nie posiadając. Mieć chęci, ale nagle się rozpływają. Czy tak się da? Da się mieć coś równocześnie nie mając nic? Mieć wszystko czego się zapragnie, ale i tak
odczuwać pustkę? Wiele pytań, a zero odpowiedzi na jakiekolwiek z nich. Noc jeszcze młoda, więc można by na te wszystkie niejasności odpowiedzieć? Tylko wtedy byłaby to forma zabicia czasu, który nie miał zamiaru się nade mną litować. Tak samo jak sen, który dzisiaj wyjątkowo trudno mnie otulał. Zmęczenie powoli dawało się we znaki. Tylko czym byłem zmęczony? Myśleniem? Ale o czym? Praktycznie jeszcze wczoraj byłem zakatarzonym wrakiem człowieka. A dziś? Wiem tylko, że sobą.
Samopoczucie nijak miało się do moich myśli. One były czymś odległym. Swojego rodzaju pokojem, gdzie rozstrzygane były najważniejsze sprawy. Choć tego lekkiego przeziębienia pozbyłem się w dosyć szybkim tempie, to i tak nie obyło się bez żartobliwych docinków i klasycznego “a nie mówiłam” ze strony pewnych osób. Dokładniej kobiety, która już dawno skradła mi serce.
Już jako dziecko miała w sobie coś wyjątkowego. Magię, którą do siebie przyciągała wszystkich wokoło. Na przestrzeni tych wszystkich lat zmieniła się. Dojrzała, nabrała dystansu, ale oczy. Jej piękne stalowo błękitne oczy dalej miały w sobie ten niespotykany blask, którego nie potrafiłem dostrzec u żadnej innej kobiety.

Mieć wszystko nie mając nic… Czy to znaczy, że być bogatym znaczy zupełnie co innego? Tutaj nie chodzi o dobro materialne, bo możemy mieć wszystko, ale nasze życie emocjonalne i moralnej będzie ubolewać. Będzie powoli walącym się budynkiem.
Noc wcale nie była tak chłodna jak zapowiadali. Otwarte okna wpuszczały do środka ciemnego salonu rześkie powietrze z zewnątrz. Siedziałem na kanapie wciśnięty w oparcie i nie wiedziałem co mam z sobą zrobić. Chciałem zasnąć, ale nie potrafiłem tego zrobić. Chcieć, a móc to zupełnie dwie różne sprawy.
- Stało się coś? - usłyszałem nagle za sobą. Ciche kroki rozniosły się po pomieszczeniu i zatrzymały się tuż za mną. Bym za chwilę mógł poczuć na sobie delikatne dłonie, oplatające mnie.
- Nie mogę spać. - odpowiedziałem zrezygnowany.
- Sprawdzałeś czy nie masz przypadkiem gorączki? - zapytała troskliwie. Przyłożyła mi rękę do czoła sprawdzając czy mam temperaturę. To ona przez ostatni dzień pilnowała bym nie robił nic oprócz leżenia w łóżku. Robiła to z czystej troski o mnie.
Złapałem ją za dłoń i czule ścisnąłem. Czułem się dobrze, ale jak to wytłumaczyć kobiecie, która wie lepiej?
- Naprawdę nic mi nie jest. - spojrzałem na nią z boku. Miała na sobie szarą piżamkę. Ciekawe czy… - Po prostu nie potrafię zasnąć. - dopowiedziałem nieco ciszej.
- Moje biedactwo. - musnęła ustami okolice mojej szyi i nieco bardziej przycisnęła mnie do siebie. W jednym momencie zapragnąłem, aby była jeszcze bliżej mnie. Kątem oka dostrzegłem w jakiej stoi pozycji. Bycie na wpół przewieszonym przez oparcie sofy nie jest chyba najwygodniejsze.
Sprytnie przeciągnąłem ją przez oparcie kanapy w taki sposób, by wylądowała na moich kolanach. Nogi dalej miała oparte o oparcie mebla. Jej stopy zwisały w powietrzu. Dalej była w tamtych okolicach wyczulona na dotyk co powodowało niemiłosiernie łaskotki. Lubiłem wykorzystywać takie miejsca. Szczególnie u niej...
Oparła się o mój odkryty tors. Nie zapinałem koszuli, bo po co?
- Nie musiałaś przychodzić. - wymamrotałem opierając brodę o czubek jej głowy. Znowu ten nikły zapach fiołków dostał się do moich nozdrzy. Przymknąłem lekko oczy.
-  Z tobą można spodziewać się wszystkiego. Wolałam się upewnić. - odpowiedziała lekko zadzierając głowę w górę by na mnie spojrzeć. Objęła mnie wokół torsu chowając rąk pod moją koszulą. Przyjemne ciepło jej dłoni drażniło skórę w tamtych okolicach.
- Nie moja wina, że jestem duszą artystyczną. - powiedziałem spokojnie na swoją obronę. Delikatnym ruchem ręki gładziłem jej odsłonięte udo. Miała na sobie krótkie spodenki i chyba poza koszulką nic poza tym… - Ładnie wyglądasz. - spojrzała się na mnie jak na jakiegoś kosmitę.
- Michael ty się dobrze czujesz? - usiadła do pionu. Dotknęła ponownie mojego czoła. Czy ona musi mi to robić? - Jesteś gorący. - stwierdziła cicho.
- Nie moja wina, że tak na mnie działasz. - uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Nie czaruj czarusiu. - swoją jedną rękę przeniosłem trochę niżej, na jej talię.
- Nawet nie próbuję. Jeszcze mnie nie widziałaś w roli magika. - przybliżyłem ją do siebie nieznacznie.
- Przy twoich umiejętnościach wyciągnięcie królika z kapelusza jest mało prawdopodobne. - stwierdziła widocznie się ze mną drocząć.
- Fakt, ale znam o wiele ciekawsze sztuczki… - zagryzła lekko wargę i spojrzała w bok unikając mojego spojrzenia.
- Niekończąca się chusteczka, znikająca karta, pojawiający się bukiet? - wymieniła naprędce wymyślone “magiczne sztuczki”, gdy ja tymczasem dobrałem się do jej szyi.
- Nie, nie i nie. - przygryzłem płatek jej ucha. - Do tego potrzeba asystentki. - wymruczałem prawie niesłyszalnie. Czułem jak lekko się spina. Zwinnym ruchem obróciłem ją sobie na kolanach. Przynajmniej teraz mogłem spojrzeć jej bez przeszkód w oczy.
- Zamierzasz kogoś przekroić na pół? - zapytała niewinnie. Swoje drobne ręce przeniosła na moje ramiona. Miałem nieodparte wrażenie, że jej dotyk powoli zaczyna mnie parzyć.
- Zależy. - musnąłem jej słodkie usta. Zalała mnie przyjemna fala ciepła.
- Od czego? - nie zamierza odpuścić. Chciała się droczyć jak najdłużej.
- Od bardzo wielu rzeczy… - uciszyłem jej kolejne pytanie nim zdążyła je wypowiedzieć. Wpiłem się w jej usta. Momentalnie wplotła palce w moje włosy tym samym je przeczesując. Mój Boże...
Miałem ją dla siebie, tylko i wyłącznie dla siebie. Leniwym ruchem dłoni muskałem jej rozgrzaną skórę. Jak zawsze delikatna, jak zawsze aksamitna i jak zawsze przesiąknięta zapachem leśnych roślin. Dlaczego myślę o tym w takiej chwili? Może nie tyle sam zachwyt co... 
Przejechała językiem od płatka mojego ucha, aż po sam kącik ust, który na moje nieszczęście zostawiła w spokoju. Podniosła lekko jedną brew jakby analizowała zaistaniałą sytuację. Sugestywnie się o mnie otarła. Lekki grymas wykrzywił moją twarz. Nawet nie zauważyłem kiedy wbiłem palce w jej uda. Lekko rozchyliła materiał mojej koszuli i przytsąliła do działania. Myślałem, że oszaleję, że wyjdę z siebie, stanę obok i będę musiał się temu przyglądać.
W jednej chwili złapałem ją stabilniej. Praktycznie rzuciłem ją na poduszki, które się tu przypałętały. Zawisłem tuż nad nią. Spojrzała na mnie zaczepnie, a już sam jej wzrok przeszywał mnie na wskroś falą podniecenia. Świadom swoich działań nieśpiesznie zacząłem znaczyć na jej ciele ścieżkę złożoną z pocałunków. Za każdym razem odtwarzałem w głowie miejsce ulokowania jej najczulszych punktów. Przejechałem dłonią po jej odsłoniętych żebrach. Momentalnie ode mnie odskoczyła reagując na te niewinne zaczepki. Przyciągnęła mnie jeszcze bardziej do siebie. Lekko szarpnęła za włosy. 
Już dawno pozbyłem się jej kusej bluzeczki. Miałem pełny dostęp do jej ciała. Zresztą sama mi je oddała. Jednak teraz, najbardziej interesiwały mnie jej usta. Nieco agresywnie zatopiłem się w ich przyjemnym smaku. Nie oponowała, nawet czułem jak lekko się uśmiecha. Agresywność zmieniła się w namiętność, która wypełniała mnie, ją, nas od środka. Jeżeli jest sposób na przekazanie tego co się czuje osobie, którą się kocha z pewnością jest to nic innego jak pocałunek...
Nagle zabrakło mi kanapy i runąłem na zimne panele wraz z Jennifer. Opadła na mnie śmiejąc się cicho. Jej włosy utworzyły pewnego rodzaju wodospad. Chłód bijący od podłogi nie był w stanie ugasić żaru wewnątrz mnie, a jedynie jeszcze bardziej go spotęgował...
Jednym ruchem odgarnęła sobie włosy. Uśmiechnęła się uwodzicielsko. Dobrze wiedziałem, co chodzi jej po główce. Dobrała się do mojej szyi. Czy to możliwe, że jedna kobieta może sobie podporządkować mężczyzną? Zrobić to w sposób przechodzący wszelkie wyobrażenie? Mój mózg już dawno przestał cokolwiek rejestrować. Skupił się na jednym.
Nie przeszkadzało jej, że pozbawiłem jej przyjemności z podręczenia mnie przy odpinaniu mojej koszuli. Znalazła na to zupełnie inne rozwiązanie.
Wszystko we mnie szalało, gdy skutecznie omijała miejsca domagające się teraz największej uwagi. Bawiła się mną jak chciała. Jak jakąś lalką, ale przecież sam jej na to pozwalałem. Sama świadomość, że kobieta dooprowadza mnie do stanu tej konkretnej błogości, a dokładniej ta kobieta, działa na mnie nie tylke co elektryzująco co...
Dobrała się moich spodni. Musiało ją bawić to jak się zachowuję, czy sam mój wyraz twarzy. Widocznie chciała się nade mną znęcać czasowo. Tak bawić to ja się nie ma. Zamiaru bawić. Jednym, zgrabnyn ruchem przewróciłem ją pod siebie. Cały czas była uczepiona mojej szyi, cały czas zaczepnie składała pocałunki na moich wargach, policzkach, szyji, ramionach.
Ponownie zatopiłem się w jej ustach, które były dla mnie jak wysokiej klasy alkohol od którego zdążyłem się uzależnić. Czy to znak, że jestem alkoholikiem? Uczuciem nie do opisania zapewne jest moment gdy nasze języki łączą się w wzajemnym tańcu. Prąd i przyjemne dreszcze mieszają się ze sobą, co jeszcze bardziej potęguje atmosferę unoszącą się w okół...
Nie mogłem, nie potrafiłem dłużej czekać. Nie tylko ja nie potrafiłem znieść tego wyczekiwania. Może czekałem na jakieś przyzwolenie, które dostałem już dawno? Nie wiem. Może po prostu była to silna potrzeba przeciągnięcia tego wszystkie by móc cieszyć się naszą wspólną chwilą?
Z jej ust popłynęła przyjemna dla mojego ucha kakofonia dźwięków, gdy tylko w nią wszedłem. Czy czuła to samo co ja? Z każdym kolejnym posunięciem, gdy jej rozedrgane dłonie błądziły błądziły po moim ciele, czepiając się to włosów, to rozdzierając moje ciało i umysł na miliony kawałeczków. Ale taka już była za każdym razem ta sama, a jednocześnie inna.
Miałem wrażenie, że jej paznokcie pozostawiają na moich plecach czerowne rowki będące świadectwem jej ekstazy. Każdy nasz ruch zdawał się być odpowiednio wyważony, zaplanowane. Oboje znaliśmy swoje ciała, ale dzisiaj. Tej nocy mieliśmy okazję poznać je na nowo. Raz za razem...
Miałem wszystko, bo miałem JĄ.

*****

Choć ta noc nie wyglądała stricte jak typowa noc, to i tak o dziwo rano te bezsenne chwile nie dawały mi się we znaki. Obudziłam się w naszym sypialnym łóżku. Z tego co pamiętam nie przechodziliśmy z salonu do sypialni. Raczej zostaliśmy tak jak leżeliśmy na tamtej podłodze. Dosłownie przez chwilę miałam wrażenie, że to było tylko bardzo realistycznym snem, a to z
kolei oznaczałoby, że wyobraźnię mam bogatą. Wszystkie moje wątpliwości rozwiała niewielka karteczka zapisana znajomym mi pismem. Zaśmiałam się pod nosem czytając o napadzie weny. Cóż artyści. Ciężko zrozumieć ich naturę. Takim sposobem cały poranek aż trochę do popołudnia spędziłam sama ze sobą. Dobrze wiedziałam, że siedzi w studio tutaj na ranczo, ale jakoś tak nie chciałam mu przeszkadzać. Snułam się przez większość czasu po posiadłości, aż w końcu postanowiłam zrobić sobie trochę kawy i po prostu usiąść. Gdziekolwiek posiedzieć w ciszy i nie koniecznie myśleć.
Nigdy nie przeczuwałam, że będę dzielić swoje szczęście i życie z kimś kogo kocham. Może po prostu kiedyś nie zaprzątałam sobie tym głowy. Zresztą na horyzoncie życia nikt takowy się nie pojawił. Właśnie… Nikt oprócz NIEGO. Nawet  nie sądziłam, że kiedykolwiek go spotkam ponownie. Swoją drogą co mi wtedy odbiło?!
Może wydać się to trochę śmieszne, ale odkąd pamiętam miałam przeświadczenie, że każdej osobie jest zapisana miłość. Tylko czasem nie chce się nam na nią otworzyć. Marnujemy okazje, które daje nam los. Przez to się ranimy, a na świecie każdy ma swój przeciwny odpowiednik. Nie wiemy o jego istnieniu, ale życie jest tak zaskakujące i nieprzewidywalne, że skrzyżuje ze sobą przeznaczone ścieżki.
Z tego myślowego amoku wyrwał mnie huk zamykanych drzwi i szybkie kroki. Nerwowy stukot obcasów tej osoby dał o sobie znać. Nie minęła chwila gdy na taras wpadła Janet.
- No w końcu kogoś zastałam w tej posiadłości. - wyciągnęła dziękczynnie ręce ku niebu. - Gdzie mój brat?
- Siedzi w studio od dobrych kilku godzin. - odpowiedziałam wstając z miejsca. Zabrałam ze “stoliczka” pusty już kubek po kawie.
- To nawet dobrze. Nie zauważy, że cię porywam. - widać było, że ocieka nieuzasadnionym entuzjazmem. Wyminęłam ją i weszłam do środka domu. - Ej wszystko gra? Jesteś strasznie blada. - zwróciła mi nagle uwagę.
- Wydaje ci się. A mogę wiedzieć, gdzie chcesz mnie porwać? - nabrała powietrza w usta, a jej policzki śmiesznie się nadęły.
- Znalazłam super sukienkę, a głupio jechać po nią samej. - w wolnym tłumaczeniu znaczy to samo co “widziałam sukienkę idealną na ciebie. Przy okazji zrobimy małe zakupy i nie waż się protestować”. Dla swojego bezpieczeństwa chyba muszę się zgodzić. Uniknę tym samym zbędnego napastowania.
- Dobra. Czemu nie i tak nie mam nic do roboty. - wzruszyłam tylko ramionami.
- Ale, że tak bez żadnych “ale”? - stanęła jak słup soli.
- Jedyne, “ale” to robisz teraz ty. Idziesz czy nie? - zapytałam się w końcu. Oczywiście nie obyło się bez jej radości. Ta kobieta cały czas mnie zaskakiwała. Szczególnie swoimi pomysłami.
Nie obyło się też oczywiście bez wysłuchania jej monologu, bo do dialogu było tej rozmowie daleko. Monologu, w którym zachwycała się celem naszego wypadu. Jak do tej pory nie sądziłam, że można aż tak rozwodzić się nad jedną sukienką. No cóż, ale to jest jedyna w swoim rodzaju zwariowana Janet. Chyba, że ze mną jest coś nie tak. Żeby obronić się przed potokiem jej słów przyjęłam postawę uważnego słuchacza, ale tylko postawę. Umysł tak naprawdę błądził w zupełnie innym miejscu.
- Hej! Pytałam się o coś. - nagle zwróciła mi uwagę. Weź tu człowieku teraz jakoś wybrnij.
- Tak zgadzam się z tobą pod tym względem. - powiedziałam całkiem poważnie. Nie minęła sekunda, a wybuchła gromkim śmiechem.
- Coś ty taka rozkojarzona dzisiaj. Michael ci styczki poprzestawiał? - mówiła przez łzy, ale na jej komentarz sama się uśmiechnęłam. - Zresztą mniejsza. Lepiej już chodźmy. - nawet nie dała mi wysunąć argumentu na swoją obronę.
- Dla twojej wiadomości nikt nic nie przestawiał. - odpowiedziałam, ale moja uwaga jeszcze bardziej na nią podziałała. Jak środek rozweselający.
- Dalej to sobie wmawiaj złociutka. - założyła ciemne okulary na nos.
- Jeżeli myślisz że nikt cię nie pozna, to się grubo mylisz.
- Lepsza jest chociaż nikła świadomość bezpieczeństwa. - skomentowała moją uwagę. Weszłyśmy przez duże, metalowe drzwi. Przyznam szczerze, że nie codziennie mam okazję wchodzić do galerii od tyłu. Jeszcze bardziej nie powinnam być zdziwiona tym, że wszyscy tutaj byli poinformowani o przybyciu dwóch kobiet, w towarzystwie ochroniarzy. No cóż łowy czas zacząć.
Chodź po zaledwie dziesięciu minutach wyglądało to mniej więcej tak, że to ja przymierzałam wszystkie sukienki, które wpadły Janet w oko. Widać najczęstszy grzech jaki popełnia to “grzech nie kupić”. Choć towarzyszący nam ochroniarze mieli z tego niezły ubaw. Szczególnie z naszych wzajemnych przedrzeźnianek. Oj jeżeli spotkają się dwie kobiety o zupełnie różnych upodobaniach nie będzie za wesoło, przynajmniej dla nich.
To tu jej powiedziałam, że można by poprawić, to znowu doszyć jakiś element. Nie powiem, ale bawiło mnie te jej “naburmuszenie”. Przecież jak ja mogę poprawiać projekty wielkich projektantów takich jak Vitalii, czy jeszcze inny Francuz. Chyba jednak jej nie powiem od kogo dostali te pomysły.
- O mój Boże! - usłyszałyśmy naglekrzyk za sobą. Stanęłyśmy jak wryte. No cóż, uroki przebywania z członkami rodziny Jackson. - Ty jesteś tą laską od Jacksona?! - no pięknie. W duchu miałam silną nadzieję, że ta dziewczyna nie jest z pokroju zazdrośnic, które w swoich snach mnie zabijają.
- Eeee… - ambitny początek z mojej strony. - Musiała mnie pani z kimś pomylić. - to wydobyło się z moich ust? Whoa...jestem pod wrażeniem. Jackson jeszcze nie całkiem mnie rozregulował. Chodź dzisiaj moje przetwarzanie informacji następowało w istnie żółwim tempie.
- Nie, nie pomyliłabym się w tej sprawie. - młoda kobieta odgarnęła swoje gęste włosy z ramienia. Po jej wyglądzie wnioskowałam, że otacza ją wianuszek mężczyzn. Przez chwilę wpatrywała się w nasze twarze. Janet nie myślała mi raczej pomóc.
- Muszę jednak panią zmartwić… - zaczęłam powoli. Zastanawiałam się jak poprowadzić tą niezręczną rozmowę. W głowie jak na złość miałam jedną, wielką pustkę.
- Tsaa… Ktoś chyba chce ze mnie zrobić idiotkę. Spodziewałam się czegoś innego, ale dobra. Widać nie będzie mnie tutaj czekała rozmowa w miarę na poziomie. - skwitowała poważnie wrogo się we mnie wpatrując. - Żartuje przecież. - szturchnęła mnie lekko w ramię. Mam nadzieję, że to nie jest jakiś zdrowo rąbnięty sen.
- Chwileczkę, bo zaczynam się gubić w zeznaniach. - odezwała się w końcu Jan. - Nie chcesz jej zabić za to, że sprzątnęła ci Michaela sprzed nosa? - czasem jej bezpośredniość była bardzo przydatna.
- Hmmm… Na początku chciałam tylko podejść tak o. Tak bez niczego, ale jeżeli mam przejść do rękoczynów… - ciekawe dokąd zmierza ta jakże ciekawa rozmowa.
- Chciałabym jeszcze trochę pożyć w jednym kawałku. - odezwałam się? Tak najwidoczniej tak.
- W ogóle to współczuję tego wypadku wtedy na tej scenie.
- Naprawdę teraz wszystko jest dobrze. - odpowiedziałam. Jeszcze chwilę pogadałyśmy z dziewczyną. Czy wszystkie nie mogłyby być takie jak ona. Niestety świat jest podzielony. Tak samo fani Michaela. Jedna część planuje moją śmierć, a druga toleruje za co jestem wdzięczna.
Janet pociągnęła mnie do swoich obranych celów. Miała chyba całą mapę centrum wykutą na blachę.
Obiecała mi jeszcze pięć sklepów. Tylko, że te pięć zmieniło się w dziesięć. A to chodźmy tu, a to tam, a tam widziałam torebkę, która będzie pasować do tych butów. Chyba powoli zacznę współczuć co poniektórym mężczyzną, a szczególnie Jerremu. Ciekawe jakim sposobem znajduje miejsce w swoich dłoniach, żeby nieść kolejne torby, w których znajdowały się ciuchy Janet. Jestem również pod wrażeniem daru przekonywania Janet. Już gdzieś taki u kogoś spotkałam. No tak Michael. Kto by się spodziewał. Swoją drogą ciekawe czy jeszcze siedzi w studio, a może już zdążył zaczepić wszystkich pracowników przebywających w posiadłości?
- Ale Jenn no… - usłyszałam pretensje towarzyszki. Czyżbym znowu przysnęła? - Rozumiem, że ci śpieszno do tej papugi, ale… - urwała w pół słowa. Oczy się jej zaświeciły, jakby doznała przełomowego odkrycia. - ...Michael oszaleje, jak cię w tym zobaczy. - pociągnęła mnie w stronę jednego ze sklepów. Gdy zobaczyłam do jakiego miejsca mnie ciągnie…
- Naprawdę Janet? - moja mina naprawdę musiała wiele zdradzać. Wciągnęła mnie do miejsca gdzie wszystkie wieszaki zajmowała dosyć skąpa bielizna. Ona sama zachowywała się jakby była w raju. To chyba znak, że mam się bać.
W pewnym momencie zerknęłam przez przeszkloną witrynę na galeryjny korytarz. Zamarłam. Chyba cała krew odpłynęła mi z twarzy. Nie spodziewałam się go tu, nie myślałam o nim przez tyle miesięcy…
- Janet możemy iść?! - nerwowo złapałam ją za ramię. Musiała nie rozumieć mojej nagłej zmiany w zachowaniu, ale to nie ona spotyka niespodziewanie swojego “brata”, który ma jakieś szemrane interesy.
- Coś ty tak nagle wyskoczyła. - przygryzłam lekko wargę. Sama się dziwię dlaczego tak zareagowałam. Może to już po prostu działa instynkt obronny.
- Proszę później ci wytłumaczę.
- Ale… - zaczęła swoją litanię przekonywującą.
- Zgadzam się na wszystko, tylko proszę chodźmy już. - uśmiechnęła się z samozadowoleniem.
- Chodziło mi raczej o to, że jeżeli chcesz iść do toalety tu też jest. Ale już skoro zgodziłaś się na wszystko… - czy ona zawsze musi przechylić szalę na swoją stronę? Powoli to robiło się denerwujące. Albo raczej moja zapobiegliwość robiła się irytująca.
- W granicach rozsądku! - oburzyłam się. No kto by się nie oburzył. Na szczęście długo na nią nie trzeba było czekać.
Chyba powoli mi odbijało. Nie miałam ochoty na rodzinne konfrontacje naprawdę. Prawdopodobnie nawet ta “rozmowa” nie przypominałaby rozmowy. Bo o czym mają rozmawiać osoby, gdzie jedna się boi, a druga w tajemnicy może planować zamach stanu.
- Zadowolona? - zapytała, gdy wychodziłyśmy ze sklepu. W jej głosie wyczułam pewien przekąs. - W ogóle co ci się stało? Jeszcze rano byłaś tak poluzowana, że twoje kończyny mogły spokojnie odpaść. - porównanie samo w sobie było niezwykle ciekawe. Sama się na nie uśmiechnęłam pod nosem. Spojrzałam w końcu przed siebie. Nie miałam zamiaru jej odpowiadać. Czy świat się naprawdę nic musiał się sprzymierzyć przeciw mnie? Jedyne co wyszeptałam na widok postaci mężczyzny, która zamajaczyła za jedną z ozdobnych palm w wielkiej, czerwonej doniczce:
- Cholera...

Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. :D

4 komentarze:

  1. Hej :)
    Weź, co ty tu planujesz za morgi? :D Jakieś facety ukrywające się za palmami. Boże xD No ja rozumiem, że to jej jebnięty braciszek i rzeczywiście dawno go nie było. Ciekawe co wymyśli. Szał zakupowy Janet pierwsza klasa. Aż sama nabrałam ochoty. :D A tu takie coś. Ja nie wiem co ten facet ma we łbie. Pewnie nic. To by wiele wyjaśniało. xD
    Dobra, pieprzę jak potłuczona, co ja ci mam jeszcze powiedzieć? Rozdział super, zresztą czy mi się coś tu kiedyś nie podobało? Więc czekam na kolejny i życzę masy weny. :D
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!!!
    *kłaniam się nisko*
    Ulala, hot is good. Wszystko tak ładnie opisane, mi się podoba. Czekałam na tego hota z niecierpliwością. Podnieciłam się nawet. Te opisy były takie prawdziwe *-*. Lidka ogarnij myśli xD
    Biedny Michael, rozchorował się. Na całe szczęście jest przy nim Jennifer, która umie go uleczyć. Normalnie ci powiem,że ona by się na lekarza nadawała.
    Janet, Janet i jeszcze raz Janet. Ona wie kiedy zawsze wejść do akcji. Myślałam, na początku,że ta dziołcha rozszarpie Jenn, a tu wyluzowana fanka. Taki rodzaj fanów MJ'a mi się podoba. Umieją zaakceptować to,że ich idol jest szczęśliwy. To mi się w nich najbardziej podoba.
    Znowu ten cały Mark, czy jak mu tam było? Nie pamiętam. Niech mi ktoś poda zgniłego pomidora to w niego rzucę. Bez chrzci i wiary,no żeby siostrę własną przyrodnią tak dręczyć. Niech go najlepiej piorun strzeli. Nie do pojęcia O.o się wstydzić powinien. Tylko spróbuje coś jej zrobić w tej galerii, a obiecuje że zatłukę widłami. Bóg go chyba opuścił, co on sobie wyobraża?!
    Ja już spadam, życzę ci dużo weny i już czekam na nexta.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!

    Czas leci, czas ucieka, a niedługo w ogóle nam życie ucieknie... i lipa. To najwyższy optymizm, na jaki mnie stać, hehe.

    Ooooo, co ja tu widzę... Miałam nie komentować hotów, bo mnie to peszy, a jednak. To było... realistyczne. W ogóle skąd ty bierzesz natchnienie ma takie oto sceny, tak spytam? xD Bo się zaczęłam zastanawiać i nie doszłam do żadnego wniosku.

    Janet jak zawsze rozwala system :D
    Zapowiadało się na wielkie zakupy i oto są. Biedna Jenn. Nie wytrzymałabym z taką Janet, zwłaszcza że nie lubię zakupów. Można? Można. Mam złe wspomnienia z nimi. A z resztą z czym ja nie mam złych wspomnien? A zresztą czy ja przestanę schodzić na dygresje? Wracam do tematu!
    Już myślałam, że z fanką Michaela będzie znowu jakaś akcja na miarę Hiroshimy, ale na szczęście okazała się w miarę... życzliwą osobą, która potrafi zaakceptować czyjeś życiowe wybory, na które i tak nie ma wpływu. Oby ilość takich prawdziwych fanów Michaela (i nie tylko) była jak największa.

    O, jeszcze nasz pan Mark, jak się nie mylę. Wyobraziłam sobie tę scenę i prawie zeszłam na zawał. A poza tym...
    Czy to nie przypadek, że kręcił się przy dziale z bielizną? :D To mnie rozbawiło.

    Uciekam, życzę weny i czekam na kolejną część :)
    Niedługo twojemu opowiadaniu stuknie czterdziestka, szybko minęło.

    Pozdrawiam
    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeeestem :D
    EJEJEJEJEJEJEJEEJEJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJJ!
    HOT <3 HOT <3 HOT <3
    Widzę, że mnie posłuchałaś i w końcu coś powstało xD
    Ja bym powiedziała, że za mało fizyczności opisanej a za dużo myślenia ich, ale i tak mega się cieszę, że w końcu coś dodałaś :D :3 <3
    Wyszło więc tak czy siak zajebiście i pisz ich więcej, serio :D
    Ogólnie mega mi się podoba relacja ta z Mikiem teraz, lekko i fajnie się czyta, ryjak się aż czasem sam uśmiecha :D
    Co to Janet - cała ona xD Wgl to chyba każdy ją robi na taką postrzeloną w opowiadaniach xD Serio, w każdym jest taka sama wariatka :D
    Wypad do galerii zajebisty, chociaż te końcowe sceny mnie niepokoją. Będzie jakieś bum?
    Pisz szybko nexta! <3
    Pozdrawiam i wenyyyy :)))

    OdpowiedzUsuń