sobota, 3 czerwca 2017

Do you remember... Rozdział 41



To tu zostawiam , a tymczasem...
Hej mówię dzisiaj wam ^^
Szczerze to nie wiem czemu, ale mam taki zaczepisty humor, że po prostu uhg... Mój mózg ostatnio odpoczął oj tak i w najbliższym czasie autobusy będą moimi stałymi przyjaciółmi xD
Przechodząc do meritum... Szczerze to nie chciałam niczego zdradzać ani nic, ale znowu nie mogę tego pozostawić tak sobie. Coś na zasadzie pisze sobie pisze i tu BUM the end. No cóż, przykro mi to mówić, ale koniec jest bliski :D
Ja wiem. Ja wiem, że sytuacja tutaj przedstawiona jest tak trochę mocno nie halo i jakaś taka nie ten teges, ale nie do mnie pretensje tylko do mojej chorej wyobraźni.
Już nie zanudzając zapraszam was do przyjemnego czytania i komentowania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Lekki uśmiech na ustach z pewnością dodaje pewności siebie. Pewności, która jest potrzebna. Szczególnie gdy masz przekazać wiadomość, która zapewne zmieni spojrzenie na najbliższą przyszłość. Wiadomość radosną, ale jednak przepełnioną niepewnością, bo nigdy nie wiadomo, jak to odbierze…
- Jestem w ciąży. - powiedziałam na jednym wdechu ściskając w oczekiwaniu jego dłoń. Spoglądałam z radością w jego oczy, które teraz przybrały odcień gorzkiej czekolady. Nie wiem czy to przez słońce, które schowało się za jedną z kłębiastych chmur, czy miał na to wpływ zupełnie inny czynnik.
- Żartujesz sobie? -  powiedział lekko rozczarowany, jakby nie chciał uwierzyć w moje słowa. Wyraz jego twarz oraz samo jego zachowanie w jednej chwili uległo kolosalnej zmianie. - Jesteś pewna?
- Tak Michael, to jest już potwierdzone. - odparłam nie rozumiejąc jego zachowania.
- Szlag by to trafił. - przetarł czoło jakby chciał się uspokoić. Nie rozumiałam jego zachowania. Przecież tyle razy mi mówił o tym jak pragnie być ojcem. Tyle razy widziałam błysk w jego oczach na samą myśl o ojcostwie, a teraz? Byłam zdezorientowana.
- Nie cieszysz się? Przecież...
- Jenn… - położył dłonie na moich ramionach. A mimo to, że ten gest miał mnie uspokoić dalej czułam niepewność. Wpatrywał się w przestrzeń przed siebie. Czyżby szukał jakiś słów? Czegokolwiek. Czy chciał zrobić sobie ze mnie kawał? Jeśli tak, to udało mu się. - To nie jest teraz czas na zakładanie rodziny. Jestem u szczytu i muszę to jak najlepiej wykorzystać. Nie mogę z niego za szybko spaść. - patrzyłam. Patrzyłam w jego oczy, które teraz były bez wyrazu takie nijakie i nie mogłam uwierzyć. Przecież to jest chore.
- Czy ty sobie robisz ze mnie jaja? - zapytałam starając się zapanować nad rozdygotanym wnętrzem. To się kurka wodna nie dzieje naprawdę.
- Co? Nie. Posłuchaj mnie skarbie. Znam świetnego specjalistę… - nie, nie, nie. On żartuje. Zaraz wyskoczy z jakimś tekstem i powie, że to jeden pieprzony żart. Już nawet w myślach zaczęłam do siebie mówić. - ...załatwimy to po cichu, żeby nikt się o tym nie dowiedział. - wmurowało mnie w ziemię do tego stopnia, że poczułam swego rodzaju bezwład...
W jednej chwili usiadłam do pionu ciężko łapiąc powietrze, a w oczach cały czas szkliły się gorzkie łzy strachu.
Sen? Czy to na pewno był sen? Rozejrzałam się po spowitej nocną ciemnością sypialni. Odetchnęłam z ulgą, a pomimo tego odruchowo złapałam się za podbrzusze. To było straszne. To było strasznie rzeczywiste i...nie chce pomyśleć, że to mogłoby się zdarzyć…
Spojrzałam w bok, tam gdzie powinien spokojnie leżeć. Zastałam tylko zimną pościel, która w ogóle nie była ruszana. Odgarnęłam włosy do tyłu.
Znowu nie wrócił, kolejny raz. Jeżeli kiedyś przewróci się z przepracowania obiecuję, że nie będę go zbierać. Nawet ostatnio z nim zbytnio nie rozmawiałam, bo niby kiedy? Jedynie od personelu pracującego w posiadłości wiem, że wpadnie na chwilę i zaraz znów gdzieś znika. Cóż rozumiem go. To jego praca. Muzyka dla niego jest chyba pierwszą miłością, od której nic nie jest w stanie go odgrodzić.
Położyłam się z powrotem na poduszcze, która teraz wydawała się naprawdę twarda. Mam nadzieję, że uda mi się zasnąć, ale w taki sposób, by nie śniły mi się głupoty. Choć naukowo udowodniono, że sny spełniają się w osiemdziesięciu procentach. Nie. Nie mogę się teraz tym zadręczać. Przecież nawet nie jestem w ciąży...chyba.
Przymknęłam na moment oczy, a po dłuższej chwili miałam wrażenie, że balansuje na granicy. Zdawało mi się, że jestem pomiędzy rzeczywistością, a senną marą. Sama już nie rozróżniałam czy to co ewentualnie poczułam mogło dziać się naprawdę. Fakt, cichy skrzyp otwieranych drzwi mogłam usłyszeć, ale czy ludzki mózg nie jest zdolny do wszystkiego?
Mogło mi się wydawać lub też nie, ale jakby materac ugiął się pod ciężarem drugiego ciała. Nie. Wydaje mi się. Prawdopodobnie dochodzi już do tego, że z tęsknoty zaczynam wariować.
Znowu. Znowu musiałam się pomylić. Nawet we śnie byłam w stanie poznać ciepło jego dłoni. Czyżby tu był? Utwierdził mnie w tym jeszcze bardziej zapach jego perfum. Jaśmin z cynamonem i...czymś czego nigdy nie potrafiłam zapamiętać.
Delikatnie oplótł mnie wokół talii, zapewne myślał, że już dawno jestem pogrążona w twardym śnie. Przesunął mnie do siebie, a na moim odsłoniętym ramieniu złożył czuły pocałunek. Teraz było dobrze. Sama jego obecność potrafiła mnie uspokoić. Nawet się nie obejrzałam, a po prostu odpłynęłam w ciemność, która notabene nie była wcale taka zła...

*****

Zimno drewna drażniło moje bose stopy. Zeszłam po schodach kierując się w stronę kuchni z nadzieją, ale jakże była ona dla mnie złudna. Nie wiem na co liczyłam. Przecież skoro kiedy ledwo uchyliłam powieki jego już nie było. Znowu.
Gdy jednak wetknęłam głowę, do pomieszczenia skąd dochodził względny harmider wszystko prysło. Zrobiło puf jak bańka.

- Gwen nie widziałaś dzisiaj Michaela? - zapytałam się jednej z gosposi, która była dzisiaj na zmianie. Kobieta spojrzała na mnie przerywając swoją krzątaninę na moment.
- Podobno wyszedł dzisiaj wcześniej. - prychnęłam w myślach. ‘Wcześnie’ to on zejdzie z wycieńczenia. - A i kazał przekazać przekazać to. - wskazała nożem, który dzierżyła w dłoni na kosz lawendy. Musiałam przyznać, że kwiaty same w sobie były piękne. Aż sama się w duchu zdziwiłam, że pamiętał, że akurat ten rodzaj kwiatów należy do moich ulubionych.
- Mówił coś jeszcze? - zapytałam dotykając delikatnych płatków rośliny.
- Wspominał coś, a raczej mamrotał, że coś ostatni raz, ale do końca nie wiem, bo wie panienka, jak on to cicho mówi. - powiedziała to niczym iście wielka znawczyni.
- Dziękuję. - odparłam spoglądając na kobietę. Nie wyglądała na te czterdzieści lat z groszem, o których mówiła.
- Ale tu nie ma za co dziękować. Z drugiej strony naprawdę panienkę podziwiam… - spojrzałam na nią pytająco. - Mieć cierpliwość i to anielską do takiego chłopa to trzeba w zapasach składować. Gdyby mój Jerruś znikałby podobnie nie miałby co w domu szukać, ale cóż pan Jackson na anioła trafił. A to też w tych czasach trzeba mieć szczęście, bo to już do tego doszło… - kobieta rozkręciła się na dobre, a mi mimowolnie usta same ułożyły się w wesołą podkowę.
Słuchając jej słów gdzieś z tyłu głowy zastanawiałam się nad paroma rzeczami. Niby nie ważnymi, ale jednak coś w sobie miały. Ktoś mógłby mi powiedzieć, żeby się nie martwić na zapas i nie płakać nad mlekiem, które jeszcze jest w kartonie czy butelce. Chyba bezpieczniej jest po martwić się trochę za  wczasu niż później...a co jeśli później będzie tak samo?...
- No i ja radzę tak osobiście, żeby go jakoś na sposób wziąć czy coś, bo kto wie ile to jeszcze pociągnie. Pewnie powie jak kocha to poczeka, ale ileż można na niego czekać?! - zakończyła lekko oburzona swój wykład, na którego niektóre fragmenty przenosiłam się mentalnie gdzie indziej.
- Wiesz Gwen, niektórzy czekają wieczność i też jakoś żyją i dają sobie radę. - powiedziałam nie wiedząc praktycznie jak ułożyć jakąś sensowną wypowiedź.
- Powiem tylko, że wieczność to można czekać na zbawienie. - cóż chyba nie uda mi się z nią dojść do jakiegokolwiek ładu czy też składu.
Podziękowałam za śniadanie, które zjadłam w międzyczasie, bo muszę przyznać, że truskawki wyjątkowo łagodziły smak czegoś co zapewne imitowało jogurt, jakby jeszcze maliny były w środku…
Wyszłam z pomieszczenia i tak trochę nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Nie chciałam nikomu przeszkadzać w jego obowiązkach, ale człowiek nie może siedzieć cały czas ze sobą. Zwariować w ten sposób można.
Na moje szczęście była jeszcze jedna osoba, z którą bardzo dawno się nie widziałam. W końcu wypada zajrzeć do niejakiej Samanthy. Ciekawi mnie zresztą jak bardzo swoimi zachciankami zalazła Paulowi za skórę.

*****
Ile człowiek jest w stanie wytrzymać? Nie tyle ci fizycznie, a psychicznie. Kiedy się złamie, podda się i stwierdzi, że dalej nie ma sensu. Że TO nie ma sensu. Żeby dać sobie po prostu spokój, który tylko z pozoru będzie tym wyciszającym. Jak długo jesteśmy to w stanie wytrzymać?
Wiedziałem dobrze, że zawaliłem po całości. Większość kobiet zmieszała by mnie za coś takiego z błotem, ale nie Ona. Ona zrozumiała.. Przynajmniej starała się zrozumieć. Nie oczekiwała niczego, jakby sama się pogodziła, że nie będę mieć dla niej czasu, że tego a tego wieczoru coś mi wypadnie i...jestem idiotą.
Chciałem zatłuc tych wszystkich ludzi, którzy pracują w tej zakichanej wytwórni. Powinienem zastanowić się najbliższych współpracowników, bo jak tak dalej pójdzie to… Wolę nie myśleć co będzie. Z drugiej strony zastanawia mnie jak można przeoczyć jeden znaczący szczegół w spisywanej umowie. Według, której powinienem do końca następnego tygodnia oddać chociaż część nagrań demo, a później to już hulaj dusza nagrywaj nawet wieki. Co za debil wymyślił taki warunek?
Niestety najbardziej mnie boli, że coś kosztem czegoś. Nie mam pojęcia, jak się jej odwdzięczę za wyrozumiałość, bo muszę przyznać, że zachowuję się ostatnio w stosunku do Jenn trochę nie fair. Jestem tym samym niemiłosiernie jej wdzięczny, bo ma naprawdę niewiarygodną cierpliwość.
Niczym robot szedłem korytarzem wyściełanym brązowym parkietem. Te same ściany przyozdobione tymi samymi płytami artystów, którzy odnieśli sukces. Wśród nich i moje. Niestety w ostatnim czasie chodziłem tutaj tak często, że widok tego korytarza mi zbrzydł. Nie zrozumiem dlaczego niektórzy ludzie. Nie potrafią pojąć, że żeby coś stworzyć potrzeba natchnienia. Jeżeli coś powstaje pod wpływem pasji jak i weny samo potrafi się obronić na rynku, w którym prosperuje.
- Ty już tu?! Dopiero wpół do szóstej! - na dzień dobry przywitał mnie skrzek niezadowolenia Jonesa.
- Błagam nie rób mi wykładów z samego rana. - przetarłem twarz próbując ocucić się z resztek snu, które za mną chodziły.
- Coś ty taki nie w humorze? - zapytał bacznie mi się przyglądając. - Co baba dała ultimatum?
- Nie...jeszcze nie. - to ostatnie powiedziałem bardziej do siebie niż do mojego towarzysza tej rozmowy.
- A ja ci mówiłem, żebyś trochę zwolnił tempa i ogarnął sprawy prywatne. - powiedział zaciągając się czarnym napojem życia. - Robota nie zając nie ucieknie, ale kobieta...nawet na szpilkach da radę.
- Możemy skończyć tę bezsensowną rozmowę i zając się nagraniem? - spojrzałem na niego jakbym patrzył na totalnego głupka, który dodatkowo robi z siebie jeszcze większego idiotę. - Im szybciej skończymy tym lepiej. - dodałem jeszcze odpalając w międzyczasie stół mikserski.
- Wdech wydech Michael, bo ostatnio jesteś strasznie nabuzowany. - odpowiedział mi włączając przy tym jedną z melodii. Chciałem się upewnić, że wszystko z tą wersją demo jest dobrze, ale odezwał się mój perfekcjonizm. Współczuję ludziom, którzy ze mną pracują. Naprawdę się dziwię, że jeszcze nie wytknęli mi tego mojego poprawiania wszystkiego. No cóż pieniądze robią czasem niezwykłe cuda. Przeważnie zamykają usta co poniektórym, ale są i wyjątki.
Jeżeli wydawało mi się, że i dzisiaj ‘jakoś to pójdzie’. To grubo się myliłem. Chyba udało mi się przekroczyć czerwoną granicę narzekań i to w rekordowym czasie. Choć nie mogło być aż tak źle gdy dołączył teraz do nas jeszcze jeden dźwiękowiec. Wszystko było pięknie i ładnie do czasu, bo trzeba wiedzieć, że życie już takie jest. Zapowiada się dobrze, a później powoli wszystko się knoci do momentu aż...
- Wypad do domu. - odezwał się szorstko, gdy próbowałem wymyślić cokolwiek.
- Co? - zapytałem spoglądając na niego z lekko przymkniętymi powiekami.
- Mówię wypad, bo nic dzisiaj nie sklecisz. - uparł się przy swoim. - Nie mam zamiaru pracować z nadętą gwiazdeczką, która wywali większość taśm, bo nie umie oddzielić spraw prywatnych od zawodowych. - w jego głosie było słychać wyraźną pretensję. Nawet nie musiał jej ukrywać, bo było ją słychać wyraźnie.
Zresztą może miał rację. Może przeginam.
- Przepraszam. - chyba z mojego gardła wydobyły się te słowa. Nieco ciche. Chyba nawet tak ciche, że tylko ja je mogłem usłyszeć.
- Ale ty mnie nie przepraszaj tylko jedź do domu i się ogarnij. - spojrzał na mnie srogo. - Już i gówno mnie obchodzi, że jesteś moim szefem. - jeżeli kiedyś myślałem, że otaczam się osobami, które robiły to co kazałem, to jak do tej pory Q jako jedyny stawia mnie do pionu. Nie miałem siły, żeby się w nim spierać. Zresztą nie potrzebny byłby mi kolejny rozgłos, bo Michael Jackson został wyniesiony z wytwórni przez ochronę. Co się stało czyżby król miał problemy? Parodiowałem w myślach tytuły kolorowych gazetek. Ludzie dajcie żyć.
W ręce nawinął mi się czarny telefon, który zdawał się wołać do mnie tylko jedno. Wystukałem w klawiaturę dobrze mi znany numer jednak gdy chciałem nacisnąć zieloną słuchawkę powstrzymałem się na moment. Zrobiłem to dopiero gdy schowałem się samochodzie, który o dziwo tym razem nie rzucał się z zewnątrz w oczy. Dopiero gdy ominąłem ciekawskie spojrzenia personelu jak i moich prywatnych ochroniarzy przystawiłem urządzenie do ucha.
W myślach odliczałem sygnały wybierania połączenia. Aż w końcu, gdy sam chciałem zakończyć tą jeszcze do końca rozpoczętą rozmowę…
- Stało się coś? - usłyszałem w słuchawce głos Jenn, który przez ten nieszczęsny aparat był lekko zniekształcony.
- A musiało się coś stać? - zapytałem nerwowo bawiąc się skrawkiem koszuli. Musiałem brzmieć naprawdę śmiesznie.
- Może odpowiedź na to pytanie pozostawię dla siebie, ale jak się ma sytuacja w studio? - mogło mi się jedynie wydawać, ale była nieco rozweselona.
- Porozmawiamy w domu jak tylko wrócę co? - zaproponowałem. Trochę dziwnie było mi z nią rozmawiać. Zwłaszcza, że wolałem ją mieć przed sobą.
- Tylko tu się pojawia pewien problem, bo...Matko Boska Sam! - i nic. Nastała mnie cisza, którą przerywała praca slinika.
Co tam się stało? Przynajmniej teraz wiem, że nie zastałbym jej w posiadłości. Tylko czy z nią i z Sam wszystko jest w porządku.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Świetnie przynajmniej teraz będę miał okazję poczuć się jak ona.

3 komentarze:

  1. Hejka!
    Pytanie do Ciebie, zrobić ci Thrillera i to pożądnego? Co to miało być na początku ją się kurcze Ciebie pytam? Ja tu się bałam o ich związek, a ty mi ze snem wyskakujesz. No jak tak możesz? Gdyby to było na prawdę zabiła bym, by zabiła jak psa. Ciebie bym też może zabiła, nie wiem jak by to się potoczyło?
    Michael i Jennifer się oddalają od siebie. To może nie dobrze na nich wpłynąć. Oby nie, bo będę płakać. XDDD
    Dobra spadam, życzę ci weny i to dużo.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejoł!

    Oj, coś tu Mike z Jennifer oboje zbzikowali, ale to w sumie logiczne, bo teraz każdy bzikuje, nawet ja, bo ten tego no NIEWAŻNE :)))

    Ja się już na początku tego snu przestraszyłam. Michael by się z dziecka nie cieszył? No błagam! Takie rzeczy tylko w chorych snach. Też mam chore sny, ale zmarli ludzie gadający o depresjach wcale nie są tak chorzy, jak Michael i sugestie aborcji. Aborcja ZŁA pod każdym względem.

    Oboje też mają coraz mniej czasu dla siebie, a szkoda, bo mimo wszystko artysta musi często poświęcić wiele rzeczy dla kariery. Myślę jednak, że w końcu nastąpi jakiś punkt kulminacyjny, bo w końcu jak sama wspominałaś koniec jest blisko i... Coś ciekawego się pewnie jeszcze wydarzy. Więc czekam.

    Ten oto zacny rozdzialik zostawia mnie w pewnej niepewności, więc czekam na nexta i pozdrawiam

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej, hej! :D
    Ogladałam dziś Twoje snapy i od razu gdy wspomniałaś o blogu przybyłam na niego by zorientować się co i jak. Miła niespodzianka mnie spotkała gdy ogarnęłam, że kiedyś wpadałaś na mojego bloga.
    Mam już zajęcie na jutro - od razu gdy wstane zabieram się za czytanie Twojego opowiadania.
    Ogólnie to powróciłam na bloggera z nowym blogiem i fanfictionem o MJ. Wprawdzie nic tam narazie szczególnego nie ma, ale jutro mam zamiar wstawić prolog.
    Jeśli znajdziesz czas to zapraszam :)
    http://julia-ff-michaeljackson.blogspot.com/?m=1

    Pozdrawiam i życzę weny :D !

    OdpowiedzUsuń