Hejka moi mili!!!
Kłaniam się nisko aż po kolanisko. Od dzisiaj macie do czynienia z osobą uzależnioną od cukierków, ale nie zwykłych. Swoją drogą nie ma ktoś przypadkiem karmelowych dropsów na zbyciu? Chętnie przygarnę.
Co do rozdziału to o dziwo mi się podoba, zaraz oczywiście znajdę jakiś błąd za który będę się chciała ukatrupić, ale to nie zmienia faktu, że mi się podoba. Doszłam również do wniosku, że zostało do końca jakieś dziesięć rozdziałów z hakiem, ale póki co jeszcze ich nie ma.
Czuję jednak, że od pewnej osoby będę miała CAPS LOCKOWE kazanie. Nie pozostaje mi nic innego jak wypowiedzieć jedno bardzo ważne zdanie.
Zapraszam do czytania i komentowania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Straconych chwil nie da się odzyskać. Są już dawno nie wykorzystane, a czekały w niewielkim kuferku życia, aż ktoś je uwolni. Pech był jednak taki, że o nich zapomniano. Czas sprawił, że zniknęły nieodwracalnie. Można by nad nimi płakać, ale po co? Po co szczególnie, gdy jest
nadzieja na lepsze jutro, na to by kuferek znów się wypełnił chwilami, które tym razem byłyby wykorzystane. Gdybym miała rozpamiętywać to wszystko z pewnością umarłabym z żalu. Jednego nie potrafię przeboleć, że tyle czasu zostało zmarnowane. Tyle czasu, który wcale nie był przepełniony szczęściem i radością, a wręcz przeciwnie. Tylko tego już się nie da naprawić, nie da się cofnąć czasu i wszystkiego naprawić. Nie da się, bo wtedy wszystko straciłoby swoją straszną, ale równocześnie piękną magię.
Siedziałam na miękkiej pościeli wpatrzona w szpitalne okno, które przykrywała smutna żaluzja. Tylko niewielkiej części promieni słonecznych udało się przedrzeć przez gruby materiał. Ubrana w dosyć luźne ubrania czekałam na wypis. Niewielka torba spoczywała pod moimi zwisającymi nogami. Nie robiłam nic szczególnego. Wpatrywałam się jedynie w pojedyncze przedmioty, które dziwnym trafem przyciągały moją uwagę. Chciałam po prostu zabić ten zgubny czas oczekiwania. Trzy dni tu leżałam o “trzeźwym” umyśle, ale w końcu nadszedł czas by się stąd ruszyć i zacząć normalnie żyć. Przynajmniej niektóre rozmowy miałam już za sobą, które były tylko formą wyjaśnieniową.
-To powiesz mi jak to było z twojego punktu widzenia? -zapytał zaraz po tym jak wróciłam z pobierania krwi, a on wcisnął mi się na łóżko. Było ciasno, ale za to przyjemnie.
-Skoro tak bardzo chcesz… -nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam smętną opowieść. Nie przerywał mi wcale jedynie co jakiś czas zadał szczątkowe pytanie, ale tak słuchał mnie uważnie. Wyśpiewałam mu wszystko począwszy od niespodziewanego napastowania, kończąc na nietypowej rozmowie jaką usłyszałam. Przy końcu miałam wrażenie, że oczy wypłyną mu na wierzch.
-Żartujesz sobie ze mnie. -powiedział gdy skończyłam.
-Nie, nawet nie chciałabym z tego żartować, ale uwierz mi, że sama tak powiedziała. -zawsze mógł mi nie uwierzyć o usłyszanej rozmowie Madonny z jej kuzynem. Na to co pomyśli w tej sprawie nie miałam wpływu.
-Wychodzi na to, że w tym brała udział jeszcze jedna osoba. -powiedział nieobecnym głosem. -Swoją drogą nie wiesz czemu blondi się na mnie uwzięła? -zapytał niespodziewanie.
-Jesteś najlepszą partią na świecie, pewnie również w kategorii genów więc sam rozumiesz. -parsknęłam śmiechem.
-Kwestionujesz swoje własne słowa i moje geny? -zapytał rozbawiony.
-Jakżebym śmiała. -odpowiedziałam zaczepnie. Musnęłam lekko jego usta.
-Pani niech mnie tak nie zaczepia. -ostrzegawczo się do mnie zbliży.
-A to dlaczego? -styknęłam ze sobą nasze nosy.
-Bo to się może dla ciebie źle skończyć kochanie. -zaatakował moją szyję, a ja chcąc nie chcąc zaśmiałam się w głos, gdy poczułam jak jego włosy łaskoczą moją skórę. Było dobrze. Mogłabym powiedzieć, że nawet lepiej niż dobrze.
Cieszyłam się chwilą, bo teraz nic się nie liczyło oprócz tego, że on był przy mnie, a ja przy nim. Żeby mogło być tak zawsze. Bez żadnych problemów czy sporów.
Znowu się rozmarzyłam. Można było to poznać już z daleka, bo głowę miałam lekko uniesioną, a oczy przymknięte. Człowiek lubi marzyć, choć czasem zdarza mu się to nieświadomie ma jakieś swoje skryte marzenie, które nie ujrzy światła dziennego. Czy ja takie miałam? Nie wiem, ale może mam tylko nad tym zbytnio nie myślałam. W mojej głowie poruszałam czasem tematy absurdalne, wręcz potrafię się wyłączyć na tę chwilę. Moje myśli jednak od kilku godzin zaprzątało co innego. Dokładniej myśl siejąca niepokój. Nie byłam pewna co będzie dalej. Za jakiś czas. Czy przypadkiem los nie zrobi mi kawału i stwierdzi, że nie zasługuje na Michaela? A może będzie wręcz odwrotnie. Myśl o tym, że miałabym z nim tworzyć rodzinę, taką prawdziwą rodzinę z gromadką dzieci i z nim u boku, była niesamowita.
-O czym tak myślisz? -to pytanie wyrwało mnie z moich sennych rozważań.
-O tobie, o mnie, o nas. -zwróciłam się w stronę Michaela, który zdążył już usiąść obok mnie.
-To dla mnie zaszczyt, że zaprzątam twoją głowę. -uśmiechnął się do mnie obejmując mnie czule swoim ramieniem. -A byłbym zapomniał… -ożywił się niespodziewanie. -Kocham panią pani filozof. -musnął moje usta w czułym pocałunku.
-Mówisz to już trzeci raz dzisiaj.
-Dopiero? -zdawał się być zawiedziony. -Trzeba to będzie nadrobić. -stwierdził szczypiąc mnie w boki.
-Ej! -odskoczyłam od niego nieznacznie.
-Co? -zapytał głupkowato przeciągając samogłoskę. Wstał z miejsca wyciągając do mnie rękę. -Chodź zmywamy się stąd. -pochwyciłam jego dłoń.
-A dokąd? -tak głupie pytanie. Spojrzał na mnie ciepło. Miałam wrażenie, że głębia jego oczu pochłania mnie.
-Po wypis. -zaśmiał się, a ja mu tylko zawtórowałam. Widać było gołym okiem, że rozpiera go radość i szczęście, a mnie się jego nastrój udzielał. Tak po prostu mnie nim zaraził.
W jednym momencie potrafił spoważnieć wysłuchując ostatnich zaleceń lekarza. Plus był taki, że nie musiałam się stawić na zdjęcie szwów. Tylko przez jakiś czas miałam jeszcze nosić opatrunek. Gdy tylko pożegnaliśmy się z mężczyzną, na którego Michael nie patrzył zbytnio miłym spojrzeniem. Miałam wrażenie, że lekarz go frustruje. Ruszyliśmy dalej trzymając się za ręce. Jego zwykły dotyk zdawał się emanować ciepłem i miłością, albo znowu miałam jakieś urojenia. Po prostu nie mogłam się powstrzymać, żeby go nie zapytać:
-Co ci dzisiaj tak wesoło? -spojrzał na mnie uśmiechając się. Jeszcze trochę i będę jak roztopiona galaretka, i to wcale nie będzie moja wina. Przysunął mnie do siebie, a następnie otoczył ramieniem. Położyłam dłoń na jego plecach i tak szliśmy wtuleni w siebie.
-Mam swój powód. -odparł tajemniczo.
-A jaki? -weszliśmy do windy, a ja wcale nie miałam zamiaru się od niego odklejać, zresztą on sam nie miał zamiaru mnie od siebie odpychać.
-Zadajesz dzisiaj strasznie dużo pytań. -stwierdził.
-Wiem. -wyszczerzyłam się do niego. Tuż przy głównym wejściu dołączyło do nas czterech ochroniarzy, którzy byli ubrani w czarne garnitury. Swoją drogą ciekawe czy noszą ubrane co innego.
-Jest problem panie Jackson. -zaczął jeden z nich. -Przed szpitalem zebrała się dosyć spora grupka fanów i dziennikarzy. Musieli wywęszyć gdzie się pan znajduje.
-Dobrze wiecie co w takiej sytuacji robić Tom. -odpowiadał Michael spokojnie.
-Oczywiście. -zwarli szyk tuż przed samymi drzwiami. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz czekający tłum ociekał entuzjazmem, który był spowodowany swojego idola. Aparaty poszły w ruch przez co pomimo słońca, było jaśniej niż zazwyczaj. Wszyscy wokoło krzyczeli tylko jeden wyraz, jedno imię “Michael”. A ten zdawał się trzymać mnie jeszcze bliżej siebie. Miałam wrażenie, że jeszcze trochę a pod ich naporem barierki ustąpią.
-No idź do nich. -powiedziałam do niego, a ten popatrzył się na mnie nieodgadnionym wzrokiem. -Idź chyba, że mam cię sama do nich popchnąć. -zadarłam lekko brwi do góry. Uśmiechnął się do mnie i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z ochroniarzami.
Wystąpił na przód, a tłum zdawał się wręcz emanować nadmiarem radości. Stałam za Michaelem nieco z tyłu i przyglądałam się jak ze szczerym uśmiechem na twarzy rozdaje autografy. Był w swoim żywiole, w końcu wszyscy byli tu tylko z jego powodu. Zdałam sobie z ogromu szczęścia jakie miałam. W przeciwieństwie do tych wszystkich tutaj osób, które głośno krzyczały miałam go na wyłącznąość praktycznie cały czas.
W pewnym momencie wyciągnął do mnie rękę, abym do niego podeszła. Trzymał mnie za dłoń jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Nim zniknęliśmy za drzwiami czarnego pojazdu Michael zdążył rozdać jeszcze z tuzin autografów i wykrzyczeć wszystkim, że ich kocha. Był szczęśliwy i tylko głupiec by tego nie zauważył. Widać było, że teraz czuje się spełniony.
Usiadł zaraz obok mnie i głośno odetchnął.
-Teraz... -przerwał na moment i przeniósł swój wzrok na mnie. -...jestem naprawdę szczęśliwy. -cmoknął mnie w policzek.
-Właśnie. -podniosłam się z jego torsu na który zdążyłam już opaść. -Byłbym zapomniała. Ja ciebie też. -przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie. Miałam wrażenie, że pomimo tego, iż byłam już naprawdę blisko niego, jemu dalej było mało.
*****
Miałem wrażenie, że wyrosły mi skrzydła. Silne skrzydła które dawały mi radość. Choć to było tylko złudne wrażenie, tak się czułem. Silniejszy na duchu i bardziej weselszy niż zwykle. Chyba wszyscy to widzieli, bo od bardzo dawna nie mieli okazji mnie oglądać w takiej euforii.
Musiałem zwariować, ale prawda była zupełnie inna, bardziej banalna niż sądziła by większość. Po prostu odzyskałem kogoś dla którego warto było się uśmiechać.
Gdy tylko ujrzałem jej rozmarzoną twarz zrobiło mi się jeszcze bardziej cieplej na sercu. Wyglądała tak beztrosko, niczym nie zmartwiona, jakby nic nigdy nie miało miejsca. Musiałem też zrozumieć kiedyś zaistniałą sytuację, choć ani ona, ani ja nie mieliśmy ochoty do niej wracać, ale należy wyjaśnić niektóre sprawy. Do tej pory miałem wrażenie, że to wszystko przez moją osobę, a raczej tym kim jestem. Gdy jednak wysłuchałem jej wersji wydarzeń okazało się, że problem nie leżał ani we mnie ani w niej, tylko w ludzkiej zazdrości. Jennifer nie chciała słyszeć żadnych rewelacji a propo domniemanego postrzału. Nie mówiła nic na ten temat, zupełnie jakby chciała o tym zapomnieć, wymazać z pamięci jakby nic nigdy się nie stało. Wiem, że nie do końca jej się to uda, ponieważ prasa nawet do teraz wysuwa coraz to nowsze rewelacje dotyczące pamiętnego rewelacje. Grupy spiskowe, mafie, długi hazardowe, zazdrośni kochankowie i kochanki. Zazdroszczę ludziom pracujących w tych wydawnictwach wyobraźni. Niedługo pewnie pojawi się plotka o UFO czy krasnoludkach.
Moje plany dotyczące dzisiejszego popołudnia jak i wieczoru zmieniły się po otrzymaniu nagłego telefonu od głównego choreografa trasy.
-Ale jesteś pewna? -zapytałem po raz kolejny w ciągu pięciu minut.
-Michael tak na sto procent, a nawet więcej. Poza tym nigdzie się nie mam zamiaru wybierać. -odpowiedziała rozbawiona moim zachowaniem.
-Mam rozumieć, że zostajesz tu ze mną. Już na stałe? -zapytałem nieco skołowany jej wypowiedzią.
-Tak, a teraz proszę cię idź już, bo wyjdzie na to, że cię zatrzymuje. -wyglądała naprawdę uroczo z rękami na biodrach i spojrzeniem zniecierpliwionej matki.
-No dobrze, ale pamiętaj, że jakby co... -wywróciła oczami.
-Mam dzwonić tak pamiętam. -powiedziała zniecierpliwiona. Ucałowałem czubek jej głowy tym samym wdychając aksamitny zapach jej skóry.
-Wrócę późno. -dodałem na odchodnym. Nie miałem najmniejszej ochoty by stamtąd wychodzić. Ale nim zniknąłem w windzie to... -Ale na pewno sobie poradzisz? -wetknąłem głowę przez szparę w drzwiach.
-Nie mam pięciu lat. -poczułem na twarzy miękkość poduszki.
-A za to ci się oberwie kochana jak wrócę! -powiedziałem do niej żartobliwie choć było w tym naprawdę mało żartu.
Mogłem się spodziewać wszystkiego, ale zwykłej próby w życiu. Chociaż… Wróć. Próby mogłem się spodziewać, ale nie sposobu jaki zastosowali, żeby mnie wywabić z hotelu. Sprytnie zastosowali fakt, że nigdy nie przebolał bym niekompetencji tancerzy. Choć dzisiejsza wieczorna próba wydawała mi się zbędna, a koncert dopiero za dwa dni jakieś pięćset kilometrów dalej, to musiałem w końcu tutaj zawitać.
-Widzę, że w końcu raczyłeś do nas wpaść. -zaczepił mnie z pretensją Frank podczas przerwy, gdy spokojnie popijałem sobie soczek.
-Kiedyś trzeba prawda? -to było raczej pytanie retoryczne.
-Żeby mi to było ostatni raz Michael, że olewasz całe to przedsięwzięcie.
-Frank, wyluzuj trochę okej? Wszystko jest dobrze nic się nie dzieje więc nie unoś się zawczasu. -odparłem obojętny jego słowom.
-Ja się nie unoszę. -zaczął po chwili. -Po prostu się martwię twoim stanem zdrowia. -pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Praktycznie od początku naszej znajomości traktował mnie jak syna.
-Już nie masz czym. Bo teraz wszystko jest jak należy. -poklepałem go po ramieniu.
-Panie Jackson czekamy na pana. -przez kotarę wetknął nos jakiś chuderlawy chłopaczyna.
-Idź zapal cygaro Frank i zrób sobie dzisiaj wolne, co? -powiedziałem od niechcenia.
-Wolne. -prychnął. -I kto to tałatajstwo utrzyma w ryzach? -odszedłem pod śmiejąc się nosem. Gdy tylko wszedłem do prowizorycznej sali z lustrami wszystkie spojrzenia padły na mnie. Rzuciłem ręcznik na jedno z krzeseł by zaraz potem zagonić wszystkich do pracy. Muzyka dawała mi coś niespotykanego. Mogłem się bawić równocześnie pracować. Choć miałem czasem wrażenie, że cała magia muzyki jaka mnie otacza znika, a na jej miejsce pojawia się obowiązek.
Lekko zdyszany usiadłem na pustym siedzisku gdzieś w głębi hali. Miałem chwilę dla siebie. Zmęczony odgarnąłem opadające włosy ma twarz do tyłu. Nie chciało mi się nad niczym myśleć. Po prostu siedziałem sztywno do momentu aż pojawił się Chris -jeden z moich zaufanych ochroniarzy.
-Masz to o co cię prosiłem? -zapytałem od razu gdy znacznie się do mnie zbliżył.
-Oczywiście. -wyciągnął z wewnętrznej kieszeni garnituru niewielkie, czarne, skórzane pudełeczko. Wręczył mi podłużny przedmiot. -Pan DiLeo kazał przekazać, że jutrzejszy samolot wylatuje przed ósmą. -pokiwałem ze zrozumieniem głową. Ruszyliśmy się stamtąd w celu dostania się z powrotem do hotelu. Cały czas przekładałem w palcach pudełko, które pochłaniało moją całą uwagę. Ciekawe co na to powie. Czy jej się spodoba, a może wręcz przeciwnie. Swoją drogą ciekawe co teraz robi. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jesteśmy na miejscu, a przed hotelem znajdowała się tylko niewielka grupka fotoreporterów. Przemknąłem obok nich niezauważenie, aż sam się sobie dziwiłem. Nawet dobrze, że byli zajęci sobą, przynajmniej nie musiałem odpowiadać na tuzin pytań, na które teraz nie miałem zbytnio ochoty. Gdy tylko pojawiliśmy się na zajmowanym przeze mnie piętrze ochrona zniknęła w pierwszych drzwiach, a dwójka wyszła na zewnątrz z tego samego powodu. Nocne zmiany. Sami to określili jako zapobieganie nieszczęściu. Nacisnąłem klamkę drewnianych drzwi, które pod naporem mojej ręki bezproblemowo ustąpiły. Wszedłem do środka. Było cicho. Jennifer musiała już spać. Odłożyłem pakunek na niewielką komodę stojącą w przedsionku i wszedłem głębiej ściągając z siebie wierzchnią część ubrania, jaką była pochwycona na szybko kurtka. Moją uwagę zwróciła postać w aneksie kuchennym. Przystanąłem na moment wpatrując się w kobietę. Znowu beztrosko nad czymś myślała. Kompletnie nie zwracała na mnie uwagi. Za to ona pochłaniała moje całe zainteresowanie, by skupić ją na sobie. Nie robiła niczego konkretnego. Jedynie stała zamyślona, ubrana jedynie w jedną z moich koszul…
*****
Chwila ciszy zdaje się być nieprzenikniona, jakby nic nie chciało jej przypadkiem zmącić. Ona nie była gęsta jak mgła, po prostu otulała mnie swoją magią. Choć przerywało ją tylko tykanie wiszącego na ścianie drewnianego zegara, ze złotym wahadełkiem to po jakimś czasie ono przestawał istnieć zupełnie jakby się rozpływało. Stawało się monotonne do tego stopnia, że zlewało się z ciszą.
Nawet herbata zdążyła wystygnąć przez czas mojego krótkiego zadumania. Czułam jeszcze na sobie kropelki wody, które kapiąc z włosów znaczyły mokrą ścieżkę bo mojej skórze, aż zniknęły pod delikatnym materiałem koszuli. Podniosłam kolorowy kubek z chłodną cieczą do ust. Kwaśna. Nawet do herbaty nie potrafię dodać odpowiedniej ilości cytryny.
Było późno, a w pokoju hotelowym znajdowałam się tylko ja i tykający zegar. Paznokciami zaczęłam stukać o blat. Nawet on był tutaj zrobiony z drogiego kamienia. Tak jak mówił Michael miał wrócić późno, a było późno, ale to było tylko pojęcie względne.
-Ładnie wyglądasz. -wyszeptał mi do ucha. Nawet nie wiem kiedy tu wszedł. Musiałam być tak pochłonięta sobą, że na nic nie zwracałam uwagi. Objął mnie tak, że plecami przywierałam do jego torsu.
-Mogę powiedzieć o tobie to samo. -oparłam głowę na jego ramieniu. Ale widać było, że te słowa do niego zbytnio nie docierały, jakby coś zajmowało jego całą uwagę. Spostrzegłam, że uważnie się we mnie wpatruje.
-Rozpraszasz mnie wiesz? -zapytał od niechcenia muskając tym samym palcami skórę na moich nogach. Miałam wrażenie, że przepływa przeze mnie przyjemny prąd, który relaksował moje ciało.
-Domyślam się. -opowiedziałam lekko stłumionym głosem.
-Chyba miało ci się za coś oberwać. -wymamrotał przywierając do mojej szyi. Westchnęłam cicho przymykając oczy z rozkoszy. Dlaczego jego dotyk na mnie działał w tak elektryzujący sposób. -Swoją drogą nie podoba mi się to jak jesteś ubrana. Jeszcze wszedłby ktoś niepożądany i co wtedy? -zapytał mnie przygryzając płatek ucha. Matko…
-Nie potrafiłam znaleźć piżamy. -odpowiedziałam zerkając na niego z boku.
-Piżamy. -prychnął wracając do poprzedniego zajęcia. Ponownie zaczął maltretować moją szyję, ramiona i obojczyk. Czy on musiał mnie tak dręczyć? Sam jego gorący dotyk sprawiał, że wariowałam. Czułam jak spokojnym ruchem pnie się ręką w górę po moim ciele. Od uda przechodząc na biodra, aż po moje żebra. Dobrze widział jak reaguje na jego dotyk, sam dotyk i musiał mieć z tego naprawdę niezły zaciesz. Już dawno przestał racjonalnie myśleć. Nic się nie liczyło oprócz przeszywającego mnie ciepła i podniecenia. Odwróciłam się w jednej chwili w jego stronę i spojrzałam w jego oczy, które na tę chwilę zdradzały więcej niż powinny.
-Dobrze się bawisz? -zapytałam tuż przy jego ustach, a on zastygł na moment wyczekując tego co zamierzam zrobić.
-Wyśmienicie. -odpowiedział z zawadiackim uśmiechem oblizując językiem wargę. Kusił. Dobrze wiedział, że każdym swoim ruchem, czy drobniejszym gestem. Nie potrafiłam się opanować, siebie i drżenia rąk. Złapałam go za kołnierz koszuli przysuwając bliżej siebie, by w końcu zatopić się w jego ustach. Jeden pocałunek. Jeden pocałunek sprawił, że zaszumiało mi w głowie, jak po drogim alkoholu. Byłam nim upita, jego osobą, głosem, dotykiem. A mama mi powtarzała, że alkohol to zło. Przycisnął mnie do blatu, do tego stopnia, że musiałam na nim przysiąść. Nie miał zamiaru się ode mnie odklejać. Miał wobec mnie zupełnie inne plany. Zarzucił sobie moją nogę na biodro chcąc zyskać do mnie jeszcze większy dostęp. Myślałam, że wykorkuję gdy zetknęłam swoje ciało z jego rozgrzanym torsem. Brakowało mi tego, brakowało mi jego, jego uczucia, dotyku, wszystkiego co było z NIM związane. Próbował mnie uciszyć, gdy z mojego gardła dało się słyszeć ciche jęki czy westchnienia. Niespodziewanie szturchnęłam coś lekko, a po ułamku sekundy dało się słyszeć dźwięk tłuczonej porcelany. Kubek. Jemu już nic nie pomoże, ale my, ja i on odżywaliśmy na nowo w tych chwilach uniesień, które były tylko nasze. Należały tylko i wyłącznie do nas. A resztki kwaśnej cieczy, czy do niczego nie nadająca się porcelana, były jedynie zapowiedzią dalszej nocy...
Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. :D
DOBRA TYM ROZDZIAŁEM PRZESZŁAŚ SAMA SIEBIE
OdpowiedzUsuńON CHCE JEJ SIĘ JEJ OŚWIADCZYĆ, O MÓJ BOŻE, CHYBA UMRĘ, TO TAKIE UROCZE!
Hot jest jak najbardziej doskonały i dziewczyno, nie wmawiaj mi, że nie umiesz pisać, bo umiesz, jedyny tego minus jest taki, że nie jest kompletny, za co CHYBA cię zabiję. Rozdział ogólnie był niesamowicie słodki, co tylko sprawia, że mam ochotę się rozpłynąć, bo hej, należy im się chwila słodkości, po tylu przykrych sytuacjach. Chciałabym napisać coś więcej, ale po prostu nie potrafię, bo ten rozdział jest idealny!
Wysyłam ci wenę misia i czekam na nn i coś jeszcze z niecierpliwością <3
O NIE LASKA, TAK SIĘ NIE BAWIMY!
UsuńWŁAŚNIE SIĘ DOWIEDZIAŁAM, ŻE MOJE ZAŁOŻENIA SĄ BŁĘDNE, ZA TO CIĘ ZABIJĘ RAZY DWA! CAPS LOCK JEST OBOWIĄZKOWY W TAKICH SYTUACJACH! JUŻ LECISZ Z OŚWIADCZYNAMI, BO JA CIĘ ZNAJDĘ KOCHANA, JA CIĘ ZNAJDĘ!
Hej. xD
OdpowiedzUsuńPowiem tak, zapowiada się super, i mam nadzieję, że nic się znowu od razu nie spieprzy. W sumie to nie bardzo wiem co napisać. o.o Wątkiem dnia jest chyba to pudełeczko. xD Będzie wesele! xDDD Chyba. Bo chyba mu nie odmówi po tym wszystkim? Jestem w ogóle co tam dalej będzie, bo przecież priMADONNA se tak łatwo nie odpuści. Coś na pewno będzie musiała znowu wykombinować. :D BABY. Co do końcówki. xD Ja tam nic nie mówię, ale z jednej strony zajebiście to wyszło, nie napisane praktycznie nic, a i tak wszyscy wiedzą o co chodzi. :D A z drugiej jednak brakuje jakiegoś gryza w tym. xD
Ale jeśli chodzi o cały ogół to jak zwykle, super, pożarłam ten odcinek jednym tchem prawie i czekam na następny!
Weny życzę i pozdrawiam. :)
Ojoj, tu też zawaliłam ?!
OdpowiedzUsuńCzemu? Czemu? Czemu? Why?
No ale w moim przypadku to tak jakby pytać dlaczego wtorek jest po poniedziałku...
Cześć tak poza tym!
CUDOWNE TO WSZYSTKO!!! W ostatnim rozdziale tak się ucieszyłam, że Jennifer się obudziła i wszystko OK. I nie złamałaś dzięki temu serca. Serce łamie mi coś innego, ale to nieistotne, jak ja to mówię :D
Michaelkowi dobry humorek dopisuje... A cóż się dziwić? Po burzy słońce w końcu musi wyjść zza chmur i rozświetlić... Co rozświetlić? A życie, oczywiście.
Tak oto się stało. Jestem pod wrażeniem.
Snuję pewne domysły do to tego pudełeczka i mam nadzieje, że mimo wszystko jest to to, o czym ja ( i na pewno nie tylko ) myślę. Swoich rozkmin pisać bynajmniej nie będę, bo wtedy jest szansa, że ktoś zwątpi w normalność mojej osoby. A tego bym nie chciała...
Żegnam się, życzę weny na te genialne opisy i pozdrawiam :*
Mezzoforte
PS Chyba niegdy nie napisałam gorszego komentarza ( chodzi tu głównie o powtórzenia ) No cóż, bywa...
Tak w ogóle to ostatnia scena... Heh, speszyłam się troszkę :D
Witam, moje uszanowanie!
OdpowiedzUsuńJenny w dom, Bóg w dom. Nareszcie nasza kochana opuściła szpital, Michaelowi chyba ulżyło na sercu,że ma znowu swoją Jennifer. Pudełeczko, coś czuje,że będzie ślub. Tylko to jest nam potrzebne xDDD. Oby Madonna nie weszła znowu do gry, bo nie wytrzymam emocjonalnie i dojdzie do tego,że wyrzucę laptopa przez okno. Niech w nią piorun strzeli, albo auto przejedzie i spokój będzie, jedna idiotka mniej dla tego świata. A teraz przejdźmy do hota, zarobisty już nie mogę się doczekać tego co będzie w następnym dziale. Gdybyś ty widziała ten mój uśmiech podczas czytania xDD. Czeka już na nexta i życzę duuużo Weny.
Pozdrawiam <3
Hejka, o to jak zawsze ja. Wiem, że tęskniłaś. Nie wypieraj się xD
OdpowiedzUsuńAwwww... O EM GIE. Po tych wszystkich dramatycznych zdarzeniach, przychodzi moment, gdy jest uroczo. Bardzo, bardzo uroczo. Szczególnie na początku. Oni są tacy słodccy <3 (tak, dziś będę dużo używać słów, które są idealnym opisem czekolady). Coś mi się nie podoba ta sytuacja, gdy Michae poszedł po wypis, ale nie będę snuć bezsensownych teorii spiskowych xD Dalej. Oczywiście, trzeba odciągnąć Michaela od Jenn. Sprytnie, no nie powiem, ale czy to nich nie dociera, że oni chcą być trochę RAZEM? Tyle się nie "widzieli". Pudełecko? Uuuu... *.* Ciekawisz mnie. Bardzo i bardziej. Wiesz, że tak nie wolno? Wiesz czym to skutkuje? No właśnie, tego nie wie nikt...
Uciekam, pozdrawiam i duuuuużo weny życzę! <3
Hejooo!
OdpowiedzUsuńNo w końcu zaczęło się między nimi układać ;3
Cieszę się, że tamtą sprawę sobie wyjaśnili. Czekam na spotkanie teraz Mike kontra Madonna, ciekawa jestem jego reakcji i co jej powie xD
Pudełeczko mega mnie ciekawi, też mam przypuszczenia, że będzie z tego weselicho, nie chce mi się wierzyć, że Jenn miałaby mu odmówić.
Co do hota mimo iż mnie się podobał - ja jestem od zawsze zwolenniczka opisówek xd Znaczy nie na zasadzie zrobienia z opo jakiegoś pornola, ale takie lekko z pazurem opisanie zawsze mnie dobrze sie prezentowało :D
No nic czekam na nexxxta <33333