Witam!!!
Okazuje się, że będę musiała przestawić się na poranne,
poniedziałkowe dodawanie rozdziału, ale mówi się trudno. Szkoła nie wybiera.
Rozdział wygląda jak wygląda. Starałam się jak mogłam,
ale uratować tego bardziej nie potrafię. Krótko, bo krótko, ale jest.
Zapraszam jednak do czytanie i komentowania wszystkich bez wyjątku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
W swoim życiu robimy wiele rzeczy, najczęściej głupot. Ten typ przypadków zalicza się czasem do decyzji, a decyzje znowu mogą być i dobre, i złe. Gdy uda nam się wybrać dobrze, wszystko jest w
porządku. Nic nie tracimy, a wręcz możemy zyskać. Niestety z tymi drugimi nie ma już tak wesoło. Powinniśmy się więc zastanowić po co są te złe decyzje. Praktycznie uprzykrzają nam życie. Co powoduje, że zamiast się rozwijać cofamy się. Nasza mini ewolucja zostaje zatrzymana i powraca do punktu zero. Wszyscy potocznie nazywamy to błędami życiowymi. Tylko po co one są?
Pewnie jakiś błyskotliwy filozof wytłumaczył pojęcie “błąd” w dość zawiły i niezrozumiały dla nas sposób. Czasem ta definicja jest prostsza niż nam się wydaje. W codziennym chaosie, zwanym przez wszystkich życiem, takowe błędy się zdarzają i to dosyć często. Zmuszają nas do zastanowienia się nad całą sytuacją, a nasze rozmyślania zaczynają od słynnego sformułowania co by było gdyby… Właśnie co by było gdyby owca potrafiła latać, a wąż miał nogi? Pytanie pasujące do osoby jaką jest genetyk. Ale zostawiając genetykę i wszelkie nauki w spokoju coraz częściej z dnia na dzień zadaję sobie pytanie. Co by było gdybym zamiast nie powiedziała tak? Czy to by coś zmieniło? Pewnie wiele, ale jest już przysłowiowa musztarda po obiedzie.
Tęsknota jaką odczuwałam dawała mi się we znaki. Nie powinnam teraz narzekać, bo przecież sama chciałam zostać. Niestety taka jest moja natura, że najpierw coś powiem, a później dostrzegam w tym pewne wady. Pod tym względem biję chyba wszelkie rekord. Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie i najlepszym na to sposobem było oddanie się pracy. Wzięłam parę dodatkowych projektów, niektóre czekały aż ktoś się za nie weźmie, a niektóre były całkiem świeże. Nie było też tak, że nie miałam z nim jakiegokolwiek kontaktu. Oczywiście, że starał się dzwonić co dzień. Sama do niego rzadko wykręcałam numer, nie chciałam mu po prostu przeszkadzać. Dobrze wiedziałam, że ma napięty grafik i ciężko mu znaleźć wolną chwilę. Liczyło się jednak to, że sprawiało mu to po części przyjemność. Może i dobrze się stało, że zostałam w mieście.
-Jenn? -rozległo się delikatne pukanie w drzwi, a po chwili ujrzałam w nich wychylającą się głowę przyjaciółki. Podniosłam wzrok znad kartki wypełnionej liniami ołówka. -Może byś już skończyła? -teraz już weszła cała do pokoju.
-Potrzebuję to na jutro i muszę się z tym wyrobić. -odwróciłam się od niej powracając do poprzedniej czynności.
-Dobrze rozumiem, ale już kolejny raz ślęczysz nad projektem po nocy.
-Mam zaległości. -to była prawda. Od jakiegoś czasu stosy teczek piętrzyły się na moim biurku, a ja nie potrafiłam się za nie zabrać.
-Tylko nie siedź za długo. -odparła zrezygnowana.
-Oczywiście mamusiu. -dodałam żartobliwie. Podparłam się na łokciu. Liczyłam, że usłyszę cichy dźwięk zamykanych drzwi ale tak się nie stało.
-Kiedy ostatnio rozmawialiście? -zapytała znienacka, trzymając się za naciśniętą klamkę.
-Nie wiem. -odpowiedziałam. Ta tylko pokiwała głową i wyszła. Westchnęłam. Zdawało się, że ta sytuacja była co najmniej dziwna. Powróciłam do mojego wcześniejszego zajęcia, ale cały mój zapał zaskakująco szybko minął. Stykałam, więc bez sensu paznokciami o blat biurka. Nie starałam się nawet myśleć. Wpadłam jakby w stan uśpienia. W głowie miałam dosłownie czarną pustkę.
Po chwili usłyszałam jakby czyjąś rozmowę. Mogło mi się zresztą wydawać.
-No przecież mówię, że to coś po nocy siedzi i maluje. -Sam musiała z kimś rozmawiać przez telefon. -Dobra, dobra Jackson, a może to ja chcę sobie z tobą pogadać co? -nastała chwila ciszy. -Gorsza jestem? No czekaj chwilę już się do niej dobijam. -ponownie zobaczyłam moją przyjaciółkę w drzwiach z dosyć chytrym, a zarazem nieodgadnionym wyrazem twarzy. -Twój kochaś do ciebie. -rzuciła mi komórkę.
-Dzięki. -odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Acha… Przekaż mu żeby mnie więcej nie obrażał. -dodała. Przełożyłam aparat do ucha.
-Podobno kogoś obrażasz. -zaczęłam od razu.
-Nikogo nie uraziłem, tylko grzecznie poprosiłem aby ci przekazać telefon.
-Tak, tak już ja wiem jak te twoje grzecznie wyglądało. -nie umiałam się nie uśmiechnąć. Czasami tego nie potrafiłam zrozumieć. Mogłam cały dzień chodzić wściekła, przygnębiona, a wystarczyło, że zamieniłam z nim dosłownie słowo i zaraz się uśmiechałam.
-Nie rozumiem o co ci chodzi Jennifer. -podniosłam się z krzesła i powolnym krokiem przemierzyłam pokój.
-Mnie? O nic. Nie ja się na ciebie skarżę. -usiadłam na krawędzi łóżka. Zapadła chwila ciszy. -Jak w trasie? -zapytałam.
-Świetnie. Naprawdę czuję się spełniony. Gdybyś tylko widziała tych wszystkich ludzi, którzy przychodzą na koncerty. To jest niesamowite, koncerty, spotkania wywiady i te wszystkie miejsca. -po jego głosie słyszałam, że jest zachwycony zgiełkiem panującym wokół jego osoby. -Tylko nie podoba mi się jedna rzecz.
-Coś ty znowu wymyślił, co?
-Nic nie wymyśliłem, po prostu nie mam się do kogo wieczorem przytulić, gdy jestem zmęczony.
-Poduszka zawsze jest chętna do pomocy. -mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął.
-Ale ja nie chcę poduszki tylko chcę ciebie. -mimowolnie zrobiło mi się miło.
-To wyobraź sobie, że jestem poduszką.
-To tak nie działa.
-A próbowałeś?
-Nie. -powiedział cicho.
-Więc nie wiesz czy zadziała.
-Ale wiem, że nie będzie. -zaczęłam cicho chichotać. -Z czego się śmiejesz?
-Z niczego. -położyłam się na miękkiej poduszce.
-Powiedzmy, że ci wierzę. -usłyszałam po chwili potężne ziewnięcie.
-Może położyłbyś się już spać? -zaczęłam.
-Jeszcze nie jestem aż tak śpiący.
-Yhym… A jutro nie będziesz potrafił ustać na nogach. -moje zachowanie teraz wynikało ze zwykłej troski.
-Odezwała się ta co po nocy pracuje. -odszczeknął mi się.
-Ale ja nie jestem pracoholikiem takim jak ty. -odbiłam piłeczkę.
-Brakuje mi twojego gadania.
-Nie przesadzasz przypadkiem Michael?
-W żadnym wypadku. Przecież wiesz, że mnie kochasz.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -odezwałam się po chwili. Mniej więcej tak to wyglądało choć głównie to mówił on. Opowiadał o miejscu w którym aktualnie jest. W ciągu tych dwóch miesięcy odwiedził już wiele miejsc, a to był dopiero początek. Początek bardzo długiej drogi.
Po takiej rozmowie czasami dłużej, a czasem krótkiej czułam się lepiej. O wiele lepiej.
Mój czas zajmowała również Janet, która wynajdywała najróżniejsze sposoby by mnie czymś zająć. Wychodziło jej to bardzo dobrze. Przy okazji zaszczycała mnie pełnym zestawem pytań dotyczących mojego związku z Michaelem.
-Ale, że dzisiaj? -spytałam zaskoczona.
-Tak akurat dzisiaj naszła mnie ochota na spotkanie z bratową. -nie chciało mi się naprowadzać je na odpowiedni status myślowy, bo znając życie i tak nic by to nie zmieniło.
-Niech ci będzie. -odparłam zrezygnowana. Jeszcze się zastanawiam po kim jest taka uparta.
-Świetnie. Widzę cię za godzinę w Neverland. -już miałam się jej pytać dlaczego tam, ale nie zdążyłam. Rozłączyła się tak po prostu. Cały czas podczas naszej rozmowy miałam wrażenie, że po drugiej stronie jest jeszcze jedna osoba. Nie wiem może jestem przewrażliwiona. Tylko czym?
Nie mając zbytnio wyboru udałam się do krainy, którą uwielbiałam. Podczas nieobecności Michaela nie chciałam zostawać tam sama. Fakt był jeszcze personel, ale nie chciałam zbytnio przeszkadzać. Nie chciałam być pewnego rodzaju intruzem.
Za każdym razem gdy moim oczom ukazywała się pozłacana brama wpadałam w zachwyt. Wszystko tu było takie idealne. Mogłoby się zdawać, że nawet kamyki mają swoje wyznaczone miejsce. Nawet liście spadające na ziemię zdają się być kierowane przez wiatr w odpowiedni punkt na trawie, czy chodniku.
Na podjeździe nie zauważyłam auta Janet, ale było jakieś inne. Pewnie zmieniła by zmylić dziennikarzy. Bez krępacji weszłam do domu, ale zastała mnie cisza. Trochę to było dziwne. Mogło mi się wydawać, ale miałam wrażenie, że jestem tu sama. Przemierzyłem długo korytarz, który zdobiły obrazy wiszące w złotych ramach na ścianach. Gdzieniegdzie stały niewielkie stoliki to z jakimiś figurami, to z kwiatami, albo jeszcze z czym innym. Jedynym sensownym miejscem gdzie mogła być Janet był salon, ale jej tam nie zastałam. Stałam chwilę omiatając spojrzeniem pomieszczenie. Niespodziewanie przeszedł mnie dreszcz. Nie należał do najprzyjemniejszych. Po chwili poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Momentalnie zesztywniałam. To nie mogła być Janet. Uścisk z pewnością należał do mężczyzny. Dostrzegłam książki na stoliku, który był blisko mnie. Nie czekając porwałam je w ręce wykonując zamach na przeciwnika i… Mogłam zostawić te książki w spokoju.
*****
Od bardzo dawna nie czułem w sobie takiej energii. Byłem spełniony. Mogłem robić to co kocham najbardziej. Brakowało mi jednak osoby z którą mógłbym się dzielić moją radością. Brakowało mi
jej i to bardzo, ale patrząc na mój grafik myślę, że nawet dobrze, że została. Przynajmniej Janet miała ją na oku. Z tego co słyszałem maltretowała ją co jakiś czas. Oczywiście mogłem się zadowolić rozmową telefoniczną z Jennifer, ale to nie to samo gdyby była ze mną. Nie mogłem się na nią patrzeć, ani poczuć zapachu jej skóry. Chcąc nie chcąc musiałem jakoś to przeżyć.
Po serii koncertów na kontynencie azjatyckim i paru w krajach europejskich byłem zmęczony. Lekkie zmęczenie dawało się we znaki głównie wieczorem, gdy przychodziłem do pokoju hotelowego i pierwsza myśl to “łóżko”. Pomyśleć, że to dopiero początek, a gdzie tam koniec? Na moje szczęście harmonogram trasy przewidywał kilkudniowe przerwy i taka się właśnie zbliżała. Już dawno wiedziałem jak ją wykorzystam. Wszystko było zaplanowane do ostatniej sekundy tego zgiełku. Wróciłem do kraju i nawet nie wiem jakim cudem prasa się o tym nie dowiedziała. Cichaczem dostałem się do mojej posiadłości, w której była już Janet.
-Sam se do niej dzwoń. -odwróciła się do mnie tyłem.
-Oj siostra ten jeden raz. -uśmiechnąłem się do niej.
-No dobra. -sięgnęła po telefon i już rozmawiała z Jennifer. Trudno mi się było powstrzymać by nie wybuchnąć śmiechem. Szczególnie gdy wymyślała jakąś historyjkę byleby tylko zgodziła się spotkać. W słuchawce słyszałem dokładnie całą ich wymianę zdań. Nie trzeba było długo czekać, by Jenn przystała na propozycję mojej siostry. -Czyli mam rozumieć, że mam się ulotnić? -spytała po zakończonej rozmowie.
-Nie wyganiam cię, ale…
-Nie musisz mówić. -wcięła mi się w słowo. -Tylko nie zbrójcie tu czego. -posłała mi znaczący uśmiech. Dobrze wiedziałem co on oznacza. Zostałem sam i czekałem, choć niewiarygodne może być to, że oczekiwanie, dla niektórych może być zabójcze.
Czasami godzina może się dłużyć bardzo długo. Jeśli czekamy znowu na coś upragnionego to te sześćdziesiąt minut zdaje się być wiecznością. Nie miałem co z sobą zbytniego zrobić. Byłem w posiadłości sam. Oddelegowałem wszystkich by nam nie przeszkadzano. Wolałem być z nią sam na sam. Nie potrzeba mi paru ciekawskich gapiów, którzy z pewnością by się znaleźli. W końcu przez jedno z okien ujrzałem kobiecą sylwetkę zmierzającą ku głównych drzwi. Poderwałem się od razu z miejsca. Usłyszałem jak wchodzi do środka. Przez moment widziałem ją z bliska, ale się nie odezwałem. Nie wiem co mi się stało, ale jakbym zapomniał języka w ustach.
Stała u wejściu do salonu. Zmieniła się, choć nieznacznie to dojrzałem w niej pewną zmianę. Może to nie będzie zbyt obiektywne, ale wydawało mi się, że wypiękniała. Cicho zbliżyłem się do niej kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu. Nie spodziewałem się po niej takiej reakcji. Musiałem dostać czymś twardym bo na moment przestałem kontaktować ze światem. Dosłownie na ułamek sekundy mnie zamroczyło. Chyba klapnąłem na ziemię. Po chwili ujrzałem przed sobą parę wystraszonych oczu. Uśmiechnąłem się na ich widok.
-Matko nie strasz mnie tak więcej. -zaczęła szybko. Złapałem się za bolący policzek. -Nic ci nie jest? -zapytała od razu zmieniając swoje zachowanie.
-Trochę poboli i przestanie. Ale nie musiałaś tak reagować.
-Mogłeś tak nie mnie nie nachodzić. -dodała po chwili. Przyjrzała mi się bacznie. -Może pójdę po coś zimnego. -podniosła się powoli.
-Nigdzie nie idziesz. -pociągnąłem ją w dół. Wpadła w moje ramiona. -Zostajesz tutaj ze mną. -pocałowałem ją w czubek głowy. Spojrzała na mnie niepewnie.
-I było wplątywać w to Janet?
-Patrząc na to teraz stwierdzam, że tak. -wywróciła oczami.
-Chyba za mocno dostałeś z książek. -przynajmniej się wyjaśniło czym oberwałem. Obserwowałem ją cały czas. -No co?
-Nic. Stęskniłem się tylko. Chyba więc mogę sobie na ciebie popatrzeć. -uśmiechnąłem się do niej. Zacząłem płynnym ruchem gładzić jej plecy.
-Nie tylko ty. -odezwała się cicho. Trwaliśmy w takim uścisku dość długo. Brakowało mi tego ciepła jakim mnie otaczała. Co ja mówię brakowało mi jej całej. -Chodź bo pewnie jesteś głodny, bo znając ciebie nic żeś dzisiaj nie jadł. -chciała się ruszyć ale nie pozwoliłem jej na to. Koniec końców i tak wygrała, i postawiła przede mną talerz naleśników.
-Ty nie jesz? -zapytałem gdy wsunąłem już chyba z pięć takich.
-Ja sobie popatrzę. -uśmiechnęła się perliście. Oparła się o krzesło i spod przymrużonych powiek mnie obserwowała. W pewnej chwili złapałem ją dłoń i złożyłem na niej delikatny pocałunek. -Jak to jest, że taka osoba jak ty siedzi tu sobie ze mną, a z tego pamiętam powinna być teraz gdzieś w Europie.
-Bo widzisz kochanie, taka jest moja magia. -roześmiała się cicho pod nosem i wstała zabierając już pusty talerz. Udałem się za nią. Gdy wkładała naczynie do zlewu objąłem ją całując w odsłonięty fragment szyi. Westchnęła.
-Brakowało mi cię. -odwróciła się w moją stronę. Złączyłem nasze czoła i cały czas wpatrywałem się w jej niezwykłe oczu. Skrywały w sobie tak wiele. Nawet jej duszę, która była dla mnie do tej pory wielką zagadką.
-Dlatego tutaj jestem. -odpowiedziałem ze spokojem. Przeniosłem swój wzrok na jej lekko czerwone usta. Przygryzła lekko wargi, które teraz tworzyły cieniutką linię. Musnąłem je delikatnie i zapragnąłem jeszcze bardziej poczuć ich słodki smak. Pomyśleć, że dane mi będzie zapomnieć poczuć jakie wyjątkowe, przez zwykłą głupotę...
Hej. :)
OdpowiedzUsuńEj. xD Wieszczysz mi tu jakieś kłopoty chyba tym ostatnim zdaniem. Ja już się boję. A poza tym to ja już myślałam, że to jakiś zbok, ale z drugiej strony kto inny jak nie Jackson zachodziłby ją od tylca w swoim własnym domu i to jeszcze w zmowie z Jnaet. Co nie? :D
Ogółem bardzo fajnie i super jak zawsze tylko właśnie ta końcówka. xD Już mam burzę mózgów, co tam się będzie działo ciekawego. :D
Cóż, pozdrwiam i życzę masy weny!. :)
Hejka :)
OdpowiedzUsuńTrele morele i kluski z olejem xD. Matko święta, znowu żyłam przez ciebie kilka minut w strachu. Już się bałam,że to jest znowu ten jej brat hiena, a to się okazuję,że to MJ przybył bez jakiejkolwiek zapowiedzi. By była kolejna drama przez tego jej brata jak znam życie.Mam nadzieje,że Michaelowi nic się nie poprzestawiało w tej łepetynie, ale to jego wina mógł powiedzieć Jennifer,że przyjeżdża to by wtedy książką nie oberwał. No nic, czekam już na następny rozdział.
Życzę mnóstwa weny!
Pozdrawiam <3
Jestem!
OdpowiedzUsuńAh ten Mike lubi robić niespodzianki, szkoda tylko że w łeb za to oberwał xD
Mega miło ogólnie, w końcu mogli się spotkać. Tęsknota to bardzo ciężka sprawa, no ale Jenn sama sobie na to 'zapracowała'. Może jednak skoro zobaczyła jak trudno jest juz na początku, to zdecyduje sie i pojedzie z nim teraz na dalsza trasę?
W końcu jak cierpi już teraz tak bardzo, to co będzie za później?
Ja ogólnie nie wierzę w związki na odległość (no ok niby to wyjazd jest tylko, ale mega dlugi) a w końcu rozmowa przez telefon to nie jest to samo, co przytulić się do kogoś.
Kurde, Mike powinien ją pod ścianą postawić że jedzie i tyle, a nie pytać czy prosić.
Facet jest w końcu, nie?:D
Liczę na hota jakiegoś (po takim czasie na bank spragnieni siebie są xD) - ja i moje nieczyste myśli ;D
Pisz szybko nn! <33
Hej!
OdpowiedzUsuńZ opóźnieniem, ale dotarłam.
Musztarda po obiedzie? Ja znam tylko ketchup po frytkach xD
To musiało dla nich wiele znaczyć. Jenn taka lekko zagubiona, Michael tutaj zaraz umrze z tęsknoty... Miła niespodzianka. Przynajmniej mają chwilę przerwy od tęsknoty. Trasa będzie długa i przydałyby się im takie krótkie spotkania w wolne dni, ale nie wiadomo czy ludziom Michaela to sie będzie podobało... ,,Jak wymyślić miliard problemów w minutę?'' Pewnie znaleźliby się mistrzowie B) Janet mnie przeraża. Ona wie wszystko i o wszystkim, jest we wszystko zamieszana xD Dziwie się, że jeszcze jej Jenn nie znienawidziła xDD Ciekawe... Jeszcze im ślub wyprawi bez ich wiedzy i zgody.
Ja kończę, mam 5% baterii w telefonie...
Dużo weny i pozdrawiam <3
Hej!
OdpowiedzUsuńRozdział boski, tak w ogóle ;)
Już ja widzę, jak oni bez siebie nie wytrzymują. Co najgorsze, do końca trasy jeszcze daleko, daleko. Wyobrażam sobie tych wariatów, kiedy już ten chaos się skończy. Zaciesz i może jakiś ślub im zaaranżuję? Bo w mojej wyobraźni wszystko jest możliwe. Ja sama jej nie ogarniam :D
W pierwszym momecie myślałam, że to Mark zaczepił Jennifer. No i no koniec końców niewinnemu się dostało xD Biedny Michael...
No to ja myślę, że jeszcze wiele przy nami takich akcji. Tymczasem żegnam się, ślę pozdrowionka i życzę weny :*
Mezzoforte