niedziela, 19 czerwca 2016

Do you remember... Rozdział 9

 No hej kochani!
No i masz w końcu dotarłam. Takie miałam tyci problemy techniczne o nazwie rodzeństwo, ale jestem. Jestem na tyle genialna, że kłócę się z panią weną, ale spokojnie. Nie w tym sensie co myślicie. Po prostu mam tysiące pomysłów na minutę. I mam parę sytuacji do opowiadania w zanadrzu.
Jak dobrze pójdzie i nie rozleniwię się na dobre to następny rozdział powinien się pojawić. A jak nie to mam przygotowanego asa w rękawie na sobotę. Taki suprajsik.
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania, a anonimowcy wiecie co macie zrobić :D

Wecia
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 *****

Co jest przelotne jak życie? W jednej chwili jest, by w drugiej zniknąć do innej osoby? Czy to nie przypadkiem szczęście? Właśnie tak z nim jest. Powinno się nim cieszyć kiedy nas odwiedza, bo kto wie ile z nami zostanie. Niektórzy martwią się, że bo porażce nigdy już nie będą mieli tego daru. I właśnie takich ludzi nie rozumiem. Od wczoraj jestem cała w skowronkach. Nawet Sam to zauważyła, gdy pozbyła się swojego kaca. Jak ona to ujęła "to teraz z górki do miłości"? Co miała na myśli mówiąc coś takiego. Nie raczyła mi tego wytłumaczyć, tylko wybyła gdzieś z Paulem. Przeczucie mi mówi, że niedługo będą najszczęśliwszą parą na kuli ziemskiej. Nie to co ja... Właśnie wtedy pomyślałam o Michaelu. Cieszę się, że ta cała sytuacja skończyła się tak, a nie inaczej. On ma niezwykle dobre serce, ale niestety może się na tym kiedyś przejechać i źle się to skończy. A tak właściwie ciekawe co teraz porabia. Zresztą co on może robić? Z pewnością siedzi w studio i nagrywa. Wczoraj wieczorem do mnie zadzwonił. Pogadaliśmy chwilę, opowiedział jak to u niego wygląda ta cała praca nad płytą, a skończyło się na tym, że streściłam mu ostatnie lata mojego życia. Że też nie zasnął podczas tej jakże ciekawej historii. Myślę, że teraz powinno być już wszystko dobrze. No jakbym jeszcze nie wyglądała jak zombi to by było spełnienie marzeń. Pół nocy siedziałam do pracowywując projekt dla Michaela. Dla tego efektu było warto się poświęcić. Jeszcze czeka mnie wykonanie tego wszystkiego, ale na papierze wygląda to super. Już nie mogę się doczekać wyboru odpowiedniego materiału. Znając życie już dawno siedziałabym w sklepie i dobierała fakturę materiału. Niestety na mojej drodze stanęły dwie rzeczy. Pierwsza: nie mam ściągniętych odpowiednich miar. Druga: facet od ściągania miar się rozchorował. Więc dzisiaj to ja się tym zajmuję i mam dość. Wysiadam psychicznie. Ja rozumiem klient nasz pan w ogóle, ale bez przesady. Szkoda, że nie wzięłam stoperów, ale teraz przy najmniej wiem kto z kim, gdzie i kiedy. I te ich narzekanie na to, że muszą stać bez szpilek, boso na lekkim podniesieniu. Jednak nawet jeśli bym wzięła je wszystkie do kupy to i tak nie miałyby szans z blond landryną, która stała przede mną.
  -Ałć! -krzyknęła, gdy chciałam przyszpilić odstający materiał jej sukienki.
  -Proszę pani, jeszcze nawet nie zaczęłam.
  -To lepiej zacznij, bo nie mam całego dnia na takie niedojdy jak ty. -schyliłam się do jej
stóp chcąc zaznaczyć nadmiar materiału na podszewkę. -Naprawdę skąd wy się bierzecie. Niby tacy wielcy projektanci, a ubieracie się gorzej niż bezdomni. -przegięła, tym razem blondyna przegięła. Miałam taką ochotę walnąć w tę jej pudrowaną buźkę. Ja naprawdę nie wiem co faceci w niej widzą. No ładna to ona jest, tak więc urodą nie grzeszy, ale to i tak mało powiedziane. Gdy tu weszła połowa męskiego personelu rzuciła się jej do stóp. Takiego cyrku to ja nie widziałam, jak żyje. I co ona ma jeszcze takiego, że przyciąga płeć przeciwną i nie tylko. Pieniądze multum pieniędzy i to chyba wszystko, bo IQ to chyba ma na poziomie zero. Dzielnie walczyłam z zebrania z niej miar, trzymając w ręku metr krawiecki. Siedziałam tu z nią od ponad pół godziny, a była możliwość skończenia wcześniej. Ale nie! Bo królowa musiała się umówić na kawę ze swoją kumpelą, jak jej tam było... Brook? Mniejsza o to. Po twarzy mojej klientki wywnioskowałam, że szykuje mi się kolejna ciekawa historyjka. Dajcie mi siłę. Błagałam w myślach. -Mam nadzieję, że ta sukienka nie będzie takim niewypałem jak poprzednia. Tym razem będę świecić.
  -Yhy...Jak choinka. -no nie, to miało zostać w mojej głowie. Ostatnim razem jak Lindsey powiedziała jej coś podobnego po pięciu minutach szukała nowej pracy.
  -Mówiłaś coś złociutka?
  -Jestem ciekawa dla kogo chce się pani tak stroić. -to żem się nieźle wpakowała.
  -Niech cię główka nie boli o takie rzeczy złotko. Żeby to pojąć musisz być z tej samej sfery co ja. -jest nadzieja, że nie będę słuchać jej historyjki. -Ale znaj moje dobre serce. -łaskawa. -Mam zamiar uwieść samego Jacksona. -czy ja dobrze zrozumiałam? Że ona chce co? Czułam jak coś we mnie pęka. Gdzieś w okolicy serca. Przecież on nie może być na tyle głupi, żeby z nią coś było. Ale przecież miłość nie wybiera... Przecież to nie moje życie, tylko jego. Ta lafirynda już rozwaliła jedno małżeństwo. Lecz co miałaby psuć w tym wypadku. Co mi odbija? Patrzyłam się tak na nią z rozdziawioną buźką. -Co ja ci mówiłam? Rusz się do roboty, bo świecić nie będę. -ta kobieta działa mi na nerwy. Wróciłam z powrotem do pracy. Po jakiś kolejnych piętnastu ciężkich minutach skończyłam. -Mam nadzieję, że już się nie spotkamy. A tak nawiasem mówiąc mów mi Mad.-powiedziała na odchodnym. Podeszłam do stołu i oparłam się o niego rękami. Nabrałam powietrza w płuca, by chwilę potem wypuścić je ze świstem. Z całego tego jej planu zrozumiałam tylko tyle: "bajecznie bogaty". Coś czuję, że nie wróży to nic dobrego. Pochyliłam się nad kartkami by pospinać je odpowiednio. Gdzieś w między czasie wpadła Steff z wiadomością, że czeka mnie jeszcze jedna osoba do mierzenia. Jaką ja miałam nadzieję, że to nie będzie kolejna lampucera. Wypełniałam metryczki. Do pomieszczenia wszedł zapewne kolejny klient.
  -Dzień dobry. Proszę mi podać książeczkę z projektem i stanąć w tamtym miejscu. -cały czas stałam tyłem do tamtej osoby tyłem. Podała mi książeczkę, a ja przyjrzałam się jej... -Michael? -spojrzałam na niego.
  -Też się cieszę, że cię widzę. -zajął miejsce na podwyższeniu. Spoglądał na mnie tym swoim pełnym radości i życia wzrokiem. Uśmiechał się promiennie. Ubrany w limonkową koszulę, przez której kołnierz były przewieszone jego okulary. Czarne spodnie, mokasyny, no i oczywiście białe skarpetki. Podeszłam do niego z metrem krawieckim w ręku. -Mam nadzieję, że mnie nie udusisz.
  -Żartowniś się znalazł. -powiedziałam trochę ironicznie.
  -Ktoś tu ma zły humor.
  -No ciekawe kto? -wywróciłam oczami. Już miał coś mówić, ale mu przerwałam. -Tylko mi nie mów, że mam tak nie robić.
  -Weź Jenn z tego co pamiętam to wczoraj byłaś jeszcze wesoła. Musiało się coś stać więc...? -skrzyżował ręce na piersi i podniósł prawą brew do góry.
  -Ciężki dzień po prostu.
  -A ja znam na to bardzo skuteczne lekarstwo.
  -Ej, ej... Tyś tu leczyć przyszedł? Bo mi się nie wydaje. -wiedziałam, że ta przymiarka może trwać w nieskończoność. Chyba Mike'owi zaczęło się nudzić, bo wiercił się i przestępował z nogi na nogę. -Mógłbyś przestać?
  -Ale ja nic nie robię. Stoję sobie grzecznie i tyle.
  -Jakbyś mógł jeszcze grzecznie stać byłabym wdzięczna.
  -Dla ciebie wszystko. -przyglądał się moim poczynaniom. Trochę mnie to peszyło gdy majstrowałam przy jego ramieniu.
  -Musisz się tak na mnie patrzeć?
  -Niby jak?
  -Peszysz mnie. -na te słowa się uśmiechnął.
  -A może być tak? -spojrzałam na jego twarz i momentalnie się roześmiałam, gdy zrobił zeza.
  -Bo ci tak zostanie.
  -I co z tego.
  -Oj dużo. -dodałam pod nosem. -Skończyłam! -wykrzyknęłam radośnie. Wróciłam do stolika podpiąć kartki z miarami. Żeby wszystkie spotkania takie były byłoby cudnie.
  -Robisz coś dzisiaj?
  -Nie wiem, ale chyba nie.
  -To świetnie. -uśmiechnął się.
  -Mogę wiedzieć co jest takiego świetnego?
  -Zabieram cię dziś...gdzieś. -ciekawe co on tam wymyślił.
  -Można wiedzieć gdzie.
  -Za dużo chcesz wiedzieć.
  -Taka moja natura. -Uśmiechnęłam się słodko.
  -Co do twojego pytania to niespodzianka. -on wiedział jaka ja jestem ciekawska, więc musiał mnie tym dobić. Chciałam coś powiedzieć czy coś, ale zadzwonił mój telefon.
 -Pozwolisz? -skinął jedynie głową. Wzięłam do ręki długopis i notes. Dzwonił Jimi, więc prawdopodobnie będą dzisiaj zakupy.
  -Halo, Jenn? -usłyszałam ciepły, niski głos w słuchawce.
  -Jimi stało się coś?
  -Dostawa do mnie przyszła i pomyślałem, że chciałabyś coś wybrać póki jest...
  -Kiedy i gdzie.
  -Konkretna z ciebie dziewczyna i to lubię. O 15.00 ci pasuje? Z tego co pamiętam wtedy kończysz. -zapisałam godzinę w zeszycie.
  -Jasne, na pewno będę.
  -Szkoda, że mam żonę, bo...
  -Błagam nie kończ.
  -Pamiętaj kocham cię jak córkę, więc.
  -Tak ja też cię kocham, ale muszę kończyć. -pożegnałam się i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Co z niego za człowiek. Ma syna, żonę i szcześćdziesiąt lat, a w głowie pstro.
  -To o której mam być gotowa?

  -Może sobie odpuścimy? Jesteś już z kimś umówiona. -mi się wydawało czy mówił z lekko wyczuwalnym smutkiem.
  -Znając życie zejdzie mi jakąś godzinkę i będę wolna.
  -Więc będę po czwartej. -podszedł do mnie i delikatnie musnął mój policzek. Odwróciłam za nim głowę gdy wychodził. Posprzątałam cały majdan ze stolika. I zaniosłam Steff. Przy okazji odbiłam kopię mojego projektu. Z pewnością się przyda. Pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z budynku kierując się w stronę sklepu krawieckiego. Była dzisiaj niezwykle piękna pogoda. Mój umysł ponownie zajął człowiek o anielskim uśmiechu. Ze mną jest zupełnie coś nie tak. Ostatnio za dużo o nim myślę. Przeszłam przez park i skręciłam w jedną z bocznych ulic. Stanęłam przed ogromną wystawą. Weszłam po schodkach i pchnęłam drzwi. Przywitało mnie charakterystyczne dzwonienie dzwonka. Wokół mnie roztaczał się woń nowych materiałów, wdychałam ten jakże przyjemny zapach. Zza jednego z regałów wychyliła się łysa główka z okularami na nosie i szerokim uśmiechem. Jednak ten uśmiech i tak nie dorówna temu od którego świat staje się piękniejszy.
  -Witaj Jennifer. Dawno cię jakoś tu nie widziałem.
  -Jakoś nie było okazji. -poczciwy Jimi do każdego potrafi zagadać i z każdym potrafi nawiązać rozmowę zupełnie jak...Stop! Uciszyłam się w myślach.
  -Pewnie pamiętasz Harrego? -na sklep wszedł młody chłopak. Przystojny, niebieskooki blondyn. Ostatnim razem jak go spotkałam nie skończyło się to dobrze. Przywitałam się niemym "hej". Odpowiedział mi tylko swoim nienawistnym spojrzeniem. Nie za kumplujemy i to jest pewne. -My tu gadu gadu, a ja ci miałem pokazać nowe nabytki. -zniknął na zapleczu, by chwilę później rozłożyć na ladzie dostawę. Wszystko co przyniósł odpowiadało moim oczekiwaniom. Nie pozostało mi nic innego jak rozpocząć dobieranie przedmiotów...


*****

To było jak grom z jasnego nieba. Miałem wrażenie, że ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. "Tak ja też cię kocham"? Nie wspominała, że kogoś ma. Zresztą to nie moja sprawa z kim się prowadza. Była taka radosna, gdy odebrała. Czyli, że zaprosił ją na obiad. Stwierdziłem po odczytaniu godziny w jej notatniku. Z mojej niespodzianki chyba będę musiał zrezygnować. Miałem nadzieję, że ucieszy się ona jak i inni. Wyglądało na to, że muszę zrezygnować z moich planów. Oczywiście zaproponowałem jej to, ale odmówiła. Trochę dziwne... Coś jednak mi podpowiadało, że wcale nie musi być to jej... Właśnie to słowo nie potrafiło przejść mi przez myśl. Czy byłem zazdrosny? Nie, stanowczo nie. Kochałem ją to fakt, ale jak siostrę i przyjaciółkę. A mówią, że przyjaźni damsko-męska nie istnieje. Pożegnałem się z nią. Nie wiem co mnie napadło, żeby pocałować ją w policzek. Nałożyłem okulary na nos i skierowałem się do samochodu.
  -Co szefunciu załatwione?
  -Yhy... -odpowiedziałem niemrawo siadając na miejscu pasażera.
  -Widzę, że coś cię trapi. Jak chcesz możemy pogadać.
  -Nie teraz Billy. -Oparłem czoło o chłodną szybę. -Zawieź mnie do studia. -powoli ruszyliśmy zatłoczonymi uliczkami. Zbliżała się piętnasta...czyli, że za chwilę będzie dobrze się bawić. O czym ja do jasnej anielki myślę. Zatrzymaliśmy się przed ogromnym wieżowcem. Wszedłem niepostrzeżenie do budynku. Kierowałem się korytarzem do studia nagraniowego. Na czerwonych ścianach wisiały płyty różnych sław, w tym milka moich. Zasiadłem przed konsolą i począłem się bawić guziczkami. Do sali wyparował uśmiechnięty Quincy.
  -Ty już z powrotem?
  -Ma się te znajomości. -uśmiechnąłem się tajemniczo.
  -A teraz tak na serio. Co się stało?
  -Nic.
  -Nie udawaj bo widać.
  -Co widać? Nic nie widać o co ci chodzi. -podniosłem głos.
  -Nie unoś się tak bo odlecisz. -przyjrzał mi się. -Kobieta. -to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
  -Jaka kobieta o czym ty mówisz?
  -Czyli jednak kobieta. -wybałuszyłem na niego oczy.  -No nie patrz tak na mnie. Widać po tobie na kilometr. Pierwszy raz siedzisz po tej stronie szyby, a nie tam. -wskazał na mikrofon w pomieszczeniu obok. -Taka rada. -ukląkł obok mnie. -Radziłbym ci się spieszyć, bo ktoś ci ją może gwizdnąć. -Q chyba już całkiem postradał zmysły. -No nic ja spadam. Żona sama w domu więc wiesz. -mrugnął do mnie i poklepał po ramieniu na do wiedzenia. Zgłupiałem. No po prostu jedyne co zrozumiałem z jego gatki to słowo "kobieta". Posiedziałem jeszcze chwilę przed konsolą. Spojrzałem na zegarek. Wypadałoby się już zbierać. Porwałem moją fedorę, którą tu poprzednio zostawiłem. Zamknąłem za sobą, a klucz zwróciłem w portierni. Ruszyłem do domu Jenn. Dobrze, że powiedziałem Billemu iż może wracać. Człowiek ma do mnie cierpliwość i potrafi wysłuchać. Zajechałem na miejsce. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Otworzyła mi Sam.
  -Hej Mike. Wejdź. -zaprosiła mnie do środka. -Jenn powinna zaraz być. -kierowała się w stronę kuchni, a ja za nią.
  -Wspominała, że się spóźni.
  -Nie wiesz, gdzie polazła? Jakoś nie raczyła mnie poinformować.
  -Mówiła coś, że do Jimiego. -to imię wypowiedziałem z niechęcią.
  -Jimiego powiadasz... -kiwała głową zastanawiając się. -O niego to ja bym się nie martwiła. Na twoim miejscu miałabym na oku Harrego. Parę lat temu zarywał do Jenn, ale się skubana nie dała. Jak bym była nią od razu bym takiego brała i nie czekała. -chwyciła klucze z koszyczka. -Mogę cię zostawić samego? Jestem umówiona i...
  -Baw się dobrze. -mrugnąłem do niej. Już miała wychodzić gdy odwróciła się na pięcie.
  -Tylko chałupy mi nie roznieść. -powiedziała. Zniknęła i usłyszałam tylko huk zamykanych drzwi. Siedziałem na krześle wystukując o blat rytm. Czekałem na Jenn jeszcze dziesięć minut. Już miałem się zbierać, gdy do moich uszu doleciał dźwięk niezdarnego naciśnięcia klamki i wejście kogoś do środka. To musiała być Jennifer. Przeklnęła siarczyście, gdy o coś zahaczyła. Wyszedłem do niej sprawdzić czy przypadkiem nie trzeba jej pomóc...


*****

  -Nie, stój! Pokaż mi tamten materiał. -wskazałam na czarną rolkę materiału.
  -Jesteś pewna?
  -A czy jakbym nie była to bym go nie chciała? -pokiwał głową podając mi rolkę. Schowałam do pudła z którego wystawały inne materiały. W sumie miałam trzy dosyć sporej wielkości kartony.
  -To wszystko?
  -Myślę, że tak.
  -Przez ciebie pójdę kiedyś z torbami
  -Niby czemu? Przecież jestem twoją ulubioną klientką.
  -Gdybym był młodszy to nie tylko klientką.
  -Znowu zaczynasz. -podniosłam brew. Przypomniało mi się, że mam do niego jeszcze sprawę. -Mam prośbę.
  -Czyli jednak?
  -Skończ proszę. Mógłbyś to podrzucić Jerremu? Zgrzybialec pewno się nudzi, a on to zrobi najlepiej. -podsunęłam mu kartkę przed nos.
  -Nie ma sprawy. Może Harry ci pomoże z tymi pudłami?
  -Dam sobie radę. -postawiłam twardo na swoim.
  -Gdybyś była młodsza brałbym cię na synową.
  -Marzenie ściętej głowy. -posłałam mu ironiczny uśmiech. Jak ten facet działa mi na nerwy. Stare to a głupie. Z kartonami na rękach przemierzałam ulicę. Fakt były trochę ciężkie i dodatkowo zasłaniały mi widok, no ale w końcu do kulałam się do mojego kochanego domu. Sam ostatnio wspominała, że wybywa gdzieś z Paulem, więc jest duże prawdopodobieństwo, że drzwi są zamknięte. Nacisnęłam łokciem klamkę, a ta ustąpiła. O jak miło przeszło mi przez myśl. Weszłam do środka i jak to ja potknęłam się o coś. Nie byłabym sobą, gdybym przy okazji nie przeklnęłam. Ruszyłam w głąb korytarza. Z kartonami przysłaniającymi świat jest trudne dotarcie do kuchni. Wtem... Dwa kartony uniosły się, a moim oczom ukazała się roześmiana twarz Mikea. Nie... Nie mogłoby być tak późno.
  -Mogłaś powiedzieć to bym ci pomógł.
  -Jak widać jestem dużą dziewczynką i dałam sobie radę.
  -Tak przy okazji. Damie nie przystoi klnąć.
  -Michael tylko ty mi teraz nie mów, że nigdy ci się nie zdarzyło.
  -Nigdy. -popatrzyłam na niego wymownie unosząc przy tym brew. -No dobra raz mi się zdarzyło.
  -Powiedzmy, że ci wierzę. -odstawiłam karton na kuchenny blat. -Długo czekasz?
  -Nie chwilę.
  -Byłabym wcześniej, ale staremu prykowi amorów się zachciało, a później chciał mnie na synową. -parsknął śmiechem. -Ej to nie śmieszne. -szturchnęłam go w ramię. -Co z tą niespodzianką?
  -Myślałem, że nie zapytasz.
  -Więc pytam i...?
  -Jak chcesz to się przebierz i jedziemy. Chyba nie chcemy się spóźnić.
  -A gdzie? -starałam się go pociągnąć za język, ale skubany nic nie chciał powiedzieć. Zrezygnowana poczłapałam do mojego pokoju, a za plecami usłyszałam chichot. Przebrałam się lekko obcisłe, niebieskie jeansy, miętową bluzkę z delikatnego materiału a na to zarzuciłam szary sweterek. Nie mogłam zapomnieć o moim kochanym naszyjniku. Zeszłam do niego na dół, a ten skurczybyk grzebał w kartonach. -Nie nudzi ci się?

  -Nie. I ja mam w tym chodzić. -wskazał na rzeczy wystające z pudła. Czy on jest aż taki niedomyślny? Podniósł na mnie wzrok i się uśmiechnął. -Ładnie wyglądasz.
  -Wyglądam normalnie. A teraz łaskawie chodź, bo mówiłeś, że się spóźnimy. -skierowałam się na hol, a z komody wyciągnęłam baleriny tego samego koloru co bluzka.
  -Wciąż go nosisz. -wziął wisiorek w rękę.
  -A mam ściągnąć?
  -Nie. Pamiętasz co ci wtedy powiedziałem?
  -Czekaj niech pomyślę... Chyba coś w stylu " właśnie się po tym poznamy".
  -I wyszło, że się nie poznaliśmy, a ja zgubiłem kluczyk. -to był impuls kiedy go przytuliłam.
  -To tylko kluczyk, a teraz łaskawie chodź, bo ciekawość mnie zżera. -uśmiechnął się. Zamknęłam dom i ruszyłam z Michaelem do samochodu. Wyjechaliśmy za miasto. Totalne pustkowie nic. Wyglądałam przez okno i co jakiś czas zauważałam, że Mike się we mnie co jakiś czas wpatruje.
  -Czy mam się czuć uprowadzona?
  -Niby czemu?
  -No wiesz... Jadę autem z Michaelem Jacksonem, a ja nawet nie wiem do kąd. Kto wie co ci po głowie chodzi. -dostrzegłam ten jego chytry uśmieszek.
  -Oj nie chcesz wiedzieć. -przez resztę drogi milczeliśmy, a cisza o dziwo nie dzwoniła mi w uszach. Po dość długiej podróży, Michael w końcu zaparkował przed jakimś domem. To nie był taki zwykły dom jednorodzinny, w tym domu zmieściło by się chyba ze dwadzieścia rodzin. Cały zrobiony z ciemnej cegły. Ciekawe kto w nim mieszka.
  -Chodź, mama już pewnie czeka... -co? Popatrzyłam się na niego, a ten się tylko uśmiechnął. Wysiadł, a ja uczyniłam to samo co on. Ruszyliśmy w kierunku drzwi. No ja wiedziałam, że on coś kombinuje, ale żeby aż tak? Nie pozostało mi nic innego jak stawić czoła temu co czeka mnie za tym dębowymi drzwiami...

"-Chciałeś mi coś powiedzieć?
-No tak...
-To teraz możesz mówić.
-Ale przy tobie zapominam."

~~~~~~~~~~~~
I jak? Bo osobiście mam odczucie, że czegoś mi tu brakuje i nie wiem czego.
Liczę na szczere opinie.
Pozdrawiam ;****
Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje :)

7 komentarzy:

  1. Hej!
    Mnie tu niczego nie brakuje, a nawet kogoś bym wykopała. xD Na pewno wiesz kogo. :D
    Ogólnie cieszę się, że się dogadują, chociaż zapowiada się coś ciekawego z Madonną. xD Jestem bardzo ciekawa czy da się jej omotać ten nasz Michael. :) Poza tym niech on nie udaje durnia, że nie wie o czym wszyscy dookoła mówią. Jasne jak słońce, że się w niej po prostu zakochał. xD
    Podoba mi się, naprawde, czekam na następny. :D
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że się podoba, bo byłam pewna, że nie przejdzie i będzie kicha. Czy Mad namiesz? Ty. Ja nawet na to nie wpadłam, ale właśnie coś wymyśliłam, więc dzięki ;)

      Usuń
  2. Hejka
    No i jestem, notka superowa.Madonna, nie znoszę jej, jest chamska nie miła, oby Michael na nią nie poleciał,ale nie ma u niego chyba szans. Jeszcze jest Harry, na pewno namiesza w życiu naszych bohaterów, tak samo jak Mad. Jestem ciekawa, gdzie Michael wiezie Jenn.
    Czekam na nexta
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, w końcu mogę skomentować xD
    Eh, jak ja się ciesze, że Mike już wie wszystko, nie ma kłamstw ani tajemnic i wgl jest zajebiście <333
    Haha jak widac każdy już dostrzega, że nasz Michaś wpadł po uszy xD Głupol udaje, że nic nie ma, ale nie da się serducha oszukać ;3
    Co do Mad, to tak małpy nie lubię, że Jenn mogła ją tam szpilą jakąs w dupę uwalić porządnie. Nosz kurde, mam nadzieję, że Michaś się nie da tej lafiryndzie.
    Ale wgl Jenn zazdrosna troszku była xD Haha jakie to urocze <3
    Z tą wizytą u rodzinki nieźle wykombinował xD
    Jenn biedna już nic nie może zrobić, nie wymiga się już haha :D
    Czekam z niecierpliwością na nexta! <3
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Elo żelo!
    Dawno nie komentowałam co? Tęskniłaś za mną, prawda? :*
    Dobra, przejdźmy do sedna.
    Ja tutaj czuję, że Misiek jest zazdrosnyyy, a Jenn tak samo. Niech się te małpiszony zejdą, bo padnę. A ta scena z tą blond lafiryndą XDD No myślałam, że zatłukę babę na miejscu. Uwieść to może, ale chyba tylko jakiegoś pantoflarza. Mikuś się nie da :*
    Dawaj mi tu następną notkę, bo cię trzepnę!

    /Twoja najukochańsza
    Martysia-Pysia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz jak ja tęskniłam. Zastanawiałam się czy cię w kiblu nie wciągło xD Trzepać to se możesz dywan xD

      Usuń
    2. Wiesz co mogę jeszcze strzepać? Bardzo chętnie strzepałabym węża Michaela ( ͡° ͜ʖ ͡°)

      Usuń