No hej mysie pysie!!!
Powracam do was z kolejną notką i mam nadzieję, że się spodoba.
Wiecie co wczoraj znalazłam? No nie zgadniecie... Bo ta osoba (to ja) jakiś rok temu miała zajawkę na rysowanie. No i właśnie znalazłam stare rysunki Michaela. Jak na to patrze to śmiać mi się
chce xD
Dodatkowo myślałam, że nie wstawię notki, bo zapodziałam mój "magiczny" zeszyt z opowiadaniem. Mądra ja, a leżał sobie pomiędzy książkami.
Wercia przystopuj bo ich tu zagadasz na śmierć.
Nie wiem czy nowa notka pojawi się za tydzień. Nauczyciele są tak kochani, że wiedzą jak ci zorganizować tydzień. :D
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania.
Proszę anonimowców o ujawnienie się.
Wecia
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Mieliście kiedyś tak, że nie wiedzieliście co zrobić. Z jednej strony kłamstwo, a z drugiej prawda. Podobno prawda nawet najgorsza jest lepsza od kłamstwa. Lecz nie w moim przypadku. Zawsze, za każdym razem, gdy powiedziałam coś z godnie z prawdą obrywało mi się. Za co? Nie wiem. W takich chwilach mam poważny mętlik w głowie i potrzebuję miejsca, gdzie mogłabym pomyśleć, zastanowić się nad całą sytuacją, aż w końcu podjąć decyzję. Takim miejscem jest plaża... Tak, niby to banalne, ale nie w moim przypadku. Miejsce, w którym zazwyczaj przesiaduję nie zostało jeszcze zniszczone przez tabuny ludzi i raczej nawet nie zostanie odkryte. Las w dobry sposób odstrasza niechcianych gości. Szum morza i wiatru pomaga mi myśleć o wszystkim i o niczym...
Na rozgrzanych od słońca kamieniach były porozkładane moje rzeczy. Kartki, ołówki, jakieś kredki wszystko po to by skończyć projekt. Wpatrywałam się w kartkę, na której powstawały buty. Nie takie zwykłe, bo wyjątkowe. Brakowało mi w nich czegoś, a chciałam żeby były idealne. Powietrze rozdarł krzyk mew. Wylądowały wokół mnie, domagając się swojego przysmaku, który zasze ze sobą przynosiłam. Z torby wyciągnęłam reklamówkę. Wysypałam na kamienie suchy chleb. Moi skrzydlaci przyjaciele rzucili się na przysmak. Wyglądały tak uroczo. Dorwałam czystą kartkę i już po chwili naszkicowałam "portret" jednej z nich. Jak ja dawno nie rysowałam dla przyjemności. Mewy przyglądały mi się z zaciekawieniem. Może i takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale otoczyły mnie, a część z nich przysiadła mi na ramionach i nogach, a kolejne dwie przysiadły mi na głowie. Te zwierzęta rozumiały mnie bez słów. Nie wiem może mi się wydawało, ale zawsze gdy byłam przybita starały się mnie pocieszyć. Skończony rysunek pokazałam ptakom, które wydały z siebie taki jakby skrzek zadowolenia., po czym schowałam go do teczki. Wsłuchałam się w szum fal. I jak to zwykle bywa w takich momentach zatopiłam się we własnych myślach. Tym razem dotyczyły przyszłości. Marzyłam o rodzinie. Trójka dzieci, ja i on. Lecz ten ON nigdy się nie zjawił i chyba już się nie zjawi. Najwidoczniej jest mi dane zostać starą panną z tuzinem kotów. Sam jest szczęśliwa z Paulem i niech tak pozostanie. Po części cieszę się jej szczęściem, ale jakby tak.... Ehh... Jennifer nie katuj się tymi myślami, bo się depresji nabawisz. Już po raz kolejny odmówiłam w myślach moją modlitwę, a raczej prośbę. "Dobry Boże, ja wiem, że jesteś zajęty, ale jakbyś znalazł chwilkę to mógłbyś mi zesłać kogoś w kim miałabym oparcie w życiu". Po paru minutach zdałam sobie sprawę, że ktoś siedzi obok mnie. Mało tego uporczywie mi się przygląda. Nawet nie spostrzegłam, kiedy moje przyjacióki odleciały. Czyżby moje modlitwy zostały wysłuchanie? Otworzyłam oczy i obróciłam się w stronę tego kogoś... No szlag by was jasny trafił! Ja tu się modlę o szczęście, a wy mi tu zsyłacie problem w postaci Michaela Jacksona. Oj ja już wiem kto tam u góry go przysłał. Opamiętałam się. Uśmiechnął się do mnie i wrócił do wpatrywania się w coś co leżało obok mnie. Momentalnie to zamknęłam.
-No hej.
-A dzień dobry. -musiał no musiał to wziąć do ręki i zacząć przeglądać. -Czy mogę dostać z powrotem to co należy do mnie?-wskazałam na teczkę.
-To dlaczego pisze tu Michael Jackson?-wyrwałam mu je i schowałam do reszty kartek. -Ej, ale ja chciałem zobaczyć jak będę w tym wyglądać.
-Przykro mi. Niestety takie rzeczy przekazuje tylko w biurze. -zaczęłam powoli zbierać swoje manatki do torby. Niestety pewien osobnik ciągle je wyjmował. -Mógłbyś skończyć?
-Jak dostane projekt.
-Mam jeszcze ponad dwa tygodnie na oddanie.
-A właśnie, że pokażesz mi je teraz. -zaczął się niebezbiecznie zbliżać. Nie wszystko tylko nie łaskotki.
-Nie... Michael...hahahaha...przestań...pro...hahaha...sze. -ja się chyba za chwilę zapowietrze.
-Przestanę jak dasz zobaczyć.
-Po moim trupie... -mogłam nie wypowiadać tych słów. On chyba serio chce mnie załaskotać na śmierć. Jeszcze bardziej chce mi się śmiać na myśl o tym, że wyglądamy jak dwa wariaty z psychiatryka. Tak, ciekawie to wygląda. Na piasku leży dziewczyna pokładająca się ze śmiechu, a na niej siedzi okrakiem król popu. Zabrałam się w sobie i postanowiłam go z siebie zepchnąć. Zrobiłam zamach, jakbym chciała zrobić przewrót w tył. Hurrra! Michael leży główą w piachu, a ja kręgosłup mam cały. Przewróciłam się na bok i chichrałam się dalej. Michael wstał strzepując piasek z kapelusza.
-To teraz się doigrasz. -podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.skierował się w stronę morza.
-Oj nie mości książę. Ja chcę być jeszcze sucha. -wyrwałam mu się. Czmychnęłam w stronę głazów, na których siedziałam. Michael biegł za mną cały czas się potykając. W pewnym momencie przeszły grzmot zwiastujący burzę. Przystanęłam, aby przyjrzeć się niebu. Ktoś we mnie uderzył. Upadłam na piasek, a ta osoba na mnie. -Lecisz na mnie Jackson. -na te słowa zaczerwienił się , nasze spojrzenia się spotkały. Zatopiłam się w jego ciemnych oczach. Trwaliśmy tak dopóki głosik w mojej głowie nie uruchomił czerwonej lampki. "On jest za blisko" krzyczało coś w środku
-Michael?...
-Tak... -najwidoczniej też o czymś myślał sądząc po jego rozmarzonym wzroku.
-Zgniatasz mnie. -wyszeptalłam mu do ucha.
-Wybacz. -zerwał się z ziemi. Speszył się i przugryzł wargę. Jak on słodko wygląda jak to robi. Pomógł mi wstać. Pojedyńcze krople deszczu zaczęły spadać na ziemię. Starałam się jak najszybciej schować moje rzeczy do torby. W tym czasie mżawka przerodziła się w ulewę.
-Chodź. -pociągnęłam go za rękaw. Przecież bie mogłam pozwolić, aby moknął na deszczu, ale z drugiej strony coś mi podpowiadało, że nie powinnam. Mam za dobre serce.
-Nie chcę się narzucać... A poza tym z cukru nie jestem. -taaa... Z cukru to on nie jest, ale jest cały mokry, zresztą ja też.
-Chodź... -pociagnęłam go bardziej stanowczo. -Jak będziesz chory to nie miej do mnie pretensji. -zrobiłam tą swoją przekonywującą minę. Dalej się wahał. Argumentów ciąg dalszy. -Wyschniesz, napijesz się herbaty i sobie pójdziesz. -pod wpływem wody ubranie robiło się coraz cięższe, a włosy kleiły się do twarzy. -No to nie... Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam dłużej moknąć. -obróciłam się na pięcie i ruszyłam w tylko sobie znanym kierunku. Już po chwili usłyszałam za sobą chlupt wody.
-Czy twoje zaproszenie dalej jest aktualne? -podszedł do mnie i spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami, które są źródłem westchnień milionów kobiet na całym świecie. Ponownie pociagnęłam go za rękaw. Ruszyliśmy w stronę domku. Wyglądało to mniej więcej tak, że ja biegłam przodem wpadając do co drugiej kałuży, a Mike próbował dotrzymać mi kroku. Postanowiłam,z że wejdziemy przez furtkę w ogrodzie. Po przekroczeniu drzwiczek z ust Michaela dało się słyszeć "Wow". Nie powiem, ale ogród wyglądał lepiej w słoneczne dni, chociaż teraz też robił niezłe wrażenie. Zaprowadziłam go pod drzwi, po czym nacisnęłam klamkę. Nic... Spróbowałam jeszcze raz. Drzwi nie chciały ustąpić. No tak Sam znowu gdzieś wybyła. Włożyłam rękę do doniczki, w której teoretycznie powinny być klucze. Niestety nie było ich tam.
-Zatłukę kiedyś tą dziewuche. -wymamrotałam.
-Czy coś się stało? -po tym pytaniu olśniło mnie. Przecież okno do mojego pokoju jest zawsze otwarte.
-Zaraz wracam. -rzuciłam i już miałam biec pod okno, gdy przypomniałam sobie, że nie będę tam wchodzić z torbą na ramieniu. Podałam ją Michaelowi. -Mógłbyś?
-Jasne. -ruszyłam w wyznaczone miejsce, by już po chwili wspinać się po ścianie...
*****
Ciekawa z niej osóbka. Ciutkę roztrzepana, ale ma swposób wyjątkowa. Gdy zobaczyłem ją jak siedzi na plaży musiałem do niej podejść. Lecz po chwili dostrzegłem, że otaczają ją skrzydlate stworzenia. Uśiechnąłem się pod nosem na myśl, że jedna z nich siedziała jej na głowie. Tak sobie stałem pod tymi drzwiami już dosyć długo. Ciekawe gdzie poszła. Usłyszałem za sobą dźwięk przekręcanego klucza.
-Pan to do mnie? -stała w drzwiach z promiennym uśmiechem. Wzięła ode mnie torbę i zaprosiła mnie do środka. Z krzesła porwała ręcznik, który mi podała. Z szafy wyciągnęła karton, z którego wyłoniła się błekitna koszula i czarne spodnie. -Powinny pasować. -wręczyła mi rzeczy. -Łazienka schodami w górę i w lewo. -ruszyłem we wskazanym kierunku. Po drodze podziwiałem wnętrze mieszkania. Urządzone skromnie, ale z klasą. Gdy byłem już przebrany jakimś cudem trafiłem do kuchni, gdzie czekała na mnie gospodyni. Ciekawe gdzie się przebrała.
-Daj. -wyciągnęła rękę w stronę ubrań w mojej dłoni. Zabrała je, wyszła i już po chwili wróciła podając mi kubek z parującą cieczą. Usiadła na przeciw mnie. -Mogę ci zadać pytanie?
-Pytaj o co chcesz.
-Co robiłeś sam na plaży? -rzuciłem jej pytające spojrzenie. Zmieszała się. -Chodzi mi o to, czy nie powinieneś być w towarzystwie ochroniarzy w razie napadu fnów? -czy ona się o mnie troszczy?
-A uwierz, że chwilę przed tym jak cię spotkałem miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z napalonymi fankami. - zaśmialiśy się. Zaczęliśmy żartować ze wszystkiego. Ona rzucała sucharami, a ja różnymi anegdotkami z mojego życia. W jej towarzystwie czułem się niezwykle swobodnie. Rozumieliśmy się bez słów. Czas nam mijał niezwykle szybko i nim się obejrzałaem dopijaliśmy drugo kubek herbaty. Kolejna historyjka za nami, a końca nie było widać.
-...no i ja tak stałem na środku garderoby, a ta fanka zaczęła ściągać szlafrok. -widziałem jak się powstrzymuje od śmiechu, żeby później nim wybuchnąć. -Wiesz, to nie było śmieszne...
-Zależy dla kogo. -cały czas chichotała. -Ciekawie to musiało wyglądać. Michael Jackson sam na sam z napaloną fanką, która chce go przelecieć. -zawiesiła wzrok nad czymś myśląc. -Nie... nie potrafię sobie tego wyobrazić. -mówiła przez łzy. Sam niedługo byłem poważny, już po chwili śmiałem się jak głupi. Po pięciu minutach uspokoiliśmy się. Wpatrywałem się w jej piękne oczy. Poczułem dziwny dreszcz przechodzący moje ciało. Musiała coś wyczuć, bo przerwała kontakt wzrokowy, a między nami zapadła niezręczna cisza. To wszystko przerwał odgłos przekręcanego klucza w zamku. Na ten dźwięk Jennifer zerwała się, w jej oczach zobaczyłem dziwny błysk,a usta wygięły się w szatański uśmiech.
-Jak tu wejdzie to udawaj kukłę. -szepnęła mi do ucha. Jak gdyby nigdy nic oparła się o blat kuchenny. Do pomieszczenia weszła blondynka z wielkim pudłem w ręku. Na prośbę Jennifer udałem posąg. Byłem strasznie ciekaw co kombinuje.
-Przyniosłam pluszaki, które zamówiłaś. -Jennifer mruknęła. Nieznajoma spojrzała na mnie.-Jenn...Czy...czy on jest prawdziwy?
-A może by tak cześć. -rzekła z wyrzutem. -A to coś nie jest prawdziwe. Potrzebne mi do projektu.
-A czy mogłabym później...
-Nie nie mogłabyś, bo to coś jest do wzrotu. -wskazała na mnie palcem. -Poza tym masz tego swojego Jacksona na ścianch, a jego płyty walają się po całym domu. -dziewczyna już nic nie mówiła, tylko wyszła z pokoju. Nie mogłem się powstrzymać od wybuchu śmiechu. Jennifer najwidoczniej to zauważyła i pokazała mi palcem, abym był cicho. Jakby wiedziała, że jej koleżanka miała zaraz wrócić.
-Trzy, dwa, jeden...-wskazała w stronę drzwi, przez które wparowała dziewczyna.
-Dobra. Jeżeli to jest kukła... -wskazała na mnie znacząco palcem. -To po co ci tyle kubków?
-Suszy mnie. -wymówka na miarę XX wieku. Widziałem, że w duchu powstrzymuje się od chchotu.
-Coś ci nie wierzę, że tyle wypiłaś.
-Okej. Jak chcesz to nie wierz. -muszę przyznać niezła z niej aktorka. -Ale czy, gdyby to był prawdziwy Michael Jackson... -niezła z niej aktorka. -...mogłabym zrobić to?
Zbliżyła się do mnie i dała mi pstryczka w nos. Normalnie to nie boli, ale mimowolnie złapałem się za nos.
-Ej to bolało! -krzyknąłem. Jennifer pokładała się ze śmiechu. Ja widząc zdezorientowaną minę dziewczyny również się zaśmiałem.
-Sam twoja mina jest bezcenna.
-Ale...że...jak...co? -z każdym słowem się coraz bardziej jąkała. Jej zakłopotanie było zabawne. Po chwili się opamiętała. -To ja się pójdę ogarnąć. -czym prędzej wyszła. Spojrzałem na Jennifer.
-Nie mogłaś się powstrzymać?
-Wybacz, ale nie mogłam. Jej mina była tego warta. -uśmiechnąłem się. Podeszła do kartonu, który zostawiła Sam. Wyciągła z niej jednego misia. -Idealne. -szepnęła. Podeszłem do niej chcąc sprawdzić co ciekawego skrywa jeszcze to pudło. Okazało, że jest w nim chyba z tysiąc pluszaków.
-Dla kogo to?
-Dla dzieci. Pomógłyś mi zawiązać wstążki?
-Jasne. -poszła do jakiegoś pokoju, z którego wróciła z mnóstwem kolorowych wstążek w ręce. Zabraliśmy się do pracy. Po siedemdziesięciu wstążkach zrobiliśmy przerwę na drobną przekąskę. Niestety musiałem wracać. Tom zadzwonił z ochrzanem, że chodzę sam bez obstawy. Pożegnałem się. Wróciłem do swojej samotni, w której zorientowałem się, że mam na sobie ciuchy, które dała mi Jennifer. Kolejny wieczór mam spędzić samotnie. A gdyby tak...nie to głupi pomysł...
-Pan to do mnie? -stała w drzwiach z promiennym uśmiechem. Wzięła ode mnie torbę i zaprosiła mnie do środka. Z krzesła porwała ręcznik, który mi podała. Z szafy wyciągnęła karton, z którego wyłoniła się błekitna koszula i czarne spodnie. -Powinny pasować. -wręczyła mi rzeczy. -Łazienka schodami w górę i w lewo. -ruszyłem we wskazanym kierunku. Po drodze podziwiałem wnętrze mieszkania. Urządzone skromnie, ale z klasą. Gdy byłem już przebrany jakimś cudem trafiłem do kuchni, gdzie czekała na mnie gospodyni. Ciekawe gdzie się przebrała.
-Daj. -wyciągnęła rękę w stronę ubrań w mojej dłoni. Zabrała je, wyszła i już po chwili wróciła podając mi kubek z parującą cieczą. Usiadła na przeciw mnie. -Mogę ci zadać pytanie?
-Pytaj o co chcesz.
-Co robiłeś sam na plaży? -rzuciłem jej pytające spojrzenie. Zmieszała się. -Chodzi mi o to, czy nie powinieneś być w towarzystwie ochroniarzy w razie napadu fnów? -czy ona się o mnie troszczy?
-A uwierz, że chwilę przed tym jak cię spotkałem miałem bliskie spotkanie trzeciego stopnia z napalonymi fankami. - zaśmialiśy się. Zaczęliśmy żartować ze wszystkiego. Ona rzucała sucharami, a ja różnymi anegdotkami z mojego życia. W jej towarzystwie czułem się niezwykle swobodnie. Rozumieliśmy się bez słów. Czas nam mijał niezwykle szybko i nim się obejrzałaem dopijaliśmy drugo kubek herbaty. Kolejna historyjka za nami, a końca nie było widać.
-...no i ja tak stałem na środku garderoby, a ta fanka zaczęła ściągać szlafrok. -widziałem jak się powstrzymuje od śmiechu, żeby później nim wybuchnąć. -Wiesz, to nie było śmieszne...
-Zależy dla kogo. -cały czas chichotała. -Ciekawie to musiało wyglądać. Michael Jackson sam na sam z napaloną fanką, która chce go przelecieć. -zawiesiła wzrok nad czymś myśląc. -Nie... nie potrafię sobie tego wyobrazić. -mówiła przez łzy. Sam niedługo byłem poważny, już po chwili śmiałem się jak głupi. Po pięciu minutach uspokoiliśmy się. Wpatrywałem się w jej piękne oczy. Poczułem dziwny dreszcz przechodzący moje ciało. Musiała coś wyczuć, bo przerwała kontakt wzrokowy, a między nami zapadła niezręczna cisza. To wszystko przerwał odgłos przekręcanego klucza w zamku. Na ten dźwięk Jennifer zerwała się, w jej oczach zobaczyłem dziwny błysk,a usta wygięły się w szatański uśmiech.
-Jak tu wejdzie to udawaj kukłę. -szepnęła mi do ucha. Jak gdyby nigdy nic oparła się o blat kuchenny. Do pomieszczenia weszła blondynka z wielkim pudłem w ręku. Na prośbę Jennifer udałem posąg. Byłem strasznie ciekaw co kombinuje.
-Przyniosłam pluszaki, które zamówiłaś. -Jennifer mruknęła. Nieznajoma spojrzała na mnie.-Jenn...Czy...czy on jest prawdziwy?
-A może by tak cześć. -rzekła z wyrzutem. -A to coś nie jest prawdziwe. Potrzebne mi do projektu.
-A czy mogłabym później...
-Nie nie mogłabyś, bo to coś jest do wzrotu. -wskazała na mnie palcem. -Poza tym masz tego swojego Jacksona na ścianch, a jego płyty walają się po całym domu. -dziewczyna już nic nie mówiła, tylko wyszła z pokoju. Nie mogłem się powstrzymać od wybuchu śmiechu. Jennifer najwidoczniej to zauważyła i pokazała mi palcem, abym był cicho. Jakby wiedziała, że jej koleżanka miała zaraz wrócić.
-Trzy, dwa, jeden...-wskazała w stronę drzwi, przez które wparowała dziewczyna.
-Dobra. Jeżeli to jest kukła... -wskazała na mnie znacząco palcem. -To po co ci tyle kubków?
-Suszy mnie. -wymówka na miarę XX wieku. Widziałem, że w duchu powstrzymuje się od chchotu.
-Coś ci nie wierzę, że tyle wypiłaś.
-Okej. Jak chcesz to nie wierz. -muszę przyznać niezła z niej aktorka. -Ale czy, gdyby to był prawdziwy Michael Jackson... -niezła z niej aktorka. -...mogłabym zrobić to?
Zbliżyła się do mnie i dała mi pstryczka w nos. Normalnie to nie boli, ale mimowolnie złapałem się za nos.
-Ej to bolało! -krzyknąłem. Jennifer pokładała się ze śmiechu. Ja widząc zdezorientowaną minę dziewczyny również się zaśmiałem.
-Sam twoja mina jest bezcenna.
-Ale...że...jak...co? -z każdym słowem się coraz bardziej jąkała. Jej zakłopotanie było zabawne. Po chwili się opamiętała. -To ja się pójdę ogarnąć. -czym prędzej wyszła. Spojrzałem na Jennifer.
-Nie mogłaś się powstrzymać?
-Wybacz, ale nie mogłam. Jej mina była tego warta. -uśmiechnąłem się. Podeszła do kartonu, który zostawiła Sam. Wyciągła z niej jednego misia. -Idealne. -szepnęła. Podeszłem do niej chcąc sprawdzić co ciekawego skrywa jeszcze to pudło. Okazało, że jest w nim chyba z tysiąc pluszaków.
-Dla kogo to?
-Dla dzieci. Pomógłyś mi zawiązać wstążki?
-Jasne. -poszła do jakiegoś pokoju, z którego wróciła z mnóstwem kolorowych wstążek w ręce. Zabraliśmy się do pracy. Po siedemdziesięciu wstążkach zrobiliśmy przerwę na drobną przekąskę. Niestety musiałem wracać. Tom zadzwonił z ochrzanem, że chodzę sam bez obstawy. Pożegnałem się. Wróciłem do swojej samotni, w której zorientowałem się, że mam na sobie ciuchy, które dała mi Jennifer. Kolejny wieczór mam spędzić samotnie. A gdyby tak...nie to głupi pomysł...
*****
-To teraz jak na spowiedzi z kąd go znasz? -do kuchni wparowała Sam.
-Z pracy.
-I chyba nie tylko z pracy. -w jej głosie było słychać ironię.
-Okej, pamiętasz jak ostatnio poszłam na spacer i późno wróciłam?
-No i co to ma do... -chyba skojarzyła fakty. -Mówiłaś, że spotkałaś się z przeszłością.
-Właśnie.
-Czy ty mi chcesz powiedzieć, że Michael Jackson był twoim przyjacielem? -mogłam jej to wcześniej powiedzieć. Na pewno wyglądało ny to zupełnie inaczej. -No to opowiadaj jak tam spotkanie po latach?
-Nijak.
-Nie powiedziałaś mu?
-Boję się. -Sam zakrztusiła się powietrzem.
-Chcesz mi powiedzieć, że się boisz mu powiedzieć prawdę? -skinęłam głową. -Kobieto! Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam, a ty się boisz powiedzieć coś takiego? -nie odezwałam się. -Skoro tak to powiedz mi dlaczego?
-Czerwone pudło na strychu, po prawej stronie od wejścia. -pobiegła na górę, by po paru minutach zbiec na dół i mnie przytulić. Nie potrafiłam dłużej wytrzymać i się poryczałam.
-Ty płaczesz?
-Nie oczy mi się pocą. -zaśmiała się.
-Twoje poczucie humoru nigdy cię nie opuszcza. -spoważniała -Ale wiesz, że nie możesz go okłamywać. Najgorsza prawda boli mniej niż kłamstwo.
-Wiem... Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem bezradna. Mam świadomość, że go ranię ale mam taką wewnętrzną blokadę, której nie potrafię przejść.
-Ja ci mówię, że im szybciej to zrobisz tym mniej będzie problemów. -ruszyła w stronę drzwi. -Idę spać i tobie też to radzę. -już miała wchodzić na schody, gdy jej głowa ponownie pojawiła się w futrynie. -Sama mu to powiesz, a ja nie kiwnę palcem. -już na dobre zostawiła mnie samą. Jej słowa dały mi do myślenia. Bardzo często potrafię coś spieprzyć. Niestety tym razem zepsułam to na samm początku i nie wiem jak to odkręcić. Jeżeli zaczęłam bawić się kłamstwami, powinnam je poprowadzić do końca. Robię źle i to czuję, ale nie chcę przyzwyczajać się do czegoś co nie przetrwa...nawet jeśli miała by to być przyjaźń. Wróciłam do wiązania wstążek. Około pierwszej w nocy skończyłam moją żmudną pracę. Byłam zadowolona z efektu. Postanowiłam w końcu się położyć. Jednak nie chciało mi się spać. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w gwiazdy. Piękny widok... Taki magiczny. Wypatrzyłam dwie najjaśniejsze. Szkoda, że nie ma was ze mną. Moje powieki robiły się coraz cięższe. Nim się obejrzałam zasnęłam w pozycji siedzącej. Tym razem blask gwiazd postanowił mi towarzyszyć w krainie snów...
"Jeżeli masz coś powiedzieć zrób to jak najprędzej, bo później będziesz tego żałować."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak podoba się? Mi się wydaje czy jakby dłuższy wyszedł. No nic. Za jakiekolwiek błędy szczerze przepraszam. Człowiek nie maszyna ma prawo się pomylić. Mam nadzieję, że się podobało. Jeszcze raz zapraszam do komentowania.
Do zobaczenia za tydzień lub dwa. :D
Pozdrowionka
Wecia
<3<3<3
Komentarz=motywacja ;)
Mewy siedzące na głowie. xD Mistrzostwo. :D Kiedy sobie to wyobraziłam, aż się uśmiechnełam. :D Michaś chyba się zakochuje... o.O Ale chyba jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. xD Coś czuję, że wynikną z tego niezłe jaja. :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwościa na następny, pozdrowienia. :D
A dziękuję bardzo. Jaja to będą. Nie wiem kiedy, ale będą. Mewy to mi tam jakoś tak na spontana weszły. Pozdrawiam :)
UsuńHeeej<3
OdpowiedzUsuńKurde, co tak krótko? :C Niby dłuższy ale i tak dla mnie za krótki xD<3
Mega mega mi się podobało :3 No i znów się spotkali, jak widać tak łatwo od siebie nie uciekną hehe :D
Wkurza mnie tylko, że Jenn wciąż okłamuje Michasia. No nie wiem, ale ja zawsze brzydziłam się dwoma rzeczami i byłam zawsze zdania, że ich nie można ot tak wybaczyć: a były to kłamstwo i zdrada.
Nie powinna go okłamywać, ma prawo wiedzieć bym bardziej że nie było to jednorazowe spotkanie a pracuje teraz dla niego, widują się a ona w żywe oczy mu kłamie, mimo iż nie ma powodu... Kłamstwo można uzasadnić w przeciwieństwie do zdrady, ale Jenn nie ma żadnego uzasadnienia w moich oczach. Szkoda mi tutaj Michasia, serio. Bo na bank go to potem zaboli, a im dłużej go okłamuje tym będzie gorzej.
No nic, czekam z niecierpliwością na nn<333
Hej!
OdpowiedzUsuńZaprosiłaś mnie to jestem :)
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie, ale kur.. ka , czemu tak krótko? Ja tu żądze mam xD Jestem ogólem wkurwiona na Jenn, bo kobita huk wie czemu chce to jeszcze ukrywać. Rozumiem, boi się, ale później on może ją znienawidzić. Nie mam nic na jej wytłumaczenie i najchetniej to bym jej do łebka przypierdoliła, że aż by zmądrzała xD
Weeeny i pozdrawiam :*
~Kasia
Sama mam ochotę jej pieprznąć za te jej zachowanie, ale pedziała mi, że szykuje się niezłe wydarzonko ;)
UsuńJestem!
OdpowiedzUsuńNo kiedy ona powie Michaelowi prawdę ;_; ja nadal czekam ;_;
na początku, kiedy ten zabrał Jenn kartkę, to się wkurzyłam xd serio. XD bo to w końcu rzecz Jenn, a ten bez pytania bierze XD
Jak moja wypowiedź jest bez ładu i składu to sorry. Jest 22, a ja o tej h praktycznie już nie myślę.
Czekam na nn
Ważka
Po pierwsze: Cześć słońce!
OdpowiedzUsuńPo drugie: Narobiłam opowiadanie.
Po trzecie: Zdaje sobie sprawe, że wszyscy chcą mocny wpierdol. Jak nie leki i bijatyki, to kurwa kłamczuszki. Nie powiem, Jenn powinna się dwa razy zastanowić zanim coś powie. A zwłaszcza jeżeli chodzi o kłamstwo, które jest okrutne, złe i ble :D Tak długo już się widują, a tu dupa, Jenn ciągle siedzi w tym dołku, który sam sobie wykopała.
/Pozdro Martyna