Dzisiaj jest piątek weekendu początek i to długiego. Jakieś plany? Jak minął dzień? U mnie ciężko. Bałam się, że nie zdążę z notką, ale się wyrobiłam. Pisanie jeszcze raz nie uśmiechało mi się, ale cóż życie... nie? Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania mam nadzieję że będzie się wam podobać.
Pozdrowionka
Wecia
<3
~~~~~~~~~~~~~~~~
*****
Cierpienie. Słowo, które kojarzy nam się jedynie z bólem, ale dlaczego doświadczają go małe niewinne istoty jakimi są dzieci. Co zrobiły światu, że je tak ukarał? Nie zaznają szczęścia. Dlaczego? Dlatego, że odejdą wcześniej, zabrane przez chorobę. Każdy rodzic powinien być dumny z takiego dziecka, które pogodziło się ze swoim losem, a może wie, że po drugiej stronie znajdzie wytchnienie i wieczną radość. Wracałam ze szpitala. Córka mojej przyrodniej siostry umiera na cichego zabójcę jakim jest nowotwór. Wykryty zbyt późno przekreślił jej szansę na szczęśliwą przyszłość.
Weszłam do parku, aby choć na chwilę zapomnieć o otaczającym mnie świecie i jego problemach. Nie miałam ochoty wracać do domu. Błądziłam bez celu po zielonej okolicy. Co rusz wpadłam na przechodniów, którzy obdarzali mnie siarczystym przekleństwem, a z mojej strony było puste przepraszam. Gdzie oni tak gnają? Zatracają się we własnym świecie zapominając o najważniejszym. Spacerowałam tak od dobrej godziny więc postanowiłam udać się w stronę mojej oazy ciszy w pobliżu stawu. Skręcałam w kolejną alejkę drzew. Szłam ze wzrokiem wbitym w ziemię, gdy nagle uderzyłam o coś miękkiego, a raczej o kogoś... Poczułam, że moja koszulka jest mokra i pachnie... pomarańczą?
-Strasznie pana przepraszam. Powinnam patrzeć jak chodzę.
-To ja powinienem patrzeć jak chodzę pani projektant.- po tym jak dotarły do mnie jego słowa uniosłam głowę i zdałam sobie sprawę z kim się zderzyłam. Tylko jedna osoba na tym świecie ma czekoladowe oczy, czarne, kręcone włosy i ten... ten niebiański uśmiech. -To ja powinienem przeprosić. Przeze mnie masz bluzkę ociekającą sokiem pomarańczowym.
-Nic się nie stało panie Jackson, a poza tym lubię sok pomarańczowy.- brawo!! Jennifer właśnie zrobiłaś z siebie idiotkę roku.
-Proszę mi mówić Michael, aż tak stary to ja nie jestem.
-Jennnifer.- wyciągnęłam rękę i posłałam mu lekki uśmiech, który odwzajemnił tak jak uścisk dłoni.
-To może w ramach przeprosin dałabyś się zaprosić na lody?- "Odmów mu. Spław kolesia, bo będziesz cierpieć"
-No nie wiem.
- Plooose.- zrobił minę pięciolatka proszącego mamę o zabawkę. Czyli, że pod tym względem się niewiele zmienił. -Obiecuję, że nic co jest zdatne do jedzenia nie wyląduje na tobie. -teraz mu ładnie odmówię i sobie pójdę. Chyba widział, że się waham, bo zrobił te swoje maślane oczka. I porwałam się z motyką na słońce. Wybuchłam śmiechem. Widziałam jak Mike stoi zdezorientowany. Wyminęłam go i ruszyłam przed siebie. Zrobiłam parę kroków, a następnie odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem.
-No idziesz czy nie na te lody.- widząc moją reakcję podbiegł do mnie z bananem na twarzy. Ruszyliśmy w stronę lodziarni. Będę tego żałować do końca życia, że go okłamuje, ale dziwi mnie, że on mnie nie poznał. Przecież miałam się odseparować od przeszłości. Kobieto co ty wyprawiasz. W mojej głowie tłukły się myśli. Miałam wrażenie, że mi się przygląda.. Nie wydaje ci się. Nagle poczułam, że szturcha mnie w ramię. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Mogłabyś?-wskazał na drzwi.-Nie chcę robić zamieszania moją osobą.
-Jasne. -ruszyłam w stronę drzwi, gdy sobie o czymś przypomniałam. -Guma balonowa?
-Tak.- odpowiedział krótko. Wydawał się być lekko zdziwiony.
"Ale wtopa."
Weszłam do środka znikając w tłumie ludzi...
*****
Skąd ona to wiedziała? Nie przypominam sobie, abym wspominał o tym w jakimś wywiadzie. Nie wygląda na moją fankę i się tak nie zachowuje. Jest inna wyjątkowa. Ona miała w sobie to coś... nie wiem czym mogłoby być to coś, ale to ma. Te oczy takie znajome... Ach ta amnezja spowodowana wypadkiem na planie Pepsi. Spytam się Janet ona na pewno będzie wiedziała. Głupie wrażenie spotkania jej.
-No panie King of pop schodzimy na ziemię. -stała przede mną uśmiechnięta. -Będziesz tak stał? Czy weźmiesz te lody?-i ma gadane. Ciekawe czy lubi oglądać bajki Disneya.
"Heloł... Jackson... Czyżbyś spotkał ideał kobiety?"
"Mógłbyś się przymknąć?"
"Teoretycznie bym mógł, ale nie mogę, bo ona widzi jak się na nią patrzysz, a w tym momencie pęka ze śmiechu."
Podświadomość wyrwała mnie z rozmyślań.
-Ej Jackson! Skończ się buforować bo lody się topią.
-Co?-ponownie wybuchła śmiechem.
-Lody się topią coś ci to mówi?
-A tak...-lekko się speszyłem.- Wybacz. - właśnie sobie uświadomiłem, że się śliniłem jak szczeniak. Wziąłem od niej moją porcję i ruszyliśmy w stronę parku. Kątem oka przeglądałem się jej jak "pochłania" swoją porcję deseru jagodowego. Jagodowy... już ktoś je ze mną jadł... ale kto?
-Mam coś na twarzy?-po chwili spytała. "Uuuu wkopałeś się Jackson."
-Nie nie masz.
-To na co tak spoglądasz?
-Na pewną ładną kobietę.
-Co?-zaczęła się rozglądać.-Gdzie ty ją widzisz?-uśmiechnąłem się pod nosem. Ruszyła dalej, a ja za nią.
*****
Ja mu zaraz dam ładna to mu ten uśmieszek z twarzy zejdzie. Dokończyłam w pośpiechu swoje lody. Taka okazja trafia się raz w życiu. Postanowiłam zrobić mu na złość. Gdy przybliżał swój deser do ust 'lekko' popchnęłam jego ręce tak, że całą twarz miał upaćkaną lodami. Wybuchłam śmiechem.
-Masz coś na twarzy? -wskazałam palcem na jego buźkę, nie mogąc przestać się śmiać.
-Ty mała...-zaczęłam uciekać. Przeczuwałam co się święci. -Pożałujesz tego!-wykrzyknął w moją stronę. Słyszałam jego krzyki jaka to ja nie jestem zła i jak bardzo tego pożałuje. Z każdym krokiem biegłam coraz szybciej.-Złap mnie jeśli potrafisz!-rzuciłam w jego stronę, gdy kątem oka dostrzegłam, że się zbliża. Oj nie tak łatwo to on mnie nie złapie. Wspięłam się na najwyższe drzewo. Przycupnęłam na gałęzi i czekałam... Ile można czekać?! Po paru długich minutach zauważyłam jego sylwetkę idącą w kierunku drzewa, na którym siedziałam. Nie wiem jakim cudem mnie nie zauważył, ale chwała mu za to.
-Jennifer... Weź wyłaź...-zbliżał się pod gałąź na której siedziałam.-Wygrałaś! Słyszysz?! Poddaje się!-matko boska on się poddaje, to nie w jego stylu, ale co mi tam i tak mam już przekichane. Zeskoczyłam z gałęzi krzycząc:
-Orientuj się Jackson!- runęłam na niego. Ataku z powietrza to on się nie spodziewał. Leżałam na trawie wijąc się ze śmiechu.
-Wariatka.
-Dopiero teraz to stwierdziłeś?- uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów. Zrobiło mi się smutno na myśl, że go okłamuje. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu 10 nieodebranych połączeń od Sam. Ona mnie zabije.
-Coś się stało?
-Wybacz Michael, ale muszę się zbierać.-wstałam otrzepując się z trawy. Zarzuciłam torbę na ramię- To cześć.- Ruszyłam w stronę domu.
-Do zobaczenia.-krzyknął za mną, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem.Na myśl o kazaniu przyjaciółki odechciewało mi się wszystkiego. Po 15 minutach weszłam przez furtkę. Spojrzałam na nasz domek. Wyglądał cudownie w maju, niczym z bajki. Z prawej strony obrośnięty bluszczem. Okna przez, które wpadało zawsze dużo światła i drzwi z kołatką dodawały mu niezwykłego uroku. Pomyśleć, że same na to wszystko zapracowałyśmy. Wzięłam głęboki oddech i przekroczyłam próg mieszkanka... i się zaczęło.
-Gdzieś ty się podziewała?
-Aaaaaa...byłam na spotkaniu z przeszłością.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Kobieto, ale cztery godziny? Za to idziesz jutro ze mną na zakupy.-powiedziała to z tryumfującym uśmiechem.
-Za jakie grzechy?-uderzałam głową o ścianę. Zawsze tak robię, gdy jestem poirytowana.
-A no za to, że twoja przeszłość ukradła mi cię na pół dnia!-jakby wiedziała, że ta przeszłość wisi u nie w pokoju na połowie ściany to inaczej by mówiła. Wymieniłam tę kąśliwą uwagę w myślach.-Co ty masz na bluzce?
-Sok pomarańczowy.-posłała mi mordercze spojrzenie i wróciła do salonu.
Ruszyłam w stronę swojego pokoju. Opadłam na krzesło przy biurku. Z rezygnacją sięgnęłam po kartki, które czekały, aż na nich nakreśle szkic kolejnego stroju. Powłóczyłam się do łazienki zażywając szybkiego prysznicu. Położyłam się na łóżku i bezmyślnie gapiłam się w sufit. Nawet nie spostrzegłam kiedy zamknęłam oczy. Zorientowałam się dopiero gdy ukazał mi się Michael i jego ciemne oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Dlaczego on musi być taki... taki idealny?
Otwarłam oczy i spojrzałam na zegarek... Co? Osiemnaście po trzeciej nad ranem? Ja wiedziałam, że z tym kolesiem czas szybko mija nawet w snach. Znowu wpatrywałam się w sufit, znam go chyba na pamięć... Usiadłam jak oparzona... dostałam olśnienia... od dwóch dni nic mi do głowy nie przychodzi, a tu spotyka Jacksona i BUM...wymyślam jego strój. Z szybkością światła zabieram się do pracy... Z pod ołówka zaczęły się ukazywać pierwsze zarysy mojego genialnego projektu. Już wiedziałam, że i tak nie zasnę...
*****
Siedziałem na fotelu bezmyślnie wpatrując się w kominek. Cały czas miałem przed oczami tą nieziemską istotę o promiennym uśmiechu i tych oczach... Te oczy takie znajome, a jednak dalekie. Szarość przechodząca w błękit. Zmienne jak ich właścicielka.
"Jackson, weź się opanuj. Zachowujesz się jak szczeniak."
"I co z tego?"
"A no z tego, że jej nie spotkasz, bo uno: Pacan nie poprosił o jej numer. Dos: Nie wiesz gdzie mieszka."
"Mam swoje sposoby."
Wspominałem dzisiejszy dzień, gdy ujrzałem ją zamyśloną i gdy "przypadkiem" na nią wpadłem wylewając na nią sok. Nie moja wina, że miałem akurat przy sobie ten napój. Coś w środku mi mówiło, żeby na nią wpaść. Ciekawe co teraz robi?...
-Jackson zbudź się.- z rozmyślań wyrwała mnie Elizabeth.-Stoję tu od piętnastu minut i nawet nie śmiałeś się ze mną przywitać. Masz może ciato czekoladowe.
-Co?... A.. W kuchni na blacie. Tylko uważaj bo będę musiał futryny poszerzyć.
-Grabisz sobie... Aż tak gruba nie jestem.- ruszyła w stronę kuchni, a ja rozmyślałem o mojej pani projektant. Wydawała się, że brzy mnie czuje się swobodnie, ale w pewnych momentach wyczuwałem, że się waha. Westchnąłem na myśl o niej.- Idź się przespać, bo z tego co widzę to nie pogadam z tobą.
-Nie zrozumiesz...
-Matko jedyna!- aż podskoczyłem.-Czy tyś się przypadkiem nie zakochał?
-Wydaje ci się...-ruszyłem w stronę schodów do sypialni.-A poza tym w kim?
-Więc wytłumacz mi... od kiedy twoja sypialnia znajduje się w schowku na miotły.-uderzyłem się w głowę ręką. Co ona sobie o mnie pomyślałam? Ruszyłem już we właściwą stronę rzucając ciche przepraszam. Usłyszałem za sobą "Co ja z nim mam?"
Niczym 5 latek wskoczyłem do łóżka. Przymknąłem oczy i rozmyślałem o kimś.. W końcu Morfeusz zabrał mnie w swoje objęcia i odpłynąłem w krainę snów...
"Bo w życiu nic nie dzieje się przypadkiem."
~~~~~~
I jak się podoba dzisiejsza notka? Ja wiem, że to trochę zagmatwane, ale się nie martwcie w końcu wyjdzie na prostą. Sorcia za jakiekolwiek błędy. Następna notka za tydzień.
Więc do następnego ;D
Pamiętajcie komentarze motywują. ;)
Hej. :D
OdpowiedzUsuńTak więc bardzo mi się ten rozdział spodobał. Jeszcze parę takich spotkań i pamięć mu wróci. xD Bratnie dusze, jak to się mówi.
Czyżby się zakochał w starej przyjaciółce? Czekam z niecierpliwością na nexta. ;D
Pozdrawiam.
Ave.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, oprócz paru błędów, wszystko jak najbardziej okej.
Podoba mi się ta ich relacja. Taka wypełniona "przeszłością" ;)
Informuj mnie o nn!
~Martyśka ♥
Cichy zabójca... Wiem coś o tym... Kiedy pierwszy raz się dowiedziałam, że bardzo bliska mi osoba ma to coś... Szok, płacz, niedowierzanie...
OdpowiedzUsuńNo ale my nie o tym, tylko o Twojej notce! Wyszła jak zwykle rewelacyjnie!
Hehe Majkel zakochany! 😂 Ale się zdziwi, kiedy sobie przypomni, że zna Jennifer! XD Chciałabym widzieć Jego reakcję!
Czekam na nn Wazia.