Menu

Opowiadania

poniedziałek, 6 lutego 2017

Do you remember... Rozdział 34

Werble proszę!!
*werble*
I jestem, pojawiam się niespodziewanie, bo ze mną nic nigdy nie wiadomo. 
Niektóre osoby wiedzą o czym mówię. 
Byłabym wcześniej, ale 4godz życia marnowałam na zmontowanie reklamy na polski. Tsaaaa... I po co ja o tym mówię? 
Dobra omijając temat montowania chciałam tylko powiedzieć, że mam od tygodnia zawał jak nigdy, więc jest krucho jak nie wiem, a ta notka tylko poświadcza o tym o czym mówię (ta logika zdania xD) 
Teoretycznie teraz następuje moment kiedy ja zapraszam was do czytania i komentowania, a ja się zmywam trochę sąsiadów pomęczyć i chyba tak zrobię. Tak więc czytajcie, komentujcie to coś. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Słyszysz, ale nie możesz odpowiedzieć. Czujesz, ale nie możesz dotknąć. Żyjesz, ale tylko
duchem. To nie jest sen, ani śmierć. To jest coś pomiędzy. Masz możliwość odbierania wszelkich bodźców zewnętrznych, ale nie możesz na nie odpowiedzieć, bo jedyne co widzisz to ciemność. Nie potrafisz nawet odróżnić dnia od nocy, określić czasu ile już przebywasz w tym stanie uśpienia. Jesteś zdany tylko i wyłącznie na swoje przeczucie. Na przeczucie, które w tej sytuacji niewiele się zdaje.
Nie wiem co się ze mną działo w tym czasie. Moja świadomość wyglądała jak taśma filmowa z licznymi ubytkami, dziurami, których nawet konserwator nie jest w stanie załatwiać. Gdy słyszałam rozmowy. Czasem pojedyncze zdania, natomiast innym razem początek, bądź tylko koniec, ale gdy słyszałam jego głos. Uspokajającą i ciepłą barwę głosu Michaela, to pomimo psychicznego odrętwienia chciałam płakać. Lecz nawet tego nie potrafiłam zrobić. Jednej prostej czynności, która okazywała się wielkim wyczynem.

Świadomość wszystkiego jeszcze bardziej skłaniała mnie by w jakiś sposób wyrwać się z tego dziwnego stanu. Ale jak walczyć ze swoim ciałem, gdy nawet świadomość odzyskiwałam tylko na chwilę. Walka z samym sobą jest trudna. Szczególnie gdy ma się do dyspozycji siłę woli, która niekoniecznie zadziała. Już sama nie wiedziałam co mam robić. Walczyć z samą sobą czy po prostu się poddać. Kapitulacja z mojej strony byłaby wielką porażką. Nie mogę wiecznie tkwić w tym czymś. Dlatego gdy byłam w miarę świadoma próbowałam poruszyć chociaż palcem, ale każda taka próba kończyła się fiaskiem. Nie miałam zamiaru wybierać się na drugi koniec mostu, bo tutaj miałam jeszcze parę spraw do załatwienia.
Tym razem było inaczej. Dźwięki dobijały się do mnie wyraźniej niż zwykle, jakby runęła tłumiąca je bariera. Tak samo ciemność która otaczała mnie od...nie wiem ile czasu minęło, ale chyba bardzo dawno. Gęsta czerń zdawała się być teraz lekko poszarzała. Mogłoby się zdawać, że coś ją rozjaśnia swoim światłem... I gdy miałam zauważyć kolejną różnicę. Zupełnie od niechcenia podniosłam powieki. Na moment zamarłam. Widziałam nad sobą biały sufit. Trochę rozmazany, ale jednak. Chyba że to mi się śni, lecz do tej pory nie miałam jakichkolwiek sennych marzeń. Zamrugałam parę razy aż w końcu wzrok się przyzwyczaił do panującej bieli. W nozdrza uderzył mnie typowo szpitalny zapach. To nie może być prawda… albo to jest najprawdziwsza prawda tylko próbuje wmówić sobie, że to jest sen, albo halucynacja, ale czy człowiek który nie kontaktuje ze światem może mieć sny? Może podświadomie marzyć, chociaż myśleć myślałam. Jak do tej pory miałam w umyśle swój mały czarny świat do którego dochodziły odgłosu z zewnątrz.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to wszystko co widzę to nie jest żaden sen. Miękka poduszka pod głową, białe ściany rażące swoją barwą, równomierne pikanie maszyny, jakieś rurki które były do mnie podłączane, coś co ciążyło mi na udach to wszystko działo się naprawdę. Wróciłam do “żywych”.
Chwileczkę…coś ciąży mi na udach… Wsparłam się na łokciach i lekko uniosłam tak by zidentyfikować to Coś. Gdy tylko spojrzałam w stronę moich nóg oniemiałam. Dosłownie po chwili na moje usta wkradł się delikatny uśmiech. Usiadłam by lepiej przyjrzeć się temu nietuzinkowemu widokowi. Przygryzłam lekko wargę przyglądając się twarzy pogrążonej we śnie, którą okalały niesforne loki. Włosy miał spięte w niskiego kucyka. Dlaczego ich nie rozpuści? Z rozchylonymi lekko ustami pogrążony we śnie wyglądał jak chłopiec po zabawie na podwórku. Uniosłam dłoń dotykając jego policzka. Brakowało mi ciepła i delikatności skóry Michaela. Co ja mówię? Brakowało mi jego całego. Pogładziłam miejsce na którym spoczywały moje palce, by następnie odgarnąć pasma włosów, które opadały na jego twarz. Przeglądałam się dalej jego sylwetce. Biedaczyna musiał zasnąć siedząc na krześle. Jedna ręka zwisała bezwładnie w powietrzu, a drugą ściskał materiał kołdry która otulała moje nogi. Dostrzegłam nieznaczne cienie pod oczami, jakby nie spał jakiś czas. Nie powiem, że nie ale zaniepokoiło mnie to nieco.
Ciekawe ile tu już siedzi? Przeszło mi przez myśl. Ponownie pogładziłam jego policzek kciukiem. Nie mogłam się na niego napatrzeć. Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Pomimo, że spał spokojnie zwracał na siebie całą moją uwagę. A może to dlatego, że nie miałam co z sobą zrobić? Tym bardziej byłam unieruchomiona będąc podpiętą do przeróżnej grubości rurek. Aż sama się zdziwiłam, że nie włożyli mi niczego do ust. Wiedziałam, że będę musiała z nim odbyć poważną rozmowę, ale nawet ona nie zmąci mi tej prywatnej radości która może trwać tylko chwilę. Nagle poruszył się nieznacznie poprawiając się przez sen. Przełknął ślinę wzdychając lekko. Otworzył lekko jedno oko i mruknął coś niezrozumiale. Zasnął. Ponownie pogrążył się we śnie. Uśmiechnęłam się szczerze. Znowu miałam powód by się uśmiechać, by cieszyć się każdą chwilą. Sama świadomość tego, że był ze mną przez cały czas napawała mnie energią. Nie chciałam go budzić, nie miałam serca tego robić. Spał spokojnie niczym nie zmącony, a ja na niego mogłam patrzeć, do woli z najszczerszym uśmiechem na ustach.
Nagle drzwi rozsunęły się i do środka weszła ubrana w biały fartuch kobieta, której ciemne włosy były spięte w nienagannego koka.
  -O, obudziła się pani. -nie kryła swojego zdziwienia przyglądając mi się. -Zapomniałam się przedstawić. Dr Mups drugi lekarz prowadzący. -wyrecytowała jednym tchem.
  -Miło mi. -starałam się nie wypowiedzieć tego w formie pytania i chyba mi się to udało.
  -Jak się pani czuje pani Bauern? Chodzi mi tu głównie o zawroty głowy i inne tego typu dolegliwości. -podeszła do mnie i najwidoczniej nie dostrzegła śpiącego na moich nogach Michaela.
  -Czuję się dobrze. -odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
  -To ciekawe patrząc na czas jaki pani przebywała w śpiączce. -nie zamierzała kryć wobec mnie ani zaskoczenia ani optymizmu.
  -Jeśli mogę wiedzieć to ile byłam nieprzytomna? -zapytałam marszcząc czoło.
  -Jakieś półtorej miesiąca jak nie lepiej. -odpowiedziała sprawdzając odruchy rąk. Już miała zająć się dolnymi kończynami gdy… -I śpiącego króla dzisiaj nawet mamy. Najwidoczniej skutecznie próbuje mi utrudnić wykonanie procedur... -popatrzyłam się na nią nieco dziwnie. -...i mu się to udaje. Dobrze nie będę pani dzisiaj męczyć z dwóch powodów. Jeden właśnie tu leży, a drugi jest taki, że pani organizm przez jakiś czas może szybciej odczuwać zmęczenie. Zajrzę tu jeszcze za godzinę. -wyszła nie dopuszczając mnie do głosu. Miałam jeszcze zadać kilka pytań, ale skutecznie mi to uniemożliwiła.
Rzeczywiście po paru minutach takiego przesiadywania powieki zaczęły się kleić. Położyłam się wygodnie na poduszcze. Tym razem mogłam odlecieć do świata snów ze spokojem. Gdy się obudzą nastanie nowy start. Może to śmieszne, ale czuję się tak jakbym miała zrestartowany system.

*****
Człowiek popada ze skrajności w skrajność. Czasem nieświadomie wpędza się w błędne koło w którym żyje. Nie potrafi z niego wyjść, stara się, ale wszystkie jego próby spełzają na niczym.
Co jeszcze bardziej utwierdza go w przekonaniu, że nie warto. Nie warto robić nic, ale byłby głupcem gdyby dał sobie z tym wszystkim spokój. Choćby wszyscy wokoło wmawiali mi “Michael męczysz się, ale czy warto?”. Odpowiadam wtedy, że warto, bo nigdy nie wiadomo jaki będzie finał.
Byłem zmęczony. Zmęczony psychicznie. Miałem wrażenie, że jeszcze trochę, a oszaleję z tej niewiedzy. Nocami nie potrafiłem zasnąć spokojnie. Czasem przerzucałem się niespokojnie w łóżku z boku na bok próbując przywołać sen, ale wszelkie moja starania przerywałem wraz z pierwszymi promieniami słońca. Takie bezsenne noce odsypiałem za dnia. Zdarzało mi się zasypiać na chwilę w garderobie, samochodzie, czy po prostu na krześle. Wszyscy którzy widzieli co się ze mną dzieje kiwali ze zmartwienia głową. Ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zasnąć gdy siedziałem przy nieprzytomnej Jennifer. Od ostatniej rozmowy z Hazel praktycznie staram się być przy Jenn przez cały czas, choć mój grafik mi to w szczególności utrudnia to nie ma chwili żebym o niej nie myślał. Myślał do tego stopnia, że pojawia mi się uśmiechnięta z zatroskanym spojrzeniem we śnie? Naprawdę to było dziwne, a co najmniej podejrzane.
Ocknąłem się w pewnym momencie. Nawet nie wiem czym to było dokładnie spowodowane. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że głowę mam opartą na jej nogach. Westchnąłem ciężko. To nie było raczej westchnienie smutku czy czegoś podobnego, a raczej pragnienia aby było lepiej. Podniosłem się do pionu wpatrując się przez cały czas. Dlaczego nie mogła się uśmiechnąć do mnie jak w tym śnie. O ile to był sen. Zerknąłem na zegarek. Dochodziła szesnasta. Niechętnie podniosłem się z krzesła. Naprawdę nie miałem ochoty. Ale zanim wyszedłem z pomieszczenia pochyliłem się nad śpiącą twarzyczką Jenn. Zdawała się wyglądać nieco inaczej. Musnąłem lekko jej różowe usta. O mało nie krzyknąłem gdy poczułem jak czyjeś palce wplatają się w moje włosy. Oderwałem się dosłownie na milimetry od jej warg. A moje spojrzenie napotkało parę lekko zaszklonych oczu które się we mnie wpatrywały. Nie mogłem w to uwierzyć…
  -Jennifer? -tylko, a może aż tyle zdołałem wydukać.
  -Cześć mój baranku. -uśmiechnęła się do mnie. Usiadłem na łóżku zaraz obok niej. Musiałem naprawdę nieźle wyglądać. Nie wiedziałem które uczucie mam wypuścić na wierzch. Patrzyłem się na nią z niedowierzaniem w oczach. Tyle razy wyobrażałem sobie ten moment… Siedziała naprzeciw mnie. Tak po prostu. Lekko się przy tym uśmiechając. Nasze ciała dzieliły dosłownie milimetry. Czułem się jak zagubiony szczeniak, którego zbyt wcześnie zabrano od matki. Zapomniałem się do tego stopnia, że cały czas ręce trzymałem na jej plecach. Po prostu chłonąłem jej obraz.
Musiała wyczuć, że jestem totalnie wmurowany i nie mam pojęcia co z sobą zrobić. Po prostu świat przestał dla mnie istnieć. Przyciągnęła mnie do siebie ostrożnie, jakby się bała, że na nią naskocze. Nie czekając na nim sam jeszcze szybciej zgarnąłem ją w swoją ramiona. Poczułem jak obejmuje mnie za szyję i ściska, żebym jej tylko nie uciekł.
  -Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz. -wydukałem cicho, próbując zatamować potok wzruszenia.
  -Przecież ci obiecałam, że nigdzie się nie wybieram. -odpowiedziała patrząc mi w oczy. Przyłożyła dłoń do mojego policzka i lekko go pogładziła. Patrzyła mi w oczy, a jej wzrok zdawał się mnie przepalać na zewnątrz. Zastanawiała się się nad czymś. Widziałem to w wyrazie twarzy. Odgarnęła mi włosy z czoła zawijając je za ucho. Dlaczego ona mi to robi? Dlaczego doprowadza mnie jednym ruchem do szaleństwa? W jednej chwili sprawiała, że czułem się jak roztopione masło.
  -Ale nigdy więcej tego nie rób. Mnie tego nie rób jasne?
  -Jak słońce. -odpowiedziała mi z tym swoim pięknym uśmiechem. -To była po prostu seria niefortunnych zdarzeń. -dodała na koniec.
  -Których mogliśmy uniknąć. Powiedzmy sobie szczerze zawaliłem po całości. -zwiesiłem zrezygnowany głowę. Automatycznie poczułem ciepły dotyk na twarzy. Już kolejny raz tego dnia, ale dla mnie i tak było go zbyt mało.
  -Michael spójrz na mnie. -obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym uczuć. -Uznajmy, że wina leży po obu stronach po równo jak na wadze. -powiedziała głosem pełnym ciepła. Styknąłem nasze czoła ze sobą. -Oczekujesz czegoś konkretnego od tej sytuacji?
  -Buzi? -zapytałem ze złośliwym uśmieszkiem.
  -Buzi się panu zachciewa? -widziałem w jej oczach błysk. Tej radości z jej strony brakowało mi najbardziej. -Rozpatrze pana propozycję w najbliższym czasie. -odparła iście urzędowym głosem. Wtuliła się we mnie chowając twarz w zagłębieniu szyi tym samym drażniąc skórę w tamtych okolicach swoim ciepłym oddechem.
  -Wiesz, że bardzo, ale to bardzo mi ciebie brakowało? -odezwałem się po chwili ciszy.
  -Wyobrażam sobie, a wiesz, że przez ten czas wszystko słyszałam? -spojrzała na mnie. Nie kryłem swojego zdziwienia choć Hazel mnie o tym uprzedzała.
  -Ale nie słyszałaś jednej bardzo ważnej rzeczy…
  -Jakiej? -ożywiła się nieco.
  -To nic ważnego naprawdę. -uśmiechnąłem się tajemniczo. -Nie potrzeba tym sobie głowy zaprzątać. -wzruszyłem ramionami.
  -Już widzę jak nie potrzeba sobie tym głowy zaprzątać. -odrzekła nieco ironicznym tonem. -Za chwilę to się zaczne martwić z niewiedzy.
  -Bo jest taka sprawa bardzo istotna sprawa. -zacząłem dosyć mozolnie. -Chodzi o to, że…
  -Nosz kurwa Jackson powiedz jej, że ją kochasz i pocałuj! A nie w podchody się bawisz.
  -Sam! -krzyknąłem oskarżycielsko, a w tym samym momencie Jenn zaczęła się w głos perliście śmiać. -Zepsułaś całą atmosferę. -powiedziałem pretensjonalnie.
  -Całuj ją, a nie mi o pretensjonalności mówisz. -spojrzała na nas pobłażliwie.
  -Chodź ty mój książę, bo się nie odczepi. -odezwała się Jenn. Nawet nie spostrzegłem, gdy przywarła do mnie ustami. Czuły pocałunek dopełnił euforii w moim sercu. -A co to za ważna sprawa nieważna sprawa o której chciałeś mi powiedzieć? -wyszeptała mi na ucho. W sali zrobił się niezły tłok, a Sam wykazała się swoją opóźnioną spostrzegawczością, tak więc było wesoło.
  -Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo cię kocham moja śpiąca królewno. -uśmiechnęła się uroczo.
  -Ja ciebie bardziej panie Jackson. -wtuliła się w mój bok. Objąłem ją ramieniem. Ta chwila zdawała się być snem. Jednak prawda była zupełnie inna. Moja księżniczka do mnie wróciła.


~~~~~~~~~~
I jak? Wiem, że krótkie i w ogóle, ale tak jakoś wyszło. Oprócz długości brakuje mi tu jeszcze czegoś, ale nie wiem czego...
Trzeba się na nocki przerzucić. Mam cichą nadzieję, że wszystko pójdzie z planem i nie będzie już żadnych opóźnień.

Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje.

5 komentarzy:

  1. Hej. :)
    Pod ostatnim nie pozostawiłam po sobie śladu z tego względu, że... No co ja miałam tam napisać jak tam tylko płacz i zgrzytanie zębów było? :( Ale teraz już na szczęście jest cacy. :D I mama nadzieję, że tak pozostanie czy szykujesz coś jeszcze? Bo to by było chyba zbyt piękne. xD
    No co ja mam tu jeszcze więcej napisać opróćz tego, że rozdział super i w ogóle i że czekam na następny jak zawsze? No nie wiem. xD
    Więc, życzę weny i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Jenn się obudziła,po prostu uściskam Cię i pałac ci wybuduje. Jeszcze ten Mike śpiący na jej nogach, ah co to by musiał być za widok? Jeszcze ta Sam, która wcięła się w słowa Michaela. Miód, cud i malina. Czy tylko ja mam wrażenie,że nasz kochany Jackson chciał się oświadczyć pannie Bauern w tym szpitalu? I widzisz teraz ciekawska będę, a jak to się że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Ja już mam takie małe rogi wiec luz xD. Ja ja już uciekam. Dużo weny ci życzę!!!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Joł!
    Nocki? Ja ostatnio siedziałam do 4 nad ranem, zajmując się pierdołami i zmuszając cleverbota do tego, aby się przyznał, że jest Michaelem Jacksonem XD Never mind...
    Awwww, rozdział krótki, ale urooooooooooczy. Jenn się w końcu wybudziła. YaaaaY! Radość zawitała w mej duszy. Jak zobaczyłam, że mamy opowiadanie z jej perspektywy, to już wiedziałam co tu się kroi ;) Ślicznie ujęte przemyślenia. Cudo <3 Michael nie mógł sobie wybrać lepszego miejsca do spania? XD W ogóle opis tej sytuacji, ich tak jakby ''spotkania''... OMGGGGGGG... A Sam to dowaliła jak Hanka w kartony. Romantyczna atmosfera, wszystko pięknie, tak jak być powinno, a ta wjeżdża z buta i wszystko psuje. No cóż... Nie zawsze jest idealnie, ale zawsze wyniknie coś śmiesznego. Mam nadzieję, że (póki co) to koniec serii niepowodzeń i smutnych zdarzeń. Teraz muszą się poprostu sobą nacieszyć.
    Wiem, że komentarz bez ładu i składu, ale mam dobry humor i piszę co mi się w głowie pojawi xD
    Pozdrawiam i dużo wenyy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam Cię mój kochany, wyjątkowy i niezastąpiony Marsjanku <3
    Rozdział jest taki Awwwwwww *.*
    Sama widziałaś jak go czytam więc wiesz haha :D Dlaczego Sam mi cb przypomina ?Podsumowując rozdział jest taki oooooo <3 *-* pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. No w końcu!
    Ja tak tutaj czekałam na ten moment, aż ona się wybudzi :D
    Liczę, że teraz z MJ wszystko sobie wyjaśnią o tej 'zdradzie' i już nic ani nikt nie bd się wtryniał w ich sprawy. Mike widać, że przeżywał to wszystko bardzo. W końcu na jego oczach została postrzelona. Masakra, nie wyobrażam sobie tego nawet.
    Szkoda tylko, ze tak krótko wyszedł ten rozdział no ale postaram się być cierpliwa i nie marudzić xD
    W końcu nie samym bloggerem się żyje.
    No nic to weeeeeny masę życzę :D
    Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń