Menu

Opowiadania

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 29

Elo żelo ;D
Przybywam w końcu z poślizgiem, który był nieunikniony. 
Brawo ja, że tak powiem. Szczerze? Nie wiem jak to będzie w najbliższej przyszłości.
 Chodzenie do dwóch szkół wykańcza psychicznie i fizycznie. Praktycznie wieczorem nie mam na nic czasu, ani siły, a jakoś pisanie po nocy mi się nie uśmiecha. 
Ale jak to powiedział mój profesor "Żeby coś osiągnąć trzeba na to zapracować", 
więc jakoś wszystko ogarniemy.
Rozdział wygląda jak wygląda. Wiecie ile ja czekałam, żeby w końcu to napisać. 
Cały czas, gdzieś coś tylko wspominałam o jakiejś "katastrofie" i oto jest!!! 
Niby błahe nie błahe, ale jest mi potrzebne. 
Bez zbytniego przedłużania (bo i tak przedłużyłam) zapraszam do czytania, komentowania wszystkich bez wyjątku.
Za wszelkie błędy przepraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****
To nie jest tak, że nie mamy wpływu na wydarzenia. Owszem mamy, ale jest niewielki, a dla niektórych wręcz kolosalny. Przez wieki człowiek przypisywał różne zdarzenia określonym bogom, próbował je przewidzieć patrząc w gwiazdy, rzucając kośćmi, czy wróżąc po prostu ze zjawisk
przyrodniczych. Były to tylko przypuszczenia ludzi, najczęściej szamanów, czy wróżebników. Nieczęsto się zdarzało by dana przepowiednia się spełniła, ale jednak były przypadki, że to co przewidzieli z ułożenia planet spełniało się.
Gdybym się jednak na tym znał choć trochę i mógł przewidzieć przyszłość choć w niewielkim stopniu zrobiłbym to bez wahania. Może wtedy zapobiegłbym niektórym wydarzeniom.
Byłem w trasie już kolejne parę miesięcy. Jedynie na okres świąteczny wróciłem w rodzinne strony. Wyczekiwałem chwili gdy cały ten zgiełk się skończy i będę mógł wrócić do domu. Domu wypełnionego obecnością, radością i miłością osoby którą kocham. Praktycznie każdego dnia o niej myślę. Choć plan dnia mi to skutecznie utrudnia to mam ją cały czas w sercu. Jennifer jest jakby moim skarbem, który czeka aż do niego dotrę strudzony podróżą.
Z uśmiechem na twarzy wszedłem za kulisy sceny. Część ekipy już zabierała się za rozkręcenie sceny, by przewieźć ją na miejsce kolejnych koncertów. Kierowałem się w stronę mojej garderoby. Przyglądałem się ludziom, którzy przewijali się cały czas przez prowizoryczne korytarze. Cały czas ktoś do kogoś mówił, krzyczał, tłumaczył, a wszystko po to by wszystko wyszło zgodnie z planem jaki założyłem. Ktoś przeszedł szybko koło mnie gratulując koncertu. W końcu zamknąłem za sobą drzwi garderoby, która była wypełniona przeróżnymi kreacjami, a i tak występowałem tylko w niewielu.
  -Nic tylko pogratulować koncertu. -usłyszałem za sobą.
  -Nie powinnaś być gdzie indziej Karen? -zapytałem odwracając się w jej stronę.
  -Wiesz… to jest jedno z bardziej spokojnych miejsc w tym zgiełku. -odparła zaciągając się dymem papierosowym. Spojrzałem na nią z ukosa. -No co?
  -Pstro. -odpowiedziałem prześmiewczo.
  -Oj już nie bądź taki świętoszek Jackson. Swoje za uszami pewnie masz. -zgasiła peta w miseczce, pewnie po jakiś orzeszkach. -Miałam ci przekazać, że wylot jest pojutrze.
  -Jak to? -nie kryłem zdziwienia.
  -Mają jakieś tam problemy z przetransportowaniem tego całego żelastwa do… -zastanowiła się przez chwilę. -...mniejsza gdzie ważne, że jest opóźnienie. -skwitowała i próbowała poprawić swoją nieogarniętą czuprynę.
  -To wszystko co chciałaś mi przekazać?
  -Tak. -zaczęła się kręcić nieznacznie na krześle.
  -Więc prosiłbym o choć chwilę prywatności.
  -Jeszcze zdążysz porozmawiać ze swoją narzeczoną. -zaczęła stroić jakieś głupie miny. Miałem jej odpowiedzieć, ale mnie uprzedziła. -Tylko mi nie mów, że jej się nie oświadczyłeś jeszcze, bo jeżeli nie to z ciebie baba nie facet.
  -Bez takich proszę. -powiedziałem twardo.
  -Dobra już nie będę, chociaż jeszcze nie zaczęłam. -podniosła się powoli z miejsca. -No królu zbieraj się bo muszę cię odstawić do… -zacięła się podobnie. Czasami się zastanawiam czy kiedyś nie zapomni swojej głowy.
  -Na lotnisko. -skończyłem za nią. Popatrzyła na nią nie rozumiejąc o co chodzi, ale po chwili jakby zaskoczyła o co chodzi.
  -Ale wiesz, że Frank cię za to zabije, a w najlepszym wypadku tylko opieprzy?
  -Wiem. -ściągnąłem z wieszaka jakąś kurtkę. Nawet się nie przebierałem. -Dlatego ty zadbasz o wszystko, żeby się nie wydało, że uciekłem. -nałożyłem nakrycie na siebie.
  -Ty mnie nie mieszaj w swoje plany, bo ci mówię, że to się kiedyś źle skończy. -nie była przekonana do tego co chciałem zrobić. Uśmiechnąłem się do niej stosując uśmiech numer pięć. -Oj no dobra. -podeszła niechętnie do drzwi.
  -Jesteś wielka.
  -Wiem o tym dobrze, że muszę ograniczyć czekoladę i nie przypominaj mi o tym proszę. -wyszła, ale dosłownie tylko na moment. -Jakby co masz coś z gardłem. -dodała na odchodnym. Uśmiechnąłem się do siebie. Napiłem się jeszcze soku i zabrałem na szybko przygotowany bagaż. Na moje szczęście nie natknąłem się na nikogo, gdy wychodziłem ze stadionu. Na zewnątrz czekał już na mnie Billy przy czarnym samochodzie.
  -Gdzie jedziemy szefie? -zapytał od razu.
  -Na lotnisko. -odpowiedziałem prawie wchodząc mu w słowo. Uśmiechnął się tylko nic nie mówiąc. W Los Angeles byłem jeszcze tej samej nocy. Zatrzymałem się w jednym z hoteli gdzie byłem stałym gościem. Tak też przeczekałem noc. Oprócz paru zaufanych osób nikt nie wiedział gdzie teraz jestem, nawet Janet. Ona byłaby w stanie jeszcze wszystko wyśpiewać Jennifer.
Przez ogromne okno w jednym z najwyższych apartamentów podziwiałem panoramę uśpionego miasta. Byłem pogrążony we własnych myślach. Zastanawiałem się również czy już się wydało, że uciekłem. Pewnie starają się w jakiś sposób zatuszować całą sprawę. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Dopiero teraz poczułem jak ogarnia mnie zmęczenie. Nie czekając na nic ułożyłem się na łóżku z oczekiwaniem na następny dzień…

Zgodnie z moim założeniem z samego ranka po załatwiałem pewne sprawy, które nie mogły czekać na zakończenie trasy. Głównie dotyczyły jakiś uchybień w płatności rachunków na rancho. Nie powinno się tak dziać, szczególnie gdy miałem powołany do spraw finansowych parę osób. Wygląda na to, że będę musiał się tym zająć osobiście.
Szedłem spokojnie z okularami na nosie, a kapelusz lekko nachodził na moje czoło. Dziwiłem się, że pomimo tego tandetnego przebrania nikt mnie nie poznał. Nie wiem czym to było spowodowane i raczej nie chcę w to wnikać. Jedynie co jakiś czas ktoś obejrzał się za mną, jakby się zastanawiał czy dobrze widzi.
Przez moment po drugiej stronie ulicy mignęła mi kobieca sylwetka. Ciemne włosy podrygiwał w takt jej marszu. Była wpatrzona w ziemię i zupełnie nie zwracała na nic, a tym bardziej na mnie uwagi. Właśnie w takich momentach lubiłem obserwować Jennifer, gdy była pogrążona we własnym świecie myśli, niezmącona niczym.
Nie mogłem uwierzyć, że spotkałem ją przez przypadek, ale co innego mogło to być? Przeznaczenie? A może zupełnie co innego. Przebiegłem na drugą stronę ulicy, by się za nią udać. Pewnie się zdziwi i to nawet bardzo, jak nie wystraszy. Tym razem nie ma w pobliżu żadnych książek, więc o jakimkolwiek uderzeniu czymś ciężkim nie ma nawet co myśleć. W pewnym momencie skręciła w boczną uliczkę. Nie czekając na nic hardo poszedłem w ślad za nią. Z uśmiechem podniosłem wzrok przed siebie i momentalnie zamarłem.
Miałem wrażenie, że ktoś wytargał mi serce z piersi, podarł na miliony kawałeczków i rzucił prosto w twarz nie ukrywając swojej satysfakcji.
Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Nawet nie chciałem w to wierzyć, ale fakt, że kobieta którą kocham obściskuje się na środku ulicy z jakimś facetem, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Takiego widoku nie da się wymazać od tak. Nie wiem co mogło być od tego gorsze. Może fakt, że ona nie próbowała się w żaden sposób od niego oderwać. Tylko jedna rzecz przyszła mi na myśl, której nawet nie chciałem przyjąć do wiadomości. Wzbierał we mnie gniew, gdy widziałam jak ten fagas obejmował ją zaborczo w pasie. Wycofałem się powoli do tyłu. Może ktoś sobie pomyśleć, że w tym momencie zachowałem się jak baba, ale nie chciałem zwrócić na siebie zbytecznej uwagi. Ruszyłem gdziekolwiek byleby tylko rozchodzić to co teraz we mnie siedziało. Przynajmniej wyjaśniło się parę kwestii, których wcześniej nie potrafiłem zrozumieć.

*****

Zaskakujące jest to jak wiele rzeczy może nas zaskoczyć. Szczególnie kiedy dzieje się coś czego
nie potrafisz sobie wyobrazić. Dajmy na to idziesz sobie spokojnie chodnikiem, a tu nagle trafiasz na kolesia, którego nigdy nie widziałaś na oczy. Wszystko niby jest normalnie w pierwszym momencie, ale jeszcze ten drugi moment, który okazuje się zaskakujący do tego stopnia, że zaczynasz się zastanawiać czy przypadkiem nie masz czegoś z głową…
Nie potrafiłam się ruszyć, cokolwiek zrobić. W głowie miałam jeden wielki znak zapytania. Po prostu nie wiedziałam co robić. Czułam jak ktoś zaciska dłonie na mojej tali, a czyjś zarost drapał mnie w twarz. Jakby wtedy mnie olśniło co się dzieje. W jednym momencie odepchnęłam napastnika od siebie naruszając lekko jego twarz. Odskoczył ode mnie łapiąc się za bolące miejsce.
  -Odbiło ci?! -wrzasnął rozmasowując szczękę.
  -Równie dobrze mogę się o to zapytać ciebie! -nie chciałam niczego załatwiać po dobroci. -Nie wiesz, że cudzych kobiet nie całuje się na ulicy?! -wrzasnęłam, a mój głos przeszedł w pisk. Mój napastnik spojrzał ponad moją głowę i uśmiechnął się z triumfem pod nosem.
  -Osiągnąłem to co chciałem. -odparł zagadkowo, a mnie o mało co oczy nie wyszły na wierzch.
  -Że co proszę? -chyba muszę popracować nad głosem by tak nie piszczeć.
  -Dowiesz się w swoim czasie. -powiedział zagadkowo i wyminął mnie kierując się w swoją stronę.
  -Idiota. -dodałam tylko na odchodnym. Naprawdę tego nie rozumiem, żeby posuwać się do takich rzeczy. Najlepsze jest jednak to, że nie mam bladego pojęcia o co mogło mu chodzić i jeszcze te jego “dowiesz się w swoim czasie”. Jak tu człowiek ma nie oszaleć z niewiedzy. Nawet nie wiem czy mam się bać, płakać czy śmiać. Choć to ostatnie podchodziło by pod wariactwo pierwszego stopnia.
Odsuwając tą sprawę w dalszy kąt mojego umysłu zaczęłam się kierować w stronę… właśnie z tego wszystkiego zapomniałam gdzie mam iść. Po chwili zastanowienia ruszyłam na poszukiwanie czerwonego tiulu, ale nie takiego zwykłego czerwonego, to miał być krwiście czerwony, ale nie za ciemny, ani za jasny. No cóż klient nasz pan. Idąc tak ku celu doznałam bardzo dziwnego odczucia. Przedtem miałam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Nie było to spojrzenie pełne chłodu, a wypełnione ciepłem, a teraz czułam się sama.
Ku mojemu zaskoczeniu tą sprawę załatwiłam szybko, można powiedzieć, że aż za szybko. Wracałam do domu otulona szalikiem. Pomimo tego, że ta zima nie należała do najzimniejszych to jednak dzisiejszy styczniowy wieczór nie należał do najcieplejszych. Czas szybko płynął i nie miałam na to wpływu. Ostatni raz widziałam Michaela… dawno przynajmniej dla mnie. Lecz nie była to taka prehistoria bym zapomniała jak wygląda. Przeważnie zjawiał się niespodziewanie, nikogo o tym nie informując. Zastanawiało mnie czy ktoś go tam później za takie “ucieczki” nie szmugluje.
Już lekko zmęczona dopadłam drzwi domu. Z westchnieniem weszłam do środka.
  -Sam jesteś?! -prawie krzyknęłam.
  -Jestem, jestem i nie tylko ja. -odpowiedziała tajemniczo. Chyba dzisiaj mnie już nic nie zaskoczy. Weszłam do kuchni gdzie przy stoliku siedziała moja przyjaciółka z kubkiem czegoś ciepłego w ręku, a nieopodal ku mojemu zdziwieniu stał mój ukochany. Uśmiechnęłam się na jego widok. Wzrok cały czas miał utkwiony w ziemię. Wyglądał jakby był czymś przytłoczony, a może mi się tylko wydawało. Kosmyki włosów opadały na jego twarz ograniczając mu pole widzenia. Sam jakby podświadomie wyszła z pomieszczenia by zająć się sobą.
  -Hej, stało się coś? -zapytałam powoli się do niego zbliżając. Po chwili jakby zdał sobie sprawę z mojej obecności i spojrzał na mnie, ale inaczej niż zwykle. Patrzył na mnie jakbym dopuściła się czegoś niewybaczalnego.
  -Może ty mi powiesz? -w jego głosie słyszałam, że powstrzymuje się od użycia ironii. -Jak widać masz mnie za półgłówka.
  -Co? -wytrzeszczyłam na niego. Miałam wrażenie, że jeszcze trochę, a zabije mnie wzrokiem. Zaczynałam się powoli bać.
  -Nie wiedziałem, że jesteś zdolna do puszczania się z jakimś facetem i to w dodatku pod moją nieobecność.
  -Niby na jakiej podstawie to stwierdzasz, co? -byłam naprawdę ciekawa skąd mu się wzięły takie myśli. -Nie wziąłeś coś przez przypadek?
  -Jak się coś zobaczy to się już nie od zobaczy, a wielka szkoda. -mina mi zrzedła, a do moich myśli dobiło się zdanie, o którym zdążyłam zapomnieć przez te kilka godzin.
  -Nie wierzę. -powiedziałam to jakby bardziej do siebie.
  -Mogłem się tego spodziewać. -nie no tego to jak tak nie zostawię. Ruszył się z miejsca pewnie z zamiarem wyjścia stąd i pogrzebania mnie razem z tymi chorymi oskarżeniami.
  -Mogłeś się tego spodziewać, bo pewnie nie widziałeś wszystkiego! -zatrzymał się wpół kroku i zwrócił w moim kierunku.
  -Fakt bo po co miałbym oglądać ciebie w ramionach jakiegoś faceta. Ciekawe z iloma mnie już zdradziłaś.
  -Miło mi, że masz mnie za pannę lekkich obyczajów. -odpowiedziałam mu. Musiałam się bardzo pilnować by nie zacząć krzyczeć.
  -A co nie jest tak?! Ciekawe jaką bajeczkę byś mi sprzedała. -zacisnął ręce w pięści, do tego stopnia, że knykcie jego palców zbielały.
  -Byłaby bardziej prawdziwa niż to o co mnie w tej chwili posądzasz! Wiesz co? -zaczęłam po chwili. -Nie rozumiem jednego jak to jest możliwe, że tyle razy mi powtarzałeś, żebym nie wierzyła w to co piszą w gazetach, nie wiadomo co by to nie było i wierzyłam jak głupia. Wierzyłam tobie na jedno cholerne słowo, które mogło mijać się z prawdą. Nawet bardzo. A teraz co? Nie potrafisz odróżnić prawdy od tego czegoś!
  -Dobrze wiedziałaś, że wiązać się ze mną masz styczność z tymi wszystkimi historyjkami wyssanymi z palca.
  -No tak bo przecież ty nigdy nic nie zrobiłeś. Wiecznie święty Jackson się znalazł. -prychnęłam lekceważąco. Oj zagotowało się w nim.
  -Nie odwracaj teraz kota ogonem!
  -Z tego co widzę to ja jestem ta zła, a ty nawet nie dajesz sobie tego wytłumaczyć, że jest zupełnie inaczej niż myślisz! -obydwoje już od jakiegoś czasu mieliśmy podniesione głosu, a może i po sobie krzyczeliśmy.
  -Skąd możesz wiedzieć o czym ja myślę?!
  -Dajesz mi to wyraźnie do zrozumienia za kogo mnie masz i jakie masz o mnie pojęcie!
  -Sama jesteś sobie winna. -odparł spokojnie.
  -Zabieraj swoje cztery litery i wypad stąd. Nie chce mieć do czynienia z kimś, kto sam wszystkim mówi o swojej niewinności, a u kogoś nie potrafi jej dojrzeć.
  -Przynajmniej to wszystko otworzyło mi oczy na niektóre twoje zachowania. -zdębiałam do reszty. Już chciałam coś odpowiedzieć, gdy...
  -Kochani? -zapytała cicho Sam, która przypałętała się zwabiona hałasem.
  -Sam proszę nie teraz. -odparłam szybko. -Powtarzam ci ostatni raz, że nie zrobiłam tego o co mnie posądzasz. -dodałam nieco spokojnym tonem. Przynajmniej tak starałam się brzmieć.
  -Wiem swoje i przy tej wersji zostanę, szczerze? Jeszcze nikt mi czegoś takiego nie zrobił. -wyszedł. Trzasnął drzwiami i tyle go widziałam. Usiadłam zrezygnowana na krześle, a oczy zaszły mi łzami. Nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że ukochana osoba ma mnie za...dziwkę? Nie wiem jak inaczej w tym wypadku siebie nazwać. W tym jednym momencie opuściły mnie wszystkie siły.
  -Jennifer czy ty?... -zaczęła przyjaciółka klękając na przeciw mnie.
  -Właśnie nie, ale jak widać niektóre osoby nie potrafią tego zrozumieć. -wstałam udając się do swojego pokoju. Pewnie Janet zwali mi się jutro gdy tylko się o wszystkim dowie, albo  w ogóle nie będzie o niczym wiedziała. Chyba teraz to była ostatnia rzecz o jakiej chciałam myśleć.
Cały czas zadawałam sobie pytanie jak to się mogło stać? O dziwo nie płakałam, może i dobrze. Najwidoczniej tak musiało być i tego już nie zmienię. Wszystko skończone, jak rozdział powieści zwanej życiem tylko, że następne kartki są puste. Czekają aż je ktoś wypełni. A co jeśli ja nie chcę ich już zapełniać? Nie chcę niczego oprócz tego by cofnąć czas, a najlepiej wymazać ten dzień z życia i mieć z powrotem Jego. Jedyne co mi teraz pozostało to położyć się na łóżku, otulić miękkim nakryciem, zamknąć oczy i mieć nadzieję, że to jest tylko jeden głupi sen, który miał się zmienić w koszmar...

 "Mówi się, że nie wiesz co posiadasz dopóki tego nie stracisz. Nieprawda. Doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego co miałeś, ale naiwnie myślałeś, że będzie to trwać wiecznie."
~~~~~~~~~~~~
No i co o tym sądzicie? 
Wiem, że to jest pokręcone trochę, ale macie do czynienia z osobą, której brak piątej klepki. Przynajmniej staram się jej szukać. Tak więc widzimy się kiedyś tam w niedalekiej przyszłości i niech moc będzie z wami.

5 komentarzy:

  1. NIEEE!!!! Nie dla kończenia w TAKIM momencie! xD
    Dobra. A teraz moje wkurwienie.
    To kocham właśnie najbardziej. Męska duma, wydymane ego i to powiedzenie... Nie no kurwa, jakby nie można było pomyśleć i chociaż poczekać pięciu zafajdanych minut, żeby ten drugi zdążył COKOLWIEK powiedzieć. Tylko ja tak mam? No nie wierze, że nikt inny nie posiada takich umiejętnności. xD No to tylko opowiadanie, ale w życiu też się takie rzeczy dzieją. A potem jest płacz i kurwa skowyt, bo debil powiedział za dużo i teraz nie da się już tych słów cofnąć. Ja bynajmniej w takiej chwili zapowiedziała takiemu facetwi koniec na wsze czasy i huj, mogłoby nawet zostać tak jak jest bez wyjaśniania czegokolwiek, bo i po co, skoro po tysiącach słodkich słówek zajebał czymś takim? No sorry, facet, albo baby swojej nie znasz albo mózgu nie posiadasz. xD Nie no wkurzyłam się :D Serio. Normalnie jakby rozumu swojego nie miał. A potem będą łzy, wycie, na pewno. :D I ja się już nakręcam na zapas w tej chwili.
    Stanowisko jest zawsze jedno; jesteś z kimś = ufasz mu, jeśli coś się staje, chociażby z samego szacunku do tej osoby pozwalasz na wyjaśnienia, albo w nie uwierzysz albo nie to już inna sprawa. Ale po co skoro można panne zwyzywać od kurwy, prawda? :D No rozkręciłam się. xD Takie rzeczy zawsze mnie nakręcają i to jest właśnie zawsze u mnie najcięższe, żeby przetrwac w tym, bo zawsze przeżywam. xD Masakra jakaś. :D
    No nic, czekam na tego nexta, mam nadzieję że wcześniej nie wyschnę. x.X Życzę weny i pozdrawiam. :)
    PS: A przede wszystkim życzę CZASU! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Obecna!
    Czy tylko ja tutaj będę bronić Michaela i stwierdzam, że jego zachowanie jest po prostu uzasadnione?XD
    Ok, powinien najpierw wysłuchać i potem podjąć decyzję, jednak Jenn powinna też bardziej się postarać - zatrzymać go chociażby siłą i wytłumaczyć, a nie jeszcze go wypierdolić z chaty z wielce urażoną dumą.
    Mike widział co widział, to nie to samo co plotki, bo on nie uwierzył komuś na słowo, a w to co sam na własne oczy zobaczył. Ok, to było ustawione wszystko i ona go nie zdradziła, ale powinna udowodnić to MJ za wszelką cenę, a nie jeszcze się złościć, że on jej nie wierzy. Założę się, że ona jakby coś takiego zobaczyła sama by była w takim amoku, że nie chciałaby nikogo sluchać. Dla Michasia świat się zawalił, serce pękło i ma prawo być ogłupiony, Jenn musi to zrozumieć i zamiast walić fochem i tupać nogą, udowodnić mu, że wina nie leży po jej stronie, a dopiero wtedy jak to nic nie da, to odejść z honorem.
    No nic, czekam na nn i liczę że się ułoży wszystko jakoś.
    Buziaki i weeeny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!
    Siekierka lub coś ostrego zostały wyjęte z szafy, więc się miej na baczności. Fajnie,że Karen załatwiła wolne Michasiowi, ale szkoda,że musiało się tak to skończyć. Zabije tego kolesia, co Jenn pocałował. Ostrze sobie paznokcie do wydrapania mu oczów. Co on sobie wyobraża? Nikt poza Michaelem nie jest godny do całowania się z Jennifer, a tu taki delikwent przyjdzie, namiesza i wszystko poszło w pizdu. A Michael nie lepiej się zachował, mógł porozmawiać z Jenny, a nie od raz oskarżać o zdradę. Jennifer nie potrzebnie wywaliła Michaela, coś czuje,że będzie dym i nie mały. Pamiętaj widły stoją przy szafie gotowe do użycia xD. Mam nadzieje,że będzie wszystko dobrze. Czekam na już na nexta.
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja Ci zaraz dam w morde, zobaczysz xD NIEEEEEE!!!
    *Hej*
    No nie wierze. Jak oni mogli się pokłócić? Ja wiedziałam, że coś knujesz, wiedziałam. Była cisza przed burzą. I co? I nie myliłam się... Wszystko zapowiadało się ideolo. Karen kryje Michaela, on sobie wraca do domu, nawet przez przypadek spotyka Jenn i tak to się kończy. Przewspaniale Ci powiem, przewspaniale... Jeszcze bardzo ważna sprawa: facet, no weź... W takich sytuacjach najważniejsza jest rozmowa, a nie ,,zostanę przy swojej wersji''. Zaufanie to podstawa. A Jenn też by mogła jakoś zareagować. Nie, żeby coś, ale mam w szafie Platynowy Internet Explorer. Wręcze jej go z przyjemnością. Teraz obydwoje będą bez sensu cierpieć. Prawidłowa jest tylko jedna wersja, a uparty Mike się tego nie posłucha, bo przecież Po co? Oni się chyba kochają, tak? Zgoda powinna nastąpić szybciej, niż się tego spodziewam...
    Pozdrawiam, czas, wena (wszystko razem wzięte) niech będzie z Tobą <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!

    To się nazywa mój spóźniony zapłon... Ręce normalnie opadają. Wybacz.

    Majkel, Majkel, Majkel... Jego postrzeganie rzeczywistości jest załamujące. Patrząc na sytuację w sposób logiczny, czy Jenn byłaby zdolna do obściskiwania się z innym facetem? No chyba nie. Znalazł się kurczę Le Roi du Pop xD

    Swoją drogą chętnie dałabym temu geniuszowi w "buźkę" (nie, nie Michaelowi :D )
    To wszystko konspiracja, to jakieś ustawienie, hmmm. Nie no, gadam od rzeczy ( albo piszę? )

    Najlepiej jednak w ogóle powyzywać swoją dziewczynę, a później z dumą i pogardą wymalowaną na twarzy pokazywać, jakim się jest "Le Roi du Pop"

    No, także ciekawa jestem, co dalej z tego wyniknie, weny ci życzę w prezencie świątecznym i pozdrawiam ;*

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń