Menu

Opowiadania

sobota, 31 grudnia 2016

Miniaturka 3 / Pożegnanie?



Witam wszystkich w ten sylwestrowy wieczór!!!
Pojawienie się tej krótkiej miniaturki ma swoje ukryte dno, a nawet dwa.
 Najpierw chciałam życzyć z tego miejsca wszystkiego najlepszego z okazji urodzin pewnej osobie. 
Nie będę rzucać nazwiskami, ale większość z was ją chyba zna. 
Tak więc to był  pierwszy powód pojawienia się miniaturki.
Sylwestra trzeba świętować na wiele sposobów, 
a to jest przykład jak ja ten dzień "świętuję".  
Trzeba pożegnać ten stary rok, który w moim życiu zmienił wiele rzeczy. Podjęłam w tym roku wiele decyzji i złych i dobrych, ale z większości jestem zadowolona, bo dzięki nim jestem gdzie jestem i jestem z tego cholernie dumna. 
Na razie nie chcę niczego zapeszać, ale kiedyś się z tym wami podzielę. Każdy z nas jest już starszy o kolejny rok.
 Na nasze nieszczęście czas płynie i nic na to nie możemy poradzić. Możemy jedynie łapać pojedyncze chwile. Dlatego pragnę życzyć w 
ten ostatni grudniowy wieczór by rok 2017 był jeszcze lepsze niż ten, który żegnamy.
Startuje bez noworocznych postanowień, bo ich nie wykonam i już, ale za to z marzeniami, którym do spełnienia niewiele trzeba. 
Jedyne co mi pozostało to życzyć DO SIEGO ROKU!!! i widzimy się za rok ;D

*wznosi kieliszek z szampanem i pije wasze zdrowie*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


“To był sen, sen piękny sen,
W Barcelonie, w San Andre…”

Słońce wysoko na bezchmurnym niebie przesuwało się leniwe. W cieniu rozłożystych gałęzi dojrzewały owoce soczystych pomarańczy. Upał panował tutaj prawie cały rok, jedynie zimy były nieco chłodniejsze. To mogła być tylko i wyłącznie hiszpańska Barcelona, gdzie na uliczkach ludzie tańczyli ogniste tango, salsę, a grajkowie przygrywają na gitarach rytmiczne bolero, czy flamenco.
Dochodziło już południe, a temperatura rozsadzała termometry.
  -Seniorita, pobudka ojciec czeka na panienkę. -do beżowego pokoiku weszła niania. Kobieta przy kości o typowo latynoskiej urodzie. Widziała, że jej podopieczna nie miała zamiaru wstawać. Weszła do środka i odsłoniła delikatny materiał zasłon wpuszczając do pokoju światło. Na łóżku poruszyła się postać ukryta pod stertą poduszek i kołdrą. -Panienko, bo nie będę taka miła. -kobieta podparła ręce na biodrach.
  -Nina miałam taki piękny sen. -dziewczyna przeciągnęła się niczym kot.
  -Znowu o księciu na białym koniu? -pobłażliwie spojrzała na ciemnowłosą osóbkę, która usiadła na łóżku.
  -Tylko marzyć mi pozostało. Oj ma nieszczęsna duszo! Gdzieś jest mój Romeo?! -teatralnie uniosła dłoń i przyłożyła do czoła. Jak na swój wiek zachowywała się bardzo dziecinnie.
  -Nie ma go, a teraz niech panienka się rusza, bo ojciec nie lubi kiedy się spóźniasz.
  -Już, już. -dziewczyna nieśpiesznie wyszła z łóżka, a jej niania opuściła pokój zostawiając ją samą. Rozczesała swoje długie, ciemne włosy. Nałożyła na siebie zwiewną sukienkę na cienkich ramiączkach w kwieciste wzory. Po odbyciu porannej rutyny zeszła po bogato zdobionych schodach do ogromnej jadalni, gdzie na środku stał ogromny, dębowy stół, a tuż nad nim wisiał jeszcze bardziej okazały żyrandol, który zdawał się być zrobiony z kawałków lodu. Dziewczyna pochodziła z dość wpływowej rodziny. Jej ojciec posiadał własną, wielopokoleniową firmę, która zajmowała się hodowlą hiszpańskich owoców. Rozwożąc je po świecie dorobił się fortuny. W mieście, jak i w kraju ludzie go szanowali, a nazwisko Montez było bardzo rozpoznawalne. Ona jednak nie potrzebowała do szczęścia tej fortuny, jej wystarczyło by móc każdego ranka coś zjeść.
  -Elana córciu, como estaz? -przywitał ją jej ojciec już lekko siwiejący staruszek.
  -Dziękuję dobrze. -te rutynowe pytania czasem ją denerwowały, ale co miała zrobić jeżeli pan Montez był jednym z tradycjonalistów. W ciszy zjedli posiłek, w postaci jajecznicy ze szczypiorkiem, znowu monotonność. Dzień w dzień jadła jajecznicę.

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 30

 Witam zbłąkane dusze!!
Jestem z najkrótszym rozdziałem ever. Myślałam, że żygnę jak to pisałam, ale jest.
 Nie chciałam robić znowu jakiegoś skoku w czasie, bo nie byłoby ani ładu, ani składu.
 Jest cokolwiek.Kurcze nawet nie mam weny wstępu napisać. 
Mogę, więc tylko powiedzieć, że spotkamy się albo w sylwestra, albo w Nowy Rok.
 A teraz jeszcze specjalna informacja dla Lidki: szykuj sobie widły ;D
Nie pozostało mi nic innego jak zaprosić do czytania i komentowania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****

Chcesz coś zrobić, ale wiesz, że to jest niemożliwe. Nie posiadasz mocy, a tym bardziej maszyny, która pozwoliłaby się cofnąć w czasie, by coś zmienić. Naprawić cokolwiek, uratować utracone.
Masz wrażenie, że jesteś bezradny w całym tym bałaganie i zdajesz sobie z tego sprawę, że sama się o to prosiłaś. Fakt, faktem jest taki, że poszłam po całości. Analizując później to wszystko, leżąc na łóżku, doszłam do wniosku, iż chyba się nie nadaje. Nie nadaje się do czegoś takiego jak związek z kimś. Może to kolejny mój wymysł, bo przecież każdy ma w sobie pewną cechę, która stawia go na spalonej pozycji. Niektórzy starają się ją zwalczyć, a ja… ja nie wiem. Już niczego nie wiem, nie wiem co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, a może rok. Staram się żyć rzeczywistością jak kiedyś, bardzo dawno temu, ale nie potrafię. Nie potrafię sprawić by było jak kiedyś, po prostu nie chcę, a może chcę tylko się boję. Nie potrafię zrobić nic, dosłownie nic szczególnie teraz, gdy brak mi JEGO.

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 29

Elo żelo ;D
Przybywam w końcu z poślizgiem, który był nieunikniony. 
Brawo ja, że tak powiem. Szczerze? Nie wiem jak to będzie w najbliższej przyszłości.
 Chodzenie do dwóch szkół wykańcza psychicznie i fizycznie. Praktycznie wieczorem nie mam na nic czasu, ani siły, a jakoś pisanie po nocy mi się nie uśmiecha. 
Ale jak to powiedział mój profesor "Żeby coś osiągnąć trzeba na to zapracować", 
więc jakoś wszystko ogarniemy.
Rozdział wygląda jak wygląda. Wiecie ile ja czekałam, żeby w końcu to napisać. 
Cały czas, gdzieś coś tylko wspominałam o jakiejś "katastrofie" i oto jest!!! 
Niby błahe nie błahe, ale jest mi potrzebne. 
Bez zbytniego przedłużania (bo i tak przedłużyłam) zapraszam do czytania, komentowania wszystkich bez wyjątku.
Za wszelkie błędy przepraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****
To nie jest tak, że nie mamy wpływu na wydarzenia. Owszem mamy, ale jest niewielki, a dla niektórych wręcz kolosalny. Przez wieki człowiek przypisywał różne zdarzenia określonym bogom, próbował je przewidzieć patrząc w gwiazdy, rzucając kośćmi, czy wróżąc po prostu ze zjawisk
przyrodniczych. Były to tylko przypuszczenia ludzi, najczęściej szamanów, czy wróżebników. Nieczęsto się zdarzało by dana przepowiednia się spełniła, ale jednak były przypadki, że to co przewidzieli z ułożenia planet spełniało się.
Gdybym się jednak na tym znał choć trochę i mógł przewidzieć przyszłość choć w niewielkim stopniu zrobiłbym to bez wahania. Może wtedy zapobiegłbym niektórym wydarzeniom.
Byłem w trasie już kolejne parę miesięcy. Jedynie na okres świąteczny wróciłem w rodzinne strony. Wyczekiwałem chwili gdy cały ten zgiełk się skończy i będę mógł wrócić do domu. Domu wypełnionego obecnością, radością i miłością osoby którą kocham. Praktycznie każdego dnia o niej myślę. Choć plan dnia mi to skutecznie utrudnia to mam ją cały czas w sercu. Jennifer jest jakby moim skarbem, który czeka aż do niego dotrę strudzony podróżą.
Z uśmiechem na twarzy wszedłem za kulisy sceny. Część ekipy już zabierała się za rozkręcenie sceny, by przewieźć ją na miejsce kolejnych koncertów. Kierowałem się w stronę mojej garderoby. Przyglądałem się ludziom, którzy przewijali się cały czas przez prowizoryczne korytarze. Cały czas ktoś do kogoś mówił, krzyczał, tłumaczył, a wszystko po to by wszystko wyszło zgodnie z planem jaki założyłem. Ktoś przeszedł szybko koło mnie gratulując koncertu. W końcu zamknąłem za sobą drzwi garderoby, która była wypełniona przeróżnymi kreacjami, a i tak występowałem tylko w niewielu.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 28

Witam!!!
Okazuje się, że będę musiała przestawić się na poranne,
 poniedziałkowe dodawanie rozdziału, ale mówi się trudno. Szkoła nie wybiera.
Rozdział wygląda jak wygląda. Starałam się jak mogłam,
 ale uratować tego bardziej nie potrafię. Krótko, bo krótko, ale jest. 
Zapraszam jednak do czytanie i komentowania wszystkich bez wyjątku.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****
W swoim życiu robimy wiele rzeczy, najczęściej głupot. Ten typ przypadków zalicza się czasem do decyzji, a decyzje znowu mogą być i dobre, i złe. Gdy uda nam się wybrać dobrze, wszystko jest w
porządku. Nic nie tracimy, a wręcz możemy zyskać. Niestety z tymi drugimi nie ma już tak wesoło. Powinniśmy się więc zastanowić po co są te złe decyzje. Praktycznie uprzykrzają nam życie. Co powoduje, że zamiast się rozwijać cofamy się. Nasza mini ewolucja zostaje zatrzymana i powraca do punktu zero. Wszyscy potocznie nazywamy to błędami życiowymi. Tylko po co one są?
Pewnie jakiś błyskotliwy filozof wytłumaczył pojęcie “błąd” w dość zawiły i niezrozumiały dla nas sposób. Czasem ta definicja jest prostsza niż nam się wydaje.  W codziennym chaosie, zwanym przez wszystkich życiem, takowe błędy się zdarzają i to dosyć często. Zmuszają nas do zastanowienia się nad całą sytuacją, a nasze rozmyślania zaczynają od słynnego sformułowania co by było gdyby… Właśnie co by było gdyby owca potrafiła latać, a wąż miał nogi? Pytanie pasujące do osoby jaką jest genetyk. Ale zostawiając genetykę i wszelkie nauki w spokoju coraz częściej z dnia na dzień zadaję sobie pytanie. Co by było gdybym zamiast nie powiedziała tak? Czy to by coś zmieniło? Pewnie wiele, ale jest już przysłowiowa musztarda po obiedzie.

niedziela, 4 grudnia 2016

Do you remember... Rozdział 27

Hejka wszystkim!!!
Przybywam dzisiaj z rozdziałem i jestem tym zaskoczona, 
bo nie myślała, że się z nim wyrobię.
Miał być o wiele bardziej pozytywny niż jest, ale chyba coś mi nie wyszło.
Pomimo tego jestem zadowolona, jak nigdy, choć swoją długością nie powala. 
Ale cóż lepszy rydz niż nic.
Nie przedłużając bezsensownej paplaniny, zapraszam do czytania i komentowania.
Za wszelakie błędy z góry przepraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 *****
Czasami reakcje ludzi nas zaskakują. Przeważnie odbiegają od przetartych ścieżek zachowań. Są inne i zastanawiamy się czy przypadkiem z tą osobą jest dobrze. Czy skoro na daną wiadomość czy zdarzenie zareagowała tak a nie inaczej to oznacza, że ją to nie ruszyło? Że się tym wcale nie przejmuje? Większość pewnie odpowie, że nawet jeśli zdarzyłoby się to drugi raz, to i tak nic sobie z tego dany człowiek nie zrobi.
A co jeśli wcale tak nie jest? Psychika ludzka jest niezbadana i do tej pory zaskakuje, więc może ta osoba w tym momencie toczy wewnętrzną wojnę. Stara się zapomnieć, ale jej się nie udaje, bo za każdym razem wszystko chce przeanalizować krok po kroku, a to co odeszło w zapomnienie wraca jak bumerang. Trzeba się więc zastanowić co zrobić, żeby ten bumerang nie wracał. Najlepiej go połamać i rzucić gdzieś daleko, ale on jest zbyt twardy byśmy samemu go zniszczyli. Potrzebna jest nam pomoc…
Sprawiałam wrażenie, że nic mnie nie obleciało. Właśnie, sprawiałam tylko wrażenie, że wszystko jest dobrze. Ktoś kto mnie bardzo dobrze zna by to dostrzegł. Na moje szczęście Michael znał mnie nazbyt dobrze. Choć do niczego nie doszło, nic się nie stało to jednak podświadomość nie dawała mi spokoju. Miałam myśl co gdyby… Co gdybym nie rozmawiała wtedy z Michaelem? Co gdyby był daleko? Co gdyby doszło do najgorszego? I nie mam tutaj na myśli samego gwałtu. Miałam taką chwilę w ciągu dnia kiedy się na chwilę wyłączałam, dostawałam pewnego rodzaju zawiasu. Po prostu stałam w miejscu patrząc za okno i gdybałam.