Menu

Opowiadania

niedziela, 13 listopada 2016

Do you remember... Rozdział 25

Hej kochani!!
Co tam u was słychać? W końcu notka pojawiła się zgodnie z planem.
 Gdy pozamykałam parę spraw jest mi lżej. 
Od następnego tygodnia powinnam zacząć już śmigać xD
Notka jest... Zostawmy to bez komentarza. 
Naprawdę nie wiem co mnie napadło by pisać coś TAKIEGO. 
Muszę znaleźć chochlika, który mnie podpuścił.
Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania.
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*****
Promienie słońca sprawiają, że każdego dnia, co rano do życia budzą się wszystkie istoty pogrążone w nocnym śnie. Powoli w ogrodach słychać ciche ćwierkanie ptaków, a na trawie
można dojrzeć pojedyncze kropelki rosy. Takie widoki są piękne, a jeszcze piękniejsze mogą być gdy mamy z kim podziwiać ten krajobraz.
Do pokoju przez cienki materiał zasłon wdzierały się promyki słonecznego światła. Leżałam na łóżku już od kilku godzin, a może minut. Pamiętam, że gdy uchyliłam lekko powieki za oknem już świtało. Nie potrafiłam zasnąć ponownie. Nie wiem czym to było spowodowane. Miałam okazję pomyśleć nad różnymi sprawami. O niektórych już zdążyłam zapomnieć. W miarę przesuwania się cieni po podłodze zajęłam się zupełnie czymś innym. Zaczęłam wpatrywać się w twarz mężczyzny leżącego obok mnie. Ciemne loki opadały na jego spokojną twarz. Pomimo tego, że spał uśmiechał się delikatnie. Na jego widok mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Człowiek podczas snu może wyglądać tak bezbronnie.
Opuszkami palców musnęłam jego policzek by następnie zawinąć mu za ucho pasmo włosów. Zauważyłam nieznaczny ruch jego powiek. Niby przez sen, niby już na jawie przysunął się do mnie, obejmując mnie jedną ręką w pasie. Nie spał tego byłam pewna, a jedynie udawał jakby chciał coś na mnie wymusić. Już ja dobrze wiedziałam na co on tak czeka. Lekko wsparłam się na łokciu, by musnąć przelotnie jego usta. Jak mogłam się spodziewać pogłębił ten krótki pocałunek.
  -Mmmm… Teraz musisz mnie tak budzić codziennie. -uśmiechnął się do mnie promiennie, gdy już się od niego oderwałam.
  -Nie za duże wymagania, jak na pana. -opadłam z powrotem na poduszkę.
  -To jest jeszcze nic, skarbie. -zaśmiałam się.
  -Już się boję. -odparłam z udawaną ironią.
  -Jeszcze będziesz drżeć ze strachu. -przyssał się do mojej szyi. Mimowolnie zachichotałam. Nie wiem czemu było mi tak wesoło. -Mogłaś przynajmniej mnie obudzić gdy już nie spałaś. -dodał po chwili.
  -Nie miałam serca cię budzić. Tak uroczo spałeś.
  -Przynajmniej byśmy przyjemnie spożytkowali ten poranek. -ułożył się koło mnie. Podwinął sobie koszulę którą miałam na sobie i zaczął kreślić niewidzialne wzory na moim brzuchu. Nie musiałam długo czekać by przeszły mnie przyjemne dreszcze.
  -Tak, a później byś narzekał, że jesteś zmęczony i wszystko cię boli. -pstryknęłam go w nos.
  -Bardzo szybko się regeneruję. -uśmiechnął się szelmowsko. Przytuliłam się nagle do niego. Moja podświadomość tego potrzebowała, ja sama zresztą też. Tak po prostu się do niego przytuliłam. -Dzwonił ostatnio? -zapytał. Wiedziałam o co mu chodzi.
  -Tylko dwa razy. Raz kiedy ty odebrałeś, a później drugi raz. Mówiłam ci chyba. -wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Nie wiem co mnie napadło. Pocałował mnie w czubek głowy.
  -Będzie dobrze. -powiedział to bardziej do siebie niż do mnie. Martwił się widać to było. Choć myślał, że tego nie widzę, to jednak potrafiłam dostrzec jego niektóre obawy. W pewnym momencie usłyszałam na dole czyjeś krzątanie się w kuchni.
  -Chyba powinniśmy już wstać. -spojrzałam na jego twarz.
  -Nie. Dzisiaj się stąd nie ruszam, a ty razem ze mną. -przygniótł mnie do łóżka.
  -Michael, ale jest… -zerknęłam na zegarek. - …jest już po dziesiątej.
  -I co z tego? -objął mnie, chcąc zatrzymać mnie przy sobie. Nie miałam zamiaru się ruszać. Tym bardziej, że z nim było mi dobrze. Wystarczyło, że mnie objął, złapał mnie w talii, czy po prostu przypadkiem mnie dotknął, a już się rozpływałam. Przymknęłam lekko oczy z rozmarzeniem. Ktoś po chwili zapukał do drzwi.
  -Szefie pańska siostra przyszła. -dało się słyszeć oddalające się kroki.
  -Ktoś cię jednak wyciągnął z łóżka. -powiedziałam kierując się w stronę łazienki by się przebrać. Gdy już byłam gotowa zeszłam na dół nie czekając na mojego ukochanego. Znajdzie mnie.
  -Jesteś w końcu. Rozumiem, że mój brat nie wypuszcza cię z łóżka, no ale bez przesady.
-przywitała mnie od progu rozpromieniona Janet.
  -Hej co u ciebie? -zaczęłam, gdy skończyła w końcu swój nagły atak słów. Zabrałam się za zaparzenie sobie porannej kawy.
  -Tak, tak hej. Nie wiesz gdzie wcięło mojego brata? -zapytała. Przynajmniej odpowiedziała na moje przywitania. Czasami jest tak zakręcona, że parę razy muszę jej powtórzyć co chcę jej przekazać nim to do niej dotrze.
  -Za chwilę powinien przyjść. -przystawiłam do ust filiżankę z gorącą cieczą. Nie myliłam się już po chwili schodził po schodach z kimś rozmawiając.
  -Ale że teraz? -chwila przerwy. -Dobra zaraz będę. -gdy tylko się rozłączył wkroczył uśmiechnięty do kuchni i przywitał się z siostrą.
  -Ile można na ciebie czekać, co?
  -Bardzo długo. -podszedł do mnie obejmując mnie od tyłu. -Muszę coś załatwić na mieście. Za niedługo powinienem wrócić.
  -A śniadanie? -znając życie i tak go nie zje, ale zawsze warto zapytać.
  -Zjem później. -i się przewróci. Już ja widziałam to jego później. Sama pewnie będę musiała w niego wciskać jedzenie. -Uśmiechnij się. -wyszeptał mi na ucho drażniąc skórę na policzku swoimi włosami. Cmoknął mnie w policzek. -Niedługo będę z powrotem. -uśmiechnęłam się tylko, a jego już nie było.
  -Tak uroczo wyglądacie. -odezwała się po chwili ciszy Janet. Kompletnie zapomniałam, że stała tu razem z nami. -Pasujecie do siebie.
  -Coś czuję, że nie załatwisz nic dzisiaj z Michaelem. -jeszcze trochę, a zaczęła by nam całkowicie słodzić.
  -Złapie go kiedy indziej. W końcu mam okazję porozmawiać z moją przyszłą szwagierką. -mrugnęła porozumiewawczo.
  -Nie rozpędzaj się tak, wszystko się może jeszcze zdarzyć. -pohamowałam jej entuzjazm.
  -Jeszcze wspomnisz moje słowa. -usiadła przy wysepce dzierżąc w ręku kubek z kawą. -Co tam u ciebie, was słychać? Nie wyglądasz na ociekającą radością i szczęściem.
  -Kto by był po wizycie niespodziewanego gościa.
  -Czy ty próbujesz mnie urazić? -spytała pół.żartem pół serio.
  -Jeżeli nie jesteś blond lafiryndą o imieniu Madonna to nie, nie próbuję cię obrazić. -jak gdyby nigdy nic pociągnęłam czarną ciecz z filiżanki. Teraz wystarczyło czekać na potok pytań z jej strony.
  -Że co proszę? -teraz już musiałam jej opowiedzieć wszystko co do joty. Ta cała sytuacja dzisiaj mnie bawiła i obie nie powstrzymywałyśmy się od salw śmiechu. -Co za pindzia. I tak po prostu sobie poszła?
  -Mnie też to dziwi, to jest do niej niepodobne.
  -Ona przysporzy wam jeszcze wiele problemów.
  -Miejmy nadzieję, że nie. -zapadła chwila ciszy. Praktycznie nie wiedziałam jak dalej ciągnąć tę rozmowę. Szukałam ratunku w już pustym kubku, miałam nadzieję, że znajdę tam choć jedną kropelkę napoju, która wypełniłaby ciszę.
  -Nie martw. -wypaliła nagle przerywając chwilę milczenia.
  -Co proszę? -zapytałam zdezorientowana.
  -Michael nie jest taki głupi, żeby wskoczyć innej do łóżka, gdy ty jesteś przy nim. -spojrzała na mnie z troską.
  -Jestem! -usłyszałyśmy z głębi korytarza. Szybko się dzisiaj uwinął, a może to myśmy tak długo rozmawiały. Wszedł do nas. Wyglądał na wyprowadzonego z równowagi choć nie dawał nic po sobie poznać. -Co tak nagle zamilkłyście? -spytał. Popatrzyłyśmy z Janet na siebie.
  -W końcu król wszedł, nie?
  -Nie podlizuj się siostra. -uśmiechnął się pięknie. -Muszę wykonać jeszcze jeden telefon i wracam. -ten człowiek kiedyś się zagubi w swoich obowiązkach. Ledwo przekroczy próg domu i już leci dalej załatwiać swoje sprawy. Nie powinnam się dziwić w końcu trasa się zbliża wielkimi próbami, a on sam czasami znika na dość długo by brać udział w próbach. Już nie wspomnę, że później ledwo stoi, a co dopiero mówić. Nic na to nie poradzę, że on kocha to co robi.
  -Jennifer mówię do ciebie. -pomachała mi ręką przed oczami. -Ja wiem, że mój braciszek tak na ciebie działa, ale bez przesady co?
  -Oj uwierz, że nie tylko na mnie, ale i na pół świata. -włożyłam brudne naczynia do zlewu.
  -Już ci przecież mówiłam, żebyś…
  -Się nie martwiła? -przerwałam jej w pół słowa odwracając się do niej przodem. -Już nie chodzi o to, że znajdzie się taka, która na nie niego czeka. Na jeden moment słabości, zapomnienia i jest pozamiatane.
  -A więc o co konkretnie?
  -Mam chore przeświadczenie, że to wszystko w końcu szlag trafi. -usiadłam z powrotem naprzeciw niej podpierając się na dłoni.
  -My kobiety tak mamy, że wszystko wyolbrzymiamy. -uśmiechnęłam się mimowolnie. -Pogadaj z nim, ale tak szczerze i wszystko będzie dobrze. -zaznaczyła ostatnie słowa. Potrzebowałam tej krótkiej pogawędki.
Pomyśleć, że rozmowy potrafią zdziałać cuda i to nie byle jakie. Są potrzebne, bo przecież to one są podstawą wszystkie. Można dodać, że to one są fundamentem zaufania. W końcu zanim komuś zaufamy rozmawiamy z nim, bardzo długo rozmawiamy.

*****

Była wyjątkowa w każdym calu. Wystarczyło, że się uśmiechnęła, a radość sama we mnie występowała. Wyglądała wtedy nieziemsko. Myślała, że cały czas śpię, ale tak naprawdę przyglądałem jej spod pół przymkniętych powiek. Miło było budzić się przy niej, jest to właśnie jedno wielu pragnień, żeby mogło być tak co dzień.
Nie byłem zachwycony tym, że wzywają mnie do studia. Kto by nie był. Lecz świadomość tego, że Jennifer czeka na mnie w domu jeszcze bardziej sprawiała, iż moja podświadomość rwała się do niej chcąc jak najszybciej wrócić.
  -Możesz mi powiedzieć co to miało wczoraj podczas wywiadu? -gdy tylko pojawiłem się w budynku studia zostałem zaatakowany kilkoma pytaniami.
  -Przecież nie powiedziałem niczego kontrowersyjnego.
  -Właśnie.
  -Daj mu spokój Frank. -odezwał się Q, którego wcześniej nie zauważyłem.
  -Jak daj spokój? Przecież on potrzebuje reklamy. Szczególnie teraz, gdy zbliża się trasa. -mówił bardziej do mężczyzny siedzącego po drugiej stronie pokoju. -Spokojnie mógł napomknąć coś więcej o tej jego dziewczynie. -wiedziałem już do czego zmierza i po co mnie tu wezwał.
  -Reklamy, ale nie czyimś kosztem. -odezwałem się lekko podnosząc głos.
  -Dobrze wiedziała z czym się wiąże związek z tobą.
  -I dlatego chcę ją przez jak najdłuższy czas trzymać z dala od tego wszystkiego. -wypowiedziałem to wszystko na jednym wdechu.
  -Michael posłuchaj mnie uważnie…
  -Daj chłopakowi spokój. -odezwał się do tej pory milczący Quincy. -Wie co robi, a ty idź ochłoń bo jesteś napięty jak struna. -zostałem z nim sam. Frank wyszedł. Ostatnio dosyć często dochodziło do różnych spięć w moim zespole i chyba będę musiał rozwiązać niektóre problemy. -Nie przejmuj się nim nie układa mu się ostatnio w życiu.
  -To niech potrafi oddzielić sprawy prywatne od zawodowych. -nastała chwila ciszy i szczerze nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
  -Nie trzymam cię tu, bo i tak przed trasą nie ma czego nagrywać, a na siłę nic nie pójdzie. W domu chyba masz lepsze rzeczy do roboty co? -spojrzał na mnie znacząco. Już ja wiedziałem co takiego według niego miałem do roboty.
Nie czekając długo wróciłem do mojej krainy, ale nie spodziewałem się rozmowy, której tam zastałem. Nie chciałem podsłuchiwać, ale moja ciekawość była ode mnie silniejsza. Pod pretekstem jakiegoś telefonu stanąłem jak najdalej od miejsca, w którym przebywały, ale tak bym mógł usłyszeć cokolwiek. Z każdym jej słowem coraz bardziej rozumiałem jej obawy. Gdybym mógł coś zmienić, ale niestety moja praca po części się wiąże z napadami rozszalałych kobiet.
  -Zmieniając temat. -zaczęła Janet. -Znalazłam świetną sukienkę, która będzie do ciebie świetnie pasować.
  -Janet nie namówisz mnie.
  -Ja nie, ale Michael tak. -stwierdziłem, że nie ma co się dłużej “ukrywać” i wyszedłem z mojej niby kryjówki.
  -Do czego mam ją namawiać? -podszedłem do niej i stanąłem sobie za nią.
  -Już do niczego nie musisz mnie zmuszać. -spojrzała na mnie mrużąc oczy.
  -To ja was może zostawię gołąbeczki. -Janet zaczęła się powoli zaczęła się zbierać. -My widzimy się jutro. -wskazała na Jennifer, która nie zwracała na nią w ogóle uwagi. -A i jeszcze jedno nie zbrójcie tu czego. -uśmiechnęła się chytrze i wyszła. Jenn odwróciła się przodem do blatu. Nie wiem co chciała tym ugrać. Ukląkłem obok niej.
  -Michael mam do ciebie prośbę, taką malutką prośbę. -zbliżyła niespodziewanie swoją twarz do mnie.
  -Co mogę dla ciebie zrobić?
  -Następnym razem od razu powiedz, że chcesz podsłuchiwać. -pocałowała mnie krótko, za krótko. Skąd ona wiedziała, że ja cokolwiek… Była niesamowita i właśnie takie zachowanie to potwierdzało.
  -Przejdziemy się? -wypaliłem nagle, a ona popatrzyła się na mnie podejrzliwie.
  -Czy ty coś kombinujesz? -odpowiedziała pytaniem na pytanie.
  -Nie skądże. -wahała się jeszcze chwilę, ale koniec końców się zgodziła. -Powiesz mi co to za przeczucie? -zapytałem w końcu, gdy wyszliśmy z domu i uszliśmy kawałek.  
  -Nie wiem. -odparła na co się zdziwiłem. -Ciężko to opisać słowami. To takie jakby uczucie, przeświadczenie, że coś się stanie.
  -Na przykład co?
  -Trudno jest mi to określić. Nie mam bladego pojęcia czy jest to coś pozytywnego, czy wręcz przeciwnie. -objąłem ją w czułym geście. Mogłem tylko przeczuwać co zaprząta jej głowę. Jej brat. Milczał od jakiegoś czasu, nie dawał o sobie znać, to mogło oznaczać tylko jedno cisza przed burzą. Nie wiem tylko jakie ta burza przyniesie zniszczenia. Miejmy nadzieję, że mylę się i ja i ona. Nic takiego nie powinno się stać, kiedy jest ze mną.
Zauważyłem, że od jakiegoś czasu zerka na mnie kątem oka, przygryzając delikatnie wargę. Wyglądała nad wyraz pociągająco. Chyba sam zacząłem jej się coraz bardziej przyglądać.
  -Czemu mi się przyglądasz? -zagadnęła po chwili.
  -Bo ty się na mnie patrzysz. -odparłem z uśmiechem. Na jej policzku pojawił się delikatny rumieniec, który jeszcze bardziej dodawał jej uroku.
  -Poprawka patrzę się na tamto drzewo. -lekko się speszyła. Staliśmy przez chwilę w ciszy, ale dlaczego staliśmy. Przecież mieliśmy iść, a może po prostu żadne z nas nie chciało, a może się bało zrobić ten pierwszy krok.
Odwróciłem się w jej stronę. Nie wiedziałem co powiedzieć i zrobić. Po prostu złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Zatopiłem się w jej słodkich ustach. Nie kryła zaskoczenia, ale zaraz zaczęła się w tym zatracać.
Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Po chwili poczułem jak jedną dłoń wplata w moje włosy. Przyszpiliłem ją do drzewa, jeszcze trochę, a z pewnością by się w nie wtopiła. Zszedłem pocałunkami na linię jej obojczyka. Westchnęła cicho na co mnie przeszedł przyjemny prąd wzdłuż kręgosłupa. Zsunąłem jedno ramiączko jej koszulki robiąc sobie dostęp do jej ramienia, które kusiło swoją delikatnością jak reszta jej ciała.
  -Nie boisz się, że znów ktoś nam przeszkodzi? -zapytała pomiędzy pocałunkami.
  -Zaraz coś na to zaradzimy. -nie przez przypadek zaprowadziłem ją w te rejony mojego Rancha. Kiedyś chcąc zasięgnąć trochę prywatności kazałem zbudować niewielki domek pośród gęściej rosnących drzew. Teraz prowadziłem ją w to miejsce nie zaprzestając pieszczot na jej szyi. Czułem jak drży pod wpływem moich działań, co jeszcze bardziej mnie nakręcało. Przywarła do moich ust. Byłem gotów zedrzeć z niej to ubranie tak jak stoi…
Zaraz po wejściu do niewielkiego domku przykułem ją do tych drzwi. W końcu mogłem pozbyć się z niej materiału który tylko mi przeszkadzał. Gdy tylko znów dobrałem się do jej rozgrzanego już ciała westchnęła dźwięcznie. Przejechała dłonią wzdłuż mojego torsu. Jej dotyk sprawiał, że wariowałem jeszcze bardziej. Na chwilę zapomniałem o otaczającym mnie świecie co sprytnie wykorzystała. W następnej chwili pod wpływem jej lekkiego pchnięcia klapnąłem na kanapie stojącej nieopodal. Zbliżyła się do mnie kocim krokiem. Kusiła i to bardzo. Pochyliła się nade mną językiem przejeżdżając językiem po linii moich warg. Przyciągnąłem ją do siebie. Tym samym usiadła na mnie okrakiem ocierając się sugestywnie. Moje dłonie powędrowały na jej uda. Jej skóra parzyła, a w dotyku była delikatna jak płatek róży… Języki splotły się ponownie w namiętnym tańcu. Drażniąc się ze mną rozpinała guzik po guziku. Udawało jej się podgrzać atmosferę do niewyobrażalnej temperatury. Spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi, a płucom zabraknie miejsca na ilość tlenu. Sam widziałem jak jej klatka piersiowa z minuty coraz szybciej się unosi. Gdy skończyła zabawę z moją koszulą ponownie przejechała językiem wzdłuż linii mojej szczęki… Nie mogłem dłużej czekać. Szczególnie gdy moja męskość domagała się jej uwagi. Do tej pory starałem się nie zwracać na to uwagi, ale teraz.  Powaliłem ją na sofie, a sam nad nią zawisłem. Błądziłem pocałunkami po jej ciele. A jej każde westchnienie jeszcze bardziej mnie do tego nakręcało. Nie czekając dłużej pozrzucaliśmy z siebie resztki naszej garderoby.  Przez chwilę podziwiałem jej zgrabne ciało, które lśniło od potu. Była idealna, była niczym bogini. Nie mogłem się dłużej oprzeć pokusie posmakowania tego co na mnie, na nas czekało. Jeden mój ruch sprawił, że pod wpływem rozkoszy wygięła się w łuk, prężąc ku mnie swoje ciało. Wirowaliśmy jeszcze długo w tańcu zakochanych. Nie liczyło się nic. Była tylko ona, która swoimi wdziękami i ruchami skupiała na sobie całą moją uwagę. Zatracić się można w wielu rzeczach, ale straciłem głowę dla niej.

"Prosiaczek: -Jak się pisze "miłość", Kubusiu?
Kubuś: -Miłość się nie pisze, miłość się czuje, Prosiaczku."

~~~~~~
I jak?
Chyba się porwałam z motyką na słońce. Pierwszy i ostatni raz coś takiego napisałam, chyba. Muszę się jeszcze nad tym poważnie zastanowić. Za błędy przepraszam (jakiekolwiek o nie są i nie chodzi tu o błędy typowo stylistyczne, czy ortograficzne) Następna oczywiście za tydzień.

7 komentarzy:

  1. Hej. xD
    Mogę zakląc? Tak?
    JA PIERDOLE! xDDDD
    Ty wiesz jak człowieka podrapać, naprawdę. :D Mamy hota, drodzy państwo, no ale naprawdę. Ja nie wiem, ale czegoś mi tu brakuje. A może ja głupia jestem. Nie wiem. :D
    Jeśli chodzi o całokształt to oczywiście, że mi się podoba, w jednym momencie nawet się pośmiałam. xD Ściemniacz z tym spaniem, nie ma co. I jeszcze podsłuchuje. :D W sumie to spodziewałam się raczej jakiegoś wybryku ciemnej strony mocy [czyt. Madonny], a tu proszę. :D Najpierw w studiu, już myślałam, już czekałam, a tu tylko to. o.o A potem do samego końca i mamy. XD Wciąż pamiętam tą Madonnę i nie moge z tego wciąż. Hihi!
    Dobra, go zaczynam ględzić bez sensu, czekam z niecierpliwością na następny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. WYSZŁO GENIALNIE!
    Mówię serio, ten rozdział jest taki uroczy i taki gorący w jednym! Kocham cię za to. A ten hocik wyszedł super, genialnie opisałaś to co miało być opisane. No może brakowało mi trochę uczuć, ale jest gitesik <3
    Czekam na nn! :**
    Twoja najukochańsza, najlepsza i w ogóle
    Martysia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka!
    Nie było tak źle :). Rozdział wyszedł fajnie. Co ten Frank chcę od Miśka, przecież Michael to nie Madonna, on nie jest skandalistą. Co do hota, Yes wiedziałam,że kiedyś nadejdzie ten moment xD. Troszkę mało uczuć, ale i tak jest fanie. Już czekam na nexta.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Zacznę od tego, że to pierwsze zdjęcie Jenn mnie przekupiło <3 Mega <3
    Co dalej? Ogólnie rozdział krótki za co w zęby powinnaś zarobić xD
    Mnie się mega podobało, zwłaszcza końcówka jak wiadomo :3
    I nie, mnie w niej niczego nie brakowało (chociaż jakbyś się w szczegóły zagłębiła bardziej też bym nie krzyczała xD).
    Uczucia? Myślę, że to jak opisałaś stan fizyczny mówi sam za siebie o uczuciach. Dotykiem można o wiele wyraźniej i piękniej okazać miłość, niż słowami. Jakby ciągle mówili sobie: O BOŻE JAK JA CIĘ KOCHAM itd, to by to było mdłe i przesłodzone. Ja lubię hoty, gdzie wszystkiego jest po prostu. Trochę uczucia, namiętności, żaru, ognia no i kurna seksu po prostu. Na tym polega zresztą seks i nie ma co ukrywać :P
    Ja liczę, że jeszcze nie raz nas hocikiem zaskoczysz :3 Nie mówię, abyś zrobiła z opo pornola bo nie o to chodzi, ale od czasu do czasu bardzo urozmaica to opowiadanie :3
    Buziaki i czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka!

    NO TO SIĘ POROBIŁO. Ostatniej scenki to ja się nie spodziewałam :D

    Zacznę od końca. Wy tam na górze, niby czemu mało uczuć? Bullshits.
    Mnie się hocik podobał, bo choć może nie wypada mi komentować takich scen, to mój gust nie jest aż tak wybredny. Opisałaś to realistycznie, więc gratuluję ci, ja bym się nigdy nie odważyła napisać TAKIEJ sceny w TAKI sposób. Jest gites, superes, więc... Nie wiem co xD

    Nadal czekam aż Jenn zgodzi się na trasę ze swoim słodziakiem. Mam wrażenie, że niedługo będzie się działo, no i na dodatek brat Jennifer różne pomysły ma. Cisza przed burzą, to fakt, teraz tylko czekać...

    Jennifer nie powinna się zbytnio martwić, nie ma powodu żeby to wszystko szlag trafił, no chyba że brat albo Madonna, moje raki kochane xD

    Czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny ;*

    Pozdrawiam

    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, tak, witam, dzień dobry...
    *brawa*
    Ależ nie trzeba. Wiem, za ten komentarz powinnam dostać Platynowy Internet Explorer xD
    Co tu się dziejeeeee... Taaaa, oni teraz sobie będą szczęśliwi, ale czuję, że to tylko cisza przed burzą. Wiele się może wydarzyć i właśnie TO mnie martwi najbardziej. Coś o bracie cicho... i Madonnie. Jeszcze się razem zjadą xD To by była akcja. Zjazd koszmarów proszę, raz!
    Pozdrowionka <3 (tylko mnie nie zjedz za ten spóźniony zapłon)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń