Menu

Opowiadania

sobota, 10 września 2016

Miniaturka 2

Hej kochani!
Jak już mówiłam dzisiaj niespodzianka! Wynik dużej ilości filmów sience-fiction. Choć tutaj to bardziej pasuje tytuł Powrót do przeszłości xD
To był bardzo trudny tydzień i pechowy jak dla mnie, ale o tym innym razem.
Rozdział Do you remember pojawi się za tydzień.
Tak wiem niektórzy woleli by wcześniej, ale cóż. Jest dzisiaj to. Za jakiekolwiek błędy przepraszam. Jest tego dosyć dużo i czasami ciężko wszystko sprawdzić. Więc zapraszam do czytania i szczerego wyrażenia opinii na ten temat.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Zamknięta w czasie

Rok 2030
Wyobcowana, inna, wyalienowana. Tak się czuła w świecie smartfonów i powszechnie dostępnej sieci internetowej. Wrażenie, że nie pasuje do świata przepełnionego elektroniką towarzyszyło jej odkąd pamięta. Zawsze postrzegana za wariatkę tylko dlatego, że nie używała techniki przyszłości, a rodzice uczyli ją jak posługiwać się sprzętami z lat 80/90. Dla nastolatki było to dziwne, ale wtedy nie wiedziała, że od niej będą zależeć losy ludzkości.
  Pochylała się przy biurku w swoim pokoju nad planami wehikułu czasu. Kończąc dwadzieścia lat dostała pracę w organizacji, która zajmowała się właśnie tego typu rzeczami jak podróże w czasie, czy przemieszczenie pomiędzy galaktykami. Dzisiaj był jej wielki dzień. Od tego czy misja się powiedzie miało zależeć życie jej, jak i ludzi na całej planecie.
  -Gotowa na swój wielki sukces? -do pomieszczenia wszedł ojciec dziewczyny.
  -Nie jestem do tego zbytnio przekonana. Po prostu czuję, że to się źle skończy. -odpowiedziała ze smutkiem w głosie.
  -Sara, słońce wszystko będzie dobrze. -wiedział, że dziewczyna ma rację i nie mógł jej tego wyjawić.
  -Mam taką nadzieję. -odparła wkładając dokumenty do podręcznej torby.
  -Podwieźć cię? -nie chciał się rozstawać z córką.
  -Nie, Fred powinien zaraz po mnie wpaść. -rozległ się klakson samochodu. -Słyszysz? Już jest. -zerwała się z krzesła.
  -Sara... -powiedział mężczyzna z troską w głosie. -Uważaj na siebie.
  -Tata. Nie mam już pięciu lat, a dwadzieścia. Dam sobie radę jak zwykle. -przytulił się do dziewczyny.
  -Dla mnie i tak będziesz małą Sarcią. -pocałował ją w czubek głowy. -Ale i tak masz uważać. -wyszeptał do ucha. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła i wybiegła z pokoju pozostawiając ojca samego, który toczył wewnętrzny konflikt. Przecież mówili i jemu i jego żonie, że dzień jej powrotu nastąpi, ale nie wiedzieli, że stanie się to tak szybko...


Siedziba organizacji, parę chwil później


   -Dzisiejszy dzień przejdzie do historii świata. -swoją przemowę zaczęła przełożona oddziału podróży w czasie. -Wehikuł czasu został w końcu ukończony i możemy naprawić to co kiedyś zostało zniszczone. -pomiędzy słuchaczami, a mówcą wyświetlił się wykres 3D z informacjami. -Ponad dwadzieścia lat temu zmarł człowiek, który zaczął zmieniać świat. Niestety od tego dnia wszystko zaczęło się walić. Dzisiejszego dnia nasza planeta zagraża życiu ludzi na niej mieszkającej. Jednym z wielu rozwiązań jest cofnięcie się do tego dnia i nie dopuszczenie do tragedii. Życzę wszystkim powodzenia. -przełożona wyszła z pomieszczenia.
   -Ale podbudowująca przemowa. -zaczął narzekać jeden z inżynierów.
   -Lepiej taka niż żadna Clark. -stwierdziła Sara.
   -Ale i tak to ona zbierze wszystkie laury, które należą się tobie.
   -Mógłbyś przestać i zrobić coś sensownego Clark? -mężczyzna dalej głupkowato się w nią wpatrywał. -Weź idź sprawdź poziom atomów. -chłopak poszedł wykonać powierzone mu zadanie. Dziewczyna wprowadzała ostatnie poprawki do komputera.
   -Jak samopoczucie? -tym razem podeszła do niej jedna z dziewczyn z ekipy pracującej w pomieszczeniu obok, a równocześnie jej wieloletnia znajoma.
   -Hej Tina. -przywitała się Sara. -Jest dobrze, ale w kościach czuję, że coś się zdarzy.
   -Ty się nie martw na zapas. -Tina poklepała znajomą po ramieniu. -Patrz Tony tu idzie.
   -No, no, no. Nie mówiłaś, że już odbyłaś podróż w czasie.
   -Najpierw idź wytrzeźwieć, a dopiero później ze mną rozmawiaj. -nie przepadała za tym chłopakiem. W jej drużynie było ich wielu i ze wszystkimi się dogaduje, ale Tony to dla niej skaranie boskie.
   -Ej! Ludzie, nasza Sara Green już używała wehikułu! -przed nos rzucił jej gazetę. Tina wzięła ją do ręki i dokładnie się jej przyjrzała.
    -O co ci chodzi. Przecież to gazeta z 1991 roku nic tu nie ma.
   -Przyjrzyj się zdjęciu.
   -Przecież to Michael Jackson. -Tina spojrzała na Sarę. -Nie przejmuj się to debil. -już miała odchodzić gdy...

   -Przyjrzyj się kto obok niego stoi. -wzięła do ręki ponownie gazetę, a z jej ust dało się słyszeć ciche "O mój Boże".
   -Pokażcie to. -Sara wyrwała dziewczynie czasopismo. Rzeczywiście chłopak miał rację. Na zdjęciu była kobieta łudząco podobna do Sary, ale jednak zdawała się być starsza. -Nie to nie jestem ja. Następnym razem sprawdź rejestr podróży, czekaj. Przecież dzisiaj odbędzie się dopiero pierwsza tego typu podróż. -w ten sposób dziewczyna spławiła natrętnego faceta. Czuła na sobie wzrok osób tu zgromadzonych. -Dobra kochani ruszcie się, bo czas nagli. -wszyscy się rozeszli do swoich zajęć, a ona ponownie pochyliła się nad planami. Po jakiejś pół godzinie pracownicy czuwający nad projektem zgromadzili się w kontrolerce.
   -Panie Smith, możemy zaczynać?
   -Tak panno Green.
   -Tu kontroler 01. System podtrzymywania życia sprawny? -tyle czasu czekała na ten moment.
   -Sprawny. -odpowiedział głos w jej słuchawce.
   -Systemy napędzające?
   -Sprawne.
   -Systemy naprowadzające?
   -Sprawne.
   -Hipernapęd?
   -Sprawny.
   -Poziom protonów.
   -W normie.
   -Poziom elektronów.
   -W normie.
   -Panie Smith wszystko gotowe. -mężczyzna pochylił się nad panelem.
   -Tu kontroler 029.
   -Mów. -odezwała się Sara.
   -Wykryłem odchyły w mechanizmie wehikułu.
   -Daj na podgląd. -przed dziewczyną wyświetlił się plan maszyny. Chwilę go analizowała i w końcu znalazła przyczynę małego zamieszania. -Niech ekipa mechaników naprawi usterkę przewodów.
    -To zbyt niebezpiecznie. -odezwał się kolejny głos w słuchawce.
   -Podaj poziom mocy.
   -25% i nadal rośnie.
   -Więc niech jakiś mechanik ruszy swoje cztery litery i pójdzie przepiąć te kabelki. -Sarze ze stresu podniosło się ciśnienie, gdy ponownie usłyszała "to zbyt niebezpiecznie". -Panie Smith, proszę o pozwolenie na opuszczenie stanowiska w celu naprawy usterki. -mężczyzna ze zdziwieniem spojrzał się na nią.
   -A gdzie jest ekipa mechaników?
   -Narobiła w spodnie.
   -I niby tacy fachowcy. -dodał z ironią mężczyzna. -Zgoda panno Green. Idź tam napraw to i pokaż tym patałachom, że kobieta ma większe jaja niż oni. -Sara po tych słowach podeszła do szklanych drzwi i minimalnie je odsunęła, aby przecisnąć się do pomieszczenia, w którym na środku stał wehikuł. Dało się wyczuć przyjemne ciepło bijące od maszyny. Dziewczyna podeszła do niej i ściągnęła tylną klapę. Jej oczom ukazał się labirynt kabli. Delikatnie wsunęła dłoń pomiędzy nie i szukała sprawców tego zamieszania.
   -001 wycofuj się.
   -Jeszcze chwilka. -dziewczyna zaprzeczyła i dalej próbowała złączyć ze sobą czerwony i żółty kabelek. W końcu jej się to udało, ale chyba coś musiało być źle.
   -001 wycofaj się, już! -w jednym momencie wokół niej wytworzyło się pole siłowe, a w pomieszczeniu panował istny huragan. Jej bransoletka przyczepiła się do maszyny, która wytwarzała pole magnetyczne. Nie mogła uciec była uwięziona. Starała się wyrwać, ale co to dało była zbyt drobna by cokolwiek zdziałać. Ktoś krzyczał do słuchawki, że ma uciekać. Nikt nie przyszedł jej z
pomocą. W jednej chwili czuła, że się zapada, a już w drugiej była w jakimś tunelu czasoprzestrzennym. Nie była szkolona do tego zadania wiedziała, że prędzej czy później straci przytomność pod wpływem przeciążenia. Gnała wraz z machiną przez epoki które przewijały się w koło niej. W końcu wpadła w czarną dziurę. Nie czuła nic była jakby we śnie. Po pewnym czasie poczuła, że leży po palcami wyczuła, że jest to trawa. Powoli otworzyła oczy tak by zniwelować w jak największym stopniu zawroty głowy. W uszach jej piszczało co po pewnym czasie zignorowała i podniosła się na nogi. Rozglądała się wokoło. Była w jakimś parku w środku miasta. Nie miała bladego pojecia co to za miasto, ale na pewno nie jej rodzinne Miami. Dostrzegła dziewczynę ubraną w uniform kelnerki, która zamierzała w jej stronę.
   -Przepraszam panią. -Sara nieśmiało zaczępiła ją. -Gdzie ja jestem? -to pytanie w jej ustach zabrzmiało na tyle dziwacznie, że można by pomyśleć iż urwała się z wariatkowa.
   -W Los Angeles.
   -A który mamy rok?
   -1987. -dziewczyna z niedowierzaniem złapała się za czoło, a w myślach dźwięczało jej jedno zdanie "Czyli działa."
   -Jesteś z przyszłości? -jasnowłosa towarzyszka zapytała z fascynacją. Sara nie wiedziała co odpowiedzieć. Bała się, że cokolwiek by nie powiedziała i tak ta nieznajoma weźmie ją za obłąkaną. -Mój horoskop miał rację. Może nie uwierzysz, ale w horoskopie pisało, że spotkam kogoś nie z tego świata. -dziewczyna nie ukrywała fascynacji, ale naszej bohaterce nie było do śmiechu. Co ona miała zrobić była obca w tym świecie. Dopiero teraz się zorientowała, że ma na sobie dalej słuchawkę z laboratorium z której dochodzą dziwne dźwięki.
   -Sara jesteś tam?
   -Tak. Co się właściwe stało?
   -Straciliśmy kontrolę nad wehikułem i przeniosło cię w czasie. -zapadła chwila milczenia. -Mamy dla ciebie dwie wiadomości dobrą i złą.
   -Najpierw dobrą.
   -Podróże w czasie są możliwe twój przykład jest tego dowodem.
   -A zła?
   -Nie możemy cię ściągnąć z powrotem.
   -Jak to?
   -Jakby to powiedzieć wehikuł się rozpłynął. -nie wiedziała co ma zrobić co powiedzieć. Pięć lat budowała tą przeklętą machinę, która teraz ją uwięziła w latach 80.
   -Wszystko gra? -spytała się blondynka. Widziała po minie Sary, ze nie jest dobrze.
   -Tak... To znaczy nie... Znaczy nie wiem.
   -Jessica.
   -Sara. -uścisnęły sobie ręce.
   -Chyba potrzebujesz pomocy.
   -Na to wygląda.
   -Wiesz co, mieszkam sama w mieszkaniu. Może chciałabyś...
   -Przygarniesz mnie?
   -No jasne! Nie zawsze spotyka się osoby z przyszłości i nie będziesz chyba paradować w tym kitlu. -Sara się uśmiechnęła. -Więc chodź. -Jessica złapała ją za rękę i pociągnęła w kierunku miejsca swojego zamieszkania. -Więc jak tam jest? -tym zwykłym pytaniem zaczęła rozmowę która trwała dosyć długo tego dnia. Lecz tego wieczoru rozpoczęła się historia, która w końcu miała wejść na właściwe tory.

Rok 1991
Przez te cztery lata w życiu Sary wiele się pozmieniało. Nauczyła się żyć w tym "nowym" świecie bardzo szybko. Zyskała przyjaciółkę, która pomogła się jej odnaleźć w tej dziwnej sytuacji. Teraz tu miała życie. Rozpoczęła je z czystą kartą. O dziwo zdobyła dokumenty tożsamości bardzo szybko i sprawnie co ją niezwykle dziwiło. Brunetka miała wrażenie, że od zawsze była przygotowywana do takiego wydarzenia. Udało jej się nawiązać połączenie z laboratorium, w którym teraz trwały prace nad nowym wehikułem.
Niby wszystko było w porządku, ale tęskniła za rodziną, za ojcem, przyjaciółmi, za dawnym życiem. W tym nic ją nie trzymało oprócz Jessici. Ale to niedługo miało się zmienić...
Akurat wyprowadzała psa przyjaciółki na spacer. Owczarek jak zwykle szedł grzecznie obok Sary. Był wieczór więc w pobliskim parku nie było żywej duszy. Można by powiedzieć, że panowała atmosfera myślowego uniesienia. Dziewczyna szła sobie spokojnie jedną z alejek rozmyślając o tym co będzie. W pewnym momencie poczuła mocne pociągnięcie w przód.
   -Jackie do nogi! -wykrzyknęła za oddalającym się psem. Było ciemno, a nie wybaczyłaby sobie gdyby przez nią Jessica straciła przyjaciela. -Wracaj! -biegła za nim ile sił w nogach. Dogoniła go gdy ten szarpał kawałek beżowego płaszczu jakiegoś mężczyzny. -Jackie zostaw. -starała się odciągnąć psa od napastowanego człowieka. -Siad. -rozkazała podnosząc się z klęczek. Teraz mogła dokładniej przyjrzeć się nieznajomemu. Był ubrany jak jakiś szpieg z jej ulubionych książek. Kołnierz płaszcza zakrywał jego twarz, jakby się starał się przed kimś ukryć. Na głowie miał czarną fedorę, która dodawała tej postaci jeszcze większej tajemniczości. Sara chciała spojrzeć w jego oczy i się przekonać jaką duszę ma stojąca przez nią osoba. Bardzo często tak robiła. W oczach potrafiła odczytać wszystko, można by powiedzieć, że czytała z człowieka jak z otwartej książki. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedziała co dręczy daną osobę. Ale tym razem oczy mężczyzny były schowane za parą szkieł okularów przeciwsłonecznych. Zdziwiło ją to. Przecież nikt o tak późnej porze nie chodzi w tego typu okularach. Ale jak zawsze na to także znalazłaby wyjaśnienie...
Czuła na sobie wzrok mężczyzny. Lekko się speszyła.
   -Najmocniej pana przepraszam za niego. -przerwała ciszę trwająca już dobre pięć minut, która wcale nie zdawała się ciążyć obojgu.
   -Słucham? -mężczyzna również otrząsnął się z chwilowego transu, który spowodowała ciemnowłosa. Spojrzał na swój płaszcz u dołu. -A to... Nic się nie stało.
   -Na pewno?
   -Tak, tak. -nie wiedzieli jak ciągnąć tą rozmowę. Zdawali się być zahipnotyzowani swoją obecnością.
   -Jeszcze raz pana przepraszam i do widzenia. -dziewczyna odwróciła się i ruszyła przed siebie. -Jackie do nogi. -ponagliła zwierzaka, który jeszcze chwilę wpatrywał się ciekawsko w stronę mężczyzny i ruszył za właścicielką. Mężczyzna chwilę wpatrywał się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stała dziewczyna o bursztynowych oczach.
   -Szefie. -podeszło do niego dwóch goryli. -Nic szefowi nie jest?
   -Wszystko w porządku. -powiedział od niechcenia. -I przepraszam, za tą ucieczkę, ale czasem potrzebuję choć przez chwilę poczuć się jak normalny człowiek. -wodził wzrokiem za sylwetką nieznajomej, która coraz bardziej się oddalała. Jego towarzysze spojrzeli w tamtym kierunku.
   -No, no panie Jackson. Ma pan świetny gust. -jeden z nich poklepał postać w płaszczu po ramieniu.
   -Rob skończ z tym panem.
   -Ale gust do kobiet masz. -dodał drugi.
   -Lepiej wracajmy do hotelu. -Michael skierował swoje kroki do drugiego wyjścia z parku. Głowę cały czas zaprzątała mu nieznajoma. Nie poznała go, co go jeszcze bardziej zdziwiło. Myślał, że Michaela Jacksona pozna każdy, ale przecież był późny wieczór, więc nie ma się czemu dziwić...



Parę dni później...
Przechadzał się po parku już kolejny dzień. Cały czas miał nadzieję, że spotka nieznajomą, którą
spotkał jakieś trzy dni temu. W porze popołudniowej park wypełniał wesoły gwar dzieci. Lubił się temu przysłuchiwać. W pewien sposób kochał dzieci. Pewnie za ich szczerość i proste podejście do świata. Dotarł na miejsce w którym spotkał ciemnowłosą i czekał. Zapewne czekał na jakiś cud czy cokolwiek, bo szansa na to, że ją spotka jest jak wygrana pełnej puli w totka. A jednak. Nie poddawał się i czekał.
Stał godzinę może więcej, a przechodnie dziwnie mu się przyglądali, bo przecież to dosyć podejrzane, że jakiś zamaskowany mężczyzna stoi w jednym miejscu od jakiegoś czasu i to w biały dzień. W duchu błagał by nikt go nie poznał. Choć i tak zebrał się w sobie i zamiast ukochanych mokasyn ubrał zwykłe adidasy. Starał się ukryć swoją tożsamość. Nie chciał kolejnej afery wokół swojej osoby...
Gdy już tracił resztki nadzieji i miał odchodzić poczuł, że coś go ciągnie za nogawkę spodni.Spojrzał w dół. To był pies. Ten sam, który należał do tamtej dziewczyny. Jeżeli on tu jest to znaczy, że ona również. W jednym momencie przepełniła go radości na myśl, że będzie miał szansę poznać brunetkę. Ale dlaczego tak bardzo się cieszył? Przecież jej nie znał...
Zwierzak domagał się jego uwagi. Cały czas trącał go to nosem to łapką. Michael uklęknął by go pogłaskać. Spojrzał na obrożę do której był przyczepiony wisiorek z jego imieniem.
   -Jackie. -uśmiechnął się do siebie. -Zupełnie jak mój brat. -pies przychylił głowę. Zdawać by się mogło, że zwierzę go bacznie lustruje jakby szukało u niego pewnych cech. -Ciekawe czy jesteś równie dowcipny co on. -Powietrze przeciął dźwięk gwizdnięcia. Jackie zwrócił głowę w tamtą stronę i szczeknął, ale nic więcej nie zrobił tylko zaczepiał Michaela.
    -Jackie ty mi chyba lubisz uciekać co? -usłyszał ten aksamitny głos przed sobą. Podniósł wzrok i ujrzał kobietę na którą tyle czekał. -Dzień dobry. -powiedziała nieśmiało.
    -Witaj. -tylko na tyle się mógł zdobyć nie mógł wykrztusić z siebie ani słowa. Zlustrował dziewczynę wzrokiem. Była ładna. Ba ona była piękna, była uosobieniem kobiecości...
    -Widać polubił pana już za pierwszym razem. -przerwała chwilę ciszy. Czyli go pamięta, pomimo tego, że teraz też chował się pod swoim przebraniem.
    -To bardzo mądry pies. -przytaknęła. -A i proszę mi nie mówić przez pan. Czuję się wtedy jakbym miał przynajmniej z sześćdziesiąt lat. -Sara się uśmiechnęła. -Michael. -wyciągnął w jej stronę rękę.
    -Miło mi. -pochwyciła jego dłoń. -Sara.
    -Masz bardzo ładne imię. -no tak od czegoś należy zacząć.
    -Dziękuję. -zarumieniła się lekko.
    -A z rumieńcem jesteś jeszcze bardziej piękniejsza. -jeżeli chciał ją zawstydzić to mu się to udało. -Proponuję przejść w jakieś ustronne miejsce. -zaproponował. W oddali dostrzegł parę fotoreporterów. Nie chciał by przez niego dziewczyna straciła prywatność. -Nie jesteś stąd, prawda? -spytał, gdy przeszli już spory kawałek.
    -Nie jestem stąd. -dziewczyna zdawała się wahać. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Przecież nie powie "Michael wiem, że znamy się dopiero jakieś piętnaście minut, ale najwyżej weźmiesz mnie za wariatkę. Jestem z przyszłości i to nie jest żart." -Jestem z daleka, bardzo daleka.
   -A dokładniej?
   -Z Miami. -po części to była prawda.
   -To nie jest aż tak daleko.
   -Tak to prawda. Tam tylko mieszkam. -bała się, że jeżeli powie prawdę odwróci się od niej, a był drugą osobą z którą miała szansę się zaprzyjaźnić.
   -A co z twoją rodziną?
   -Książkę piszesz, że się tak pytasz?
   -Nie, nie piszę, ale mogę zacząć. -przyjrzał się jej chwilę. Widział, że czegoś się bała. -Jeżeli nie chcesz nie musisz mówić. -oderwała od niego wzrok by spojrzeć przed siebie.
   -I tak byś nie zrozumiał. -powiedziała prawie grobowym głosem.
   -Mam się bać? -wywróciła na niego oczami.
   -Ty? Nie, absolutnie. -oboje się roześmiali. Szli przed siebie rozmawiając ze sobą jakby się znali od paru dobrych lat. Michael pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się całkowicie sobą i nie musiał się obawiać o każde słowo które wypowiada. Od Sary mogło się wyczuć zrozumienie, którego tak potrzebował. -Ładnie tu. -odezwała się, gdy doszli do najbardziej oddalonej części parku.
    -Lubię tu przychodzić. Tutaj nie muszę się ukrywać pod żadną maską. -mówił z pewną tajemniczością. Spojrzała na niego z ciekawością mieszającą się ze strachem. -Nie wiem czy mogę ci zaufać, ale wydajesz się osobą, która nie poleci do pierwszego lepszego wydawnictwa i opowie wszystko co słyszała. -Sara nie wiedziała czego się miała spodziewać. O tym człowieku wiedziała tylko tyle, że jest muzykiem i ma na imię Michael, ale nie przyszło jej do głowy, że rozmawia z osobą o której słyszał chyba każdy. -Nie chcę cię okłamywać, bo czuję, że ty nie postąpiłabyś podobnie. -jak on bardzo się mylił. Sara w ciągu tej pół godziny powiedziała zaledwie 25% prawdy. -Dlatego mam do ciebie prośbę, żebyś to kim jestem zostawiła dla siebie. -dziewczyna nie wiedziała czego ma się spodziewać. Skoro prosił ją by nikomu nie mówiła kim jest może być...zbrodniarzem? Mniej więcej takie myśli podsuwała jej podświadomość, gdy Michael ściągał maskę chirurgiczną i okulary z twarzy. Momentalnie Sarze delikatnie opadła szczęka ze zdziwienia, gdy Michael obdarzył ją swym czekoladowym spojrzeniem. Chwilę się w niego wpatrywała jakby nie mogła uwierzyć, że przednią stoi ten Michael Jackson, którego piosenek słucha w radiu. Mike nie wiedział co zrobić. Jak zareagować. Zresztą takiej reakcji mógł się spodziewać. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech i szturchnęła go lekko.
   -Musisz tak straszyć? Ja myślałam, że mam do czynienia z seryjnym mordercą. -Michael rozpromienił się na te słowa. -Że też się wcześniej nie domyśliłam.
   -Jestem mistrzem przebieranek. -powiedział z dumą.
   -Jeszcze zobaczymy. -spojrzała na niego chytrze.
   -Rzucasz mi wyzwanie?
   -Może... -spojrzała na zegarek. -Chyba straciłam poczucie czasu.
   -Może cię odprowadzę? -zapytał z nadzieją. Zależało mu by spędzić jak najwięcej czasu z tą dziewczyną. Była inna niż wszystkie, które spotkał w swoim życiu. Nie rzucała się na niego, nie obchodziło ją to jaki ma stan konta, prawdopodobnie miała gdzieś to, że jest Michaelem Jacksonem. Traktowała go jak zwykłego człowieka, znajomego, którego spotkała w parku.
   -Jesteś pewien? Nie boisz się, że cię ktoś rozpozna? -spytała. Nie chciała go obarczać swoją obecnością. Nie chciała by przez jej osobę miał problemy.
   -Dałem radę czekać na ciebie tyle czasu w jednym miejscu i nikt mnie poznał, więc teraz z pewnością również nikt na mnie nie zwróci uwagi. -nie ukrywał radości, ponieważ udało mu się być niezauważonym i przechadzać się po okolicy jak zwykły człowiek.
   -Czekaj... Ty na mnie czekałeś?
   -No od jakiś trzech dni. -powiedział i nieśmiało przygryzł wargę.
   -Ja się chyba wpakowałam w znajomość z wariatem. -westchnęła z udawanym przestrachem.
   -No ej nie będzie tak źle. -uśmiechnął się pokrzepiająco.
   -Dobra chodź. -pociągnęła go za rękaw i ruszyli spacerkiem kierując się do głównej bramy parku. Michael czuł się przy niej niezwykle. Miał wrażenie, że poznał ją już parę lat temu i spotkali się po latach rozłąki. A Sara? Nie spodziewała się tego, że taka osoba jak mężczyzna dotrzymujący jej kroku zwróci na nią uwagę. Dziewczyna obawiała się jednego, że ich znajomość wejdzie na wyższy poziom. Taki który jest ponad przyjaźnią.

Jakiś czas później...
Stało się. Żadne z nich nie kontrolowało tego co się między nimi wytworzyli. Lecz ani on ani ona nie chcieli przed sobą przyznać co czuje do tej drugiej połówki. Wszyscy wokoło wiedzieli, że prędzej czy późnej będą razem, ale oni. Oni się bali, że ich przyjaźń legnie w gruzach. Bali się, że to jest miłość w jedną stronę. Bali się odrzucenia z jakim mogli się spotkać po wyjawieniu swoich uczuć.
   -Jesteś szalony. -wparowali do jego sypialni. Sara rzuciła się na  łóżko stojące w centrum pokoju pod ścianą. -Janet będzie wściekła. -przekręciła się na plecy i wpatrywała w przyjaciela.
    -Jednak dalej uważam, że daliśmy za mało budyniu do tego wiaderka. -ułożył się obok dziewczyny. Nie mógł sobie wyobrazić, że nigdy by nie spotkał Sary. Wprowadziła w jego życie wiele radości.
    -Przecież to wiadro więcej by nie zmieściło. -bawiła się włosami Michaela i układała w różne strony, a chłopak nie pozostawał jej dłużny. Niby przypadkiem musnął opuszkami palców jej policzek. Leżeli bokiem wpatrując się sobie w oczy. Nie mówili nic. Cisza wystarczyła. Ona wcale nie ciążyła, a wręcz przeciwnie. Nadawała tej chwili magii. Żadne z nich nie chciało tego przerywać, ale jak zwykle los zadbał o to by ktoś inny im przeszkodził.
    -Który to wymyślił? -do pokoju weszła wściekła Janet. Dwoje leżących poderwało się do pozycji siedzących i spojrzało na nich, po czym wybuchnęli śmiechem. -Nie śmiać się tylko przyznać kto to wymyślił. -wskazała na swoje włosy, które były czymś oblepione.
   -Ona.
   -On. -starali się zrzucić winę na drugiego. W tym momencie wyglądali jak dwójka dzieci, która zbiła ulubiony wazon matki.
   -I jeszcze zwalasz winę na Sarę? Obydwoje dobrze wiemy, że tylko ty potrafisz wpaść na takie pomysły.-dopiero teraz spostrzegła, że Sara i Michael mają rozczapirzone włosy. Otwarła buzię ze zdziwienia. -Ja wam chyba przeszkodziłam w czymś ważnym.
   -Nie skądże. -odparła Sara.
   -To ja zostawiam was samych. -czym prędzej czmychnęła z pokoju.
   -Nie wiesz o co jej chodziło? -spytała dziewczyna.
   -To jest Janet i lubi wymyślać różne teorie. Nie zdziwiłbym się jakby rodzinka wpadła z gratulacjami. -spojrzał na nią. Tak bardzo by chciał, żeby to była prawda.
    -Co robimy? -zagadnęła jego towarzyszka.
    -Co chcesz.
    -Zależy co ty chcesz.
    -Nie bo ty.
    -Chcesz się teraz ze mną kłócić?
    -Z tobą zawsze i wszędzie.
    -Cóż za wyznania panie Jackson. -spojrzała na niego z wyzywającym uśmiechem.
    -A mówiłem, że jesteś najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem. -zarumieniła się.
    -Dobra idź spać, bo bredzisz. -podniosła się z łóżka i skierowała w stronę drzwi.
    -Gdzie idziesz? -nie chciał by go opuszczała.
    -Wracam do siebie. -odparła hardo. Michael zerwał się za nią i porwał ją na ręce, przerzucając ją sobie przez ramię. -Michael puść. -piszczała próbując zmusić śmiech.
    -Dzisiaj zostajesz tu. -rzucił ją na swoje łóżko.
    -Ale nie mam swojej piżamki. -mówiła jak małe dziecko.
    -Zaraz coś znajdziemy. -wszedł do garderoby, z której po chwili wyciągnął jedną ze swoich koszul i podał ją dziewczynie.
   -A gdzie będę spać.
   -Tutaj. -wskazał na swoje łóżko. -No chyba, że wolisz towarzystwo pająków i innych żyjątek.
   -Wolę spać z tobą. -oczywiście mógł jej zaproponować jedną z wielu sypialni znajdujących się obok, ale chciał ją mieć blisko siebie. Dziewczyna poszła się przebrać do łazienki, a już chwilę później wróciła do Michaela, który siedział na łóżku i trzymał jakiś przedmiot w ręce.
   -Nie uważasz, że ta koszula jest za krótka? -stanęła parę kroków od łóżka. Próbując naciągnąć na uda materiał. Michael spojrzał na nią i uśmiechnął się do siebie. W jego koszuli wyglądała nad wyraz uroczo i...seksownie? Tak to słowo przeszło mu przez myśl. Gdy ciemnowłosa podniosła na niego swój wzrok miał wrażenie, że temperatura podniosła się o kilkadziesiąt stopni.
    -Nie jest w sam raz. -starał się brzmieć tak jak gdyby jej ubiór nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.
   -Co tam trzymasz. -schował za siebie gazetę.
   -Nic.
   -No pokaż.
   -Nie. -Sara rzuciła się na niego i próbowała wyrwać mu czasopismo. Lecz Michael nie chciał dać za wygraną i również walczył o swoje.
   -Wygrałam. -krzyknęła tryumfalnie, gdy wyrwała mu zwinięte w rulon wydanie, jego powaliła na ziemię siadając na nim okrakiem. Przewróciła gazetę tak aby mogła ją przeczytać. Jej mina momentalnie zrzedła. To była ta sama gazeta, którą Tony jej pokazał jakieś trzy lata temu.
   -Wszystko gra? -Michael spytał z troską w głosie. -Nie chciałem by to tak wyglądało.
   -Miejmy to gdzieś. A z tym... -wskazała na gazetę. -...robimy to. -wydarła jedną kartkę, zwinęła w kulkę i rzuciła w jego stronę.
   -Ej. -poderwał się przywracając ją tym samym plecy. -Nie bawię się z tobą tak. -wyszeptał tuż przy jej ustach.
   -To po której stronie śpię? -przerwała niezręczny moment ciszy. Obydwoje wiedzieli w jaką stronę, by to zmierzało.
   -Po której chcesz. -położyli się na łóżku blisko siebie. -Jutro mam spotkanie na które nie mam wcale ochoty jechać.
   -Nie marudź nie będzie tak źle. Posiedzisz chwilę, posłuchasz co mają ci inni do powiedzenia i wrócisz.
   -Ale będzie strasznie nudno.
   -Skąd wiesz, co?
   -Bo nie będzie tam ciebie. -nawet nie wiedział kiedy zaczął mówić w ten sposób.
   -A bardzo daleko masz to spotkanie?
   -Umówione jest w biurze szefostwa wytwórni.
   -Czyli to jest w tym samym budynku co wytwórnia.
   -Nie do końca to jest parę ulic dalej. Trzeba przejechać przez gigantyczny most. -Sara kojarzyła ten most. To była ta sama budowla, która została zniszczona przez terrorystów dwunastego marca. Ona znała tą datę. -Hej wszystko gra?
    -Zmęczona jestem.
    -Słodkich snów. -wyszeptał jej na ucho. Dziewczyna wtuliła się w niego szukając ciepła i bliskości, które jej podarował. Cały czas w głowie miała różne myśli, które przedstawiały jutrzejszy dzień. Nie mogła pozwolić by cokolwiek mu się stało. Postanowiła go zatrzymać w Neverlandzie, a potrzebne jej do tego było tylko wyłącznie budzika.

Ranek ok. 11:00
Słońce uporczywie przebijało się przez cienkie zasłony. Jego promienie padały na twarz mężczyzny, który był pogrążony we śnie. Nie miał ochoty otwierać oczu, ale gdy dotknął miejsca, gdzie powinna spać Sara napotkał tylko zimno zaścielonego materiału. Przez myśl mu przeszło, że pewnie zeszła na śniadanie.
Spojrzał na zegarek. Był spóźniony jakieś pół godziny. Już dawno powinien być w drodze. Gdy był gotowy zbiegł na dół chcąc odnaleźć jednego ze swoich ochroniarzy.
   -Rob możemy jechać. -chciał ruszyć w stronę drzwi, ale goryl go zatrzymał.
   -Szefie nie ma jak jechać.
   -Pojedziemy moim Bentleyem.
   -Nie o to chodzi. -zastanawiał się jak powiedzieć Michaelowi, że mostu nie ma.
   -A więc o co?
   -Most został wysadzony jakieś piętnaście minut temu. -Michaelowi zrzedła mina.
   -Ale jak to? -spytał bardziej siebie. -Nie widziałeś może Sarę?
   -Wróciła do domu dwie godziny temu. -Michaelowi coś nie pasowało. Sara widocznie coś przed nim ukrywała. Ale co.
   -Jadę do niej. -oznajmił tylko i wybiegł ze swojego królestwa. Chciał to jak najszybciej wyjaśnić. Ruszył więc w jedyne miejsce gdzie mógł ją znaleźć...

Stał pod drzwiami przysłuchując się rozmowie, która toczyła się w środku.
   -Teraz będziesz musiała mu wszystko wyjaśnić. -odezwał się jeden głos.
   -A co jak nie zrozumie? Przecież to brzmi jak historia wariata. -to była Sara.
   -Ja jakoś uwierzyłam.
   -Właśnie. Ty, a Michael? Jak nie uwierzy? Przecież on mnie znienawidzi.
   -Więc było nie wyłączać mu tego budzika.
   -Ale czy ty nie rozumiesz, że on mógł tam zginąć? -wyjaśniła się przyczyna jego późnej pobudki.
   -Rozumiem, że się o niego troszczysz. Ba wy troszczycie się o siebie nawzajem. Powinnaś z nim pogadać i wszystko wytłumaczyć. Widzimy się później. -kobieta skierowała swoje kroki w stronę drzwi za którymi stał Michael. Otworzyła je i lekko się zmieszała. -Wysłuchaj jej do końca to wszystko zrozumiesz. -Jessica tylko tyle mu powiedziała. Niepewnie wszedł do przedpokoju i skierował się do kuchni. Przy wysepce siedziała Sara nad parującym kubkiem herbaty.
   -Znowu zapomniałaś kluczy? -odwróciła się i napotkała czekoladowe oczy Michaela.
 -Miałaś coś wspólnego z tym zamachem? -starał się zachować spokój.
   -Masz mnie za terrorystkę?
   -Więc wytłumacz mi o co chodzi z tym wszystkim. -brunetka spuściła głowę i chwilę się wpatrywała w ziemię.
  -Chodź za mną. -wstała i ruszyła w stronę drzwi od piwnicy. Bała się. Chciała z nim porozmawiać później, ale teraz nie miała jak się z tego wymigać. Otworzyła przed nim drzwi i przepuściła go by wszedł pierwszy. W środku było pełno kabli, które ciągnęły się po podłodze, wisiały przy suficie i ekrany na których wyświetlały się dane.
   -Co to jest? -spytał po chwili.
   -Przyszłość. -usiadła na jednym z krzeseł.
   -Co? -nie potrafił uwierzyć w to co słyszy.
   -Wiem, że to brzmi jak jeden wielki żart, ale to prawda jestem z przyszłości. Dlatego rzadko mówiłam o mojej rodzinie. Czasami znikałam i siedziałam tutaj chcąc przestudiować nadesłane informacje. -zapadła chwila nieprzyjemnej ciszy. -Jeżeli chcesz możesz wyjść i już więcej się nie odzywać. Zapomnimy o sobie i udajmy, że się nie znamy. -nie wiedział co zrobić. Dowiedział się prawdy choć była ona nieprawdopodobna. Jeżeli teraz wyjdzie już nigdy się z nią nie spotka. Ale istniała jeszcze druga opcja. Mógł jej powiedzieć co czuje.
   -Jak miałbym zapomnieć o osobie która zawróciła mi w głowie od pierwszego spotkania? -spojrzała na niego niepewnie, a on powoli się do niej zbliżał z ognikami w oczach. -Jak miałbym żyć ze świadomością, że nie mogę cię przytulić i powiedzieć czegoś ważnego. -ich twarze znajdowały się na równi. -Że zakochałem się w tobie jak wariat. -złączył ich wargi w pocałunku, ale czyżby to była miłość w jedną stronę. Czyżby Sara nic do niego nie czuła? Gdy miał już się od niej oderwać ta przyciągnęła go do siebie i zaczęła oddawać każdy pocałunek z wielkim uczuciem. Z niechęcią oderwała się od niego dosłownie na milimetry. Spojrzał w jego oczy które patrzyły na nią z ogromną miłością.
   -Ja też cię kocham jak jeszcze większa wariatka. -ponownie złączyła ich wargi. Szczęście, radość, a przede wszystkim miłość rozsadzało ich od środka, ale czy na długo?

Pół roku później.
Marzec 1992
Siedzieli na kanapie obok siebie w mieszkaniu Jessicy i oglądali jakąś komedię. Między nimi układało się wspaniale. Można by powiedzieć, że byli dla siebie stworzeni. Na wiadomość, że są razem każdy się ucieszył. Większość komentowała to zdaniem "No myślałem, że nigdy nie będziecie razem."
Ich delektowanie się swoją obecnością przeszkodziło natarczywe pikanie, które dochodziło od strony piwnicy.
   -Słyszysz? -spytała prawie szeptem.
   -Czyli ty też to słyszysz? -skinęła głową.
   -Pójdę to sprawdzić. -ciekawość zżerała ją od środka. Michael poszedł w ślad za nią. Wewnętrzny głos mu podpowiadał, że coś się wydarzy. Podeszli do drzwi, a pikanie się wzmagało coraz bardziej. Przyłożyli uszy do drewna by choć trochę wywnioskować co się stanie.
   -Padnij! -krzyknęła Sara i w jednej chwili rzuciła się na Michaela, by uchronić go przed wybuchem, który rozsadził drzwi.
   -Nic ci nie jest? -spytał z troską, gdy kurz opadł.
   -Nie nic. A tobie? -pokiwał głową na znak, że wszystko w porządku.
   -Matko boska ile tu kabli. -odezwał się ktoś.
   -Czego ty chcesz Fred. Przecież to XX wiek. -dziewczyna poderwała się na nogi.
   -Tata? -wykrzyknęła rzucając się starszemu mężczyźnie na szyję.
   -Sarcia jak tyś wyrosła. -mężczyzna zlustrował ją wzrokiem. A następnie przeniósł swoje spojrzenie na Michaela, który otrzepał się z kurzu. -Gregory Green ojciec Sary. -wyciągnął w jego stronę rękę.
   -Michael Jackson. -uścisnął jego dłoń. -Jej...
   -Chłopak. -stanęła koło niego wtulając się w jego ramię.
   -Miło mi. -odpowiedział ojciec dziewczyny i uśmiechnął się pod nosem.
   -A z ukochanym kuzynem to już się nie łaska przywitać? -wyszedł do nich mężczyzna na oko w wieku Sary.
   -Fred. -rzuciła się mu w ramiona. -Powiem ci, że zrudziałeś przez ten czas.
   -Jak zawsze miła. Mamy dwie minuty i wracasz z nami.
   -Co? -spytała zdezorientowana.
   -No ty myślisz, że wpadliśmy z wizytą w odwiedziny?
   -Tata? -spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. -Powiedz, że to nieprawda.
   -Masz dwie minuty. -powiedział tylko i wszedł z powrotem do pomieszczenia. -Zostawmy ich samych.
   -Michael... Ja nie chcę wracać. -wtuliła się w niego nie kryjąc łez.
   -Ej, mała. -złapał ją za podbródek i uniósł do góry. -Nie płacz słyszysz? Może tak miało być.
   -Ale...
   -Ciii... Ja też za tobą będę tęsknić i to cholernie. -w jego oczach również zebrały się pojedyncze łezki.
   -I kto tu klnie co? -starała obrócić się wszystko w żart, ale nie potrafiła.
   -Pamiętaj, że zawsze będziesz w moim sercu i nigdy o tobie nie zapomnę. Idź już bo inaczej kontinuumczaso...coś tam się zapętli i koniec świata będzie. -pocałował ją po raz ostatni. Po raz ostatni poczuł ten cudowny smak jej ust.
Zniknęła za drzwiami pomieszczenia, w którym miała wrócić do swojego świata...
Siedziała na krześle wpatrując się tępo w jeden punkt na ścianie.
   -Nie tak nie może być. -odezwał się jej ojciec. -Sara ty tu zostajesz. -widział jak cierpi jego córka, a zabierając ją z powrotem odebrał by jej szczęście.
   -Co? -spytała drżącym głosem.
   -Posłuchaj ty od zawsze....

Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Bez niej nie był sobą. Szedł przed siebie i nawet nie wiedział dokąd doszedł. Rozejrzał się po okolicy. To było miejsce gdy pierwszy raz się spotkali. Wszystko mu o niej przypominało, ale musiał się teraz przyzwyczaić, że jej teraz nie ma. Wróciła tam skąd pochodzi.
Stał w miejscu i wspomniał najpiękniejsze chwilę z jej udziałem.
   -Michael! -ktoś krzyknął z oddali. Zapewne jakaś fanka. Cóż przeżyje i to. Odwrócił się w stronę z której dobiegał głos. Momentalnie ktoś wtulił się w niego z rozbiegu. Wszędzie rozpoznałby tą niziutką sylwetkę dziewczyny.
   -Sara? -spytał z niedowierzaniem. -Co ty tu robisz?
   -Ja tu od zawsze pasowałam. -mówiła ze łzami w oczach.
   -Ale jak kto?
   -To długa historia.
   -Ale teraz mamy już dużo czasu. Naprawdę dużo. -wziął ją w swoje ramiona i przytulił. Teraz mogli spędzić ze sobą całą wieczność, a nawet i więcej...

"Czas to tylko pojęcie względne...szczególnie w miłości"
~~~~~~~~
I jak? Co sądzicie?
Czytasz? Zostaw komentarz, to motywuje. :D

3 komentarze:

  1. Hej!!!
    Powiem tak. Diametralnie różne od opowiadania, ale ty może powinnaś przerzucić się na coś takiego własnie? :D Michael Jackson i podróże w czasie. xD Ciekawe, czegoś takiego jeszcze nie było. Rozumiem, że on miał zginąc wtedy na tym wywalonym moście? No to udało jej się, budzik ocalił mu dupsko. xD Z jej drobną pomoca oczywiście.
    Bardzo mi się to podoba, ale jednak jest to jakieś takie... inne po prostu. xD Coś nowego. No nie wiem jak to powiedzieć, mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi. Aczkolwiek o to właśnie chodzi, żeby nie czytać wciąż tych samych flaków. :D
    Za dużo by tu pisać gdybym chciała się w to jeszcze bardziej zagłębić. Ale coś niespotykanego, chyba, że ktoś już kiedyś coś takiego widział. [?]
    No to ja ci życzę weny na więcej takich wynalazków. :D
    Pozdrawiam i oczywiście czekam na następny rozdział 'Do you remember'! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć kochana
    Podróże w czasie, temat który mnie zawsze bardzo interesował. Super wyszła ci ta miniaturka. Nawet dobrze,że Sara znalazła się w przeszłości, gdyby nie ona możliwe,że Mike by poniósł śmierć na tym moście.Co by wtedy było? Całe szczęście,że Sara wyłączyła mu ten budzik.Fajnie czasem przeczytać coś nowego, a nie ciągle jedno i to samo. Teraz tylko czekam na dalszy ciąg "Do you remember".
    Dużo weny życzę !!!
    Pozdrawiam i buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Od czego by tu zacząć?....
    Miniaturka wyszła ci extra, a relacja Michaela z Sarą jest bardzo urocza ^^
    Podróże w czasie... - marzenia z dzieciństwa xD
    Ogólnie strasznie spodobał mi się sposób, w jaki wykreowałaś historię ich obojga, a w szczególności "misję" Sary - Niedopuszczenie do śmierci wiadomej osoby. Bo jak ratować świat, to na całego :D

    Życzę Ci dużo weny i czekam na kolejną notkę mojego ukochanego "Do you remember"

    Pozdrawiam
    Mezzoforte

    OdpowiedzUsuń